Ciąża nam nie grozi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

4 marca, piątek, 16:14

Leżałem na kanapie otulony kocem i wsłuchiwałem się w ciche tykanie zegara. Stopy nieco mi marzły, bo wystawały odrobinę poza zasięg mojego szarawego nakrycia, które swoją drogą było paskudne. Wyciągnąłem rękę w stronę stolika do kawy i leżącego na nim mojego telefonu, ale moje palce ledwo muskały blat. Jęknąłem cicho zrezygnowany.

- Natan, jak tam? - spytał ojciec, zapinając mankiety błękitnej koszuli.

- Chyba umieram - burknąłem, nie patrząc na niego. Czułem się fatalnie, mniej więcej tak, jakby coś mnie przejechało. Wszystko mnie bolało, na czele z głową i było mi cholernie niedobrze. Mężczyzna westchnął, podchodząc do mnie i dotknął mojego czoła.

- Masz gorączkę? - zmartwił się, a ja tylko zmrużyłem oczy.

- Nie. Nie wiem. Nie noszę termometru w tyłku dwadzieścia cztery na siedem - warknąłem, szczelniej opatulając się nakryciem.

- Nataniel, nikt nie wsadza termometru w... - nie skończył, patrząc na mmie bezsilnie. Przetarł twarz dłonią.

- Podasz mi telefon? - spytałem słabym głosem, którego tak szczerze użyłem po to, by podkreślić swoją beznadziejność. Ojciec wziął moje maleństwo do ręki i odłożył na półkę pod telewizorem, jeszcze dalej ode mnie. - Ej no!

- Nie będziesz sobie psuł oczu - oznajmił twardo. Patrzył na mnie z góry, a ja mordowałem go wzrokiem. Dzwonek do drzwi. Uniósł brwi. - Kuba?

- Eee... - zmarszczyłem czoło, przypominając sobie, że mieliśmy dzisiaj wyjść i spotkać się z jego przyjaciółmi. - Cholera.

- To Kuba czy Cholera? - spytał z rozbawieniem.

- Przezabawne - prychnąłem. Ojciec poszedł otworzyć i już chwilę później, po usłyszeniu kawałka ich rozmowy, w pokoju pojawił się szeroko uśmiechnięty chłopak.

- Cześć, promyczku malutki - rzucił, kładąc ciemny plecak na podłodze. Na szyi ciągle miał bordowy szalik, pewnie myślał, że zaraz i tak wyjdziemy. Popatrzyłem na niego jak na upośledzone dziecko z hospicjum. Ale bynajmniej nie takie wzbudzające litość, o nie. - Coś słabo dzisiaj promieniejesz.

- Przygasiło mnie - burknąłem podkulając nogi. Kuba ukucnął przy mnie. - Chyba nigdzie dzisiaj z tobą nie pójdę - mruknąłem przymykając oczy. - Przepraszam.

- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się, kładąc zimną dłoń na moim rozgrzanym policzku. Lekko wzruszyłem lewym ramieniem; na prawym akurat leżałem.

- Tak, nie martw się. Po prostu... nie czuję się najlepiej. Ale ty idź - uśmiechnąłem się słabo. Zawahał się, marszcząc niepewnie czoło.

- Bez ciebie nigdzie się nie wybieram - oznajmił w końcu. Po moim ciele rozlała się fala przyjemnego ciepła.

- Kuba, naprawdę, nie będę psuł ci spotkania ze znajomymi. Idź.

- Nat...

- Daj spokój, przecież nie będę mieć ci tego za złe - zapewniłem go. Chłopak przygryzł dolną wargę. Wydobyłem ręce spod koca i pstryknąłem palcami w jego nadgarstek. - Zmykaj, bo nie mogę już na ciebie patrzeć.

- To zamknij oczy, bo nigdzie się nie wybieram - oznajmił, posyłając mi słodki uśmiech. Boże, on jest dla mnie za dobry...

- Kuba, cholera jasna, idź! Nie chcę cię oglądać, więc spływaj z mojego domu. Jeju, nie siedź tu ze mną, spotkaj się z nimi i baw się dobrze - próbowałem go przekonać. Dobrze wiedziałem, że o wiele lepiej bawiłby się z nimi, niż ze mną. Zresztą każdy bawiłby się lepiej z kimkolwiek innym niż ja. Chłopak pokręcił przecząco głową, wyjmując z kieszeni telefon.

- Bez ciebie nie chcę iść - oświadczył, wybierając jakiś numer.

- Ja i tak będę spać - ostrzegłem, podnosząc się na łokciu.

- To sobie na ciebie popa... Hej Hubert - przywitał się. Słyszałem niewyraźny głos. - Tak, tak... Jasne... Oh, nie damy rady dzisiaj przyjść... - W tym momencie głos nieco się podniósł. - Natan źle się czuje...

- Masz iść, kretynie! - krzyknąłem prosto do telefonu, żeby Hubert mnie usłyszał. Zaczął się śmiać, a z tego co mówił wychwyciłem między innymi 'Natan'.

- Nie, naprawdę nie damy rady... Nie chcę go zostawiać sa... - urwał, zdając sobie sprawę, że jestem tuż obok. Wzruszył ramionami na widok mojej oburzonej miny. - Tak... przeproś ode mnie resztę... No, hejka - mruknął kończąc połączenie. Resztkami sił zdołałem usiąść.

- Kuba, naprawdę nie musisz - jęknąłem patrząc w te duże, szare oczy. Jego twarz była bardzo blisko mojej.

- Wiem - kiwnął głową, zdejmując z szyi szalik. Został w samym brązowym golfie. Zadziwiająco dobrze w nim wyglądał.

- Striptiz? - zasugerowałem, znowu opadając na kanapę. Chłopak zawisł nade mną na ugiętych rękach.

- Chciałbyś - prychnął, zabawnie marszcząc nos. Włosy nachodziły mu na oczy, tworząc rudą kurtynę.

- Dobra, weź się nie zbliżaj, bo cię zarażę - mruknąłem, odwracając od niego głowę. Spróbowałem go odepchnąć, na co estchnął siadając mi na biodrach.

- Czym? Chamstwem? Głupotą?

- Rakiem.

- Mam już swojego - uśmiechnął się zadziornie, a ja zepchnąłem go w końcu z siebie. Klamra jego paska od spodni boleśnie wbijała mi się w udo. Stęknąłem.

- Mówię poważnie. Kuba, źle się czuję, chyba coś mnie bierze...

- Ja mogę cię wziąć, tu i teraz - zaproponował z zawadiackim uśmiechem. Zgromiłem go spojrzeniem, podirytowany. Kopnąłem go lekko w brzuch.

- Zboczeniec - warknąłem, zamykając oczy. A on znowu się nade mną nachylił, delikatnie muskając palcami mój policzek. Załaskotało. Roześmiałem się, wierzgając nogami niczym żółw przewrócony na plecy. Chłopak, również się śmiejąc, przybliżył swoje usta do mojej szyi i zaczął ją przygryzać. Delikatnie zassał moją skórę między wargami. Śmiech znowu wstrząsnął moim ciałem. Spróbowałem go od siebie odkleić, ale on nie dawał za wygraną. - Idioto! - wyrzuciłem z siebie, zakrywając twarz rękami. Głowa mi pękała, a te moje salwy chichotu wcale nie pomagały. Po chwili chłopak oderwał się ode mnie, opadając na kanapę po mojej prawej stronie, tuż przy oparciu. Przejechał dłonią nad moim obojczykiem. - Co robisz?

- Chyba cię obśliniłem...

- Kuba! - uderzyłem go w rękę i okryłem się kocem aż po sam nos. Przymknął oczy z lekkim uśmiechem i oparł się na łokciu. Golf zakrywał mu prawie całą szyję.

- Uroczo się złościsz - stwierdził, muskając opuszkami moje wargi.

- Tak myślisz, zjebie? - warknąłem, wbijając w niego wzrok. Strąciłem jego dłoń.

- Tylko chwilami. - Odgarnął mi włosy z czoła, gładząc moją skórę. Spoglądał na mnie jak na najpiękniejszy obraz, taki zapierający dech w piersiach, nie odrywał ode mnie wzroku, jakby nie mógł się napatrzeć. Chryste, chyba się zarumieniłem...

- Ale wy jesteście głośno - westchnął ojciec, wchodząc do salonu. Lekko się spiął prawdopodobnie na widok syna leżącego (niewinnie!) na kanapie ze swoim chłopakiem. Kuba zabrał speszony rękę i usiadł. - Ja... wychodzę, więc nie zdemolujcie domu... a no i uważajcie, żeby...

- Spoko, tata, ciąża nam nie grozi - mruknąłem, przeciągając się mocno. Zerknąłem na niego. Mężczyzna z zakłopotaniem splótł dłonie za plecami. Okulary zsuwały mu się z nosa.

- Och, tak, jasne...

- Nat - Kuba zwrócił mi uwagę, ledwo zachowując poważny wyraz twarzy. - Obiecuję, nic się nie stanie.

- Tobie chyba mogę ufać - westchnął, uśmiechając się ze skrępowaniem. - Kuba, posłuchaj, tutaj masz mój numer telefonu i jakby coś się działo...

- Jezu! - przerwałem mu, siadając z trudem. Odrzuciłem koc na bok. - Nie jestem upośledzony... chyba - dodałem, obserwując drgające wargi Kuby. - I naprawdę nie musisz dawać temu dupkowi swojego telefonu! Przecież ja go mam! A poza tym, nic się nie stanie - warknąłem, wymierzając w mężczyznę palcem wskazującym.

- Jednak nalegałbym. Kuba, czy... mógłbyś go zapisać i w razie czego...

- Oczywiście! - Chłopak wyciągnął z kieszeni telefon i natychmiastowo wpisał numer ojca do listy kontaktów, gdy ten mu go podyktował. Naburmuszony znowu okryłem się cały kocem i objąłem ramionami. Słyszałem, jak tata zamyka drzwi i po chwili ktoś delikatnie odsłonił moją twarz spod warstw nakrycia. - Jesteś zły?

- Że robicie ze mnie sierotę? - mruknąłem kwaśno. - Nie, wcale.

- Nat - jęknął, obejmując mnie ramieniem. Położył się obok, przywierając do mnie swoim ciałem. - Przecież nie odmówiłbym twojemu tacie zapisania jego numeru - powiedział łagodnie. Czułem, jak przebiera palcami po moich plecach. Po chwili wsunął dłoń pod mój sweter. Nie zareagowałem, gdy dotknął moją nagą skórę. - Hej, słyszałeś może, że chyba cię kocham? - mruknął, trącając nosem mój podbródek. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Delikatnie dotykał mojego kręgosłupa. - Gniewasz się?

- Chyba nie.

- Chyba?

- Sam nie wiem - westchnąłem słabo, bo jakby wszystkie siły ze mnie uleciały. Teraz jego dłoń znajdowała się mniej więcej w okolicach mojego krzyża, tuż przy samym ściągaczu od dresu. - Macasz mnie - zauważyłem.

- Tak? - uniósł brwi, wsuwając kciuk pod moje spodnie. Reszta dłoni spoczywała nieco nad moimi pośladkami.

- Tak, perwersie - zachichotałem. Zatrzymał się w tym momencie, jakby bojąc się zrobić krok dalej. Przygryzał wargę, patrząc na mnie w dziwny sposób, jakby z lekkim pożądaniem. A to pojeb. Nachylił się, wpijając się w moje wargi. Pocałował mnie mocno, napierając swoim ciałem na moje. Miałem zatkany nos, nie mogłem oddychać, a on całował mnie zawzięcie. Odwróciłem nagle głowę w bok, głośno wciągając powietrze. Kuba dyszał, wpatrując się we mnie zamglonym wzrokiem. Wargi miał napuchnięte i gorące. Chciałem go całować, ale jednocześnie nie miałem na to siły. - Opanuj się - mruknąłem, wtulając twarz w jego pierś. Oddychał głęboko. Zabrał dłoń, a ja kątem oka zauważyłem ogromne rumieńce na jego policzkach.

- Nat - jęknął zażenowany.

- Hm?

- To głupie...

- Jezu, śmiało - prychnąłem, zaciskając palce na jego bokach. Był spięty. Rozluźniłem uścisk, bojąc się, że może sobie tego nie życzyć.

- Odsuń się kawałek - poprosił. Uniosłem brwi, czując jak podkula nogi. Prawie spadałem z kanapy, ale posłusznie go puściłem. - Chyba mam wzwód - burknął, nie patrząc mi w oczy. Wybuchnąłem głośnym śmiechem, zakrywając oczy rękami. Opadłem na poduszkę, odgarniając sobie włosy z twarzy.

- Kuba, panuj nad sobą! - zachichotałem, ale ucichłem widząc, jak bardzo jest zażenowany. Popatrzyłem na jego czerwoną twarz. - Widzisz? Bozia pokarała za macanie cudzych tyłków.

- Jesteś okropny - burknął cicho, odsuwając się dalej. Trzymał mnie na dystans. Krępował się...

- I podniecający - dodałem, nie mogąc się powstrzymać. Chłopak ciągle nie patrzył mi w oczy. Powędrowałem dłonią do jego spodni, ale on mocno złapał mnie za nadgarstek.

- Nat - warknął, odepychając delikatnie moją rękę. Wiedziałem, że bał się, że może mi coś zrobić. Ostrożnie dotknąłem jego kolana, sprawiając, że jednak na mnie spojrzał.

- Przepraszam, wygłupiam się - mruknąłem, posyłając mu nieznaczny uśmiech. Ciągle uczyłem się bycia z Kubą. I za każdym razem zaskakiwała mnie jego wrażliwość. - I wszystko gra - zapewniłem go. Chłopak odetchnął głęboko, starając się uspokoić. Przełknął głośno ślinę.

- Ty to lepiej już odpoczywaj - szepnął, mimo iż byliśmy sami. Wziął moją rękę i przyłożył ją sobie do ust. Pocałował mój palec wskazujący, na co moje serce zaczęło bić bardzo, bardzo szybko. Delikatnie przejechałem opuszkami po jego wargach, ostrożnie je rozwierając. Podniecał mnie. Czułem jego zęby, ciepły oddech. Miałem ochotę się na niego rzucić, dotykać, rozebrać, ale chłopak szybko wybił mi to z głowy, odsuwając moją dłoń od siebie. - Połóż się. Jesteś przecież chory...

***

17:02

Kręciło mi się w głowie, a przed oczami miałem dziwne mroczki, więc powoli, żeby nie pogorszyć swojego stanu, podniosłem się na równe nogi. Kuba leżał ze słuchawkami w uszach i oglądał coś na telefonie. Zerknął na mnie.

- Gdzie idziesz? - spytał, również się podnosząc. Przyglądałem mu się przez chwilę. Sweter opinał jego smukłe ciało.

- Ja... do kuchni, muszę usiąść - westchnąłem, opierając dłoń o ścianę, żeby nie stracić równowagi. Chłopak już po chwili był przy mnie. Zaprowadził mnie do pomieszczenia, usadził prz stole i wstawił wodę, uprzednio wyciągając dla mnie jakiś kubek.

- Napijesz się czegoś ciepłego, okej?

- Mhm - przytaknąłem, opierając głowę na ręce. Po kilkunastu sekundach usłyszałem kroki w korytarzu i zwróciłem wzrok w tamtą stronę. Po chwili Ula i Laura stanęły w drzwiach pomieszczenia.

- Cześć - mruknęła starsza. Kuba odpowiedział jej wesoło, natomiast ja nawet nie miałem na to siły. Laura, po nieśmiałym przywitaniu z chłopakiem, podbiegła do mnie.

- Nat! - złapała mnie za rękaw. - Byłyśmy na basenie! I tam jest taka duża zjeżdżalnia, wiesz? I...

- Lauruś - przerwałem jej delikatnie, skupiając na niej spojrzenie. - Potem mi opowiesz, zgoda?

- Potem - kiwnęła głową. Przymknąłem oczy, ledwo trzymałem się na tym krześle. Oddychałem głęboko. Czułem na skroniach kropelki zimnego potu.

- Wszystko okej? - Ula stała blisko Kuby, ale mówiła do mnie. Chyba. Kiwnąłem głową. - Jedliście coś?

- W domu - chłopak jej odpowiedział. - Natuś?

- Nie chcę nic - wymamrotałem. Słuchałem ich pogawędki, tego jak Kuba zalewa torebkę herbaty wodą i syku oleju, kiedy dziewczyna położyła na patelni kawałki kurczaka. Pociągnąłem nosem, żeby powstrzymać katar. Otarłem go dłonią, którą przeciągnąłem po sam policzek, przez co poczułem na nim dziwne ciepło. Dotknąłem palcami skóry nad ustami i spojrzałem na nie. Czerwone. Stróżka krwi popłynęła mi na wargi, przez co metaliczny smak znalazł się po chwili na moim języku. Zmarszczyłem brwi lekko oszołomiony. Uniosłem wzrok, szukając w pobliżu Kuby.

- Nat? Natan? Cholera - syknął chłopak, podbiegając do mnie prawie natychmiast. Chwycił mnie za brodę, sprawiając, że na niego popatrzyłem. - Nat, co jest? Odpowiedz mi, Nat! - Zmrużyłem delikatnie oczy, przetwarzając przez chwilę to, co do mnie powiedział. Czułem wilgoć na brodzie i szyi. - Natan - jęknął.

- Jestem - wychrypiałem w końcu. Chyba mu ulżyło, bo odsunął się ode mnie w poszukiwaniu ręcznika papierowego. Krew skapywała na stół, a ja patrzyłem na szkarłatne krople, które z każdą sekundą powiększały się odrobinę. Po chwili Kuba był już przy mnie z chyba połową rolki i przyciskał biały listek do mojego nosa. Słyszałem wzmożony ruch za moim plecami; Ula kazała Laurze iść do swojego pokoju.

- Pochyl się - szepnął. - I trzymaj. Uciskaj - polecił mi, nasuwając moją czerwoną dłoń na papier i zacisnął delikatnie moje palce. Oddychałem przez usta czując, jak kładzie mi na karku coś zimnego i mokrego. Strużka wody wpłynęła pod moje ubranie, przez co zadrżałem. Zmoczył kolejny fragment papieru i ukucnął przy mnie.

- Przepraszam - jęknąłem, powoli odzyskując świadomość. Cała sytuacja zaczęła do mnie docierać, przed tem miałem wrażenie, że widzę wszystko jakby przez mgłę.

- To nic - zapewnił mnie, wycierając krew z mojego policzka i warg.

- Coś za często widzisz mnie w różnych kompromitujących sytuacjach - zaśmiałem się słabo, pochylając się jeszcze niżej. Słyszałem, jak siostra kręci się niespokojnie po pomieszczeniu.

- Nie gadaj tyle - skarcił mnie. - Już przy mnie wymiotowałeś, więc teraz nie powinieneś krępować się niczym - uśmiechnął się nerwowo, kładąc kolejny zimny okład na mojej szyi. Cały czas ocierał krew z mojej twarzy. Czułem, jak ciepła ciecz wypływa mi z lewej dziurki.

- K-kuba - drżący głos sprawił, że się obrócił. - Mogę jak-koś pomóc?

- Ula... - zamyślił się - tak. Przynieś tampon.

- Tampon? - zdziwiła się.

- No tak, tampon.

- Takie coś, które wkładasz so...

- Natan! - skarcił mnie chłopak. - Ula, tampon. Jeden.

- Ja... nie mam pojęcia gdzie są - jęknęła. Spojrzałem na nią kątem oka. Wyglądała, jakby miała zaraz spłonąć tym rumieńcem.

- Ulcia... zwykły tampon. On pomoże.

- Ale ja nie wiem skąd ci go wziąć! - podniosła głos zażenowana. - Mogę ci powiedzieć, gdzie w tym domu są podpaski, a nie tampony!

- A co ja mu, kurde, podpaską nos zakleję? - podniósł zirytowany głos.  -  A może wepchnę mu całą? Zastanów się! - warknął, po czym wypuścił powoli powietrze. Jego buzia złagodniała. - Przepraszam - westchnął, patrząc na jej przestraszoną twarz. - Przepraszam, Ula. Nie chciałem...

- Ja... poszukam. - Po tych słowach wybiegła mocno zawstydzona. Zmieniłem chusteczkę, którą tamowałem krwotok, bo cała już przesiąkła. Kręciło mi się w głowie. Kuba znowu przy mnie przyklęknął.

- Dobrze się czujesz? - szepnął, dotykając mojego czoła. Kiwnąłem lekko głową, choć nie była to do końca prawda. - Zadzwonić do twojego taty?

- Ani się waż - wybełkotałem. Przez kilka minut siedzieliśmy w ciszy, aż Ula powróciła z tej jakże trudnej misji.

- Znalazłam - wydyszała w progu. Kuba pocałował mnie przelotnie w czubek głowy, po czym pospiesznie podszedł do dziewczyny.

***

17:38

Kuba tym razem dotykał mojej klatki piersiowej. Gładził moje doskonale widoczne żebra, mostek, obojczyki, potem przerzucił się na molestowanie mojego brzucha. A to wszystko przez to, że położyłem się na łóżku w poplamionym krwią swetrze, który kazał mi zdjąć. Nadal uważam, że na czarnym nie widać brudu, no ale niech mu już będzie.

- Masz gęsią skórkę - zauważył.

- Bo tu zimno - skłamałem. Dostałem jej pod wpływem jego dotyku. - Mogę to wyjąć? - spytałem, wskazując na wystający mi z lewej dziurki tampon. Wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Lepiej nie. Patrząc na to, jak twoje ciało cały czas drży, bałbym się na twoim miejscu, że krew ci pójdzie z nosa z trochę innej przyczyny - zachichotał. Kopnąłem go w udo, choć celowałem wyżej, i pokazałem środkowy palec. Nadal się śmiał, odgarniając mi włosy z czoła.

- Oblech. I w dodatku zboczeniec. Żałuję, że sobie nie poszedłeś, jak miałeś możliwość - prychnąłem. Oczywiście, że to nie była prawda! Tak sobie gadam. Chłopak pocałował delikatnie moje ramię.

- Wiem, że kłamiesz - szepnął, gładząc moje palce. Zauważyłem, że na jego rękawie widnieje kilka ciemnych plamek.

- Oczywiście, że kłamię. Chyba mnie znasz - mruknąłem, dotykając wolną dłonią swojej piersi, tam gdzie powinno być serce. Czułem je doskonale. - Może każę mu popracować jak najdłużej, żebym mógł ciągle okłamywać cię i wkurzać? Na przykład do końca świata.

- I jeden dzień dłużej - poprosił cicho, opierając głowę na mojej piersi.

- Zgoda. I jeden dzień dłużej.

Powodzenia tym, którzy dzisiaj piszą :') Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro