Pocałunek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wróciliśmy na lekcje. Po nudnej lekcji nastała przerwa. Usiadłem na schodach. Nie wierzę, że tutaj Marcin walczył. On mógł umrzeć...nie nie myśl o tym. Usiadł koło mnie Kyle.

-Martwisz się co?- spytał Kyle

-Tak. Marcin jest jedynym Echem, z którym się przyjaźnię- powiedziałem

-Tak wiem...On wyzdrowieje- powiedział Kyle i poklepał mnie po ramieniu

-Wiem o tym ale po mieście latają te dziwne stwory, a co jeśli jakiś go zaatakuje?- powiedziałem z smutkiem

Naprawde się o niego martwie.
Zadzwonił dzwonek na lekcje. Szybko tam się do klasy. Siedziałem z Kenny'm. Lekcja mijała dosyć wolno.

-Do odpowiedzi przyjdzie Stan- powiedział nauczyciel

Czemu ja? Wstałem i wyszedłem na środek klasy. Odpowiedziałem na pytania i dostałem 3. Po lekcjiach czekałem na Kyle'a przed szkołą. Chłopak przyszedł. Razem wracaliśmy przez park.

-Fajnie tu- powiedział Kyle

-No fajnie to fakt- powiedziałem

Po chwili usiedliśmy pod drzewem wiśniowym. Patrzyliśmy na latające ptaki. Kyle wyglądał na spiętego.

-S-Stan?- spytał chłopak

-No- powiedziałem

Kyle przybliżył się do mnie. Lekko się rumienił.

-Podobasz mi się- powiedział nieśmiało i wskazał ręką na swoje serce

Trochę mnie to ździwiło.

-Nie jestem gejem- powiedziałem

-Nie będziesz miał wyboru- powiedział chłopak i mnie pocałował

Nasze usta się połączyły. Byłem w szoku i to bardzo. Kyle mocno się rumienił. Ja lekko się rumieniłem. Nasze języki się dotykały. Miałem ochotę go ugryźć ale nie miałbym serca. Po chwili nasze usta się rozłączyły, a Kyle zakrył twarz swoją czapką. Siedziałem jak wryty. Nie wiedziałem co powiedzieć. Po chwili namysłu postanowiłem usiąść bliżej Kyle'a.

-Kocham cię- powiedziałem niepewnie mu na ucho

Po chwili zaczeliśmy wracać do domu. Szliśmy w ciszy. Nic nie rozmawialiśmy na temat tego co było w parku. Szliśmy powoli i spokojnie.

~Perspektywa Marcina~
Znudziło mi się leżenie w łóżku. Podszedłem do lustra. Zdjąłem bandaż z mojej głowy.

-O kurwa- powiedziałem niewierząc swojim oczom

Moja twarz była mocno obita. Ledwo doszedłem do swojego krzesła. Z krzesła wziełem bluzę z kaptórem. Założyłem ją i poszedłem na spacer. Po kilku minutach byłem w parku. Było fajnie. Ptaki śpiewały, lekki wiatr wiał. Usiadłem pod drzewem wiśniowym. Nagle zobaczyłem, że Lizzy robi zdjęcie ptakom. Powoli wstałem i podszedłem do niej.

-Fajny widok- powiedziałem

Blondynka automatycznie spojrzała w moją stronnę. Była zszokowana. Natychmiast mnie przytuliła. Też ją przytuliłem. Po chwili razem usiedliśmy pod drzewem wiśniowym. Gadaliśmy na różne tematy.

-Marcin?- spytała Lizzy lekko się rumieniąc

-T-Tak?-spytałem

Lizzy wskazała palcem na siebie. Potem rękami zrobiła symbol serca. Na końcu wskazała na mnie i mocniej się zarumieniła. Chyba nie miała odwagi aby mi to powiedzieć. Na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Blondynka przybliżyła swoją twarz do mojej. Była czerwona jak burak. Ja pewnie też. Lizzy pocałowała mnie w usta. Czułem się dobrze. Moje serce waliło jak szalone. Nagle straciłem przytomność. Wylądowałem na jakimś dachu budynku. Przedemną stały wszystkie legendy poza Ligu.
Był to Riot, Al i Andor.
Riot to Delta, Al to Beta, a Andor to Alfa. Patrzyli oni na mnie z wściekłością.

-Uciekaj!- usłyszałem głos

Zacząłem biec przed siebie. Legendy mnie goniły. Starałem się biec tyle ile fabryka dała. Po chwili jakieś pnącze podcieło mi nogi. Wywaliłem się. Legendy do mnie podeszły. Każda wyciągnęła szable. Gdy chciały mnie zaatakować to ktoś zablokował cios. Przedemną stał Ligu. Echo odepchnęło inne Legendy.

-O co tu chodzi?- spytałem i podniosłem się

Ligu mnie bronił przed atakami z stronny innych Legend. Straciłem równowagę. Gdy miałem spaść z dachu to jakaś nieznana mi postać się pojawiła i złapała mnie za bluzę. Na niebie pojawił się napis ,,Decyzja została podjęta". Nagle postać mnie puściła. Spadałem dość szybko. Nagle znowu byłem się pod drzewem wiśniowym. Byłem świadomy ale niemogłem się ruszać. Lizzy klęczała koło mnie i starała się mnie obudzić. Nagle za nią pojawił się Łowca i ją gdzieś zabrał. Słyszałem jak Lizzy się wierciła i krzyczała. Po kilku minutach się obudziłem. Do mnie podbiegł Craig, Stan i Kenny.

-Potrzebujemy twojej pomocy- powiedział lekko spanikowanym głosem Craig

-Łowcy zabrali nasze połówki- powiedział Kenny

Był bardzo przerażony.
Wstałem z ziemi i spojrzałem na nich. Byli bardzo przerażeni i przejęci.

-Weźcie jakąś broń- powiedziałem stanowczo

Oni spojrzeli na mnie z ździwieniem.

-Idziemy odzyskać naszych znajomych- powiedziałem

-Wiesz gdzie oni teraz są?- spytał Stan

-Będziemy robić atak na gniazdo- powiedziałem

C.D.N

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro