7. Rose

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiedziała, że jeśli będzie nalegać, Eliza w końcu zgodzi się na pójście na urodziny Kamila. Zawsze tak było. Mimo że dziewczyna była niechętna, pod wpływem próśb ulegała, a potem robiła to, czego od niej oczekiwano i chociaż Rozalia podejrzewała, z jakiego powodu przyjaciółka mogła aż tak bać się alkoholu, nie przyjmowała tego do świadomości. Eliza nigdy tak naprawdę nie opowiedziała o swoim wcześniejszym życiu, nie zdradziła, jacy byli jej rodzice, więc dlaczego Rose miała od razu wyobrażać sobie najgorsze? Świat nie mógł być taki zły, po prostu nie mógł, w co bardzo pragnęła wierzyć.

Mimo wszystko czuła się winna, że narażała dziewczynę na lęk. Obiecała sobie jednak, że nie opuści Elizy nawet na krok i tego dnia sama nie wypije ani kropli. Zresztą, przecież w imprezach nie chodziło o alkohol, a o dobre towarzystwo, które Eliza świetnie uzupełni swoim nieśmiałym uśmiechem i dużymi, wpatrującymi się w Rozalię oczami. Kiedy to robiła, Rose czuła się zauważona. Czuła, że komuś na niej zależy, że ktoś patrzy na nią prawdziwie i że być może widzi w jej spojrzeniu pragnienie uwagi niebędącej jedynie pustym kontaktem cielesnym. Oczy Elizy obserwowały wszystko, łącznie z najsłabszym drgnieniem mięśni twarzy, więc Rozalia nie musiała niczego mówić, nie musiała sama zastanawiać się nad tym, czego potrzebowała, bo Eliza po prostu to wiedziała.

Rose westchnęła, zdejmując ostatnią bombkę z choinki. Jak to się działo, że przy sprzątaniu nachodziły ją najróżniejsze rozważania? Pewnie dlatego tego nie lubiła, zwłaszcza że Dawid za każdym razem wymykał się z domu, a dziadka żadne z nich nie zamierzało męczyć i była zmuszona wykonywać te czynności sama, zdana na własne myśli.

Na przykład na takie, że mało kto się nią przejmował, Klaudia zdawała się ją ignorować, a większość jej znajomości była bez jakiekolwiek więzi. Nawet matka porzuciła ją i Dawida, bo w końcu miała dość. Dość nieustannie zabiegającej o uwagę Rozalii, jedynie drażniącej zmienną mamę, dla której ważniejsze były niezobowiązujące, ogniste romanse, obsesyjne wydawanie ich przeznaczonych na rachunki pieniędzy czy kupowanie coraz to nowszych ubrań. Były też momenty, gdy Laura zwyczajnie nie wstawała z łóżka, często zapłakana, w jednej dłoni dzierżąc butelkę z wódką, a w drugiej papierosa ulubionej firmy. Rozalia starała się wtedy wesprzeć kobietę, ale ta w odpowiedzi rzucała tylko:

„Alkohol pomaga, nie martw się".

„Jeśli kiedykolwiek przytłoczą cię myśli, nie wahaj się napić albo zapalić. Gwarantuję, że pomoże, skarbie".

„Odejdź, próbuję zapomnieć".

„Nie męcz mnie, mam dość rozmów".

Rose zdała sobie sprawę, że do oczu napływają jej łzy, więc odruchowo sięgnęła do kieszeni, gdzie trzymała paczkę papierosów. Matka miała rację, nikotyna sprawiała, że czuła się lepiej. Alkohol i liczne imprezy również.

Zacisnęła dłoń w pięść i przygryzła wargę. Głupie poświąteczne porządki, pomyślała, odstawiając pudła z ozdobami do szafy w przedpokoju. Jednak w momencie, gdy spostrzegła, że jej wnętrze jest zakurzone, natychmiast z powrotem wyjęła pudełka i resztę zawartości szafy.

Nie mogła zawalić nawet w sprzątaniu. Nie mogła kolejnej rzeczy zrobić niewystarczająco dobrze.

Przeszła do kuchni po ścierkę i już po chwili energicznie wycierała każdy wieszak, każdą półkę oraz ściany, nie omijając żadnej przestrzeni.

Nie miała pojęcia, ile czasu upłynęło, ale kiedy rozbolała ją ręka, postanowiła zacząć ponownie układać w szafie. Łzy znowu napłynęły do oczu, ciało zadrżało spazmami płaczu, a ona źle złapała jedno z małych pudełek po butach. Chwyciła je za pokrywę, przez co druga część kartonu upadła na podłogę, wydając głuchy dźwięk. Oczom dziewczyny ukazały się kolorowe, brokatowe trampki z dzieciństwa.

A pod nimi jakieś papiery.

Rose uniosła brwi, otarła zapłakane oczy i schyliła się, wyjmując kilkanaście zapisanych kartek.

Listów.

Serce Rozalii szybciej zabiło i otworzyła usta, żeby lepiej oddychać, a wtedy drzwi do mieszkania się uchyliły i w progu stanął Dawid. Spojrzał na siostrę z konsternacją, zmarszczył brwi, ale zaraz potem posmutniał, widząc jej łzy.

— Rose... — wyjąkał.

Dziewczyna uniosła drżącą, trzymającą kartki rękę.

— Są od mamy — wymamrotała, ciężko przełykając ślinę. Na twarzy Rozalii zakwitł słaby uśmiech. — Wcale o nas nie zapomniała. Cały czas pisała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro