58.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Swój kolejny dzień Cassandra rozpoczęła od przygotowania Felix Felicis pod czujnym okiem profesora Snape'a.

 – Zapewne wiesz, że płynne szczęście warzy się sześć miesięcy. I tu pojawia się pytanie: czy można ten proces przyspieszyć? – zapytał Severus, uważnie obserwując precyzyjne ruchy uczennicy.

 – W przypadku Felix Felicis najlepiej sprawdza się standardowa procedura warzenia.

 – Dlaczego?

 – Ponieważ eliksir nie traci właściwości.

 Skinął głową z aprobatą, zadowolony z tego, iż dobrze zapamiętuje jego nauki. Cassandra postawiła mały kociołek na największym ogniu, po czym wolnym strumieniem zaczęła do niego wlewać półtora litra wody. Gdy opróżniła dzbanek, wrzuciła do kociołka dwie miarki składnika standardowego.

 – Już raz robiłam ten eliksir – przyznała, przełamując niekomfortową ciszę.

 – I jak wyszedł? – spytał, a ona miała wrażenie, że usłyszała nutkę ciekawości w jego głosie.

 – Działał, więc chyba nie był zły – odparła, siekając w kostkę cebulkę squill. – Uratował mi kilka razy życie w czasie bitwy. Zresztą nie tylko mi.

 Severus był mile zaskoczony. Felix Felicis należał do jednych z najtrudniejszych eliksirów, a jego poprawne samodzielne wykonanie można było uznać za spore osiągnięcie.

 – Mogę pana o coś zapytać? – odezwała się, śledząc wzrokiem kolejny raz instrukcję wykonania eliksiru, napisaną przez Severusa.

 – Wolałbym, byś skupiła się na warzeniu Felix Felicis.

 – Spokojnie, nie planuję u pana demontażu ścian i sufitu.

 Parsknął.

 – I lepiej, żeby tak pozostało.

 – Zastanawiam się, bo ostatnio przypomniały mi się lekcje z pa.. – Machnęła ręką. – Twoje lekcje i lekcje z profesorem Slughornem. Na tych drugich Horacy zawsze kazał nam otwierać książkę na konkretnej stronie, czytać dokładnie instrukcje, itd. U ciebie natomiast, na co dopiero teraz zwróciłam uwagę, zawsze zapisana była tablica, a książki służyły głównie do upewnienia się co do właściwego wyglądu wywarów. Czy to dlatego, że instrukcje książki są według ciebie nie do końca poprawne?

 – Częściowo dlatego. – Skinął głową. – Jak to ładnie ujęłaś, nie są do końca poprawne, a poza tym często instrukcje w książce są paradoksalnie trudniejsze, od tych, na które wpadli inni.

 – Jak na przykład krojenie Fasolki Sopophorusa, zamiast zmiażdżenie jej? – spytała, rzucając mu spojrzenie przez ramię.

 – Skąd o tym wiesz? Nie uczyłem cię Wywaru Żywej Śmierci – zdziwił się.

 – Miałam wgląd do twojej książki – odrzekła i odwróciła się, widząc jego niezadowoloną minę.

 – Powinna zostać wydana w takiej wersji, pełno tam wartościowych informacji.

 Snape westchnął.

 – Czy to źle, że mówię tak o twoich umiejętnościach? – spytała Cassandra. – Przecież to niezwykłe, żeby w tak młodym wieku być w stanie poprawić cały podręcznik. Jak na to wpadłeś? 

 Severus wpatrzył się w tafle wywaru w kociołku, do którego młoda kobieta wrzuciła pięć całych jajek popiełka.

 – Najwięcej moich pomysłów przychodziło ot tak. – Pstryknął palcami. – Wpływ intuicji, jak mniemam.

 "Urodzony mistrz eliksirów" – pomyślała Cassandra, dodając do kociołka wysuszone żądło żądlibąka.

 – Wszystkie swoje pomysły musiałem sprawdzać w praktyce, co czasem niekoniecznie szło po mojej myśli. – Uśmiechnął się, wspominając sytuacje sprzed wielu lat. – Jednak większość okazywała się skuteczna.

 Cassandra pokręciła głową z niedowierzaniem.

 – Jest pan geniuszem – powiedziała, zapominając na chwilę o omijaniu oficjalnej formułki.

 – Nie podlizuj się, Jonkins. – Uśmiechnął się półgębkiem, wyczarował krzesło, a następnie na nim zasiadł, nadal obserwując swoją praktykantkę.

 Ślizgonka zamieszała wywar czterokrotnie, za każdym razem zmieniając kierunek mieszania. Wyjęła chochlę z kociołka, kładąc ją w zasięgu swojej dłoni, sięgnęła po jeden z zakorkowanych słoików i wygrzebała z niego trzy czułki szczuroszczeta. Zakryła słoik, wzięła swój sztylet, po czym odcięła końcówki czułek, usuwając nieco przyschniętą część składnika, która mogłaby zaważyć o jakości eliksiru. Po dodaniu kolejnej ingrediencji przemieszała wywar dwa razy w jedną i dwa razy w drugą stronę.

 – Na razie skończone – oznajmiła, przykrywając częściowo ukończony wywar pokrywką. Snape wziął swoją różdżkę, którą zgasił płomień palnika, a następnie lewitował zakryty kociołek w stronę czegoś przypominającego rozmiarem niewielką lodówkę lub duży sejf. Mistrz eliksirów otworzył drzwiczki dziwnego schowka, a oczom Cassandry ukazało się kilka specjalnych stanowisk z palnikami, umożliwiających dojrzewanie wywaru w odpowiednich warunkach.

 – Jonkins, nie chciałabyś odwiedzić dziś którejś ze swoich przyjaciółek? – spytał, zaskakując ją.

 – Nie. To znaczy, mam ochotę, ale nie uprzedzałam ich o mojej wizycie, a tak to nieładnie jest się wpraszać.

 – Mówi to ta, która włamała się do moich komnat.

 – W celu ratowania życia, a to drastyczna różnica – odpowiedziała, spoglądając mu w oczy. – A skąd takie pytanie?

 – Będę mieć dzisiaj gościa. 

 – Przecież nie będę wam przeszkadzać – mruknęła. – A kto to będzie, jeśli mogę zapytać?

 – Nikt, kogo chciałabyś osobiście poznać – odparł zdawkowo.

 Cassandra zastanowiła się.

 – Z jakiego powodu?

 – Zadajesz zbyt dużo pytań. – Wywrócił oczami, przepuszczając ją w wyjściu z laboratorium. – Po prostu nie chcesz i już.

 – Wolałabym sama o tym zdecydować – odrzekła, uśmiechając się do niego szczerze.

 – Im mniej osób o tym wie, tym lepiej.

 Ślizgonka zmarszczyła brwi, wpatrując się w kominek w salonie.

 – Pan Malfoy?

 Snape zmierzył ją bacznym spojrzeniem.

 – Nie.

 – To kto? Oczywiście, że pan Malfoy.

 Severus warknął, zirytowany i powalił ją na fotel.

 – Masz nie wychodzić, jasne?

 – Ale dlaczego? Przecież to ex-śmierciożerca, ministerstwo go ułaskawiło, więc na pewno nie jest groźny.

 – Jest groźny tak samo jak ja – odparł z przekąsem, a Cassandra przygryzła język, patrząc na niego rozbawiona.

 – Nie wierzysz mi?

 – Minęły czasy, kiedy się ciebie bałam, Severusie – oznajmiła pewnie, śmiało patrząc mu w oczy.

 – Czyżby? – spytał niskim głosem, wysyłając ciarki wzdłuż jej kręgosłupa. Pochylił się nad nią, a ona zagłębiła się w fotelu, czując się niczym zwierzyna, na którą poluje wielki, zgrabny kocur. – Na pewno? – mruknął, przeciągając wymowę wyrazów do pomruku. Spojrzał na jej usta i odrzucił od siebie kuszącą myśl rzucenia jej na swoje łóżko. – Mógłbym cię spętać i zrobić, co tylko zechcę.

 Cassandra przełknęła ślinę, czując, jak gorąco gwałtownie rozlewa się po jej ciele.

 – Nie zrobiłbyś tego – odpowiedziała, opanowując drżenie głosu.

 – Nie kuś – stwierdził, po czym odsunął się, z niewinnym wyrazem twarzy badając jej głębokie rumieńce. – Jesteś zboczona, panno Jonkins.

 – Nie ja zaczęłam mówić o spętaniu i robieniu czego się chce – rzekła, opierając pięknie zarumienioną twarz o równie rozpaloną dłoń.

 – Miałem na myśli chociażby otrucie, zbereźnico.

 – Jasssne – mruknęła, patrząc na niego spod zmrużonych powiek. Wstała, minęła sofę i skierowała się do swojego pokoju.

 – Nie wychodź stamtąd do pory obiadowej.

 – Wyjdę. – Uśmiechnęła się złośliwie. – Zaczynam nową książkę, więc mogę znaleźć coś ciekawego, a kiedy znajdę, na pewno nie będę zwlekać, by się tym z tobą podzielić.

 – Nie wychodź, jeśli ci życie miłe.

 – Jeśli harmonogram zakończenia mego życia ma punkt o nazwie "spętanie", to chętnie zaryzykuję – mruknęła filuternie, dziwiąc się swej nagłej przemianie i odwadze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro