Dębowe Serce

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dum dum

Bilbo nie był pewny, kiedy to zauważył.

Wtedy, kiedy po raz pierwszy wziął go do ręki tuż pod nosem Smauga?

Kiedy okłamał swojego króla?

Dum dum

Czy wtedy, kiedy siedział samotny w elfim namiocie, tuląc go. Jedyną rzecz, jaką mu pozostała po rodzinie i jego królu.

Dum dum

Teraz stał na wzgórzu obok Gandalfa, patrząc na bitwę rozgrywającą się w dolinie u podnóża Samotnej Góry. Połączone siły elfów, ludzi i krasnoludów próbowały stawić opór goblinom i orkom.

Słabo im to wychodziło.

Thranduil mógł lada chwila wycofać elfy, bo to "nie była ich walka". Bilbo chciał zgrzytać zębami ze złości. To byłaby druga zdrada elfów. Na szczęście syn Thranduila, Legolas, wydawał się bardziej otwarty na innych. Wraz z Tauriel brali najbardziej aktywny udział w walce. 

Ludzie Barda byli niewyszkoleni i słabo uzbrojeni. Kierowała nimi żądza złota. Byli potomkami ludu Dal, więc uważali, że mają prawo do skarbu jego Króla pod Górą.

Z kolei krasnoludy po raz pierwszy od wielu lat walczyły o dom. O Erebor. Ale Dain z Żelaznych Wzgórz nie był jego Królem. A bez Króla, krasnoludy nie miały niczego, co by je zmotywowało.

Król pod Górą przebywał wewnątrz bezpiecznych murów Ereboru, ogarnięty smoczą chorobą.

Dum dum

Kamień w ręku Bilbo rozgrzał się.

Dum dum

Z murów Samotnej Góry rozległ się dźwięk rogu.

Pięć armii na chwilę przerwało walkę.

Dum dum

Bilbo poczuł, jak Arcyklejnot robi się jeszcze cieplejszy. Podniósł go na wysokość oczu. Był rozjarzony niczym gwiazda. A jego światło pulsowało.

Dum dum

Główne wejście do Ereboru, pieczołowicie zamknięte przez Smauga, zawaliło się na zewnątrz. Jakby popchnięte przez wielką siłę, kamienne bloki runęły wzbudzając wielką chmurę pyłu.

W wyrwie pojawiły się krasnoludzkie sylwetki. W przejęciu, Bilbo zaczął liczyć.

Dwanaście.

Brakowało jednego.

Król pod Górą nie przybył na pole bitwy.

Dum dum

Zrozpaczony, przycisnął Arcyklejnot do piersi. Jego Król nie dał rady przezwyciężyć złotej choroby. Hobbicie serce zostało rozbite na kawałeczki.

Dum dum

Jakoś, przez dym i walczących, Fili i Kili wypatrzyli Bilbo. Załamany hobbit z całych sił przyciskał dłonie do Serca.

/Myślisz o tym, o czym myślę?/ - Fili zasygnalizował do Kilego, używając krasnoludzkiego języka migowego.

/Myślę, że ktoś jest nam winien kasę/ - odparł Kili z uśmieszkiem, który od razu wywoływał migrenę u zmęczonego wybrykami siostrzeńców wujka.

Przerwa w walce wydłużała się. Orkowie odzyskiwali rezon, widząc tylko dwunastu krasnoludów w wejściu do góry. Wskazując na Samotną Górę, ruszyli z wyciem, krusząc szeregi krasnoludów Daina.

Dopóki z wnętrza Góry nie wydobył się ryk.

Bard zamarł, słysząc znajomy, a zarazem inny dźwięk. Brzmiał podobnie do... Nie. To niemożliwe. Smaug rozkładał się na dnie jeziora, aktualnie będąc zdegradowanym do roli karmy dla ryb.

Nim jakakolwiek istota zdążyła zareagować, zza dwunastki krasnoludów, przez wrota Ereboru wyskoczył...

Smok.

Ryknął jeszcze raz, spopielając pierwsze szeregi orków podmuchem niebieskiego ognia. Płomienie wyczyściły powietrze z kurzu i dymu.

Teraz Bilbo mógł mu się przyjrzeć dokładnie.

Smok był mniejszy od Smauga, ale za to smuklejszy. Smaug spędził wiele lat, śpiąc na stosie złota, ten wyglądał na aktywnego drapieżnika. Jego łuski były czarne, poprzetykane smugami srebra. Na ciele miał, również srebrną, zbroję. Obejmowała łeb, klatkę piersiową, tułów oraz ogon. Znawcy mogli rozpoznać krasnoludzkie wykonanie.

Ale najbardziej niezwykłe były oczy smoka. Lodowato niebieskie, tak znajome Bilbo.

Dum dum

Hobbit spojrzał na Arcyklejnot, który znowu musiał ukraść, tym razem Bardowi. Skarb jego Króla nigdy nie powinien opuszczać Góry.

Klejnot znowu zapulsował. Rytmicznie, prawie jak... serce.

Dwunastka krasnoludów wydała okrzyk bojowy, rzucając się w wir walki. Osłaniała boki smoka, gdzie znajdowały się zwinięte, delikatne skrzydła. Co dziwne, były pokryte czarno-niebiesko-srebrnymi piórami. W przeciwieństwie do kościsto-skórzastych skrzydeł Smauga.

Smok z furią rzucił się na orków, gryząc, tnąc pazurami i spopielając wroga. W tłumie ciemnoskórych kreatur wyłapał bladą skórę Azoga. W przypływie wściekłości wyrzucił z paszczy strumień błękitnego ognia, ale biały ork na białym wargu wykonali unik. Smok już chciał gonić za zdobyczą, gdy w powietrzu zaświstały strzały. Zmieniłyby Filego i Kilego w jeże, gdyby nie obroniła ich smukła szyja pokryta łuską. Groty zabębniły, odbijając się od krasnoludzkiej zbroi i smoczej skóry.

Smok w odwecie ryknął na oddział orczych łuczników, prezentując dwa komplety ostrych jak brzytwa zębów.

Bilbo drgnął. Znał ten ochronny gniew. Arcyklejnot w jego ręce zapulsował jakby w odpowiedzi. Umysł jednak nie chciał przyjąć tego, co jego serce od dawna wiedziało.

Widząc smoka, broniącego Góry, gobliny i orkowie zaczęli uciekać. Szala przechyliła się w stronę ludzi, elfów, oraz krasnoludów.

Bitwa zamieniła się w jednostronną, powoli cichnącą rzeź orków i goblinów. Azog zginął, rozpłatany na pół przez potężne szczęki. Blady ork w złym momencie spojrzał za siebie.

Bitwa przycichła, a potem było po wszystkim. Zleciały się pierwsze kruki, by ucztować na ciałach poległych.

Smok nie gonił uciekających kreatur. Owinął się ochronnie wokół dwunastki krasnoludów, uważnie obserwując podchodzących Thranduila oraz Barda. Gandalf ruszył się ze wzgórza, uprzednio posyłając Bilbo tajemniczy uśmiech i klepiąc go po ramieniu.

- Nie zdawałem sobie sprawy, że krasnoludy miały drugiego smoka na podorędziu - prychnął Thranduil. Smok cicho zawarczał, ale poprzestał na wbiciu pazurów w ziemię.

- Zapewniam cię, panie, że do dziś nawet my tego nie wiedzieliśmy.  - Balin wyglądał jak zawsze, ale Fili i Kili mogli dostrzec wesołą iskierkę w oczach starego krasnoluda.

- Nie będę rozmawiać z doradcą. Gdzie jest Thorin Dębowa Tarcza? Wciąż kryje się wewnątrz Góry, pochłonięty szaleństwem linii Durina?

Bilbo skrzywił się na słowa króla elfów. Stał dobre kilkadziesiąt metrów od niego, ale ojciec Legolasa specjalnie podniósł głos, by usłyszało go jak najwięcej osób. Dwunastka krasnoludów zaszemrała między sobą w tajnym języku krasnoludów.

Niestety, ale dalszą dyskusję przerwał Bard, napinając łuk i celując do smoka. Jego ludzie poszli za przywódcą.

Za skinieniem Thranduila, elfy niechętnie zrobiły to samo.

- Ojcze, co ty wyprawiasz?! - Legolas trzymał rękę obok kołczanu ze strzałami. Nie chciał mordować swoich ludzi, ale na złote włosy pani Garadieli, gdyby nie ten smok to przegraliby Bitwę Pięciu Armii.

- Trzeba unicestwić tego smoka, zanim zrobi jeszcze większe szkody. - Thranduilowi nie podobały się oczy smoka. Były zbyt inteligentne. Przeszywały go, jakby ich właściciel potrafił zobaczyć duszę króla elfów.

Legolas nie rozumiał swojego ojca. Ten smok nie zachowywał się jak bezmyślna bestia, ani nawet jak Smaug. Oczy smoka były smutne. Przypominał mu trochę... krasnoluda, do którego mierzył z łuku. Miał tę samą obecność. Przyjrzał się twarzom ojca i łucznika z Miasta nad Jeziorem. W ich oczach błyszczało szaleństwo, smocza choroba.

- A teraz, zabijemy tego przeklętego smoka, weźmiemy co nam się należy ze smoczego skarbu plus Arcyklejnot, i odejdziemy. - Thranduil znów podniósł głos, by dodać sobie ważności. Kili postanowił nie wtrącać, że do tej pory, jedyną osobą która zbliżyła się na tyle do smoka i przeżyła był Bilbo Baggins.

- Obawiam się, Thranduilu, że Arcyklejnot jest w tej chwili poza twoim zasięgiem - odparł Gandalf z nutką humoru w głosie, opierając się na lasce i posyłając porozumiewawcze spojrzenie smokowi.

Bard rozpaczliwie zaczął przetrząsać sakiewkę u pasa. Na sekundę się zrelaksował, po czym z horrorem wpisanym na twarzy wyjął kawałek piaskowca, kształtu i rozmiaru zbliżonego do Arcyklejnotu.

Fili lekko trącił brata łokciem.

- Nasz Włamywacz - szepnął. Kili parsknął ze śmiechu.

Łucznik z Miasta na Jeziorze odwrócił skałkę, badając napis wykryty we Wspólnej Mowie.

- Bilbo... Baggins... Gdzie jest ten po trzykroć przeklęty niziołek?! Ukradł Arcyklejnot i zwiał! - warczał Bard - Jak go znajdę, to zrobię z niego cel do praktyk łuczniczych....

Smok z gniewnym warkotem przybliżył łeb do głowy człowieka i spiorunował go wzrokiem. Bard zamilkł.

- To znaczyło: Ani mi się waż. Nasz Włamywacz jest JEGO. A on jest trooochę nadopiekuńczy.

Krasnoludy uwięzione ciasno w splocie łuskowatego ciała ochoczo zgodziły się z Filim.

Dain stał niedaleko, z nietęgim wyrazem twarzy oglądał konkurs w niemruganiu między elfami i ludźmi, oraz krasnoludami i smokiem.

Prawdopodobnie staliby tak aż do przebudzenia Saurona, gdyby czubek niedalekiego wzgórza nie zaświecił światłem. Błękitny blask miał siłę smoczego ognia.

Oczy wszystkich zwróciły się w stronę samotnej postaci.

Był to Bilbo Baggins we własnej osobie, a w jego wysoko podniesionej ręce błyszczał Arcyklejnot.

Zaległe cisza. Nawet Balin nigdy nie widział, by klejnot koronny króla Thröra rozbłysła tak mocno.

Smok patrzył się jak zahipnotyzowany. Jego niebieskie ślepia zawierały tyle emocji, że Legolas dał sobie spokój z ich odczytywaniem.

Żołnierze wszystkich armii nieświadomie się przesunęli, tworząc szeroki pas pustej ziemi pomiędzy hobbitem a smokiem.

Powoli, noga za nogą, smok ruszył w kierunku Bilbo.

Pan Baggins nie wiedział, skąd wiedział co robić. Ale pewny, że On go nie skrzywdzi, ruszył mu na spotkanie.

- Za horyzont pobiegłem za tobą - zanucił cicho, ale i tak usłyszeli go wszyscy. Arcyklejnot delikatnie pulsował w jego zaciśniętej dłoni.

- Kim jesteś wiem

Jak mógł go nie znać?

Inni niż dwunastka krasnoludów wydawała się bać. Oto mały hobbit, jakby nigdy nic, podchodzi do smoka z najcenniejszym skarbem pod Górą.

- Skradli serce, okryli żałobą...

Tak. Arcyklejnot nie był zwykłym kamieniem szlachetnym.

- I dziś nie jesteś sobą...

Wreszcie się spotkali. Smok wygiął szyję, by móc lepiej zobaczyć małego hobbita, stojącego tuż przed jego przednimi łapami.

- To nie Ty, to nie tak

Opuścił łeb tak, że mieli oczy na tym samym poziomie. Błękit spojrzał w złoto.

- Proszę, znajdź swoje ja

Dotknął czołem skóry pokrytej łuską. Smok zamknął oczy.

- Kim naprawdę jesteś.

Przeszedł do piersi. Pośrodku ziała czarna dziura w kształcie gwiazdy.

To tam włożył Arcyklejnot.

Ponieważ było to smocze serce, a nie kamień szlachetny. Serce serc.

Błękitna energia zapulsowała po smoczym ciele. Pokryła je w całości.

Świecący kształt zaczął się kurczyć, aż wreszcie był niewiele większy od Bilbo.

Światło się rozproszyło, odsłaniając...

Thorina Dębową Tarczę.

Krasnolud nie miał na sobie zbroi czy korony dziadka. Wyglądał zupełnie jak w dniu ucieczki z pałacu elfów. Ubrany tylko w granatową tunikę i spodnie, oraz buty.

Lodowato błękitne oczy spojrzały w oczy Bilbo.

- Mój Włamywacz.

- Mój Król.

Dwa ciała splotły się w długo oczekiwanym uścisku. Bilbo rozkoszował się wreszcie ciepłym ciałem swojego Króla. Gorący oddech połaskotał jego prawe ucho.

- Co ja bym bez ciebie zrobił?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro