Powrót

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałem z Stanem na schodach. Czekaliśmy na innych.

-Myślę, że Predator wygra- powiedziałem pewny siebie

-To zależy od środowiska- powiedział Stan

Nawet spoko z niego koleś. Nagle do nas podeszły Alfy i Cartman. Szybko wywaliły mnie z mojego miejsca. Leżałem na podłodze, a Stana trzymali aby mi nie pomógł.

-Jesteś mój- powiedział grubas

-Pierdol się- powiedziałem wściekły

Cartan zaczął mnie strasznie bić. Reszta przybiegła i ją też złapali. Starałem się podnieść.

-Jesteś kurwa mój- powiedział wrogo Cartman

Nie miałem siły cokolwiek mówić. Naplułem mu na kurtkę. Grubas się wkurzył i z całej siły mnie kopnął w brzuch. Znowu zaczął mnie kopać i bić. Ból był straszny. Z mojich ust leciała krew. Ledwo miałem siłę wstać. Gdy wstałem to spojrzałem na grubasa.

-Kurwa jesteś mój ty jebnięty deklu!!- krzyknął Cartman

-Daj mu spokój!!- krzyczał Stan

-Wiesz, że gdybyś nie miał tych Alf to byśmy cię wyjaśnili!- krzyknął Craig

-Grubasie jak ja się uwolnie to ci zrobie z dupy jesień średniowiecza za dokuczaniu mojemu kumplowi!- krzyknął Kenny i starał się uwolnić z uścisku Alf

-Nigdy nie będę twój- ostatnimi siłami powiedziałem

Cartman cały wściekły kopnął mnie w szczękę. Upadłem nieprzytomny na podłogę. Nic nie widziałem. Ledwo co słyszałem krzyki mojich przyjaciół. Nie czułem, żadnej mojej kończyny. Czy to mój koniec? Nagle spadłem na jakiś wóz z sianem. Szybko wstałem i zobaczyłem, że byłem w mieście. Na ulicy widziałem jakieś Echo. On spojrzał na mnie i zaczął gdzieś biec. Szybko wstałem i zacząłem za nim biec. Jak fajnie znów czuć siłę w mięśniach. Echo szybko wskoczyło na dach jakiegoś budynku. Szybko wskoczyłem na śmietnik i złapałem się drabiny z schodów pożarowych. Szybko weszedłem na dach. On tam stał. Czy on na mnie czekał? Zaczął skakać z dachu na dach. Robiłem to samo. Nawet dotrzymywałem mu tępa, a on wygląda na starszego i lepszego odemnie. Gdy tak skakaliśmy to on skoczył na dalszy budynek. To był daleki skok. Wziełem rozbieg i skoczyłem za nim. To serio było daleko. Złapałem się krawędzi dachu. Szybko weszedłem na ten dach. Stanąłem koło niego. Byłem wykończony. Zaczełem szybko oddychać. On patrzył w dal w jakiś budynek. Patrzyłem z nim. Szybko zaczeliśmy biec w kierunku tego budynku. Nawet nie wiem czemu akurat tam. Gdy dobiegliśmy to otoczyli nas strażnicy. Jeden szybko chciał mnie uderzyć. Szybko kopnąłem go w brzuch. Walczyliśmy dość długo. Nagle jeden z strażników mnie uderzył w nos. Straciłem przytomność. Znowu. Nagle zacząłem szybko mrugać. Byłem w szkole. W tej samej pozycji. Z tymi samymi ranami. Ledwo co widziałem nogi Cartmana. Nagle dostrzegłem jakąś dziewczynę, która starała się dostać do mnie. Dziewczyna wydawała się znajoma. Moji przyjaciele coś do mnie mówili. Nagle zacząłem normalnie słyszeć.

-No dalej podnieś się- powiedział Kyle

-Nie poddawaj się- powiedział Butters

-K-kabanie wierzymy w ciebie- powiedział nerwowo Tweek

-Przyjacielu nie poddawaj się- powiedział Kenny

-Stary nie daj się zdominować. Pamiętasz czego nauczyła nas średniowieczna Francja? Walcz- powiedział Craig

-Stary najlepiej się z tobą dyskutowało. Nie chcę cię stracić więc walcz!- krzyknął Stan

Tego po nim się nie spodziewałem.

-Nie chcę cię stracić. Jesteś jedynym chłopakiem, który jest mojim przyjacielem!- krzyknęła dziewczyna z łzami w oczach

Zaraz..czy to Lizzy? Tak to ona. Jak długo jej nie widziałem. Zacząłem się podnosić. Byłem strasznie zmęczony. Cartman się dziwił. Gdy byłem w pozycji klęczącej to moji przyjacielie zaczeli mi kibicować i mówić abym się nie poddawał. Nie mam takiego zamiaru. Cartman chciał mnie kopnąć w twarz ale szybko zablokowałem. Gdy wstałem to wszyscy byli pod wrażeniem. Posmak krwi w mojich ustach narastał. Spojrzałem na Cartmana.

-Nigdy...nie...ulegne- powiedziałem stanowczo

Cartman chciał mnie uderzyć ale zrobiłem unik. Nagle koło mnie stało Echo z mojego ,,snu". Szybko zrobił unik i cios. Nagle spojrzałem przed siebie. Zobaczyłem Cartmana, który chciał mnie uderzyć. Szybko zrobiłem unik, a potem cios. Grubasa odepchnęło. Cartman szybko się wycofał. Za niego weszła jakaś Alfa. Alfa chciała mnie uderzyć. Zablokowałem i ledwo co widziałem. Czułem się jakbym miał zamiar upaść. Szybko spojrzałem na Echo z snu. On szybko uderzył kolanem. Chyba tylko ja go widze. Alfa chciała mnie uderzyć. Szybko skoczyłem i uderzyłem kolanem ją w szczękę. Zaraz. To są ciosy z walki z stażnikami. Alfa upadła. Szybko inna Alfa na mnie sarżowała. Przeskoczyłem ją i szybko podciełem jej nogę, że się wywaliła. Pozostałe Alfy, które trzymały mojich przyjaciół spojrzały na mnie. Szybko ich puścili i pobiegli gdzieś wraz z Cartmanem. Byłem wyczerpany. Moje ciało chciało już odpocząć. Nadal czułem smak krwi w mojich ustach. Upadłem na kolana. Zacząłem tracić przytomność. Gdy miałem upaść to szybko moja głowa wylądowała w ciepłych rękach Lizzy. Straciłem przytomność. Czułem ulgę, że moje ciało zaczeło odpoczywać. Czułem też jak ktoś dotyka mojego ciała. Po kilku minutach odzyskałem przytomność. Byłem w mojim pokoju. Miałem na nogach, rękach, brzuchu i głowie bandaże. Nie czułem smaku krwi. Gdy chciałem wstać poczułem dłoń na mojim ramieniu. To była Lizzy. Miała łzy w oczach. Szybko się do mnie przytuliła. Odwzajemniłem i dostrzegłem, że w mojim pokoju była moja siostra, Stan i Kenny. Po chwili blondynka mnie puściła.

-Myśleliśmy, że się nie obudzisz- powiedziała Sam i zaczęła mnie głaskać po głowie

-Ty tak myślałaś- powiedział Stan i spojrzał w moją stronnę
-Ja wiedziałem, że wstanie- dodał i lekko się uśmiechnął

-Stary masz leżeć. Tak powiedział lekarz- powiedział Kenny i się uśmiechnął

-To my musimy się zbierać. Dyro nie dał nam dużo czasu- powiedział Stan

Pożegnaliśmy się. Stan, Sam iKenny wyszli z mojego pokoju.

-Myślałam, że tego nie wytrzymasz- powiedziała blondynka i jej łza spłyneła po poliku

-Ja zawsze wytrzymam. Nie martw się- powiedziałem i wytarłem jej policzek od łzy-Teraz idź na lekcje. Nie chce abyś z mojego powodu miała kłopoty- powiedziałem z lekkim uśmiechem

Lizzy szybko się do mnie przytuliła i wyszła z mojego pokoju. Rex zamknął swojim ogonem drzwi i szybko weszło na moje łóżko.

-Podasz mi komiks?- spytałem

Rex miał inne plany. Zasnął na mojich kolanach. Ja nic nie mogłem zrobić.

-No nieźle- powiedziałem z sarkazmem

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro