55.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Kilka kolejnych dni minęło bardzo szybko, głównie z powodu tego, że praktycznie niczym się od siebie nie różniły. Cassandra dostawała coraz to nowe zadania, które wykonywała o wiele chętniej, nie mając do czynienia z irytującą panią Lauren Laetari. Od momentu dziwnego incydentu, zakładu pomiędzy wspomnianą nauczycielką transmutacji, a Severusem, żadne inne spotkanie tych dwojga nie miało miejsca, co bardzo odpowiadało Cassandrze.

 Ślizgonka mogła się wreszcie całkowicie skupić na przyswajaniu nowo zdobywanej wiedzy. I choć młoda kobieta nadal nie była zadowolona z tego, że przyszło jej sprzątać bibliotekę, czy salon Snape'a, a także ćwiczyć przygotowywanie składników na wywary jedynie na imitacjach ingrediencji, to podnosiła się na duchu, myśląc, że niedługo to minie, a ona przejdzie do swego właściwego szkolenia. Cassandra kierowała się właśnie do laboratorium mistrza eliksirów, niosąc w jednej ręce szczotkę, a w drugiej szufelkę. Pamiętając o wskazówkach co do odpowiedniego ułożenia dłoni na szczotce, które według Severusa miało pozwolić uczennicy na dokładniejsze operowanie swoim sztyletem, zabrała się do pracy. Przez szeroko otwarte drzwi laboratorium młoda kobieta słuchała muzyki lecącej z gramofonu Snape'a, którego mężczyzna użył tylko i wyłącznie pod naporem wielu próśb Cassandry. Ślizgonka kilkukrotnie podczas sprzątania brała szczotkę, udając, że jest ona gitarą, po czym wykonywała podobne ruchy, jak przy szarpaniu strun, a następnie powracała do swojej pracy.

 – Jak ci idzie, Jonkins? – usłyszała dobiegający z przejścia głos profesora Snape'a, przez który podskoczyła przestraszona.

 – Jak długo pan tu stał? – spytała, obawiając się kąśliwych uwag, co do jej imitacji gitarowego recitalu.

 – Dopiero przyszedłem – odparł, opierając się o futrynę. Cassandra odetchnęła.

 – Dobrze mi idzie, robię wszystko tak, jak pan kazał.

 – Z tą różnicą, że robisz to źle. W tym samym momencie utwór zmienił się, a Cassandra nieświadomie zaczęła wystukiwać rytm.

 – Dlaczego? – zdziwiła się, patrząc na swoje ręce.

 Severus podszedł do kobiety i stając obok niej, złapał jej dłonie w swoje własne. Ślizgonka skupiła się na ciepłu, jakie emitowało jego ciało oraz na przyjemnie szorstkiej powierzchni jego skóry. Przesunął jej prawą rękę nieco bardziej w górę, po czym poprawił chwyt, prostując palec wskazujący Ślizgonki.

 – Wyobraź sobie, że to jest twój sztylet. Jedna z jego krawędzi jest tępa, a wiesz dlaczego?

 – Żeby można było go docisnąć?

 – Mhm – mruknął nad jej uchem, a ona poczuła nagły wzrost temperatury, zwłaszcza na swoich policzkach. – Więc trzymaj go tak, jakbyś trzymała sztylet.

 Skinęła głową, a mężczyzna odsunął się. Stał tak przez chwilę, obserwując, czy dobrze wykonuje jego polecenie, po czym z lekkim uśmieszkiem opuścił pomieszczenie. Cassandra wymanewrowała szczotką, zaganiając kupkę kurzu blisko ściany.

 – Jakby to miało jakieś znaczenia – burknęła pod nosem. – Dwa tygodnie i nic, żadnego warzenia, samo sprzątanie.

 Powoli zaczęła wątpić w swoje zacięcie, które pozwoliłoby jej na kontynuowanie tych nauk.

 "Ile to jeszcze potrwa?" – myślała, zagarniając kolejną porcję kurzu i jakichś resztek składników do swojej kupki. "Nie zbawię świata zamiatając podłogi" – przeszło jej przez myśl, gdy zamiatała pod stanowiskiem do przyrządzania eliksirów. Po upływie kilku minut Cassandra zamiotła całe pomieszczenie i skierowała się z pełną szufelką do salonu, gdzie zastała Severusa siedzącego wygodnie na kanapie z książką w dłoni. Spojrzała na niego, nie mówiąc nic, dopóki ten nie nawiązał z nią kontaktu wzrokowego.

 – Skończone – oznajmiła triumfalnie.

 Snape nie odpowiedział, jedynie wycelował w nią różdżką, a szufelka pełna nieczystości oraz miotła zniknęły. Machnął różdżką po raz drugi, a w jej ręku znalazła się ścierka.

 – Półki.

 – Jest tam chociaż zlew? – spytała, nieco zirytowana.

 – Jest – odparł, powracając do książki.

 Cassandra dziękowała Merlinowi, że grająca muzyka podnosiła ją na duchu, bo w innym przypadku najprawdopodobniej zaczęłaby się żalić swojemu nauczycielowi, pytając go dlaczego daje jej takie żmudne zadania, zamiast zlecić uwarzenie jakiegokolwiek eliksiru. Zamiast tego poczłapała zrezygnowana do laboratorium, zmoczyła ściereczkę w zlewie znajdującym się naprzeciw wejścia i skierowała się w stronę półek ze składnikami.

 "Ciekawe, czy mam ścierać w jakiś określony sposób" – przemknęło jej przez myśl, gdy zdjęła kilka słoików z półki. "Bo to przecież takie przydatne" – szeptał głosik w jej umyśle.

 Cassandra zaczęła ścierać warstwę kurzu z każdej półki na regale ze składnikami, co jakiś czas podchodząc do zlewu, by opłukać ścierkę. W pewnym momencie, gdy wracała, płomyk jednej ze świecy zamajaczył na pozornie pustej ścianie i odbił się od czegoś, zwracając uwagę Ślizgonki. Młoda kobieta odłożyła ścierkę i spojrzała w tamtą stronę. Na ścianie niedaleko, znajdującego się centralnie naprzeciwko drzwi, kominka Cassandra dostrzegła kilkanaście ramek o różnym obramowaniu, powieszonych w perfekcyjnie równych odstępach. Zaintrygowana podeszła bliżej i poczuła, jak opada jej własna szczęka.

 – "Nagroda za odkrycie serum prawdy", "Wyróżnienie za wybitne osiągnięcia w dziedzinie eliksirów", "Odkrycie wywaru tojadowego", "Eliksir spokoju", "Eliksir przebudzenia" – czytała Cassandra, przystawiając pod niektóre ramki świecę, by lepiej przyjrzeć się napisom. – Merlinie! – zawołała, dotykając z czcią jednej z ramki. Po upływie minuty młoda kobieta poczuła nowy przypływ energii.

 "Skoro Severus chciał mnie na swoje praktyki, to..." – pomyślała, szczerząc się w półmroku. Ścisnęła swoje pięści z radości i wykonała szybki gest, wyciągając w górę i opuszczając swoje ramię. Nie mogąc się powstrzymać pisnęła z radości, lecz natychmiast się opamiętała, przypomniawszy sobie o swoim zadaniu. Niczym posłuszny żołnierz na komendę swego dowódcy, przymaszerowała do zlewu, wzięła ścierkę w dłoń i pewnym krokiem zabrała się do pracy, która szła jej o wiele szybciej, niż do tej pory. Kupki kurzu łatwo poddawały się pod naporem swojego wroga – Ślizgonki i jej stanowczej ręki wyposażonej w Niszczycielkę Brudu. Cassandra tak skupiła się na swojej walce z kurzem, że po skończeniu ścierania półek nie mogła się powstrzymać i zabrała się za czyszczenie reszty mebli. Kiedy i ta misja została zakończona spektakularnym sukcesem, jeśli takim można nazwać czyste i odświeżone pomieszczenie, Cassandra z triumfalnym uśmiechem wykręciła swoją ścierkę, umyła ręce, a następnie wyszła z pomieszczenia. Otworzyła drzwi od salonu Snape, stanęła w nich dumna ze swojego wyczynu i oznajmiła po raz kolejny tego samego dnia:

 – Skończone!

 Zaskoczony jej nagłą zmianą tonu Severus podniósł wzrok znad książki, napotykając jej tęczówki. Młoda kobieta wyciągnęła przed siebie ścierkę, a Snape schylił się w stronę stolika, zabierając z niego swoją różdżkę, którą machnął, usuwając szmatkę z rąk uczennicy.

 – Cóż za zmiana, Jonkins – mruknął, poprawiając nogi wyciągnięte na sofie.

 – Aaa właśnie – powiedziała, podejrzanie radosnym tonem. – Widziałam pańskie dyplomy – oznajmiła i podeszła do fotela, opierając na nim swoje łokcie. – Dlaczego mi pan o nich nie powiedział? – Wplotła palce w swoje włosy. – Ile ich tam jest i to jakie! Dlaczego, panie profesorze?

 Wzruszył ramionami, traktując ten temat jak błahostkę.

 – I tak nikt o tym nie wie, poza osobami uczestniczącymi przy rozdawaniu nagród – odparł, powracając do książki, mimo że nie mógł przeczytać ze zrozumieniem ani jednego zdania.

 – Przecież o pańskich osiągnięciach powinni pisać wszędzie, a przynajmniej w książkach szkolnych. Historia Magii jest taka okrojona pod tym względem! Są wymienione początkowe próby tworzenia eliksirów albo jakieś fragmenty receptur, ogólnie geneza powstania, ale rzadko która wymienia odkrywcę tych wywarów.

 – Widzisz, Jonkins. Pomijasz bardzo istotną sprawę. Te, jak to powiedziałaś, osiągnięcia zdobyłem przed pierwszą wojną czarodziejów. Gdyby moja młodociana głupota nie popchnęła mnie ku wstąpieniu w szeregi Czarnego Pana, prawdopodobnie wiedziałabyś z książek, że veritaserum i tak dalej to moje eliksiry.

 – No ale co z tego, że był pan śmierciożercą? To niczego nie zmienia.

 – Zmienia bardzo dużo – odparł, kręcąc głową.

 – Dla mnie nie.

 – Bo masz zgorszone poczucie tego, co powinno być, a co jest. Wymień mi jakikolwiek inny przykład, który gloryfikuje osiągnięcia mordercy.

 Cassandra otworzyła usta i zaraz je zamknęła.

 – No właśnie – mruknął, zamykając z hukiem książkę.

 – To, że akurat nic nie przychodzi mi do głowy, nie znaczy, że takich osób nie ma! Po pierwsze to nie jest pan mordercą i już to wiele razy powtarzałam. – Rzucił jej zrezygnowane spojrzenie. – A po drugie na przykład Marconi wcale nie wymyślił radia, tylko ukradł pomysł od Tesli i szybciej od niego przedstawił go opinii publicznej. Zresztą nie tylko on od niego kradł patenty. Nikola Tesla jest odpowiedzialny za wiele wynalazków, a wiele z nich do tej pory nie opracowano. Raz nawet mu się udało bezprzewodowo przesłać energię, da pan wiarę? I pomimo takich osiągnięć był bardzo niedoceniany, dopiero teraz po latach zyskuje rozgłos. A pan? Nic! 

 – Jesteś pierwsza, możesz rozpowszechnić tę wiedzę – powiedział z sarkazmem, upijając łyk herbaty z kubka, który do tej pory stał na stoliku.

 – A żeby pan wiedział, że będę o tym mówić – odparła, wpatrując się w mężczyznę.

 – Jutro pościerasz szafki, teraz idź czytać książki – poinformował, odstawiając kubek na miejsce.

 – Już to zrobiłam – rzekła dumnie, a on spojrzał na nią badawczo.

 – W takim razie... – zastanowił się chwilę, a Cassandra poczuła, jak jej serce przyspiesza. Widząc jej zniecierpliwione i rozentuzjazmowane spojrzenie, dokończył – ...jutro przejdziemy do laboratorium. Młoda kobieta skinęła głową, posłała Severusowi uśmiech, przeszła przez salon do swojego pokoju, zamknęła za sobą drzwi i ze szczęścia krzyknęła:

– TAK!


Złap mnie na innych platformach:
https://www.tiktok.com/@callmeclaudii
https://www.youtube.com/c/callmeclaudii

https://www.twitch.tv/callmeclaudii

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro