rozdział 014 "znowu razem"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


„Wielkość człowieka polega na jego postanowieniu, żeby być silniejszym niż warunki czasu i życia." - Albert Camus

Kroniki autorskie 015:

Wieści ze świata obecnego.

Kiedy pisze rozdział powoli nadchodzi zima i szykujemy się do świąt.

Grudzień, to taki cudowny okres, lecz w tym roku dość mroczny i niepewny przez Covida.

Mam wielką nadzieję iż wszystko z czasem się poukłada i wrócimy do normalnego życia, co będzie dalej czas pokaże.

Tymczasem zapraszam na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie.

Miłej lektury!


Powrót do szkoły nie należał do najprzyjemniejszych, lecz mój ojciec po prostu nalegał.

Oliver nie wyobrażał sobie bym się nie uczyła, a ja przystałam na jego warunki. Po za tym cieszyłam się z towarzystwa Rilley i Marka. Nora również wpadała od czasu do czasu. Jej obecność przypominała mi skąd pochodziłam. Roy również. Oczywiście opowiedziałam nieco o mojej przeszłości. Sporo ukryłam. Jakiś czas temu przeprowadziłam poważną rozmowę z Barr'ym. Podejrzewam iż tata chciał bym, to zrobiła. Rozmawialiśmy głownie o konsekwencjach podróży w czasie. Wiedziałam, co może się wydarzyć jeśli zlekceważę środki ostrożności. Dlatego wolałam dmuchać na zimne. Musiałam odnaleźć swoich przyjaciół i wspólnie sprowadzi ich do domu. Wcześniej jednak upewnią się, że Arianna nie narobi więcej bałaganu. Mogła im naprawdę sporo namieszać. Już to robiła. Wiedziałam, że tata spotkał się z nią kilka dni temu. Niestety te spotkanie nie wyszło zbyt dobrze. Podświadomie wyczuwałam dopiero początek kłopotów. Teraz siedząc w towarzystwie Rilley i Marka mogłam, choć na chwilę się odprężyć. Na nieszczęście wróciłam w porze kartkówek do których byłam kompletnie nieprzygotowana.

- Sporo grzebałem ostatnio w internecie .... – z zamyślenia wyrwał mnie głos Mark,a , który skupił całą moją uwagę. – Patrzyłem głównie na nieruchomości za miastem. I bach! Niedaleko starych doków, ktoś wykupił tereny, które miały zostać wyburzone. Ktoś planował tam inwestycje drugiego Glates, ale z lepszą klasą. Jednak inwestycja została zaniechana poprzez śmierć młodego inwestora. Nikt nie wie, co naprawdę się stało. A potem zaczęto budować jakieś laboratorium. Kilka miesięcy temu.

Zamyśliłam się. Być może tam właśnie Arianna postanowiła zbudować swoje laboratorium. Musieliśmy to sprawdzić. Nie chciałam jednak mieszać w to rodziców ani nikogo z grupy. Potrzebowałam innej pomocy. Dlatego od razu po lekcjach napisałam do Nory. W tym momencie tylko na nią mogłam liczyć. Oliver wraz z Felicity mieli romantyczną kolację. Obchodzili jakąś tam swoją rocznicę. William przygotowywał się do klasówki. Mogłam więc niezauważalnie wyjść z domu. Jednak ktoś postanowił czuwać. Ku mojemu zaskoczeniu, była to Laurel Lance. W moim świecie znana jako Laurel Colton, żona zamożnego biznesmena i matka dwóch zwariowanych bliźniaczek. Laurel zawsze imponowała mi jako postać. Stworzyła grupę Kanarków. Walecznych kobiet stworzonych do walki z przestępczością, w dodatku napisała kilka poczytnych powieści. Nie miała łatwego życia. Musiała ostatecznie pokonać złą stronę swojej natury. Jednak na szczęście ostatecznie zdołała wygrać. Zawsze ją podziwiałam. Jedna z niewielu bohaterek, które pokazywały swoją twarz. Nigdy tego nie ukrywała. I ona jedna chciała rozmawiać o moim ojcu. Niestety Thea i Roy stanowczo jej zabronili. Nawet nie chcieli bym miała z nią kontakt. Teraz rozumiałam dlaczego. Ostatecznie wszystko chodziło tajemnicę mego ojca. Zaskoczyła mnie swoim widokiem.

- Twój ojciec prosił bym nad tobą czuwała na wypadek gdybyś coś kombinowała ... - stwierdziła cicho, uśmiechając się lekko. Obrzuciła mnie przy tym uważnym spojrzeniem. Nie mogłam ukryć przed nią swojego stroju superbohaterki. Nie zdążyłam tylko nałożyć maski. Zaklęłam zła pod nosem. Nie chciałam zostać przyłapana. Nora pewnie czekała już w umówionym miejscu. – Nie próbuj nawet kłamać. Rozpoznam kłamstwo z daleka.

Westchnęłam wiedząc, że ma racje. Czułam podświadomie, że Laurel nie będzie chciała mnie powstrzymać. Wręcz przeciwnie. będę mogła liczyć na jej pomoc. Opowiedziałam jej wszystko. Nie zamierzałam niczego ukrywać. Wysłuchała nie przerywając mi w swoich słowach. Rozumiała doskonale, co zamierzałam zrobić.

- Pomogę ci ocalić twoich przyjaciół ... - powiedziała po dłuższej chwili milczenia. – Same nie dacie rady z tą szaloną wariatką. Potrzebujesz mojej pomocy. Wspólnie damy radę ją okiełznać.

Pokiwałam głową. Wiedziałam, że nie mam wyjścia. Potrzebowałyśmy sojusznika. We trójkę, w czarnych strojach ruszyliśmy w stronę ukrytego laboratorium. Nora była mocno czymś zdenerwowana, ale nie podpytywałam jej. Ona również miała swoje problemy z ojcem. Później podpytam ją o relacje z Flashem. Teraz na razie martwiła mnie obecna rzeczywistość. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż myśleliśmy. Musieliśmy się ze wszystkim zmierzyć.

- Nie damy rady odzyskać Robina .... – powiedziała cicho Nora, patrząc na mnie. – Pranie mózgu jakie mu zrobiła będzie trudne do przejścia. Możliwe, że będzie nam mógł pomóc Cisco. On trochę zna się na takich rzeczach.

- W porządku! – pokiwałam głową, chociaż ścisnęło mnie w żołądku. Robin był osobą o którą martwiłam się najbardziej. Nie rozumiałam czemu ze wszystkich on najbardziej ucierpiał. To właśnie jego wzięła sobie na cel. Może wiedziała coś, czego ja nie? W końcu miała wzgląd na przyszłość. Westchnęłam cicho. Nie czas na rozmyślania. Mieliśmy zadanie do wykonania i tylko to miało teraz znaczenie. Później będzie czas, byśmy mogli sobie pogdybać. – Musimy iść. Czas nagli.

Nora i Laurel ruszyły za mną. Czułam napięcie związane z całą sytuacją. Wiedziałam, że mogłabym poprosić o pomoc ojca lecz z jakiś względów nie chciałam tego robić. To była moja walka. Arianna uwięziła moich przyjaciół i tylko ja mogłam ich uratować. Ruszyliśmy pod osłoną nocy. Nikt nas nie zatrzymywał. Na ulicach panował względny spokój. Wiedziałam, że inni superbohaterowie czuwają. Miasto było w naprawdę dobrych rękach. Mogłam spokojnie zająć się swoimi sprawami. Laboratorium znaleźliśmy bez żadnego problemu. Powoli przypominałam sobie drogę, którą przeszłam. Pamiętałam moment w którym Solina uratowała mi życie. Czy dziewczyna żyła? Wkrótce poznam odpowiedzi na te pytania, chociaż drżałam na samą myśl o tym. Wiedziałam, że mogę spodziewać się wszystkiego. Poprawiłam łuk na ramieniu. Misja, która nas czekała była niebezpieczna. Arianna miała mnóstwo strażników. Musieliśmy ich wszystkich pokonać.

- Rozdzielmy się! – zaproponowała Laurel. Widziałam jak trzeźwo oceniała całą sytuacje. Pokiwałam głową. Ruszyłam do przodu, wybierając lewą stronę. Wyostrzyłam wszystkie zmysły. Kierowałam się intuicyjnie. Wiedziałam, że cele więzienne są pod ziemią. Działałam instynktownie wymijając wszystkich strażników. Widziałam iż byli zajęci czymś innym. Na moje szczęście. Samo więzienie nic się nie zmieniło. Te same cele. Jedne zrobione z specjalnych szklanych sześcianów, a inne zwykłe, okratowane. Z przerażeniem dostrzegłam leżącą na ziemi dziewczynę. Z daleka widziałam jej złote włosy. Tylko Crystal takie miała. Wykrzyknęłam jej imię i ruszyłam do przodu nie dbając o możliwe pułapki. W końcu odnalazłam jedną z przyjaciółek. Poczułam wściekłość, która we mnie zakiełkowała. Obiecałam sobie, że ta kobieta nigdy więcej nie skrzywdzi nikogo z moich bliskich.

*~*~*

(Kilka godzin wcześniej)

-Jak myślicie ile czasu minęło od kiedy nas tu uwięziono?

Zapytała Crystal patrząc na swoich przyjaciół. Gdy ich nie torturowano lub zamykano w oddzielnych celach mogli ze sobą rozmawiać. Tak jak teraz. Inne dzieci znikały i już nie wracały. Podobnie było w przypadku Robina. Nie widzieli przyjaciela od kiedy wygrał pojedynek. Podświadomie czuli, że stało mu się coś złego. Crystal nie miała pojęcia ile tak wytrzymają. Po za tym martwiła się o Avery. Uciekła kilka tygodni temu. Powinna już dawno dać znać. Skoro do tej pory tego nie zrobiło musiało mieć miejsce coś złego. Inaczej z pewnością, by ich uwolniła. Nie zostawiłaby ich jak często dręczyła Arianna. Ona z pewnością wiedziała co się działo z Avery. Jednak nie zamierzała im powiedzieć. W ogóle ją też rzadko kiedy widywali. Tylko strażnicy i brutalni tak zwani lekarze.

- Nie wiem .... – westchnął cicho Peter. Podparł się o szybę i skulił nogi. Wyglądał przy tym na zmęczonego. Jego przystojną twarz, zdobił kilkutygodniowy zarost. Jedno oko było podbite, a warga rozcięta. Wyglądała naprawdę kiepsko. Zresztą wszyscy nie byli w najlepszej formie. – Może coś się stało Avery? Pamiętajcie, że nie jest tak dobrze wyszkolona jak my. Możliwe iż poniosła porażkę.

Musieli przytaknąć Peterowi, chociaż nikt nie chciał w to wierzyć. Wciąż też martwiła ich przemiana Robina. Był jednym z nich. W zamian tego został kimś w rodzaju sługusa Arianny i wykonywał wszystkie jej polecenia. Każde obawiało się iż prędzej, czy później oni również będą całkowicie podlegać tej szalonej kobiecie. Nie chcieli tego. Ucieczki również nie wchodzą w grę. Cała rzeczywistość wyglądał jak w piekle. Nie będą mieli w ogóle nic do powiedzenia. Crystal coraz gorzej znosiła uwięzienie. Miała wrażenie, że jeszcze trochę, a zwariuje. Po za tym nie kryła zmartwienia również o Nicka. Od jakiegoś czasu wyglądał na chorego. Gorączkował i kaszlał. Kilka razy stracił przytomność, lecz nikt nie zareagował. Zupełnie jakby było im obojętne, czy w ogóle przeżyje. Niestety. Nikt nie przejmował się jego stanem. W ogóle od dłuższego czasu nikt też tu nie zaglądał. Zupełnie jakby o nich zapomniano, ale czy na pewno? Nie wiedzieli, co o tym wszystkim myśleć. Nagły hałas sprawił, że drgnęli. Docierały do nich odgłosy walki, jakieś strzały. Spojrzeli po sobie zaskoczeni. Nie spodziewali się tego. Ktoś więc jednak o nich pamiętał. Nagle drzwi do ich cel otworzyły się z hukiem. Crystal bez trudu rozpoznała Norę i Avery.

- To wy! – wykrzyknęła uradowana na ich widok. A więc jednak. Obydwie żyły. Gdyby się nie rozdzielili wcześniej Nora również wylądowałaby w więzieniu. Zaczęły przyciskać jakieś przyciski. W końcu mury klatek opadły, uwalniając jednocześnie alarm.

- Nie wierzę, że tu jesteś! – wyszeptała wzruszona Crystal, ściskając ją mocno. Wyglądała dość mizernie. Podobnie jak pozostali. Nick podtrzymywał mdlejącego Petera.

- Chyba później przyjdzie pora na uściski ... - zauważył roztropnie. – Teraz musimy uciekać.

Zgodnie przytaknęli. Avery uznała, że bezpiecznym miejscem dla wszystkich będzie kryjówka Mścicieli. Tam zgodnie postanowili się udać. Laurel również przystała na ten plan. Ostatecznie nie mieli wyjścia. Nie mogli za bardzo mieszać się do przeszłości. Nie chcieli za wiele zmieniać. Musieli ze wszystkim bardzo uważać. Lecz sama Arianna im tego nie ułatwiała. Zdawała się absolutnie panować nad całą sytuacją. I miała wszystkich w garści.

- Już wychodzicie? – Byli już przy wejściu, gdy niespodziewanie zatrzymał ich głos należący Robina. Mieli wrażenie, że wyglądał jeszcze mroczniej niż ostatnim razem. Ubrany w ciemny strój, tylko podkreślał jego zmieniające się ego. – Nie pasują wam wasze nowe mieszkania? Moglibyście wkrótce być tacy jak ja.

- Nigdy w życiu! – zagrzmiała Nora, która powoli miała dość tej szopki. Chciała ruszyć do ataku, lecz Avery ją powstrzymała. Chciała sama zakończyć te walkę. Wymieniwszy porozumiewawcze spojrzenia Nora niechętnie ustąpiła. Ruszyły przodem niezatrzymywane przez nikogo. Laurel ich osłaniała. Crystal poczuła, że nareszcie może w pełni wykorzystywać swoje moce. Wykorzystywała je z przyjemnością atakując zagrażających strażników. W końcu zdołali wyjść na zewnątrz. Po raz pierwszy od dawna mogli odetchnąć świeżym powietrzem.

- Crystal, Peter potrzebuje lekarza! – rzucił w pewnym momencie zrozpaczony Nick, gdy chłopak osunął się na ziemi. Crystal chciała zostać i zaczekać na Avery. Nie chcieli zostawiać przyjaciółki samej. Jednak nie mieli wyjścia. Chłopak drżał jak w wyniku jakiejś padaczki. Miał również wysoką gorączkę.

- A Avery? – Crystal nie chciała odpuścić. Czuła niepokój, który narastał z każdą chwilą. Miała wrażenie, że coś złego się działo za murami. Najchętniej zignorowałaby wszystkich i wróciła po nią. Już dość wycierpieli z rąk tej szalonej kobiety.

- Poradzi sobie ... - - zapewniła Nora. – Nie jest już dzieckiem. Sporo przeszła przez ostatnie tygodnie. Została wojowniczką, bardzo podobną do swojego ojca. Możemy być z niej bardzo dumni. Nie każdy by tyle osiągnął.

- W porządku! – przytaknęła niechętnie Crystal, pomagając Nickowi unieść Petera. – Możecie nas zaprowadzić do najbliższego szpitala?

- Mam bezpieczniejszy pomysł ... - zauważyła cicho Laurel, bacznie przyglądając się nowej grupie. Zauważyła spore podobieństwo między młodymi, a ich obecnymi starszymi wersjami. Jednak istniała jakaś nadzieja dla nich wszystkich. Mimo tego, co przeżywali. Wyrzeczenia, niebezpieczeństwo i inne sytuacje. Mogli planować przyszłość. Czy ona również miała jakieś dziecko? Do tej pory niewiele słyszała o swojej przyszłości. Nie chciała wiedzieć. W końcu całe życie podejmowała koszmarne decyzje. Wciąż znajdowała się na krawędzi. A jednak los postanowił zagrać z nią w zupełnie inną grę. Chciała poznać prawdę.

- Laurel Carson! – zauważyła w pewnym momencie Crystal nim Nora zdążyła ją skarcić. Oczywiście, że ją znała. I pamiętała. Znakomita prokurator. Wspaniały przyjaciel rodziny i równorzędny członek tajnej agencji założonej przez nią samą. Jednak Laurel nie zawsze należała do krystalicznych dziewczyn. Miała sporo do ukrycia i często również wychodziła z niej druga natura. Na razie przemilczała ten fakt. Dobrze wiedzieli, że nie mogli powiedzieć dużo rzeczy. Musieli całkiem sporo ukrywać. Nie chcieli ingerować w przyszłość. – Pomożesz nam? Nie wiem co mu robili. Każdy z nas był zabierany do laboratorium oddzielnie. Przeprowadzano różne testy.

Laurel pokiwała głową. Ona również nie chciała zostawiać Avery, lecz nie mieli wyjścia. Musieli działać błyskawicznie. Skinęła głową i ruszyli w stronę podstawionego samochodu. Całe szczęście iż nikt ich już nie ścigał. Laurel wykręciła numer Olivera. Wiedziała, że będzie wściekły, ale nie miała wyjścia. Musiała zadbać o nich wszystkich. Nacisnęła pedał gazu i z piskiem opon ruszyły w stronę miasta. Czas nie należał do ich sprzymierzeńców. Stan młodego coraz bardziej się pogarszał. Po drodze wykonała telefon do jeszcze jednej osoby. Nie do końca jej ufała, ale w tym momencie luksus nie był rzeczą na który mogli sobie pozwolić.

*~*~*

Czując jak moje serce zaczynało bić mocniej niż normalnie, cofnęłam się przed Robinem.

W jego oczach nie widziałam nic znajomego. Wręcz przeciwnie. Spoglądał na mnie zimno oraz nieprzystępnie. Nie miał zamiaru mnie przepuścić. Rozumiałam, że muszę stanąć do walki. Nie chciałam tego, ale nie miałam innego wyjścia. Mężczyzna stał przede mną w wojowniczej pozie. Zauważyłam sporej wielkości nóż, przy pasie. Napięłam wszystkie mięśnie i pierwsza ruszyłam do ataku. Nie spodziewałam się, że w tej nierównej walce będę aż tak pod górkę. Robin okazał się być zaskakująco silny oraz zręczny. Atakował w taki sposób, by zadać jak najwięcej bólu. Próbowałam tonować moje ciosy, ale czułam iż coraz bardziej słabnę. Walczyłam ze swoimi emocjami oraz słabościami. Mężczyzna atakował z coraz większą mocą. Ostre uderzenie w twarz i szarpnięcie za włosy na chwilę stłumiło moje odruchy. Tę chwilę słabości, Robin wykorzystał w mgnieniu oka. Chwycił mnie mocno za szyję i zacisnął palce na krtani. Całe życie spłynęło mi przed oczami. Czułam jak coraz bardziej słabne. Byłam na granicy, gdy ciche dość przerwało moją mękę. Osunęłam się na ziemię i jęknęłam porażona. To była Arianna. Wyglądała na zadowoloną, chociaż uciekła jej spora grupka więźniów. Miała mnie. Nic więcej nie potrzebowała do szczęścia. Zbyt łatwo dałam się wpakować w pułapkę. Dwoje strażników podeszło i podchwyciło mocno za ramiona. Próbowałam z nimi walczyć, ale bezskutecznie. Moja broń leżała kilka metrów ode mnie.

- W końcu jesteś tu gdzie być powinnaś już dawno ... - powiedziała wyraźnie zadowolona. Bezradnie obserwowałam jak Robin podnosi łuk i podaje ją Ariannie. Ujęła go i jednym silnym ruchem przełamała na pół. Zrobiła to z niezwykłą łatwością. Z przerażeniem poczułam jak część mojego dziedzictwa ulega zniszczeniu. Nie mogłam nic zrobić.

- Chcesz mnie zabić? – zapytałam czując, że nie mam nic do stracenia. Wiedziałam, że tylko mając hardość ducha, zdołam zachować zdrowe zmysły. Potrzebowałam tego. Chciała mnie zniszczyć. Z jakiś powodów pragnęła tylko tego. Ostatecznie nie znałam całej swojej przeszłości. Wiedziałam tylko iż nasze drogi dość często się ze sobą stykały. Za każdym razem Arianna ponosiła klęskę. Czyżby tym razem miało być inaczej? Pokręciłam głową. Ostatecznie w moim świecie Oliver i Felicity ponieśli śmierć. Nigdy tak naprawdę ich nie poznałam. Ona jednak wciąż powracała. Za każdym razem zmieniając swoje przeznaczenie. Zawdzięczała, to amuletowi, który miała na szyi.

- Widzisz moja droga mam dla ciebie znacznie lepsze rozwiązanie .... – powiedziała, gdy założono mi kajdanki na rękach. – Długo myślałam w jaki sposób sprawić iż cała twoja rodzina będzie cierpieć. Wiesz jak często dokonywałam skoków do przeszłości. Jak wiele widziałam światów. Pora żebyś ty trochę poznała własnej historii. Zamierzam cię wysłać bardzo daleko stąd, byś nie mogła tu nigdy wrócić. Chcę byś poznała smak cierpienia takiego samego jaki poznałam ja. Nadszedł czas zemsty ostatecznej. Twoja rola w tym świecie dobiegła właśnie końca.

- Nie! – wykrzyknęłam w przypływie rozpaczy. Zaczęłam się szamotać ze strażnikami, ale skutecznie ogłuszyli mój zapał przy pomocy palarizatora. Jęknęłam otumaniona nagłym bólem. Z mojego nosa pociekła krew. Wobec takiej brutalności byłam kompletnie bezsilna. Wiedziałam, że teraz be ze mnie Arianna będzie mogła skutecznie zabić moich rodziców, a wówczas ja nigdy się nie narodzę. Nie mogłam dopuścić, by przeniosła mnie w jakieś odległe miejsce. Musiała stąd uciec. I próbowała. Przez kilka dni nie miała w ogóle z nią kontaktu. Z początku sądziła iż, to jest jakaś nowa metoda perswazji. Długo błąkała po celi. Ponieważ była zrobiona ze szkła znalazła słaby punkt. Wykorzystała całą swoją moc. Nawet nie spodziewała się aż takiej siły. Wręcz roztrzaskała się w kawałkach, boleśnie raniąc jej ręce. Nie dbała o to. Usłyszała wycie, alarmu. Musiała działać nim przybędą tu strażnicy. Wcześniej jednak pragnęła zdobyć medalion, który jak podejrzewała jest bardzo ważny. Miała więc własny cel. Nie należał do łatwych, ale nigdy się nie poddawała. Jeśli zniszczy medalion, wówczas podróże w czasie będą niemożliwe dla Arianny. Cykl jaki przebywała zostanie zmieniony, a ona będzie mogła pokonać te szaloną kobietę raz na zawsze. Musiałam coś zrobić. Bez względu na wszystko. Niestety. Tym razem nie potrafiłam walczyć ze wszystkimi. Wciąż pozostawałam niezbyt doświadczoną wojowniczką. Nie miałam żadnych szans z wprawionymi wojownikami. Arianna zaopatrzyła się w prawdziwą armię. Była gotowa na każdą sytuacje. Dodatkowo skuteczne palarizatory i środki znieczulające zdołały mnie pokonać. Zemdlona nawet nie próbowałam dłużej się opierać. Arianna triumfowała.

- Widzisz moja droga .... – zaczęła swoją opowieść, wyniosłym tonem. Nie chciałam jej w ogóle słuchać. W myślach znów próbowałam kolejnej szansy ucieczki. W końcu musiałam dać radę. Bez względu na wszystko. Nie zamierzałam zbyt łatwo się poddawać. Wręcz przeciwnie. – Dawno temu byłam taka jak ty. Wiesz o tym dobrze. Zwyczajna, niewinna nastolatka, która pragnęła własnego miejsca na ziemi. Niestety nie miałam żadnych szans żeby sobie poradzić ze wszystkim. W końcu ojciec odrzucił mnie nim przyszłam na świat. To sprawiło iż jestem tym kim jestem teraz. Dopilnuje, by nazwisko Queenów zostało okryte hańbą. Ponieważ nie mogę dokonać zemsty na głównym winowajcy sprawię iż jego dzieci będą cierpieć. Ty jedyna pokazałaś klasę oraz waleczne serce. Twoja poprzedniczka miała niesamowitą intuicję. Umiała walczyć i pokonać mnie, lecz nie przewidziała wielu rzeczy. Nie chcę ci zdradzać wszystkiego. Sporo tajemnic poznasz podczas swojej podróży. Obawiam się, że tym razem nie wrócisz do domu zbyt łatwo.

Nie miałam żadnych szans z tą szaloną kobietą. Była przekonana, że z pewnością mnie zniszczy. Tym razem ona będzie zwyciężczynią. Mogłam tylko liczyć, że moi przyjaciele zdołają jakoś ją powstrzymać. Osłabiona przez jakiś zastrzyk nie próbowałam walczyć. Posadzili mnie na tajemniczym urządzeniu. Widziałam dziwne światła oraz dochodziły różne dźwięki. Kątem oka dostrzegłam najmniej oczekiwaną osobę. Thea Queen opierała się wygodnie o futrynę drzwi. Tuż obok niej stał Robin. Wyglądali na zadowolonych z obecnej sytuacji. Najwyraźniej otumaniła kolejną osobę. Poczułam skurcz w żołądku. Próbowałam zrobić wszystko, by uratować swoich rodziców. Tym razem nie zdołałam. Na zawsze pozostanę sierotą bez przyszłości. Nie potrafiłam nawet próbować powstrzymywać łez. Chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie rozpaczałam. Arianna triumfowała. Widziałam wyraźnie szyderczy uśmiech na twarzy kobiety. Tak wielkiej i ciężkiej rezygnacji nie czułam już od bardzo dawna. Przez moment moje oczy i Robina spotkały się ze sobą. Błagałam go wzrokiem, by ją powstrzymał. Tylko w nim miałam swoją nadzieję. Jednak on tylko podszedł bliżej i spojrzał mi bardziej w oczy.

- Mam nadzieję, że poznasz świat, który nie jest idealny .... – powiedział brutalnie. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak bardzo leciałem na ciebie. Czyste szaleństwo. Cóż młodzieńcze hormony robią swoje, ale Arianna skutecznie mnie z tego wyleczyła. Na całe szczęście. Już więcej nie pozwolę sobie na żadne uczucia. One tylko gubią oraz niszczą wszystko dookoła.

- To nie prawda! – wykrzyknęłam próbując mu tłumaczyć wszystko. Chciałam by mnie zrozumiał. Może nigdy nie byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, lecz z pewnością coś nas łączyło. Żałowałam iż nie miał okazji poznać tego Johna. Mężczyzna był zupełnie inny niż ten, którego znał Robin. Wówczas wszystko by się zmieniło. Nagle mnie olśniło. Tak. Cokolwiek ze mną się nie stanie Robin musiał poznać swojego ojca. – Możesz mi nie wierzyć, lecz idź pod adres, który ci podam. Tam poznasz pytania na swoje odpowiedzi.

Robin tylko wybuchł śmiechem i odszedł nie mówiąc nic więcej. Widziałam jednak, że go przejęłam. Mogłam mieć nadzieję iż bez względu na wszystko zrobi, co mu mówiłam. Miałam taką cichą nadzieję i próbowałam coś zmienić. Nagle krzyknęłam, gdy wbito mi w ramię igłę bez ostrzeżenia. Ból aż zawrócił mi w głowie. Poczułam jak dziwny płyn zalewa moje ciało. Arianna spoglądała na mnie bez litości.

- Rozpoczniesz nową przygodę, która mam nadzieję będzie dla Ciebie nauczką .... – powiedziała z lekkim uśmiechem i wszystko zaczynało powoli znikać, a ja zemdlona osunęłam się na ziemię.


Każdy miewa swoje własne przeznaczenie o czym wkrótce miał okazje się przekonać mężczyzna o imieniu Curtis.

Już kilka razy miewał upragnionych kochanków. Umawiał się z różnymi mężczyznami, lecz tym razem poznał kogoś naprawdę wyjątkowego. Aaron Blade. Niezwykle tajemniczy mężczyzna, którego przeszłości nie mogła wyśledzić nawet Felicity. Poprosił ją o to, gdyż chciałby powiedzieć mu o sobie prawdę. Wcześniej rozmawiał o wszystkim z Rene i Oliverem. Głównie Rene nalegał iż powinien w końcu otworzyć się przed Aaronem. Co prawda miał dziwne podejrzenia z nim związane. Głównie z powodu nowego bohatera w mieście. Nie znali przeszłości mężczyzny. Nie wiedzieli kim był oraz, co planował. Od kiedy uratował dziewczęta ani razu nie pokazał swojej obecności. Dlatego niespodziewanie zaplanował elegancką kolacje. Od czasu zamachu nie byli na żadnej wspólnej imprezie ani randce. Aaron jakby unikał jego towarzystwa i trochę, to Curtisa martwiło. Chciałby wyjaśnić całą sytuacje i w końcu postawił ultimatów. Miał dość uników i nieporozumień. Ta rozmowa miała im przynieść odpowiedzi. Mocno się denerwował. Nie przewidział jednego. Aaron miał za sobą mroczną przeszłość. I tajemniczych wrogów, którzy chcieli się na nim zemścić. Jeden z nich postanowił podążyć za mężczyzną. Obserwował go od kilku dni. Zdążył zauważyć, że mężczyzna miał kogoś. Tylko czekał na taką okazje. Aaron Blade musiał zapłacić jak niegdyś on zapłacił. Dawno, dawno temu myślał iż znalazł kogoś, komu mógłby zaufać. Owszem nie powiedział swojemu chłopakowi o mrocznych interesach. Nie wyczuł, że od jakiegoś czasu jest obserwowany. Jego czujność trochę osłabła z powodu innych kłopotów jakie ostatnio się namnożyły. Mianowicie coraz częściej martwił się o drużynę. Coś się kruszyło. Szczególnie wielką zmianę zauważył w Oliverze. A ten miał największe powody do zmartwienia. Jego dorosła córka mogła mocno namieszać. Podobnie jak dziwna siostra. No cóż. Ich życie nigdy nie należało do nudnych. Jak nie kosmici, to zupełnie coś innego. Ledwie zdążył przetrawić tę myśl, a coś go zaatakowało. Poczuł ostry ból, który pozbawił go przytomności. Gdy ją odzyskał czuł, że wisi do góry nogami. Z nosa ciekła mu krew. W powietrzu cuchnęło czymś dziwnym do niezidentyfikowana. Ten zapach przyprawiał go o mdłości.

- W końcu się obudziłeś .... – usłyszał czyjś chropowaty głos dobiegający z ciemności. Zabłysło mocne światło, które oślepiło Curtisa i zaczął widzieć niewyraźną sylwetkę mężczyzny. Był pewien, że widzi go po raz pierwszy w swoim życiu. – Całe szczęście. Przegapiłbyś cudowne przedstawienie.

- Kim jesteś? – zapytał ochrypniętym głosem. Mężczyzna spojrzał na niego z dziwnym wyrazem twarzy. Oczy miał przysłonięte maską, lecz ten wzrok przyprawiał o dreszcze dosłownie każdego. Curtis również zadrżał. Nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi.

- Widzisz mamy wspólnego przyjaciela .... – zaczął łagodnym tonem głosu. – On teraz próbuje ułożyć sobie życie, lecz zanim postanowił to zrobić zniszczył cudze. Niegdyś miałem wszystko. Wspaniałą kobietę, żonę, i własną firmę. Kiedy poznałem Aarona Blad'a nic nie przewidywało katastrofy. Dopiero wspinał się po szczeblach kariery. Połączyły nas wspólne umysły i nie tylko jeśli mogę to zasugerować. Dość kłopotliwa sytuacja. Nigdy nie interesowali mnie mężczyźni. Zawsze uważałem się za heteroseksualnego człowieka. Tymczasem te dziwne uczucie całkowicie otumaniło mój umysł. Nie sądziłem jednak, że Aaron grał na dwa fronty. Nocą niszczył mi interes nosząc maskę. Za dnia udawał przyjaciela i zdobywał informacje. Upadłem, lecz zdołałem się ponieść. Wyjechałem do innego miasta. Założyłem spółkę. I czekałem. Kiedy odkryłem jego aktywność tutaj nie mogłem powstrzymać własnej ciekawości. Chcę zniszczyć Ble'da. I zrobię to z twoją pomocą.

- Nic mnie nie łączy z Aaronem ... - zaczął ostrożnie. Wiedział iż tak będzie lepiej jeśli skłamie. Przynajmniej choć trochę ochroni swoją osobę. Niestety mężczyzna nie miał zamiaru dać się nabrać. Wręcz przeciwnie. Zbyt długo obserwował tę dwójkę. Wiedział, że zależy im na obie. Od dawna Blade z nikim się nie wiązał. Dlatego nie miał punktu zaczepienia. W końcu mu się udało. Znalazł kogoś, kogo mógł zniszczyć. I doprowadzić do ostatecznego finału. Zemsta była całe życie tym, co napędzało mężczyznę od samego początku. Może nie zawsze postępował w porządku wobec wszystkich. Czasami popełniał różne wykroczenia oraz błędy. Jednak w żaden sposób nie zasłużył sobie na stratę wszystkiego na co sobie zapracował. Niestety. Los postanowił za niego inaczej. Zniszczył wszystko o czym kiedykolwiek marzył. Teraz on odbierze mu to samo. Zamierzał również sprawić, by mężczyzna znalazł ciało ukochanego. To przynajmniej był pierwszy plan. Teraz myślał o drugim. Zamierzał doprowadzić do zupełnie innej sytuacji. Z jego racji o wiele bardziej mrożącej w żyłach.

- Możesz sobie tłumaczyć wiele ... - parsknął wyraźnie rozbawiony. Zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu Curtisa dostrzegł numer należący do Bled'a. Bez namysłu nacisnął słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.

- W tej chwili twój chłopiec nie może odebrać telefonu ... - powiedział ściszonym głosem mężczyzna. – Jeśli chcesz zyskać kilka cennych minut, by móc z nim porozmawiać zapraszam na spotkanie. Bądź przy starych dokach sam za pół godziny. Jeśli się spóźnisz Curtis może nie mieć już tyle czasu.

W słuchawce dało się słyszeć przekleństwo. Mężczyzna rozłączył się nim ktokolwiek zdążył coś zrobić. Nie czekali zbyt długo. Aaron nie bawił się w żadne sztuczki. Życie Curtisa znajdowało się w niebezpieczeństwie. W swoim krótkim życiu przeżył już bardzo wiele i od dawna na nikim mu tak nie zależało. Potrzebował więc pomocy. Musiał go ratować. Miał kilka różnych związków. Jednak żaden nie był tak bardzo ważny dla niego. Więc, gdy ktoś zagrażał mu bliskiemu nie zamierzał na tym poprzestać. Wręcz przeciwnie. zrobi wszystko, by go uratować. W tym momencie cena nie grała roli.

- Więc to prawda .... – rzucił oskarżycielsko Curtis widząc ukochanego w stroju bohatera. Miał swoje podejrzenia, lecz nie chciał o tym myśleć. Potrzebował normalności w swoim życiu. Niestety. Najwyraźniej omijała go szerokim łukiem. – Jesteś Finisherem....

- Kimś więcej .... – zaczął cicho. Chciał dodać coś więcej, lecz nagłe przerwanie dręczyciela im przeszkodziło. Mężczyzna rozpoznał go bez trudu. Postać z odległej przeszłości na której dawno temu dokonał dość osobliwej zemsty. Mężczyzna zgwałcił i zamordował niewinną dziewczynę. Niby tłumaczył, że przypadek. Sama chciała. Lecz takie tłumaczenia nie należały do rzadkości. Widział takie sytuacje. Niestety dość często umarzano takie sprawy bez pozostawiania śladów. On jednak nie zamierzał zapomnieć. Lilly była jedną z tych osób, które pomogły mu stanąć na nogi. Niestety okrutny los sprawił, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu. Facet ją wykorzystał i porzucił. Długo cierpiała. Dodatkowo zaszła w ciążę. Mimo swojej orientacji Blade był gotów wziąć na siebie odpowiedzialność za nią i dziecko. Czuł, że jest to jej winny. Niestety ona postanowiła zawalczyć sama o siebie. Popełniając samobójstwo. Bardzo przeżył ten fakt. Przez ostatni rok szykował się do brutalnej zemsty. Doprowadził mężczyznę do bankructwa. Jednak ten postanowił wziąć odwet i po raz kolejny odebrać mu cenną rzecz. Naprawdę cierpiał na samą myśl o tym. Teraz znów przeszłość postanowiła dać znać. Chyba nigdy nie będzie mógł w pełni ułożyć sobie szczęśliwego życia tak jakby tego pragnął. Najwyraźniej takim ludziom jak on nie było, to dane.

- Odpuść ... - powiedział ściszonym głosem. – Ta sprawa dotyczy tylko ciebie oraz mnie. Curtis jest zupełnie niewinny.

- Jest z tobą, więc nie jest tak absolutnie niewinny .... – rzucił wyzywająco. Cała sytuacja rozegrała się dość szybko. Aaron nie żałował szybkich i skutecznych ciosów. Jego przeciwnik był zdecydowanie zbyt pewny siebie. On działał o wiele bardziej przemyślanie. W pewnym momencie sprawił iż mężczyzna znalazł się pod nim z zakrwawioną twarzą.

- Po raz ostatni cię widzę ... - syknął stanowczym głosem. – Jeśli jeszcze raz staniesz mi na drodze osobiście cię zabije!

Gdy tamten zniknął, Aaron podszedł uwolnić Curtisa. Miał mu wiele do wyjaśnienia, lecz chłopak w ogóle nie chciał z nim rozmawiać. Czuł się oszukany. Potrzebował chwili dla siebie, by wszystko sobie przemyśleć. Po raz pierwszy w życiu był bardziej zagubiony niż kiedykolwiek wcześniej.

*~*~*

Na zakończenie:

Ten rozdział był wyjątkowo długi oraz ciężki. Nie sądziłam, że im bliżej będzie końca tej historii tym trudniej będzie ją pisać.

Tymczasem rozpoczęłam sporo wątków, które muszę zakończyć i sama nie wiem jaki nadać im rytm.
No cóż czas pokażę.

Zapraszam do dyskusji na temat rozdziału wkomentarzach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro