Kłopoty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niespodziewane jak sama nazwa wskazuje jest niespodziewane. Tak miało być i teraz. To nie było coś w stylu że ktoś podszedł Halta od tyłu. To było coś o wiele gorszego. Gdy walka jeszcze trwała nagle przerwało wszystkim ogłuszające wycie syren alarmowych. Wszyscy którzy walczyli stanęli w bez ruchu. Nikt nie wiedział co zrobić. Jednak chwilę później Szef wspiął się na najwyższy punkt areny i zaryczał. Jego ryk zmusił wszystkich do zwrócenia uwagi na niego.
- Dzika Ligo słuchajcie! - odezwał się na tyle głośno żeby wszyscy go słyszeli - zostaliśmy zaatakowani, jednak prosił bym o zachowanie spokoju.
Gdy tylko usłyszałem że grozi nam niebezpieczeństwo ogarnęła mnie panika, jednak zgodnie z poleceniem starałem się być spokojny. Nie za bardzo mi to wychodziło. Musiałem poznać więcej szczegółów. A Szef kontynuował:
- Na wyjaśnienia nie mamy czasu, wszystkiego dowiecie się od swoich mentorów. A teraz proszę podążać za nimi do schronów, gdzie będziecie bezpieczni.
Aktualnie miałem koło siebie całą ekipę bo Halt właśnie wrócił z areny.
- No dobra Kevin jaki jest plan? - spytał Stiv.
- Zrobimy dokładnie tak jak kazał nam Szef - odpowiedziałem - znajdziemy Oliviera i pójdziemy z nim do schronu. A przy okazji poznamy szczegóły o co tu chodzi.
I tak jak powiedziałem tak zrobiliśmy. Zaczęliśmy iść a właściwie biec w kierunku loży trenerów i spotkaliśmy się z naszym mentorem w połowie drogi.
- O chłopaki żyjecie - przywitał nas Olivier. - nie ma czasu chodźcie do bunkra.
Posłusznie poszliśmy za nim i nie odstawaliśmy ani o krok bo nie chcieliśmy się zgubić. W końcu nasza baza była bardzo duża. Byliśmy w połowie drogi i Olivier zaczął nas przeliczać. Nagle zawołał:
- Ej a gdzie Stiv?
Spojrzeliśmy po sobie, i rzeczywiście nie było z nami Stiva.
- Może zaraz przybiegnie? - powiedział Jesper.
To nie brzmiało zbyt prawdopodobnie. Olivier natychmiast zareagował.
- Wątpię, wracamy się go poszukać.
Dzięki temu mogliśmy nie zdążyć się schować,  jednak wiedziałem że dobro przyjaciela jest najważniejsze.
Wróciliśmy się tą samą drogą. Nagle zauważyliśmy, że na ziemi leży skrawek materiału.
- To na pewno z koszuli Stiva, musiał się z kimś porządnie szarpać. - stwierdziłem.
- Trafne przypuszczenie - potwierdził moje słowa Olivier - a do tego na podłodze jest wytarty kurz. Gdy go ogłuszyli zaczęli go ciągnąć. A ta ścieżka prowadzi do portalu wyjściowego.
Tak rzeczywiście było, jednak... coś mi się tu nie zgadzało. Skoro porwali Stiva to czemu nie zatarli śladów tylko wyraźnie dali nam znak gdzie idą? Gdy tak się zastanawiałem nagle zobaczyłem jakiegoś mężczyznę, który na bank nie należał do Dzikiej Ligi i ciągnął za sobą... Stiva!
- Ej ty! - krzyknąłem i bez namysłu pobiegłem za nim.
Gdy ten mnie zauważył szybko zniknął za rogiem. Zapominając o wszystkich przestrogach Oliviera skręciłem szybko i dostałem czymś ciężkim prosto w łeb. Potem była już tylko ciemność...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro