13. Rose

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozalia w zasadzie nie wiedziała, jak przyjęła teorię, w której sny Klaudii mogłyby dotyczyć prawdziwych zdarzeń oraz osób. Nie zastanawiała się też długo nad możliwością, że Klaudia skądś znała Daniela Bartosiewicza i jego żonę, Laurę, bo odkąd Dawid poinformował ją, że ich matka odpisała na list, nie była w stanie myśleć o niczym innym, tylko o zbliżającym się spotkaniu.

List przyszedł w poniedziałek, tuż po imprezie u Kamila. Od tamtego momentu Rozalia czytała go kilka razy przez następne jedenaście dni, a dwudziestego drugiego lutego, kiedy to ona i Dawid mieli zobaczyć się z matką, śmiało mogłaby już recytować go z pamięci. Właśnie dlatego, siedząc w parku razem z bratem, powtarzała sobie w myślach treść dość obszernej wiadomości, z uśmiechem wspominając serdeczne zwroty oraz ostatnie zdanie: „Nie byłam zdecydowana, ale teraz naprawdę pragnęłabym wrócić do waszego życia".

Rose wiedziała, że Dawid był sceptyczny. Chłopak nie odebrał listu matki jako serdecznego, nie cieszył się również z narysowanego na końcu serca. Odczytał zresztą wszystko zaledwie raz, a gdy Rozalia próbowała zagadywać brata odnośnie kolejnych, potencjalnych ukrytych przekazów w wiadomości, które pozwalałyby zaufać kobiecie, wywracał oczami i przestrzegał, żeby nie robiła sobie wielkich nadziei, zwłaszcza że nieraz zostali przez nią oszukani.

Na przykład kiedy miała ich odebrać z peronu i finalnie czekali kilka godzin, dopóki nie zjawiła się mama Klaudii. Rose zabroniła Dawidowi wtedy po kogokolwiek dzwonić, bo wierzyła, że matka jednak się zjawi, ale on postanowił powiadomić przyjaciół. Podobnie było na przyjęciu u znajomych, gdy także po nich nie przyjechała. Albo na Dniach Matki w szkole, na których się nie stawiała. Często wtedy akurat piła, wychodziła z kimś lub nie mogła wstać z łóżka.

Ale Rose była pewna, że tym razem będzie inaczej. Musiało być. Tym razem matka na pewno ich nie zawiedzie. Nie mogła.

— Spóźnia się — odezwał się nagle Dawid. — Już trzydzieści minut.

Rozalia nie chciała tego słuchać. Marzyła, żeby Dawid chociaż na chwilę uwierzył w matkę i przestał ciągle siać w niej niepewność.

Spojrzała na zaciśnięte pięści brata i przygryzła wargę. Nie powinna być zła, Dawid też cierpiał. Zwyczajnie radził sobie ze wszystkim inaczej niż ona.

— Nie czekamy znowu aż tak długo — wymamrotała, wyciągając rękę, aby dotknąć ramienia chłopaka. — Proszę, dajmy mamie szansę.

Dawid wciągnął głęboko powietrze. Kiedy obrócił głowę, spoglądając prosto w oczy siostry, Rozalia poczuła, jakby ktoś wbił jej w serce sztylet. To były oczy Rose – ciemnobrązowe, lekko uniesione do góry przy zewnętrznym kąciku – a mimo to były zupełnie inne, pełne ostrego oraz pogardliwego wyrazu.

Rose wstrzymała oddech, niepewnie wycofując dłoń.

— Szansę? — zaczął podniesionym tonem Dawid. — Kolejną? Ile jeszcze mamy jej ich dać, co? Ile razy chcesz czekać na mrozie, dygocząc z zimna w oczekiwaniu, że jaśnie pani się zjawi?!

— Nie jest tak zimno, to tylko minus jeden...

— Daj spokój! — syknął, poprawiając się na ławce, aby siedzieć bardziej na wprost. — Nawet gdyby było piętnaście stopni na minusie, siedziałabyś tutaj jak idiotka przez kilka godzin. Naprawdę aż tak brakuje ci uwagi kogoś, kto nigdy ci jej nie dał? Aż takim naiwnym dzieckiem jesteś, że nie widzisz, że ona po prostu ma nas w dupie?

Rozalia zmarszczyła brwi, zgrzytając zębami. Jak Dawid w ogóle śmiał nazywać ją naiwną? Jak śmiał osądzać matkę, kiedy to Rozalia spędzała z nią najwięcej czasu, gdy ta płakała w poduszkę?

Zacisnęła pięści.

— A ty serio nie masz za grosz empatii?! — warknęła, czując, że czerwienieje. Wycelowała w brata palcem. — Nic nie rozumiesz, nie wiesz, jak ona cierpiała i pewnie dalej cierpi! Przez całe życie nie czułeś nic do własnej matki, zawsze miałeś ją gdzieś!

Dawid zerwał się z ławki. Rozalia momentalnie podążyła w jego ślady. Zmierzyli się wrogim wzrokiem.

— Ty serio jesteś naiwna — prychnął, a potem uniósł rękę, którą wskazał na Rozalię. — W przeciwieństwie do ciebie nie pozwoliłem jej regularnie mnie truć. Ona jest człowiekiem, który nigdy się nie zmieni, nigdy tego nie zrobi, nieważne jak bardzo będziesz jej nadskakiwać.

— Nie wiesz tego!

— A właśnie że wiem! — fuknął. — Chcesz, to sobie tutaj czekaj. Ja nie mam zamiaru. — Odwrócił się na pięcie i od razu ruszył w stronę mieszkania.

Rozalia nie zdążyła nawet zareagować. Na zmianę otwierała i zamykała usta, wpatrując się w odchodzącego brata, a gdy Dawid odszedł już wystarczająco daleko, z warknięciem opadła z powrotem na ławkę, mocno szarpiąc się za włosy. Poczuła, że łzy napłynęły jej do oczu.

Dlaczego musieli się kłócić akurat teraz? Dlaczego nie mogli być zgodni? Dlaczego było coraz zimniej?!

Po wcześniej rozgrzanych wściekłością policzkach spływały kolejne łzy, sprawiając, że Rozalia jeszcze bardziej odczuwała spadek własnych emocji oraz chłodny, siekający po twarzy wiatr.

Podciągnęła nogi, objęła rękami kolana i skuliła się na ławce. Zadrżała.

Ale mimo to czekała. Mimo zmniejszającej się temperatury czekała następne pół godziny, a potem kolejną i kolejną godzinę, nie podnosząc wzroku nawet na zachodzące słońce. Nie zwracała uwagi na spieszących przez park ludzi, nie słyszała także oddalonych o kilka metrów krzyków odurzonych alkoholem nastolatków. Wiedziała, dokąd zmierzała owa grupa, nieraz szła obok nich, świętując początek weekendu.

Uniosła głowę i spuściła nogi, krzywiąc się z powodu zesztywniałych mięśni. Potarła zdrętwiałe dłonie, a potem sięgnęła do kieszeni kurtki po smartfon.

Dawid napisał jej esemesa, aby wróciła do domu. Eliza, Klaudia i Kamil omawiali na Messengerze kwestię Müllera oraz jego wiedzy na temat wypadku Klaudii. Z internetu dowiedzieli się, że w wydarzeniu brała udział jakaś kobieta o inicjałach L.B., co wydawało im się podejrzane, zważywszy na imię i nazwisko żony Daniela. Podobno ta kobieta wiozła ze sobą nastoletnią dziewczynę.

Rozalia zignorowała wywołujące ją oznaczenia, które pojawiły się od razu w momencie odczytania przez nią wiadomości, a potem wyciszyła telefon.

Pociągnęła nosem, otarła oczy i z trudem podniosła się na zmarznięte nogi, spoglądając w stronę pijanej grupy, gdzie wypatrzyła córkę policjanta, Ariannę Dziurzyńską wraz z jej przyjaciółką.

Rose uśmiechnęła się gorzko. Wiedziała, dlaczego dziewczyna spędzała większość wieczorów poza domem. Wiedziała, że zapewne jak tylko Arianna przekracza próg, ma ochotę się wycofać, uciec i zapomnieć o tym, że niedługo może stracić ukochaną matkę. Rozalia doskonale znała to uczucie, z tym że ona swoją matkę straciła już dawno.

Ale równie mocno pragnęła przestać o niej myśleć. Równie mocno pragnęła uciszyć echo wspomnień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro