1. Easter

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Ziall

Ciepłe promienie porannego światła wpadały przez odsłonięte okna, spoczywając na twarzy ciemnowłosego mulata, który szczelnie okryty kołdrą, pogrążał się w coraz to nowszych snach. Jego twarz wtulona była w miękką poduszkę przesiąkniętą perfumami swojego ukochanego. Z myślą o nim, mulat chciał wtulić się w jego tors, a gdy ręką po omacku szukał ciała Niall'a, jedyne co czuł to chłód i pustka. W lekkim przerażeniu podparł się na łokciach i ku jego zaskoczeniu Irlandczyka nie było. Komórka Zayn'a zaczęła piszczeć, więc zamaszystym ruchem wziął ja w dłoń, oczekując wiadomości od Niall', ale niestety:

Przypomnienie: Obiad Wielkanocny u Louis'a – 15.00

Następnie spojrzał na godzinę, która wskazywała kilkanaście minut po trzynastej co oznaczało nie całe dwie godziny do wyszykowania się. Dlaczego Niall go nie obudził? Zaraz policzy się z tym bachorem, przez to, że jego włosy nie przejdą w dwie godziny ze stanu „właśnie wstałem aka pieprzyłem się", do stanu „jestem bogiem". Z chwilowym ziewnięciem, chłopak wstał z łóżka, zakładając parę czystych bokserek, tym samym wrzucając do kosza na pranie ciuchy porozrzucane po pokoju, w wyniku wczorajszego wieczoru. Wiedział, że jak przyjdzie wcześniej z pracy będzie miał całkiem napaloną i jasnowłosą niespodziankę. Wszedł do łazienki, ale tam także nie zastał swojego kochanka. Z myślą o nim zszedł po schodach prowadzących wprost do kuchni, gdzie czekała go miła niespodzianka, jaką był jego chłopak w niecodziennym przebraniu. Stał tyłem do mulata szorując naczynia, a odziany był w puchaty, różowy fartuszek, który miał wycięcie na niczym nie okrytych pośladkach. Jego blady tyłek zdobił kicałkowy, bialutki ogonek, a na czubku głowy umieszczone miał dwa, różowe i puszyste uszka, jak u króliczka.

Zayn nie mógł nacieszyć się widokiem swojego chłopaka i stał jak wryty analizując wszystko od góry do dołu. Niall jakby wiedząc, o tym, że jego kochanek stoi tuż za nim przerwał czynność i sięgnął po telefon, mokrymi palcami wystukując coś na nim. Chwilę później Zayn poczuł wibrację w dłoni. Odblokował ekran komórki, a następnie odczytał nową wiadomość.

Od Perwersyjne Słoneczko:

Can I Be Your Bunny?

Do Perwersyjne Słoneczko:

You Can Be My Dirty Bunny <3

Zayn szybko wystukał odpowiedź, a następnie podszedł do swojego chłopaka i od tyłu objął go swoimi ramionami.

- Dzień dobry, Zayn – ćwierknął Niall muskając swojego chłopaka po zaroście, który niemiłosiernie drapał jego policzki jak u dziecka. Mulat popchnął blondyna bardziej do przodu powodując mocniejsze wciśnięcie się ogonka pod tyłek Irlandczyka, który na to doznanie głośno pisnął.

- Dzień dobry, króliczku – pocałował go w tył szyi, a następnie zassał delikatnie jego skórę, powodując lekko różowy odcisk.

Blodyn odkręcił się przodem do szatyna łapczywie atakując jego usta. Chłopak przygotowany na atak swojego kochanka oddawał pocałunki, rękoma podtrzymując pośladki blondyna, aby następnie go podnieść i usadowić na blacie. Całowali się zachłannie, a Zayn z czasem zaczął rozwiązywać wstążkę chłopaka, która jako jedyna podtrzymywała fartuszek na jego ciele.

- Kochanie, za godzinę obiad u Louis'a – blondyn odsunął się od kochanka, ale ten jedynie zmienił miejsce swoich pocałunków na jego klatkę piersiową.

- Powiem, że się spóźnimy – mulat zwycięsko rozwiązał kokardę, którą Niall specjalnie upiął na supeł. Irlandczyk popchnął swojego chłopaka, aby zrobił to teraz. Zayn z cichym westchnieniem sięgnął po telefon i wybrał numer.

- Halo Luke? Spóźnimy się powiedź Louisowi – przez chwilę trwała cisza, w której drugi rozmówca nadawał – Tak to jest bardzo ważna sprawa. Jaka? - spojrzał na swojego chłopaka, który kręcił tyłkiem po zimnym blacie – Uznajmy, że muszę nakarmić królika, okej?

*Larry

- Prawie to mam – szepnął Louis wyciągając swoje ciało do ostatków sił, aby zawiesić żelowego króliczka na szczycie framugi okna. Z jego ust coraz częściej wychodziły bluźnierstwa, kiedy próbował dosięgnąć celu. Choć stał już na każdej możliwej rzeczy w domu i tak był stanowczo za niski. Gdyby Harry był tutaj za pewne by mu pomógł, ale musiał iść na zakupy, bo zapomnieli o czekoladowym zajączku, którego Louis uwielbiał.

Gdy już dotknął czubkami palców drewnianej framugi, poczuł jak jego nogi odrywają się od skrzyni na której stał, a na kroczu dokładnie czuł coś okrągłego.

- ACH! - krzyknął przestraszony łapiąc za okrągłe coś w pobliżu krocza, co jak się okazało były włosy. Ale nie takie zwykłe, tylko puszyste, lokowane i pachnące szamponem lawendowym włosy. Louis uspokoił swój oddech, kiedy zdał sobie sprawę, że Harry po prostu wziął go na barana.

- Witam księżniczko – szatyn mógł wyczuć, że jego chłopak właśnie teraz szczerzy się jak szalony, a jego policzki zdobią dwa dołeczki.

- Mój książę przyszedł na czas, hę? - zaśmiał się próbując utrzymać nogi na barkach Harrego, ale ten go uprzedził i trzymał stabilnie jego ciało w pionie.

Louis wyciągnął się jeszcze tylko odrobinę i dosięgnął do framugi wysokiego okna, umieszczając na nim żelowego, w kolorach tęczy króliczka.

- Coś mi się chyba należy za pomoc – Harry wygiął głowę do góry, a móc zobaczyć swojego chłopaka. Louis zaśmiał się dźwięcznie, ale chwilę potem obniżył głowę i musnął wargami usta chłopaka, choć w takiej pozycji, gdzie jego nos dotykał podbródka Harrego, mogło być nie wygodnie. Niestety nie skończyło się na niewinnym muśnięciu i brunet musiał postawić swojego chłopaka na ziemię, aby móc pogłębić pocałunek.

- Kocham Cię – Harry powiedział po raz setny, przyciskając podbródek do czubka głowy niebieskookiego.

- Też Cie kocham – poruszali się w rytm jakiejś smętnej muzyki, która właśnie leciała w radiu – CHOLERA!

Louis odepchnął się od Harrego i popędził do kuchni, zostawiając za sobą chłodny wiatr.

Kędzierzawy natychmiast dołączył do niego i gdy przyszedł do kuchni z piekarnika wydobywała się czarna chmurka dymu.

- Więc, kurczaka nie będzie? - Harry zaśmiał się opierając dłonie na blacie.

- Ooops?

*Muke

- Kochanie, a może to – Michael po raz kolejny wyciągnął z szafy parę ciasnych jeans'ów z dziurami i jeansową narzutę, którą dostał od swojego chłopaka na tegoroczne urodziny.

- Jest piękne – westchnął zimno Luke opadając na pościel i zamykając oczy w celu zamknięcia się przed kolejnym atakiem pytań chłopca o czerwonym kolorze włosów.

Starszy westchnął i rzucił ubrania wprost na swojego chłopaka, a następnie usiadł koło niego. Nie mógł uwierzyć, że spędza już ponad dwie godziny nad wyborem stroju. Ale to wszystko jest wyjaśnione, przynajmniej tak uważa Mike.

- Mówiłeś to samo pięć stroi temu – warknął zaciskając pięści i uderzając w nie swojego ukochanego.

Oczywiście potem położył głowę na jego brzuchu i pocałował to miejsce, gdzie Luke został uderzony.

- Po prostu nie rozumiem, dlaczego się tak stroisz – masował ręką skroń głowy Mike, a drugą splótł ich palce razem – Przecież to tylko obiad.

Czerwonowłosy prychnął i przeniósł swój wzrok na niebieskie tęczówki chłopca.

- Ale po raz pierwszy ich poznam. Znaczy przedstawisz mnie jako swojego chłopaka. Co jak mnie nie polubią? Co jeżeli uznają nas za obleśnych, co do orientacji?

Luke wywrócił oczami, ale przyciągnął swojego chłopaka bliżej zanurzając nos w jego bujnych włosach.

- Chciałbym Ci przypomnieć, że cała czwórka to stuprocentowi homoseksualiści, więc w czym problem?

- Po prostu, wiesz Louis jest gospodarzem, a kiedyś się przyjaźniliśmy. Potem na studiach nasze drogi się rozeszły i zależy mi na tym spotkaniu.

Mike wstał i po raz kolejny zaczął poszukiwania w komodzie pełnej ciuchów.

- Teraz zaczynam być zazdrosny – Luke podparł się na łokciach przyglądając się swojemu chłopakowi.

- Uważasz, że JA nie byłem, kiedy ciągle latałeś z Niall'em na zakupy? Foch.

- Hmm, foch? - zamyślił się ciemny blondyn trzepocząc rzęsami.

- Tak, wiesz od czego to skrót? - zapytał ze śmiechem Mike.

- Fachowe obciąganie chuja – zachichotał Hemmings

- Nie, Fachowy, Ordynarny Celibat Hemmings'a

* Ziall, Larry, Muke

Louis nałożył na stół ostatnie dania, które nie uległy zniszczeniu. Jednak gotowanie mógł zostawić Harremu, ale chciał tym samym zrobić mu niespodziankę, że nie zawsze musi spieprzyć, niestety nie poszło po jego myśli. Westchnął ciężko, kiedy wszystko co potrzebne znalazło się na stole, włącznie z kupnym, mrożonym kurczakiem, ponieważ tamtego kurczaka po destrukcji nie udało się uratować.

- Ślicznie – przyznał Harry obejmując swojego chłopaka od tyłu i przyciskając usta do tyłu jego głowy.

Chwilę później do ich uszu doszedł dźwięk dzwonka.

- Otworzę – zadeklarował Louis. Idąc do drzwi stresował się trochę, ale wiedział, że wszystko musi pójść po jego myśli.

Nacisnął na klamkę, a przed jego oczami pojawiły się dwie postacie. Ciemny blondyn z kolczykiem w wardze o błękitnych, ale brudniejszych od niego oczach. Oraz czerwonowłosy chłopak z kolczykiem w łuku brwiowym o lekko zielonym spojrzeniu.

- Hej! - wrzasnął uradowanym Hemmings przyciskając się do mniejszej postury Louis'a, który topił się w jego uścisku.

Zaraz koło szatyna zjawił się jego chłopak Harry, który także powitał obu chłopców.

- Kopę lat, co? - zagaił czerwonowłosy do Louis'a, który niezmiernie ucieszony uśmiechał się od ucha do ucha.

- A żebyś wiedział mój czerwony piesku Cliffordzie – tak, Louis stanowczo uwielbiał go tak przezywać. Może i mają po dwadzieścia lat, ale w duchu wciąż są zagubionymi i szalonymi nastolatkami.

–------------

Wszyscy zasiedli do stołu, a Louis zaczął nakładać na talerz wszystkim po kilka kawałków kurczaka oraz ryżu.

- Gdzie Ziall? - zapytał Harry biorąc kęs jedzenia – Może powinniśmy na nich zaczekać?

Luke wywrócił oczami, a Michael chwycił jego rękę pod stołem.

- Zayn mówił coś o karmieniu zająca, czy królika – odpowiedział Luke nabierając na widelec sporą ilość ryżu.

Larry zaśmiał się dźwięcznie, tak że ich chichoty wypełniły całe pomieszczenie.

- No co? - zapytał zbity z tropu Mike.

- Wiesz – Harry otarł łzę w oku – Niall ostatnio prosił mnie o kupieniu mu uszu króliczka oraz ogonka dla pewnej zabawy, więc możemy się spodziewać, co tam robią.

Atmosfera była świetna, każdy bardzo dobrze się ze sobą dogadywał, przez co nie brakło tematów do rozmowy. Po upływie 30 minut, w końcu do domu weszli wielce wyczekiwani goście.

- Spóźniliśmy się? - zapytał roześmiany Zayn zdejmując swoją skórzaną kurtkę, a następnie pomagając zdjąć Niall'owi swoją.

- Troszkę – zlustrował ich wzrokiem Harry – Ale nakarmiłeś swojego króliczka?

Obaj chłopcy dosiedli się do stołu. Niall od razu rzucił się na jedzenie, a Zayn spokojnie odpowiedział na pytanie.

- A żebyś wiedział.

Luke zaśmiał się odrobinę pijacko.

- Nie sądzę, bo Twój „króliczek" właśnie nakłada sobie cztery żeberka na talerz.

Mulat obrzucił go złowieszczym wzrokiem, a każdy, włącznie z Niall'em się zaśmiał.

Po zaledwie godzinie nie zostało nic na stole, a wszyscy przenieśli się do salonu, oglądając jakąś wielkanocną komedię. Zayn zajmował fotel, a na jego kolanach usadowił się Niall, opierając głowę o jego pierś. Luke usiadł na dywanie, podpierając plecy o kanapę, a Mike usiadł pomiędzy jego nogami, dłońmi ciągnąc po długości je ud. Louis siedział na kanapie, a Harry leżał na całej jej długości, głowę trzymając na udach swojego chłopaka i mrucząc na palce Louis'a przesuwające się po jego splątanych loczkach.

- Takie święta to ja mogę mieć – rozmarzył się Mike, a Luke jakby o czymś sobie przypomniał i lekko podniósł się do pionu.

- Ech, bo my chcielibyśmy coś wam powiedzieć – splótł swoją rękę z tą swojego kochanka – Ja i Michael jesteśmy razem.

Wszyscy popatrzyli na dwójkę chłopców, a następnie ponownie obrócili wzrok ku telewizorowi.

- ECH HALO! - krzyknął czerwonowłosy chcąc zwrócić uwagę ... kogokolwiek – Nie ma żadnej reakcji?!

Zayn zaśmiał się i poklepał Niall'a po udzie.

- Pożeracie siebie wzrokiem od miesiąca, Niall został waszym shipperem, Harry obstawiał kiedy nam to w końcu powiecie, Louis nakrył was na całowaniu pod drzwiami, a ja i tak mam to w dupie.

Harry roześmiał się na wyznanie szatyna.

- Zayn, ale czego ty nie masz w dupie?

Lekko naburmuszony Niall krzyknął:

- ZAYN TOPS!

Wszyscy po raz kolejny zanieśli się chichotem, oprócz Niall'a, który wręcz płakał ze śmiechu.

Te święta na pewno będą dobrze wspominane.

Gdy film się skończył, Niall chciał włączyć Titanic'a w czym nie zgadzał się Zayn.

- No Niall! Nie bądź ciotą, weź.

Och, jeżeli teraz którekolwiek miałoby opisać wyraz twarzy Irlandczyka, to każdy kazałby Zayn'owi zwiewać.

- Celibat – rzekł blondyn, odpychając dłoń mulata.

- Co?! Nie – ciemnowłosy błagał, a cały salon pokrył się w głośnych rozmowach.

- Mike, ale ty żartowałeś z celibatem, nie? - zapytał Luke przesuwając się bliżej czerwonowłosego.

Zielonooki odepchnął go i gestykulując zaczął:

- No coś ty! FOCH wciąż trwa.

I tak to się zaczęło. Dwa shippy zaczęły swoją kłótnie, a Harry i Louis przyglądali się wszystkiemu zajadając czekoladowe kuleczki, które zdołali uchronić przed Niall'em.

- To może na rozluźnienie zagramy w butelkę? - zaproponował ze łzami w oczach mulat, który nie mógł wytrzymać decyzji celibatu.

- Tak

Louis przyniósł alkohol, a Harry butelkę po wodzie.

A co było potem?

Potem był już tylko smut.

-----

Wesołych Świąt Wielkanocnych ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro