five

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chapter five

(+16 — występują sceny drastyczne)

Moja skóra świeciła się od potu, a oczy były przymknięte, kiedy oczekiwałem w niepewności. Z rana zostałem przypięty do jednego z wysokich pali i powiadomiony, że będę przyjmował karę cielesną. Nie wiedziałem co dokładnie zamierzają mi zrobić, ale byłem pewien, że nie dałbym rady im się wyrwać.

Nie miałem pojęcia ile ludzi właśnie mnie oglądało, ale wokół było w miarę cicho, oprócz kilku przyciszonych głosów służby. Spodziewałem się, że będą chcieli pokazać im jaką nauczkę dostaje się za brak posłuszeństwa, jednak moja nagość lekko mnie peszyła.

Pomimo tego, że właśnie czekałem na pierwsze uderzenie, niczego nie żałowałem. Jeśli miałem umrzeć, nie umrę dla niego. Nigdy nie poświęcę swojego życia dla króla, nawet jeśli będę musiał przejść przez każdą torturę.

Zostałem poinformowany, że kara ma się rozpocząć, a kilka sekund później poczułem przeszywający ból na swoich plecach. Mimowolnie krzyknąłem i zacisnąłem palce na drewnianym palu, do którego byłem przypięty. Nie spodziewałem się, że pierwsze uderzenie będzie aż tak bolesne, ale poczułem je głęboko, aż w swoich kościach i czułem, że nie obejdzie się bez blizny.

Z drugim batem cierpienie jedynie się nasiliło, a poprzednia świeża rana prawdopodobnie się powiększyła. Chociaż ze wszystkich sił się starałem, nie mogłem powstrzymać łez, które powoli spłynęły mi po policzkach. Nie byłem pewien, czy były one spowodowane bólem czy udręką i publicznym upokorzeniem.

Zacisnąłem szczękę, przygotowując się na kolejne uderzenie, które zaparło mi oddech w piersiach. Rozcięcia na moich plecach były już tak głębokie, że byłem pewien, że nie będę w stanie funkcjonować przez kilka dni.

Przy piątym bacie moje ciało zaczęło się niekontrolowanie trząść. Przy szóstym zobaczyłem mroczki przed oczami. Gdy nadszedł czas na siódmy, walczyłem z tym, żeby nie stracić przytomności.

Zacisnąłem oczy, przygotowując się na kolejne pasmo cierpienia, ale nic nie nadeszło.

- Zaczekaj. - usłyszałem znajomy głos, który zdążyłem już tak bardzo znienawidzić. - Zdejmijcie mu opaskę i rozwiążcie go.

Zdziwiłem się na te słowa, bo zostałem wcześniej poinformowany, że zostanę uderzony dwadzieścia razy. Czyżby król się rozmyślił, czy może... był jakiś haczyk?

Kiedy strażnicy rozwiązali moje nadgarstki, natychmiast opadłem na ziemię, nie mając wystarczająco siły, żeby ustać. Zmarszczyłem brwi, próbując podnieść się z brudnej powierzchni, ale moje nogi były jak z waty, a ból przeszywał mnie z każdym najmniejszym ruchem. Uniosłem na niego wzrok, rzucając mu najbardziej wyzywające spojrzenie na jakie było mnie stać.

- Podnieś się. - usłyszałem jego nalegający ton.

Oparłem ręce na ziemi i uniosłem na nich swój ciężar, znów starając się wstać na nogi. Szybko jednak znów opadłem, krzywiąc się z bólu. Byłem zbyt osłabiony, nie tylko przez karę cielesną ale również przez doskwierający głód, do którego nie byłem przyzwyczajony.

- Myślę, że byłeś w stanie poznać z jakim skutkiem spotyka się nieposłuszeństwo. - powiedział, patrząc na mnie z góry. - Jako, że jestem dzisiaj litościwy, przystanę na ograniczenie twojej kary, jeśli zobaczę twoje błagania o wybaczenie.

Parsknąłem pod nosem. Naprawdę uważał, że będę go błagać?

- Nigdy. - powiedziałem, patrząc prosto w oczy królowi. - Nigdy mnie nie złamiesz na tyle, żebym ci służył.

Widziałem jak zaciska szczękę, a jego oczy ognią się ze złości. Chyba po raz pierwszy ktoś śmiał mu się sprzeciwić, a ten fakt niezbyt go zadowalał.

- Przywiązać go z powrotem. - wydał polecenie, a mój oddech ugrzązł w gardle. Dobrze wiedziałem, że mój organizm nie będzie mógł zbyt wiele znieść. - Tym razem... zacznijcie liczyć od nowa.

- Tak, wasza wysokość.

Moje dłonie trzęsły się z przerażenia, a serce dudniło o klatkę piersiową, kiedy zostałem siłą podniesiony przez strażników. Kiedy spojrzałem na króla, obserwował jedynie jak byłem przygotowywany na kolejną chłostę. Tym razem, chociaż nie wiadomo jak bardzo bym się starał, nie powstrzymałem już łez.

Dwadzieścia uderzeń to było zbyt wiele, wnioskując po moim stanie. Byłem pewien, że o tym wiedział.

***

Oddychałem ciężko, kiedy medyk obwijał moją klatkę piersiową bandażem. Chociaż to była ta łatwiejsza część, byłem tak wykończony, że ledwo mogłem usiedzieć. Nie byłem pewien jak długo trwało tamowanie krwi i odkażanie ran, ale ból był na tyle nie do zniesienia, że musiałem zagryzać materiał, żeby nie krzyczeć na cały pałac. Chociaż byłem pewien, że i tak wszyscy służący mnie słyszeli.

- Dasz radę się położyć na plecach? - zapytał łagodnym głosem, a ja pokręciłem głową. - Spróbuj w takim razie spocząć na boku.

- Dziękuję. - westchnąłem. Wiedziałem, że gdyby medyk się mną nie zajął, mógłbym skończyć o wiele gorzej.

- Przynajmniej tak mogłem pomóc. - uśmiechnął się do mnie delikatnie. - Dawno nie widziałem nikogo w tak opłakanym stanie. Musiałeś naprawdę zezłościć króla.

- Jak ktoś taki jak on może nazywać się królem? W ten sposób nie traktuje się swoich poddanych. - parsknąłem, a mój towarzysz rzucił mi spojrzenie, jakbym właśnie zbluźnił.

- Jeśli ktoś by cię usłyszał, właśnie straciłbyś głowę. - powiedział szeptem. - Musisz uważać. W pałacu ściany mają uszy.

Westchnąłem głośno, przyglądając się medykowi. Wydawał się zbliżać do trzydziestki, chociaż jego rysy wykazywały już zmęczenie, które odznaczyła ciężka praca.

- Wasza wysokość jest potężny i ma ogromną władzę. Nie darzy współczuciem ani sympatią nawet rodziny królewskiej, nie mówiąc tu o niewolnikach. Dlatego okaz mu należyty szacunek, jeśli cenisz swoje życie.

Zmarszczyłem brwi. - Nawet rodziny królewskiej?

- Król nie ma dobrych relacji ze swoją rodziną. Pogłoski mówią, że zakazał swojej matce opuszczania terenu pałacu. Ah, nie wiem czy powinienem o tym mówić. Mam niewyparzony język.

A więc władca skrywał więcej niż na pierwszy rzut oka się wydawało. Dlaczego jednak miałby odcinać swoją matkę od reszty świata? Co musiała zrobić, żeby na to zasłużyć?

- Przyjdę jutro z rana zmienić ci opatrunek. Dużo odpoczywaj i zażywaj naparu, który ci przygotowałem.

- Nie wiem jak okazać ci wdzięczność. - powiedziałem do niego szczerze. Był pierwszą osobą w tym piekle, która rzeczywiście była dla mnie miła i nie patrzyła na mnie jakbym miał uchyłek na zdrowiu psychicznym.

- Tak jak mówiłem, to nic takiego. Jeśli twój stan miałby się pogorszyć, zapytaj służące o medyka Soobina. - rzucił mi życzliwy uśmiech i zatrzasnął drzwi.

Spróbowałem ułożyć się wygodniej, chociaż wiedziałem, że raczej nie dam rady zmrużyć oka tej nocy. Miałem tylko kilka dni na regenerację i musiałem je spożytkować w odpowiedni sposób. Przede wszystkim moim priorytetem było stworzenie planu.

Planu, który pozwoli mi się wydostać i wrócić do mojego dawnego życia, za którym tak tęskniłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro