69.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Jakiś czas później Cassandra stanęła razem z Severusem w ciasnej budce telefonicznej, służącej czarodziejom jako winda prowadząca do Ministerstwa Magii. Spojrzała na swojego ukochanego, który po chwili nawiązał z nią kontakt wzrokowy, obdarzając kobietę ciepłym, pokrzepiającym uśmiechem. Cassandra odpowiedziała tym samym, ścisnęła go za dłoń i odwróciła głowę, patrząc przed siebie, choć nie zauważając niczego. Jej myśli popłynęły, podrzucając jej wszystkie wspomnienia ostatnich czterdziestu ośmiu godzin. Ślizgonka przypomniała sobie wizytę w dworze Malfoyów – szczęście w oczach dwóch wieloletnich małżonków, którzy po wyleczeniu niejednokrotnie deklarowali jej wdzięczność. Po opuszczeniu ich rezydencji Severus poinformował Cassandrę, że słowo Malfoya jest jak Przysięga Wieczysta – jeśli Lucjusz powiedział, że pomoże jej w ciężkiej sytuacji finansowej lub jakiejkolwiek innej, jeżeli tylko będzie w stanie, to znaczy iż tak właśnie będzie.

 Po powrocie do zamku Cassandra naskrobała list do Scarlett, Anwey i Neville'a, jednak Severus zaproponował jej, że najszybszym sposobem przekazania takich informacji będzie wizyta za pomocą kominka. Kobieta po kilku minutach rozmyślania za i przeciw, zgodziła się i na samym początku udała się do Neville'a. Wylądowała w przytulnym, choć niewielkim salonie. Otrzepała się, użyła zaklęcia czyszczącego na podłogę, na którą wniosła popiół, a także na swoje szaty. Nie wiedząc, co powinna dalej zrobić, spojrzała w stronę schodów, gdzie z ulgą zobaczyła stopniowo pojawiającą się postać.

 – Cassandra? – zdziwił się Gryfon, stając w połowie schodów.

 – Tak, to ja, bardzo cię przepraszam, za takie najście – mówiła szybko – ale wybaczysz mi, jeśli usłyszysz o co mi chodzi. – Stanęła przed pierwszym stopniem, a Neville zszedł ze schodów i przywitał przyjaciółkę uściskiem.

 – Chcesz się czegoś napić albo coś zjeść? – zapytał.

 – Nie, dziękuję, jestem po obiedzie. – Uśmiechnęła się. – Do rzeczy... Neville, oficjalnie informuje cię o tym, że eliksir działa.

 Przez chwilę w pokoju panowała głucha cisza. Żadne z dwójki absolwentów Hogwartu nie wydawało z siebie żadnych dźwięków głośniejszych od oddychania. Po tym jednak Neville w trzech pewnych krokach pokonał odległość dzielącą go od Ślizgonki i uniósł ją, ściskając mocno.

 – Wiedziałem, wiedziałem, że dasz radę! – zawołał, a Cassandra zobaczyła, jak w kącikach jego oczu pojawiają się łzy szczęścia, odbijające światło dochodzące z salonu. Gryfon postawił młodą kobietę, wbiegł po paru schodkach i krzyknął – Babciu! Babciu chodź!

 – Co się stało, czemu tak krzyczysz? – spytał po krótkiej chwili głos starszej, choć dumnej kobiety, który Cassandra słyszała tylko raz w życiu.

 – Jak się dowiesz, to sama będziesz krzyczeć – odpowiedział pewnie Neville, uśmiechając się do schodzącej babci. 

 – Słucham.

 – Przyszła do nas Cassandra – oznajmił młodzieniec, kładąc dłoń na ramieniu koleżanki. – I nie uwierzysz co zrobiła. Powiedz, Cass, powiedz.

 – Udało się opracować eliksir na skutki uboczne Cruciatusa. Działa i jego efekt jest permanentny – stwierdziła, wbijając wzrok w powoli schodzącą ze schodów staruszkę.

 Augusta zatrzymała się na pierwszym stopniu.

 – Profesor Snape był pierwszą osobą, która zażyła dawkę tego eliksiru i zadziałał. Podobnie było w przypadku Narcyzy i Lucjusza Malfoyów.

 – To oni żyją? – spytał Neville.

 – No tak, długa historia. – Machnęła ręką.

 Augusta przekroczyła pokój i podeszła do fotela przy kominku, na którym zasiadła.

 – Naprawdę działa?

 – Tak, proszę pani, wszystko jest tak, jak być powinno – odpowiedziała Cassandra, uśmiechając się pokrzepiająco.

 Augusta podniosła dłoń do swoich warg, opierając łokieć o fotel. Neville natychmiast spostrzegł łzy w oczach swojej babci, dlatego podszedł do niej i ją przytulił. Cassandra poczuła uścisk w swoim gardle.

 – Proszę, nie płaczcie – powiedziała, wachlując dłońmi powietrze obok swych policzków. – Bo wtedy ja zaczynam płakać. Zrobiliśmy to dla was. Ja już nie mam kogo ratować, zresztą moi rodzice nigdy nie byli dotknięci jakimikolwiek efektami zaklęcia – wyznała.

 – Cassandro, nie masz pojęcia, ile to dla nas znaczy – mruknęła Augusta, ocierając łzy. – Wreszcie zobaczę wszystkie swoje ukochane dzieci w komplecie. – Potargała ze słabym uśmiechem włosy Neville'a.

 – Jak zobaczą ciebie, to nie wyjdą z podziwu, że wyrósł z ciebie tak wspaniały mężczyzna.

 Cassandra przyłożyła dłonie do swych oczu, czując napływające do nich łzy. Doskonale pamiętała, jak Neville mówił, iż jego babcia skąpi komplementów, a fakt, że jej syn oraz synowa byli torturowani do utracenia zmysłów traktuje jak powód do dumy. Słowa, które wypowiedziała o swoim wnuku, były niesamowicie poruszające i z pewnością wzruszyłyby niejedne serca.

 – Niestety muszę już iść, mam jeszcze dwa miejsca do odwiedzenia – oznajmiła młoda kobieta, stając przed kominkiem. Neville wręczył jej sakiewkę z proszkiem Fiuu, po raz ostatni przytulił ją i uśmiechnął się na pożegnanie. Cassandra opuściła salon Longbottomów, lądując w gabinecie mistrza eliksirów, którego zastała siedzącego za biurkiem.

 – I jak? – spytał, obserwując otrzepującą się uczennicę. 

 – Tak. – Wskazała na swoje zaczerwienione od płaczu oczy. – Odwodnię się, jestem tego prawie pewna.

 Severus parsknął.

 – Raczej u panny Ceadley i Slickner nie będziesz miała powodów do płaczu.

 – Nie wiadomo – stwierdziła, ponownie nabierając proszek w dłoń. – W sumie nie wiem, dlaczego od razu się tam nie przeniosłam. Mam problemy z myśleniem.

 – Nie od dziś – mruknął pod nosem Snape, rozbawiając młodą kobietę. – Anwey Ceadley, Dolina Godryka – powiedziała Cassandra, wstępując w zielone płomienie.

 Kobieta utraciła grunt pod nogami, poczuła jak coś szarpie jej ciałem, to w lewą, to w prawą stronę. Do jej uszu dochodziła nieprzyjemna mieszanka odgłosów mugolskich samochodów, śpiewu ptaków, rozmytych rozmów różnych osób, a także trzeszczących płomieni ogniska. Gdy wreszcie wylądowała w jadalni połączonej z kuchnią, otrzepała się, oddychając z ulgą.

 – Anwey! – zawołała, zaglądając do salonu. – Ben! 

 Stanęła, nasłuchując. 

 – Dlatego niezapowiedziane wizyty to zły pomysł – oznajmiła, rozglądając się za czymś do pisania. W momencie, w którym spostrzegła na stole ołówek, usłyszała dźwięk otwierających się drzwi, dochodzący z korytarza. Cassandra poszła w stronę źródła dźwięku i szczerze ucieszyła się na widok swojej przyjaciółki, zamykającej za sobą drzwi.

 – Anwey!

 – Aaa! – krzyknęła ze strachu.

 – Merlinie, przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć.

 – To się tak nie skradaj – stwierdziła Anwey, witając się z przyjaciółką.

 – Robię to nieświadomie. – Cassandra wzruszyła ramionami.

 – Dopiero wróciłam z pracy, nie spodziewałam się ciebie kompletnie.

 – Jakby mnie ktoś jeszcze jakiś tydzień temu zaczepił i powiedział, że przyjdę do ciebie tak niespodziewanie, z taką nowiną, jaką ci za chwilę przekażę, to kazałabym zawieźć go do szpitala dla obłąkanych.

 – Co się stało? – zapytała Anwey, wstawiając wodę na kawę.

 Cassandra wzięła głęboki oddech, stając przed swoją przyjaciółką.

 – Udało się stworzyć eliksir. Anwey spojrzała na Cassandrę wytrzeszczonymi oczyma. 

 – Żartujesz?

 – Ani trochę!

 – Salazarze, gratuluję! – Uścisnęła mocno dłoń przyjaciółki, ciesząc się razem z nią.

 – I w sumie tyle chciałam ci powiedzieć. – Zaśmiała się Cassandra. – Poznałam rodziców Dracona. Byłam u nich po śniadaniu razem z Severusem. 

 – I jak? – Super, wbrew pozorom są bardzo mili. 

 – A jak z Sevem? – Przyjaciółki usiadły do stołu. – Och, to jest rozmowa na popołudniową herbatkę.

 – Woda już się gotuje – stwierdziła Anwey. 

 – Tak, ale chciałam jeszcze iść do Scarlett, by powiedzieć jej to samo.

 – Nie ma jej w domu, pracuje do późna. 

 – Serio?

 – Mhm. – Anwey skinęła głową, za pomocą magii wyłączając palnik pod gotującą się wodą. – Dostała jakimś tam przydział ostatnio i tak wyszło, że musi pracować trochę dłużej. 

 – Szkoda, ale to w takim razie mogę ci co nieco opowiedzieć.

 – Szczęście w nieszczęściu – podsumowała Anwey, lewitując w stronę przyjaciółki kubek z parującą herbatą.


 Cassandra usłyszała monotonny głos kobiety, informującej, iż dotarli do Ministerstwa Magii. Wyrwana ze swoich myśli, spojrzała po raz kolejny na swojego ukochanego, w głębi duszy czując, iż to, co niedługo ma nastąpić, zdecydowanie nie przypadnie mu do gustu. Jednak Cassandra doskonale wiedziała, że tak trzeba postąpić i nic nie było w stanie odciągnąć ją od swego postanowienia. Złapała za dłoń mężczyzny, który mocniej ją ścisnął, chcąc dać jej niewerbalny sygnał, by się nie martwiła, ani nie stresowała. Winda zatrzymała się, a w momencie gdy drzwi się rozsunęły, Severusa oraz Cassandrę oślepił blask fleszy reporterów, chcących uwiecznić tę wspaniałą chwilę w historii. Wreszcie klątwa torturująca, uchodząca za jedno z najgorszych zaklęć czarnomagicznych, doczekała się swego godnego przeciwnika – eliksiru na skutki uboczne Cruciatusa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro