Dzika Liga

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To nie było wyjście; a przynajmniej tak nam się wydawało. Za drzwiami zauważylismy jakby... jakieś labolatorium.
- Wchodzimy? - zadałem głupie, oczywiste pytanie.
Jednak chłopaki tylko pokiwali głowami. Nawet Jesper był cicho. Przekroczyliśmy próg drzwi. Całe pomieszczenie było białe, na środku była sporych rozmiarów arena. Przy ścianach stały biurka, na których były komputery i inna elektronika. Przestrzeń oświetlały duże lampy wiszące tuż przy suficie. Ale co najważniejsze przy największym biurku siedział człowiek.
- Witajcie! - przywitał nas uprzejmie.
Osłupieliśmy ze zdumienia. Był to mężczyzna około czterdziestki. Miał krzepę, (którą dostał z biegiem wielu lat ćwiczeń). Jednak najbardziej zwróciła naszą uwagę... grzywa, którą miał na głowie.
- Co pan ma na głowie? - spytał bardzo nie na miejscu Jesper, przez co odrazu dostał kuśgańca w żebro od Stiva.
Jednak mężczyzna odezwał się przyjaźnie z uśmiechem na twarzy.
- A tobie co wyrasta z tyłka?
Kumpel natychmiast się odwrócił i zauważył że ma... ogon.
- Co to jest?! - wykrzyknął.
- Ogon! -  odpowiedzieliśmy mechanicznie, choć tak naprawde żądaliśmy wyjaśnień. - a tak właściwie o co tu chodzi?
- Cały czas się nie domyślacie? - odpowiedział znowu pytaniem na pytanie ,,lew".
- No tak właściwie... - zacząłem już do czegoś dochodzić. - gdyby porównać wszystkie fakty, próby, walki, testy... i tak dalej. Plus jeszcze ogony ( którego jak możecie się domyślać nie miał tylko Jesper) to myślę że jesteśmy w pewnym sensie... - szukałem odpowiedniego słowa - superbochaterami - wiem że to zabrzmiało jak z bajeczki dla dzieci.
- Bystry jesteś - pochwalił mnie ,,lew". - jednak nie jesteście superbochaterami tylko jednym z oddziałów Dzikiej Ligi. W tym przypadku pum.
Wszystkim opadły szczęki.
- A mógłby pan nam to jakoś przybliżyć? - spytał Halt.
- Hmm... w jakim sensie?
- No np. takim że dlaczego akurat my?
- No np. dlatego - zaczął przedrzeźniając Halta. - że wasi rodzice też należą do tej formacji.
Szczęki powędrowały nam jeszcze niżej.
- Pokażcie się. - mruknął bezgłośnie mężczyzna.
W tym momencie nasi rodzice (o ile to napewno oni) wyszli zza kotary znajdującej się za biurkiem.
- Hej dzieciaki stęskiniliście się?
Nasze mordy dotykały już prawie podłogi.
- Powitajmy oddział jastrzębi. - powiedział lew.
I teraz wszystkie tajemnice się skończyły.
To dlatego że mają skrzydła NIGDY nie nosili t- shirtów. To dlatego nigdy nie używali niczego do rozbijania twardych rzeczy. Używali pewnie dziobów.
- Okej a teraz zapraszam do biblioteki - zakomendował lew - byście mogli bliżej poznać DZIKĄ LIGE.

Hej. Możecie sie na mnie złościć że tak dawno nie było rozdziału. Jednak... no wiecie są wakacje :) Jeśli się spodobało zostawcie gwiazdkę! Do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro