ROZDZIAŁ 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przy centrum pomocy, zlokalizowanym tuż obok kościoła Our Lady of Guadalupe we wschodniej części Houston, panowała nienaturalna cisza. Na co dzień tętniący życiem ośrodek teraz świecił pustkami. Emily dotarła na miejsce dokładnie w południe i zatrzymała się przed drzwiami, zawieszając wzrok na budynku. Wzięła głęboki oddech zanim weszła do środka. Wewnątrz panował lekki półmrok, a ciche rozmowy mieszały się z odgłosami pakowania i przesuwania kartonów. Wchodząc, zauważyła Zuri, białowłosą przyjaciółkę Nate'a, która pracowała przy recepcji. Uniosła wysoko głowę i podeszła do niej pewnym siebie krokiem.

– Cześć, Zuri. Gdzie jest Nathanael? – zapytała, starając się zachować uprzejmość.

Dziewczyna nawet na moment nie podniosła wzroku znad papierów, które przeglądała i odpowiedziała obojętnym tonem:

– Jest na zapleczu, wyładowuje towar. Zaraz tu będzie.

Emily poczuła, jak fala irytacji zaczyna narastać w jej wnętrzu. To nie był pierwszy raz, kiedy Zuri okazywała jej niechęć. Odkąd się poznały była chłodna i zdystansowana, jakby Emily była dla niej niechcianym intruzem, a przecież nigdy nic jej nie zrobiła.

– Możemy porozmawiać? – Dziennikarka z trudem powstrzymała się przed uniesieniem głosu. – Chciałabym wiedzieć, o co ci chodzi. Czy ty jesteś zazdrosna o Nathanaela?

Zuri w końcu uniosła głowę i wybuchła cynicznym śmiechem, który odbił się echem od białych ścian ośrodka.

– Zazdrosna? O Nate'a? – Wbiła swoje zimne spojrzenie w Emily. – Nate jest dla mnie jak brat. Nigdy nie byłabym o niego zazdrosna ani o kogokolwiek innego. Jestem ponadto.

Emily zmrużyła oczy, starając się zrozumieć jej motywy. Jeśli nie chodziło o zazdrość, to o co? Przecież ewidentnie jej nie lubiła i okazywała to na każdym kroku.

– Więc dlaczego traktujesz mnie w ten sposób? – zapytała, robiąc krok do przodu. – Co ja ci takiego zrobiłam?

Dziewczyna wzruszyła ramionami, uśmiechnąwszy się kpiąco, jakby odpowiedź była oczywista.

– To proste, Emily. Nie wszyscy muszą cię kochać. Musisz się z tym pogodzić.

W tym momencie drzwi zaplecza otworzyły się i pojawił się Nate, dźwigając ogromny karton wypełniony po brzegi książkami. Widząc napiętą atmosferę między dziewczynami, zatrzymał się i spojrzał na obie z zaskoczeniem.

– Co się dzieje? – zapytał, bez trudu odkładając karton na najwyższą półkę. Wyglądał jakby jego waga nie była dla niego problemem, a przecież taka ilość książek musiała być naprawdę ciężka.

Emily odwróciła się do niego, próbując ukryć emocje, które buzowały w niej niczym gejzery.

– Nic, po prostu miałam kilka pytań do Zuri – odpowiedziała, ledwo panując nad tonem głosu.

Nathanael spojrzał pytająco na Zuri. Czekał na jakieś wyjaśnienie sytuacji, ale jego przyjaciółka tylko wzruszyła ramionami i wróciła do swoich papierów, jakby nic się nie stało.

– Coś przegapiłem? – Podszedł do Emily z odrobiną niepokoju w oczach i mocno ją przytulił na przywitanie.

– Wszystko w porządku – odpowiedziała, wymuszając uśmiech. Nie chciała być powodem kłótni, tym bardziej, że nie wiedziała kim tak naprawdę była dla niego Zuri i czego mogła się po niej spodziewać. – Możemy już wyjść? – zapytała.

Nathanael skinął głową i ruszył w stronę drzwi, podczas gdy dziewczyny wymieniły jeszcze jedno pełne napięcia spojrzenie. Gdy wyszli na zewnątrz, Emily poczuła, jak napięcie stopniowo opuszcza jej ciało. Nie przepadała za konfrontacjami, ale była świadoma, że rozmowa z Zuri to dopiero początek, a prawdziwe wyzwanie będzie na nią czekać w przyszłości i nie miała zamiaru łatwo się poddać.

***

Emily i Nathanael weszli do małej, przytulnej kawiarni nieopodal centrum pomocy, w którym pracował mężczyzna. Wnętrze było ciepłe i pachniało świeżo mieloną kawą, co działało kojąco na nerwy Emily. Powoli podeszli do lady, a barista przywitał ich szczerym uśmiechem.

– Dwie kawy, proszę. Podwójne espresso i – Nathanael odwrócił się do Emily – latte z trzema porcjami cukru, prawda?

Dziennikarka skinęła głową, wdzięczna za to, że pamiętał jaki napój lubiła. Takie małe z pozoru nieznaczące gesty mówiły jej, że nie była mu obojętna.

– Co się tam właściwie wydarzyło? – zapytał, nawiązując do sprzeczki z Zuri.

Emily westchnęła, zastanawiając się, jak ująć to, co czuła. Nie chciała kłamać, ale też bała się reakcji na swoje słowa.

– Zuri daje mi mocno odczuć, że mnie nie lubi – zaczęła. – Dzisiaj po prostu zapytałam ją, dlaczego tak jest.

Nathanael zmarszczył brwi, próbując zrozumieć motywy przyjaciółki. To wszystko było dla niego nowością i szczerze nie wiedział jak odnaleźć się w tej sytuacji.

– Zuriel nie jest zła. Odpycha od siebie innych, bo wiele przeszła i w ten sposób próbuje ochronić się przed światem – wyjaśnił. – W ten sam sposób chce chronić bliskie sobie osoby.

Kobieta przez chwilę rozmyślała nad tymi słowami, ale miała wrażenie, że to nie wyjaśnia wszystkiego. W zachowaniu Zuri kryło się coś głębszego, a ona nie miała już energii na rozwiązywanie kolejnych zagadek.

– Rozumiem to, ale ja nie jestem niczemu winna. Niech komuś innemu wystawia rachunki. Przecież to nie ja ją skrzywdziłam.

Nathanael otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu chrapliwy głos baristy.

– Wasze zamówienie – odezwał się, po czym podał im kawy i odwrócił do kolejnych klientów.

Wyszli na zewnątrz. Słońce wysoko świeciło na niebie delikatnie ogrzewając ich twarze. Z kubkami gorącej kawy, skierowali się do małego parku położonego tuż obok Centrum Pomocy. Znaleźli wolną ławkę pod rozłożystym drzewem, którego liście delikatnie szumiały na lekkim wietrze. Usiedli obok siebie, ciesząc się chwilą wytchnienia.

– Ojciec Thomas mówił, że Aidenowi się pogorszyło. Był u nas wczoraj, ale nie dał się namówić na leczenie. Wyszedł równie szybko, jak się pojawił, szepcząc jakieś niezrozumiałe słowa. Gdybym był na miejscu, spróbowałbym go zatrzymać.

– Tylko po to chciałeś się ze mną spotkać? Żeby rozmawiać o Aidenie? – Emily uniosła głos, co spowodowało, że siedzące na drzewie wróble wzbiły się w powietrze, rozpraszając się w różnych kierunkach. Stres przejmował nad nią kontrolę i od kilku dni była wyjątkowo nerwowa.

– Nie, nie tylko o tym. – Nathanael objął ją swoim silnym ramieniem i przyciągnął odrobinę bliżej. – Właściwie to chciałem cię o coś zapytać.

W jego głosie zabrakło tej zwykłej pewności siebie co zaintrygowało Emily. Spojrzała zaciekawiona w jego złociste oczy, ale nie potrafiła wyczytać z nich czym tak bardzo się przejmował.

– O co chcesz mnie zapytać? – Nie chciała go ponaglać, ale zniecierpliwienie, które czuła było silniejsze od niej.

– Pomyślałem, że moglibyśmy wyjechać gdzieś na weekend? Co ty na to? – zapytał, głaszcząc Emily po ramieniu. To nie był powód, dla którego chciał się z nią spotkać. Zwyczajnie się za nią stęsknił, a kiedy zobaczył ją dzisiaj w ośrodku, zrozumiał, że był jej coś winny, szczególnie teraz kiedy Zuri zaczęła dawać się jej we znaki. Jednak im dłużej rozmyślał nad wspólnym wyjazdem, tym więcej dostrzegał plusów tego szalonego pomysłu. Chciał spędzić z nią wspólny czas z dala od pracy i rozpraszaczy.

– Chcesz ze mną wyjechać? – zapytała zdziwiona. Już myślała, że Nathanael nie wykona kolejnego kroku w ich relacji. Była zaskoczona, ale pozytywnie. Spodziewała się trudnej rozmowy o ich przyszłości, a tu taka miła niespodzianka. – Gdzie chciałbyś pojechać? – zapytała z uśmiechem, nie potrafiąc ukryć entuzjazmu.

– Nie wiem, gdziekolwiek, bylebyśmy mogli pobyć trochę sami, z dala od miasta i problemów.

– Wspaniale... – zaczęła, ale tak szybko jak się ucieszyła, tak cały entuzjazm ją opuścił. Przy Nathanaelu zapomniała o całym bożym świecie. Przypomniała sobie jednak o sprawie, którą prowadziła, i która może być w jakiś sposób powiązana z tym, co pojawiło się na jej ramieniu oraz śmiercią jej ojca. Teraz nie było dla niej nic ważniejszego. Skrzywiła się. – Cholera, nie mogę.

Mężczyzna spojrzał na nią z zaskoczeniem.

– Czemu? Nie wyrwiesz się nawet na dwa dni?

Emily poczuła narastającą frustrację. Od dłuższego czasu czekała na moment, w którym ich związek nabierze głębszego sensu. Pragnęła poczuć jego bliskość, a teraz, gdy Nathanael w końcu wydawał się gotowy, okazało się, że jej czas jest ograniczony przez inne sprawy.

– Mam nową sprawę, chyba najważniejszą w życiu. Nie mogę się niczym rozpraszać.

Mężczyzna westchnął, wyraźnie zawiedziony.

– Nie możesz żyć tylko pracą. Zasługujesz na chwilę odpoczynku.

Emily nie chciała, żeby źle to odebrał. Nie chciała też, aby pomyślał, że jej praca jest ważniejsza niż on, dlatego zdecydowała się wyjaśnić, nad czym aktualnie pracuje.

– Zajmuję się sprawą mordercy, który może być związany ze śmiercią mojego ojca. Dlatego to dla mnie tak istotne.

– Twojego ojca? Może lepiej odpuść sobie tę sprawę i zostaw ją komuś innemu, a najlepiej policji. Jesteś tylko dziennikarką, cholernie dobrą w swojej pracy, ale mimo to, tylko...

Kobieta spojrzała na Nate'a w taki sposób, że urwał w połowie i porzucił temat.

– Rozumiem, tylko uważaj na siebie – dodał po chwili, a następnie przytulił ją mocniej i pocałował w czubek głowy. Emily poczuła wyrzuty sumienia, że nie podzieliła się z nim całą prawdą i nie wspomniała o tajemniczym znamieniu, ale wolała o tym nie mówić. Pamiętała jak wczoraj zareagowała Amy i jak sama reagowała na dziwne zachowanie Aidena. Ludzie nie rozumieli tego co niezrozumiałe, a ona chciała być odbierana jako poważna. Wzmianka o głosach i dziwnych wizjach, na pewno by jej zaszkodziła.

– Wspominałeś, że był tu wczoraj Aiden, ale nie skorzystał z noclegowni. Wiesz może gdzie poszedł?

Nathanael pokręcił głową, odrobinę zaniepokojony. Lubił Aidena i wiedział, jak ważny był dla Emily, a to sprawiało, że i dla niego los jej kuzyna nie był obojętny.

– Jak mówiłem, nie było mnie wtedy. Nie widziałem się z nim przeszło dwa tygodnie.

– Aha – Emily westchnęła, mając nadzieje na inną odpowiedź. Martwiła się.

– Czemu pytasz? – Nate spojrzał na nią uważnie.

– Myślałam, że skorzystał z waszej noclegowni – odpowiedziała, próbując ukryć rosnące poczucie winy.

– Noclegowni? Przecież ma gdzie spać.

– Wiem, że ma – Emily spuściła ze wstydu wzrok.

– To o co chodzi? – dopytywał.

– Był u mnie i chciał przenocować. Uważa, że w jego mieszkaniu są... – zawahała się i ściszając głos do szeptu, dodała: – demony.

– Co?

– Pogarsza mu się, mówi od rzeczy. Wszędzie widzi demony i zachowuje się naprawdę dziwnie. Nie wiem co mam robić. Nie mam pojęcia, jak można mu pomóc.

– Nie przenocowałaś go? – Nathanael uniósł zdziwiony brew. To było do Emily niepodobne, bo zawsze pierwsza wyciągała do kuzyna pomocną dłoń.

– To nie tak. Chciałam, żeby został, ale u mnie też je dostrzegł i uciekł z mieszkania.

– Niedobrze... – mruknął mężczyzna. – Jeśli się pojawi, to od razu dam ci znać. Poinformuję też o tym Zuri.

– Dzięki, to wiele dla mnie znaczy. – Emily uśmiechnęła się słabo, czując wdzięczność za jego wsparcie. Gdyby nie on, wszystko co działo się z Aidenem byłby o wiele gorsze. Amy rzadko kiedy przebywała w Houston, a ojczym Aidena ograniczył się do opłat za jego mieszanie. Poza nią nie miał nikogo i choć czasami jego problemy doprowadzały ją na skraj wyczerpania, to nie miała zamiaru się poddać i porzucić go, tak jak zrobiłaby to większość ludzi.

– Musi iść na odwyk – stwierdził Nate, przerywając jej rozmyślenia.

– Który z kolei? – Emily westchnęła zrezygnowana. – Aiden miał za sobą już cztery odwyki i żaden z nich nie przyniósł efektu.

– Za którymś razem musi się udać.

– Nie wydaje mi się, żeby chciał iść na leczenie. Uważa, że prochy pomagają mu z... demonami.

– Porozmawiam z nim. – Mężczyzna się nie poddawał. Pracował w ośrodku od pół roku i przez ten czas zdążył zobaczyć już wiele.

– Wątpię, żeby cię posłuchał, jest uparty. – Kobieta pokręciła głową, znużona ciągłą walką z nałogiem kuzyna.

– A masz jakiś inny pomysł?

– Nie mam i to mnie przeraża... Boję się, że nic już nie możemy zrobić, a z nim jest naprawdę źle... On... – Głos Emily się załamał, a wtedy Nate przyciągnął ją bliżej siebie i uspakajająco zaczął gładzić jej ramie. Ramię, na którym znajdowało się tajemnicze znamię, o którym mężczyzna nie miał pojęcia.

– Poradzimy sobie z tym razem. Pomożemy mu.

– Dziękuję, że się o niego troszczysz – szepnęła, wtulając twarz w jego klatkę piersiową. – Aiden ma szczęście, że na ciebie trafił. Inny opiekun już dawno by się poddał.

– Nie robię tego tylko dla niego.

– Wiem i dziękuję za to.

***

Popołudniowe słońce w pełni świeciło na niebie, otulając wszystko złotymi promieniami, gdy rozmowa między Nathanaelem a Emily zaczynała zbaczać na lżejsze tematy. Jednak spokojny nastrój chwili został gwałtownie przerwany, gdy z centrum pomocy wybiegł mężczyzna, krzycząc na całe gardło:

– Nate! Potrzebujemy twojej pomocy. Szybko!

Nathanael i Emily odwrócili się jednocześnie. Mężczyzna, który biegł w ich stronę, był w podeszłym wieku, z twarzą noszącą ślady wielu trudnych lat. Jego przygarbiona sylwetka i zmęczone spojrzenie wskazywały, że był stałym bywalcem centrum, mimo że lata nałogu miał już dawno za sobą.

– Mike, co się stało? – zapytał Nathanael, wstając z ławki. W jego głosie było słychać wyraźny niepokój.

– Przyszedł Aiden. Rzuca wszystkim co ma pod ręką i głośno krzyczy. Pani Zuri próbuje go uspokoić, ale potrzebuje pomocy – odpowiedział mężczyzna, walcząc o oddech.

Emily zerwała się z ławki z taką szybkością, że nawet Nate nie zdążył zareagować. Jej serce biło jak oszalałe, a w głowie zapanował chaos. Bez namysłu rzuciła się pędem w stronę ośrodka, gdzie rozgrywała się scena, której obawiała się od dawna. Przecisnęła się przez tłum podopiecznych, którzy w pośpiechu opuszczali budynek. Zwykle gwarna stołówka, miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu słychać było rozmowy i śmiech, opustoszała w mgnieniu oka. Przerażona kobieta minęła pomieszczenie i znalazła się na zapleczu, gdzie rozgrywała się dramatyczna scena. Jej kuzyn Aiden leżał na zimnej podłodze. Plecami oparty był o Zuri, która siedziała za nim, mocno go do siebie tuląc. Jej spokojny głos i delikatne głaskanie miały na celu uspokojenie mężczyzny i chyba poskutkowało, bo Aiden zamiast krzyczeć, cicho mamrotał pod nosem.

– Demony... One są wszędzie... Mówią do mnie.

Emily padła na kolana obok kuzyna. Łzy płynęły po jej policzkach, a serce boleśnie się skręcało od widoku go w takim stanie. Złapała jego rękę i przycisnęła do siebie.

– Już dobrze... jestem tutaj – szepnęła, ale nie doczekała się odpowiedzi. Aiden zamilkł, wpatrzony w jeden punkt. Zdawał się nie zwracać uwagi na nikogo. Był w swoimi własnym wyimaginowanym świecie, a rzeczywistość, która się wokół niego toczyła, nie miała znaczenia.

Emily spanikowała, dostrzegając, że nie ma z nim żadnego kontaktu, więc zaczęła szarpać go za ubranie. A kiedy i to nie przyniosło rezultatu, zaczęła krzyczeć.

– Aiden! Aiden! Mów do mnie.

Jednak Aiden nie reagował.

– Proszę cię, powiedz coś do mnie. Cokolwiek... Możesz mi powiedzieć co do ciebie mówią, no wiesz te demony. – Próbowała wszystkiego, byle nawiązać z nim jakiś kontakt.

Kuzyn spojrzał na nią zmęczonymi, zaszklonymi oczami. Jego wargi drżały, a strach przed wypowiedzeniem słów, o które prosiła, był widoczny na bladej twarzy.

– Mówią, że... – zaczął, ale urwał w pół zdania, jakby zabrakło mu sił. Po chwili głębokiego oddechu zebrał się w sobie i wykrztusił: – Mówią, że jestem potępiony.

Emily przeszedł lodowaty dreszcz. Cały czas próbowała bagatelizować to, co wydarzyło się dziś przed lustrem. Tak jak słowa, które usłyszała wcześniej we śnie, a które brzmiały dokładnie tak samo.

Potępiona...

Myśli, które tak mocno wypierała, teraz wracały ze zdwojoną siłą. Nie mogła dłużej zganiać na zmęczenie faktu, że działo się coś dziwnego. Szczególnie, że te same słowa usłyszała teraz od kuzyna. Ciężko było jej też wmawiać sobie, że to zwykły zbieg okoliczności, zwłaszcza gdy na ramieniu nosiła tajemnicze znamię. Przeniosła spojrzenie na Zuri, która nie przestawała głaskać Aidena po głowie. Jej spojrzenie było pełne troski i współczucia, aż Emily poczuła się winna za to, że zbyt pochopnie ją oceniła. Była dobrą osobą i dzielnie zajmowała się potrzebującymi, a to było godne podziwu.

– Nate... – szepnęła Zuri, a on natychmiast pojawił się obok z kubkiem wody i białą podłużną pigułką. Podsunął tabletkę Aidenowi i czekał aż popije ją wodą.

Środki uspokajające zadziałały niemal natychmiast, a po kilku minutach oddech Aidena wyrównał się, a jego ciało pogrążyło w spokojnym śnie.

– Dziękuję – powiedziała cicho Emily, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.

Chwilę później wyciągnęła telefon z kieszeni. Na ekranie dostrzegła kilkanaście nieodebranych połączeń od Jima Greysona. Przełknęła ślinę, czując ciężar obowiązku, od którego choć na chwilę chciała uciec. Wzięła głęboki oddech i nacisnęła na ikonę, aby oddzwonić.

– Gdzie jesteś? – Głos Jima był pełen napięcia.

Emily spojrzała na śpiącego Aidena, a potem na Nathanaela, który milczał, przyglądając się całej sytuacji. Ciężko jej było zebrać myśli. Westchnęła zmęczona, przecierając spoconą twarz.

– Jestem w Centrum Pomocy. Aiden potrzebował pomocy – tłumaczyła się, starając się zachować spokój, ale wydarzenia sprzed chwili wciąż w niej siedziały. – Miał kolejny atak...

– To jest ważne, Emily! – Greyson przerwał jej stanowczo, a jego głos nabrał gniewnej nuty. – Nie ma czasu na odmowy. Jesteś mi potrzebna. Mamy kolejną ofiarę.

– Mam jechać na miejsce zbrodni? – zapytała, domyślając się, jaka będzie odpowiedź.

– Nie, spotkasz się ze świadkiem. Policja już go przesłuchała. Wyślę ci adres

Dziennikarka zamknęła oczy, czując rosnące napięcie. Wzięła głęboki oddech.

– Dobrze, zaraz tam będę – odpowiedziała, rozłączając się.

Spojrzała na Nathanaela, który obserwował ją z niepokojem.

– Muszę iść, Jim mnie potrzebuje – powiedziała, starając się brzmieć pewnie, choć jej głos lekko drżał. – Postaram się jak najszybciej wrócić. Proszę, opiekuj się Aidenem.

Nathanael skinął głową, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Zuri wtrąciła się do rozmowy.

– Zajmę się nim – oznajmiła. – A ty zawieź Emily na miejsce. Nie powinna prowadzić w takim stanie.

Mężczyzna spojrzał na Zuri i przez chwilę zastanawiał się nad jej słowami. Rzeczywiście, Emily była zbyt roztrzęsiona, by wsiadać za kierownicę. W takim stanie mogła spowodować wypadek.

– Masz rację. – Wyciągnął kluczyki z kieszeni, a następnie zwrócił do roztrzęsionej kobiety. – Ja cię zawiozę.

– Dziękuję wam. – Emily podeszła bliżej Zuri, czując wdzięczność za jej troskę. Chyba naprawdę źle ją oceniła i czuła się z tego powodu okropnie.

– Nie ma sprawy – odpowiedziała jej chłodno, a ze spojrzenia jakim ją obdarzyła można było wywnioskować, że nie zależało jej na podziękowaniach Emily, lecz na dobru Aidena.

Dziennikarka pokręciła głową, ale świadomość, że zostawia Aidena w dobrych rękach, była jedynym pocieszeniem w tym trudnym momencie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro