50.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Po raz drugi tego samego dnia Severus dał sygnał dłonią Cassandrze, by ta jednocześnie weszła z nim do pomieszczenia. Ślizgonka przyparła plecami do ściany po prawej stronie wejścia, jednak przypomniała sobie słowa Snape'a o trzymaniu się blisko niego, dlatego stanęła niedaleko niego, stąpając cicho pomiędzy zwęglonymi resztkami krzeseł, regałów, foteli i innych trudnych do zidentyfikowania mebli. Wspólnie ruszyli wzdłuż ściany, omijając epicentrum zagraconego labiryntu, uważnie zaglądając w każdy zakamarek, w celu znalezienia wroga. Cassandra nie potrafiła usłyszeć niczego poza biciem swojego rozszalałego serca. Wytarła pot z dłoni i złapała pewniej różdżkę, oglądając się za siebie. Pokój Życzeń zdawał się być pusty, jednak coś w ich wnętrzu podpowiadało, że wcale tak nie jest.

 – Travers! – krzyknął nagle Snape, a Cassandra podskoczyła. – Dość tych gierek!

 – Mówi ten, który chował się przez całe życie – usłyszeli zimny, szorstki głos. – Przyprowadziłeś swoje zwierzątko? – spytał, a zaraz po tym zaśmiał się lodowato.

 – To sprawa między nami, Yaxley. Nie mieszaj w to niewinnych – syknął Snape, wychodząc przed jeden z regałów. Dał znak Ślizgonce, by poszła bokiem.

 – Do niedawna ci to nie przeszkadzało – odezwał się inny mężczyzna, a jego głos zdawał się dobiegać z każdego zakamarka pomieszczenia. Cassandra cicho i ostrożnie przeszła wzdłuż niestrawionego ogniem regału, mijała właśnie na wpół zachowaną szafę z lustrem, kiedy w odbiciu zauważyła wysoką postać barczystego mężczyzny z zakurzonymi, siwymi włosami zgarniętymi w niedbały kucyk.

 – Avada Kedavra! – zawołał, a młoda kobieta padła na ziemię, unikając śmierci. Siła zaklęcia skruszyła lustro w drobny mak, a także wyłamała drzwi szafy. Z drugiej strony Severus także wykonał unik.

 – Siedem lat nieszczęścia! – krzyknęła Cassandra, zrywając się na nogi, przypomniawszy sobie o utrzymywaniu odległości od Yaxleya. Schowała się za stertą zwęglonych mebli i posłała zaklęcie rozbrajające w stronę majaczącego między regałami śmierciożercy. Urok świsnął, przewracając jeden regał, z hukiem zwalający się na podłogę, a Yaxley roześmiał się kpiąco.

 – Jonkins, nie masz szans – powiedział, a Cassandrę przeszył dreszcz. – Jesteś za słaba, by zrobić mi krzywdę. – Ślizgonka wyskoczyła zza sterty i przetoczyła się za leżący na boku stół. Najdyskretniej, jak tylko mogła wyjrzała zza krawędzi i z ulgą zobaczyła, że mężczyzna nie zorientował się, co zrobiła.

 – Rzygać mi się chcę, Snape, kiedy widzę jak plugawisz swoje imię, bratając się z tą szlamą.

 Cassandra położyła się na plecach, oparła swoje stopy o blat stołu i nasłuchiwała. Kilkanaście metrów po jej lewej stronie rozgrywała się zacięta walka między Severusem, a Traversem. Zarówno jeden, jak i drugi przeciwnik raz za razem miotał zaklęcia, rozświetlając ponure pomieszczenie różnymi barwami. Siła niektórych uroków zdmuchiwała kupki popiołu, przez co po kilku minutach walki widoczność była mocno ograniczona, a okropny zapach spalenizny drażnił nozdrza walczących.

 – Zabiję cię, Snape! A zaraz po tobie przyjdzie czas na Lucjusza! Stary dureń myśli, że obronią go aurorzy – zawołał Travers, z wściekłością miotając zaklęcia w stronę przeciwnika.

 Severus uskoczył przed zaklęciem uśmiercającym, posyłając w stronę śmierciożercy zaklęcie własnego autorstwa. Chwilę później ciało Traversa runęło na ziemię, tarzając się w okropnie bolesnych konwulsjach. Głuchy odgłos usłyszała nie tylko Cassandra, ale także Yaxley, zatrzymując się naprzeciw ukrytej Ślizgonki. Młoda kobieta skupiła się i niewerbalnie wypowiedziała zaklęcie Expulso, tworząc silny podmuch fali uderzeniowej, która poderwała stół w powietrze, wprost na stojącego śmierciożercę. Yaxley, choć wzięty z zaskoczenia, zdołał przepołowić mebel, nie robiący na nim absolutnie żadnego wrażenia.

 – Niewerbalnie? – spytał, a Cassandra zerwała się na nogi. – Uciekaj, uciekaj... Uciekaj póki możesz. – Młoda kobieta oparła się o regał stojący obok staroświeckiej szafy kilka metrów dalej, dysząc ciężko przez buzującą w jej żyłach adrenalinę. Przez szpary spokojnie obserwowała zbliżającego się do niej Yaxleya.

 – Kiedy cię dopadnę, nie będziesz miała na czym biegać. Zmuszę Snape'a, żeby patrzył jak powoli spuszczam z ciebie twoją parszywą krew! – Cassandra rzuciła się biegiem w stronę okrążającego wyspę mebli Severusa, a kiedy była w pobliżu niego, zobaczyła, jak podnosi swoją różdżkę i powala ją na ziemię. Opadła boleśnie na plecy, uderzywszy się o kant jakiegoś starego, obdrapanego biurka, rozcinając sobie łuk brwiowy, z którego krew zaczęła kapać jej na powiekę. W momencie upadku, jasnozielony promień światła świsnął nad jej głową. 

 – Avada Kedavra! – Snape machnął różdżką, a Yaxley zwalił się martwy na podłogę. Mistrz eliksirów złapał łapczywie powietrza, po czym podał rękę leżącej dziewczynie.

 – Dziękuję – powiedziała, mrużąc jedno oko.

 – Może rzeczywiście nie dałbym rady – mruknął, lecząc jej ranę. Kiedy krew przestała sączyć się z rozcięcia, Cassandra użyła na sobie zaklęcia czyszczącego, po czym nawiązała kontakt wzrokowy z Severusem, który założył jej kosmyk włosów za ucho.

 – Nie powinniśmy kogoś poinformować? – spytała, czując ciepło promieniujące od jego dłoni. Snape odsunął się od Ślizgonki, po czym zamachnął różdżką i powiedział:

 – Expecto patronum!

 Ponure, zakurzone pomieszczenie rozświetlił błękitny blask, formujący się w piękną, zgrabną łanię, przecinającą powietrze. 

 – Minerwo, natknęliśmy się na dwójkę śmierciożerców kryjących się w Pokoju Życzeń na siódmym piętrze zamku. Kryzys zażegnany, zostały formalności – wyjaśnił łani, a ona pobiegła wprost do wyjścia.

 – Formalności – powtórzyła Cassandra, uśmiechając się z trudem. Zrobiła krok w przód i zachwiała się, jednak Snape złapał ją pod ramię. – Ała, cała noga mnie nagle zabolała.

 – Bolała cię od jakiegoś czasu, ale nie czułaś, dopóki nie opadła adrenalina – wyjaśnił, pomagając jej skierować się do wyjścia.

 – Co teraz, panie profesorze? – Teraz idziesz do skrzydła szpitalnego.

 – Do pani Pomfrey? No bez przesady, po prostu się trochę poobijałam – odparła, uparcie idąc o własnych siłach.

 – Jonkins, nie bądź głupsza, niż jesteś – rzekł Snape, odwracając ją w swoją stronę.

 – Co to ma znaczyć? – usłyszeli zasapany głos Minerwy, biegnącej korytarzem. – Śmierciożercy w Hogwarcie?!

 – Już ich nie ma – odparł spokojnie Severus, jakby mówił o wczorajszej kolacji. – Zajęliśmy się tym.

 – Zajęliście?! Snape, czyż ty oszalał?! – zawołała, blada ze złości. – To robota dla aurorów, a nie dla ciebie i tym bardziej Cassandry!

 – Nic się nie stało, pani profesor – stwierdziła Ślizgonka, a Minerwa spojrzała na nią karcąco.

 – Właśnie widzę, ledwo możesz stać na własnych nogach – skomentowała, miażdżąc Severusa spojrzeniem. – Macie szczęście, i jedno i drugie! Cassandra spuściła głowę, wiedząc, że pani dyrektor ma bardzo dużo racji. Faktycznie mogli tam zginąć, a jeśli nie zginąć, to opuścić Pokój Życzeń z okropnymi ranami lub innymi urazami.

 – Sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana, Minerwo.

 – Snape, zejdź mi z oczu, zaraz tu będą aurorzy, żeby zbadać całą sytuację i lepiej, by nie zobaczyli na miejscu Cassandry, zwłaszcza w takim stanie. Severus spojrzał na swoją przełożoną poważnie, po czym skinął głową i podszedł do Cassandry, nachylając się do jej ucha:

 – Wracamy do kwater.

 Nim Ślizgonka mogła cokolwiek powiedzieć, złapał ją jedną ręką pod kolana, a drugą objął jej plecy. Młoda kobieta spojrzała zaskoczona na jego twarz, która nie wyrażała żadnych oznak zmęczenia po walce, czy zbyt dużego obciążenia jej osobą. Severus natychmiast wszedł do ukrytego przejścia i zszedł wraz z uczennicą na trzecie piętro, skąd także skręcił do kolejnego tajnego korytarza, znajdującego się nieopodal rzeźby rycerza, wykonanej przez Cassandrę. Przez całą drogę do lochów, kobieta starała się zanadto nie skupiać na tym, w jaki sposób niósł ją jej obiekt westchnień, jednak okazało się to bardzo trudne, co zdradzały zaróżowione policzki kobiety oraz przyspieszone bicie jej serca.

 – Pociągnij – polecił Snape, stając niedaleko kominka, a Cassandra wyciągnęła rękę w stronę pochodni.

 – Może mnie pan postawić – mruknęła nieśmiało.

 – Nie spodziewałem się, że powiesz coś takiego. – Uśmiechnął się złośliwie, a ona oparła twarz o jego klatkę piersiową, chcąc uniemożliwić mu zauważenie głębokiego rumieńca, który i tak zobaczył. Zaniósł ją do jej pokoju i położył na łóżku.

 – Przyniosę ci maść, a ty zobacz, czy to nie jest nic poważniejszego – oznajmił i opuścił pomieszczenie, a Cassandra z bólem ściągnęła spodnie. Uważnie przyjrzała się swojej nodze, którą wyciągnęła na pościeli. Na kolanie miała paskudnego, fioletowego sińca wielkości dorównującej jej dłoni, a ponad nim kilka zaczerwienionych obtarć.

 – Masz – powiedział Severus, kiedy wszedł do pokoju. Cassandra odebrała od niego słoiczek z rozpływającą się w ręku mazią o przyjemnym, ziołowym zapachu.

 – Jest dobrze, mam tylko dużego siniaka.

 – Posmaruj grubą warstwą, do wieczora nie powinno być śladu – polecił. – Wracam na górę.

 Cassandra skinęła głową, a kiedy mężczyzna odwrócił się na pięcie, powiedziała:

 – Dziękuję, panie profesorze. 

 Snape zatrzymał się, rzucając jej spojrzenie przez ramię. Światło dochodzące z salonu rozświetliło jego profil, a co za tym idzie, oczy, w których zabłysnęły rzadkie płomyczki radości.

 – Nie dziękuj, odrobisz w polu – powiedział i zostawił Cassandrę samą z jej własnym uśmiechem.


Złap mnie na innych platformach:
https://www.tiktok.com/@callmeclaudii
https://www.youtube.com/c/callmeclaudii

https://www.twitch.tv/callmeclaudii

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro