Prawie jak bracia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałem na krześle u dyrka. On ciągle nawijał tylko o tych mikro  agresjach. Czekałem tylko kiedy mnie puści. Wstałem i wziełem plecak.

-A ty gdzie?- spytał dyro

Zadzwonił dzwonek. Wyszedłem z gabinetu. Wyszedłem z szkoły. Podszedłem do Marcina i Kennego.

-Hej- powiedziałem

-No hej. Jak było?- spytał Marcin

-Chyba dobrze. A wy czemu nie jesteście w domu?- spytałem

-Czekaliśmy na ciebie- powiedział Kenny

-Z jakiej racji?- spytałem

-No, bo chcieliśmy z tobą wrócić. Pogadać - powiedział Kenny

Wracaliśmy do domów. Troche pogadaliśmy. Oni wrócili do domów. Gdy chciałem wejść do domu usłyszałem jak moji rodzice gadali. Weszłem do domu.

-Do ciebie wpadł kolega- powiedział ojciec

-Okej- powiedziałem

Poszedłem do pokoju. W pokoju siedział Tweek. Rzuciłem plecak na podłogę.

-Co ty tutaj robisz?- spytałem

-Ja....ja przyszedłem cię odwiedzić, ale byłeś w szkole więc twoji rodzice pozwolili mi tu troche posiedzieć- powiedział nerwowo Tweek

-Emm okej. To czemu grzebiesz w mojej szufladzie na gacie?- spytałem

-Em....ja ci je kupiłem za tą sytuacje z majtkowymi gnomami- powiedział szybko Tweek

Lekko się zarumieniłem.

-Emm jest już późno odprowadzić cię- powiedziałem

-Emm.... Okej- powiedział Tweek

Wyszliśmy z domu i poszliśmy do jego domu. Troche gadaliśmy ale mało. Weszliśmy do jego domu.

-Dzień dobry- powiedziałem

Do nas podeszli rodzice Tweeka.

- Dzień dobry- powiedział tata Tweeka

-Dzięki- powiedział Tweek i poszedł do swojego pokoju

-Dziękujemy za to, że opiekujesz się Tweekiem. Jak masz na imie?- powiedziała mama Tweeka

-Jestem Craig Alfa- powiedziałem

-Nasz syn ma wspaniałą Alfę- powiedział z radością ojciec Tweeka

Zawibrował mi telefon.

-Moge?- spytałem

-Pewnie- powiedziała matka Tweeka

Spojrzałem na telefon. Wiadomość od Kyla.

,,Stary za godzine będzie deszcz meteroytów. Jak coś to twoji rodzice udzielili nam twoje podwórko. Czekamy"

-Może napijesz się kawy?- spytał ojciec Tweeka

-Nie dzięki. Ja musze już lecieć za około godzine będzie deszcz meteroytów- powiedziałem

-Może wezmiesz Tweeka. Potrzebuje troche czasu wolnego od pracy- powiedziała matka Tweeka

-Okej- powiedziałem

Poszedłem do pokoju Tweeka.

-Kabanie chcesz zobaczyć deszcz meteroytów?- spytałem

-Jasne- powiedział Tweek

Razem zeszliśmy po schodach.

-Jak coś to go przenocuje u mnie- powiedziałem

-Okej jasne- powiedziała matka Tweeka

Poszliśmy do mnie. Na mojim podwórku siedział Kyle, Kenny i Marcin. Mnie troche ździwiło, że Marcin tu był. Usiedliśmy koło nich.

-To jest Tweek- powiedziałem

-Hej- powiedział Kyle

-Hejo- powiedział Kenny

-Aloha- powiedział Marcin

-Hej- powiedział cicho Tweek

Siedzieliśmy i patrzyliśmy w niebo. Na niebie nie było żadnych chmur. Kyle patrzył przez lunetę.

-Coś widzisz?- spytał Kenny

-Nie- powiedział Kyle

-Daj na chwile- powiedział Marcin

Kyle dał Marcinowi lunetę. Marcin wpuścił sobie krople do oczu i spojrzał przez lunetę.

-Widze mały wóz- powiedział Marcin i dał Kylowi lunetę

-Ma racje- powiedziałem

-Marcin tak z innej beczki. Nie odbierz tego źle. Ale jak ty widzisz? W jaki sposób?- powiedziałem z ciekawości

-Ja używał głównie Echolokacji. Ale dostałem od mojej Matki Ech krople. Dzięki nim widze przez godzine. Jest tylko jeden szczegół. Widze wtedy tylko czarno na białym. Krople powoli mi się kończą. Chciałbym chodź raz ,,widzieć" normalnie- powiedział smutno Marcin

-Stary niechciałem- powiedziałem

-Ej zaczyna się!- krzyknął Kyle

Na niebie widzieliśmy spadające gwiazdy.

-Kabany pomyślcie życzenie!- krzyknął Kenny

,,Mam nadzieje, że spotkam swoją połówke" pomyślałem.

-Co życzyliście?- spytał Tweek

-Nie powiem. Ponieważ to się nie spełni- powiedział Kenny

-No tak- powiedział Tweek

Jeszcze troche odlądaliśmy ten widok spadających gwiazd. Wszyscy zasneli poza mną. Na szczęście chłopaki zostawili w mojim pokoju śpiwory. Zaraz. Tweek nic nie wiedział o śpiworach.

-Kurwa- szepnełem

Wziełem Tweeka na rece i zaniosłem do mojego pokoju. Położyłem go w mojim łóżku. Poszedłem po Kyla. Wziełem go i położyłem go w zielonym śpiworze. Poszedłem po Marcina. Wziełem go. O dziwo on był lekki. Położyłem go w niebieskim śpiworze. Wziełem Kennego. Ledwo mogłem chodzić. Położyłem go w dziurawym śpiworze. Gdzie ja bedę spał. Z szafy wyjełem koc. Usiadłem opierając się o łóżko. Przykryłem się kocem. Miałem przy sobie latarkę. Zasnełem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro