Głupi głupek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

22 kwietnia, 12:52

Słońce przyjemnie grzało mi w twarz, a szalik ocieplał szyję. Co za ironia, nie? Na dworze dwadzieścia dwa stopnie na plusie, a ja zasmarkany i przeziębiony siedzę na leżaku na przeciwko oszklonych drzwi tarasowych. Ostatnie promienie poranka wdzierały się przez nie do środka i oświetlały mnie, pomieszczenie i pasiasty koc na moich kolanach, który zakryty był białymi zawiniątkami. Skręty! Ha, chciałbyś Natan. To twoje zużyte chusteczki.
Cisza przerywana tylko tykaniem zegara przerażała mnie, a fakt, że po raz kolejny jestem sam w tym przeklętym domu dobijał mnie do końca. Cały tydzień tak siedzę - nigdzie wyjść, nikt nie przychodzi, nawet lekcje mi odwołali. Więc zostałem sam z internetem. No, ten to mnie chociaż nigdy nie zawiódł. Zakaszlałem cicho, wycierając nos, a z moich ust wydobył się przeciągły jęk bólu, rozpaczy i bezradności. Poczłapałem obolały do kuchni i wstawiłem kubek po herbacie do zlewu. Wybrałem numer Kuby.

- Halo? Natuś, jestem w szkole...

- Tak? - zmarszczyłem brwi, patrząc na zegar. - No faktycznie.

- Coś się stało? Nie mogę gadać, mam teraz matmę...

- Od... - Atak kaszlu. - Od-bierasz ode mnie na... - Kolejny. - Lekcji?

- Nat - szepnął. - Po co dzwonisz? - Pociągnąłem nosem.

- Och, przepraszam bardzo, że dzwonię do swojego chłopaka. Zapomniałem, że tak się nie robi - warknąłem, kładąc się na stole. Koc zsunął się na podłogę.

- Nat... dobra, muszę kończyć, cz...

- Wpadniesz do mnie po lekcjach? - przerwałem mu. Chłopak westchnął i jeszcze bardziej ściszył głos.

- Mam pianino.

- Nie widziałem cię od dwóch tygodni! Ciągle nie masz dla mnie czasu - poskarżyłem się, uderzając piętami w nogę stołu. Popatrzyłem w sufit. Był cały biały.

- Nat, wiem, wynagrodzę ci to...

- Cały czas masz mnie gdzieś, mówisz, że jesteś zajęty i całkowicie mnie ignorujesz - wypominałem mu dalej. Bardzo za nim tęskniłem...

- Nat... posłuchaj, obiecuję ci, że...

- A weź się wypchaj - prychnąłem, kończąc połączenie. Głupi głupek. Skoro lekcje gry są ode mnie ważniejsze, to niech spada brzdąkać sobie na drewnianym pudle. Droga wolna, ja nic mu nie będę kazał. Dzwonek do drzwi rozległ się nagle, więc chcąc, nie chcąc wstałem niechętnie i podreptałem, by zobaczyć kto to.

- Cześć, słońce - matka władowała się do środka obwieszona przeróżnymi siatkami. - Przepraszam, nie wzięłam klu...

- Porywająca opowieść - przerwałem jej, idąc w głąb domu. Po drodze chwyciłem pudełko chustek z szafki.

- A ciebie co znowu ugryzło? - jej zmęczony głos usłyszałem nawet leżąc na sofie w salonie.

- Nic - warknąłem, ocierając nos. Kołdrą zakryłem się po samą brodę i podkuliłem nogi.

- Natan, wszystko w porządku? - zaniepokojona weszła do pokoju i zasłoniła mi resztki światła swoim jakże nieprzezroczystym ciałem.

- Możesz się odsunąć? - warknąłem. - Chcę umierać w spokoju i świetle.

- Nataniel...

- No już, sio - mruknąłem, mrużąc oczy, po czym machnąłem na nią jakbym przepędzał osę. No i zostałem sam. Znowu.

***

14:56

- Tak, oczywiście. Jest w pokoju... - Usiadłem, słysząc głos matki i spojrzałem na drzwi. Po chwili pojawił się w nich Kuba ubrany w jeansy i wełniany sweter. Uśmiechnął się delikatnie, czego nie odwzajemniłem.

- Cześć Natuś - podszedł do mnie i nachylił się, żeby mnie pocałować, ale odsunąłem się tak, że musnął ustami powietrze. Zmarszczył brwi. - Co jest?

- Co ty tu robisz? - spytałem ostro. Wyglądał na zdezorientowanego.

- Jak to co? Może przyszedłem odwiedzić mojego chłopaka?

- A może twój chłopak cię tu nie chce?

- O czym ty mówisz? Nat...

- O niczym. Idź do domu.

- Co? O co ci chodzi? - marszczył brwi, nerwowo miąc w palcach rękaw. Był cały spięty. - Nat, nie mogę iść do domu. Powiedziałem, że muszę zostać dłużej w szkole, żeby do ciebie przyjść...

- To masz problem - prychnąłem, krzywiąc się niemiło. Zirytował się.

- Czy ty siebie słyszysz? O czym my rozmawiamy? Przyszedłem do ciebie, bo uważasz, że się nie staram, więc o co ci teraz chodzi?

- Och, świetnie! Czyli przychodzisz tylko dlatego, że powiedziałem ci co myślę, tak? Super, nie no naprawdę, świetnie. - Wstałem z kanapy, bo kiedy siedziałem czułem, że ma nade mną przewagę.

- Natan! Posłuchaj, okej? - Wyglądał tak, jakby zaraz miał mi coś zrobić. Oparł dłonie na oparciu fotela. - Uwierz, że ja mam życie poza tobą i nie wszystko w moim świecie krąży wokół twojej osoby, wiesz? Przychodzę tutaj, kiedy tylko mogę, chcę robić to jak najczęściej, by sprawiać ci przyjemność, ale uwierz, mam znajomych, chodzę do szkoły, muszę się uczyć, a to, że ty nie robisz tych rzeczy, nie znaczy, że masz oczekiwać ode... - urwał, zdając sobie sprawę z tego, co powiedział. Spuścił głowę, jakby lekko się kuląc. Włosy opadły mu na czoło. Odwróciłem od niego twarz i zacisnąłem szczęki.

- Idź. Skoro przychodzisz do mnie tylko po to, żeby sprawić mi przyjemność, to możesz śmiało wyjść, bo aktualnie nie chcę cię widzieć - oznajmiłem obojętnie, po czym ruszyłem do swojego pokoju, mijając matkę pod schodami.

- Nat! Nat, ja nie miałem tego na myśli! - krzyknął, biegnąc za mną, ale mama go zatrzymała. Coś mówiła, ale ja nie słuchałem. Jedynie zatrzasnąłem drzwi i rzuciłem się wściekły na łóżko. Ale bardziej byłem zły na siebie. Walnąłem pięścią w ścianę, potem w poduszkę, a na koniec zacisnąłem dłonie na kołdrze, zatykając przy tym nią usta, tak, że stłumiła cały mój wrzask. Skuliłem się zmęczony przy ścianie i wtuliłem w bluzę, która leżała bezwładnie na szafce nocnej. Co to miało być... Wcisnąłem do uszu słuchawki, podkręciłem głośność na maksa i puściłem jakiś beznadziejny rockowy utwór, który zagłuszył wszystkie moje głupie myśli i wyrzuty sumienia.

***

15:36

Nieśmiało usiadł na drugim końcu łóżka i coś powiedział. Ignorowałem go całkowicie, więc delikatnie wyjął z moich uszu słuchawki.

- Przepraszam - szepnął. Znowu to zignorowałem. - Nat, proszę, możemy porozmawiać? - spytał łagodnie. Zerknąłem na niego.

- Chyba nie mamy o czym - wychrypiałem.

- Ależ oczywiście, że mamy. Jestem idiotą, nie wiem czemu to powiedziałem, ale chcę żebyś wiedział, że nigdy tak nie pomyślałem...

- Miałeś stuprocentową rację - burknąłem, wydmuchując nos.

- Och, przestań - jęknął. Jego sweter miał jakies małe wzorki na końcu szerokich rękawów. - Nie miałem, zdenerwowałem się i zacząłem wygadywać głupoty. Nie przychodzę do ciebie tylko po to, żeby było ci miło. Chcę spędzać z tobą czas - powiedział cicho i dotknął mojego ramienia. Strąciłem jego rękę, odsuwając się kawałek.

- Możesz iść. Poradzę sobie, uwierz. Poza tym masz rację, nie pamiętam już jak to jest mieć znajomych i chodzić do szkoły - warknąłem, opierając czoło na kolanach.

- Nat... - westchnął, przysuwając się. Ostrożnie dotknął mojej głowy. Pogłaskał mnie po włosach jak jakieś dzikie zwierze. - Rozmawiałem z twoją mamą.

- Świetnie.

- I opowiedziała mi o rzeczach, o których nigdy nie usłyszałem od ciebie - kontynuował. Uniosłem brwi. Zgarnął mi kilka kosmyków za ucho, ale i tak się wysunęły. - Powiedziała, że kiedyś... że nie byłeś taki jak teraz.

- Och, przecudownie - zakpiłem. - Naprawdę niezwykle mi miło, że mi to mówisz.

- Natuś, przestań - westchnął, chowając twarz w dłoniach. Wolałem, kiedy mnie dotykał... - Nie wiedziałem, że miałeś najlepszą przyjaciółkę - wyznał, a ja przymknąłem oczy uderzony falą wspomnień. - I że zanim trafiłeś do szpitala byłeś... inny. Znaczy twoja mama ujęła to słowami w stylu otwarty i radosny.

- Przestań - poprosiłem, patrząc na niego błagalnie. Nie chciałem o tym słuchać.

- Czemu wrzeszczałeś na ludzi, którzy przychodzili cię odwiedzać? - Patrzył na mnie w pewnym szoku, zagubiony. - I...

- Powiedziała ci jak beznadziejnie potraktowałem tę dziewczynę? - zaśmiałem się gorzko. - Szczerze? Miałem, mam i chyba do końca tego życia będę mieć dość litości i współczucia innych, wiesz?

- Natan, ja nie okazuję ci żadnego współczucia. Ani tym bardziej litości. - Wziął mnie za rękę. - Przepraszam, tak cholernie przepraszam, nie wiem jak się musiałeś poczuć - westchnął.

- Jak beznadziejny śmieć - podpowiedziałem.

- Jeśli ktoś tu jest beznadziejnym śmieciem, to na pewno nie ty, Nat. Nie chcę się z tobą kłócić... zgoda? - Popatrzyłem na niego, po czym pokiwałem głową. Ulżyło mi. Jestem głupi! Jak mogłem nie chcieć jego towarzystwa... - Nat, możemy sobie coś obiecać?

- Zależy.

- Że będziemy szczerzy? Żadnych kłamstw i zatajania faktów? - Przygryzłem wargę, po czym wzruszyłem ramionami.

- Jeśli to dla ciebie ważne...

- To dla mnie bardzo ważne. Więc? Obiecujesz?

- A mam wyjście? - uśmiechnąłem się nieśmiało, spuszczając wzrok. Było mi potwornie głupio i źle z tym, jak go potraktowałem.

- Więc pierwsza prawda idzie ode mnie - oświadczył. - Kłamałem, mówiąc to wszystko w salonie. Teraz ty.

- Muszę? - jęknąłem, wywracając oczami.

- Tak. - Chłopak poważnie pokiwał głową.

- Kłamałem mówiąc, że nie chcę cię widzieć - prychnąłem rozbawiony. Uśmiechał się. Przejechał palcami po mojej dłoni

- Opowiesz mi o tym, o czym mówiła twoja mama? O... - zawahał się, widząc moją minę.

- Nie - pokręciłem głową. - Nie chcę. Nie teraz. Jeszcze... jeszcze weźmiesz mnie za największego dupka świata, a to nie tak...

- Nic nie powiesz? - spytał zawiedziony. Pokręciłem głową. - Chcę cię tylko poznać jeszcze lepiej... zrozumieć...

- Kiedyś. Pamiętaj tylko, że jestem potwornym kłamcą. I... i mówię rzeczy, których nie myślę.

- Wiem, Natan, wiem.

- To... to dobrze - szepnąłem w końcu. - Ale... może ty opowiesz mi dzisiaj o czymś? - spytałem.

- O czym?

- Nie wiem. O czymś. Co słychać u ciebie, w szkole, może u Ewy... takie tam.

- Na pewno chcesz posłuchać? - uśmiechnął się, kładąc głowę na moich kolanach. Tak bardzo mi go brakowało...

- Nie kłamiemy, prawda? - Pociągnąłem nosem, bo katar znowu dawał się we znaki. Kuba ułożył się wygodniej.

- Zdecydowanie - zachichotał. Wplotłem dłoń w jego miękkie włosy i delikatnie zacząłem się nimi bawić. Były nieco przydługie, ale mi to nie przeszkadzało. - Hm... Dzisiaj w szkole, na wychowawczej, omawialiśmy plan zielonej szkoły - uśmiechnął się, co odwzajemniłem.

- Gdzie jedziecie? - zainteresowałem się głaszcząc go po czole. Miałem zimne palce.

- Mazury. Mało zwiedzania, raczej rekreacja w ośrodku. Ma być paintball, nocowanie w lesie... obchodzi cię to?

- Oczywiście, że tak.

- Nie chcę cię zanudzać...

- Kuba - zwróciłem mu uwagę rozbawiony. Roześmiał się i kontynuował.

- Podobno jest tam siłownia.

- Będziesz robił bicka? - zakpiłem, klepiąc go lekko po ramieniu.

- Zobaczę - uśmiechnął się do mnie słodko. - Mam nadzieję, że będę z Hubertem w pokoju...

- No ja nie mogę! Kiedy tam jedziecie? Za miesiąc? Hm? A ty już wymyślasz sobie z kim będziesz spał, niczym dziewięciolatka.

- Przestań - fuknął, marszcząc brwi.

- A co z długowłosym?

- Kacper... chyba mam go dość. Ciągle coś mu nie pasuje - westchnął, a na jego buzi zagościła ulga, która towarzyszyła wyrzuceniu z siebie tych słów. Może to niepoprawne, ale słuchanie jak opowiada o swoich problemach sprawiało mi przyjemność... nie, stop, to możliwość wysłuchania go tak działała. - Cały czas robi mi jakieś przytyki względem ciebie - wyznał, dotykając ostrożnie mojej szyi.

- Och...

- Nie przejmuj się - poprosił. - Oprócz tego ma problem z tym jak Ewcia się ubiera. Że na czarno, że wysokie buty, że jakaś spódnica mu się nie podoba, a jak ostatnio przekuła sobie ucho, no wiesz, tak wysoko, to już całkiem mu odwala.

- Przekuła ucho? - powtórzyłem, przesuwając palcami po jego brwiach. Były ciemniejsze niż włosy na głowie.

- Tak, wygląda bardzo ładnie - zachichotał. - Kacper coraz bardziej obnosi się z tym, że, jego zdaniem, powinienem znaleźć sobie lepiej jakąś dziewczynę - mruknął, przekręcając twarz tak, że wtulał ją teraz w mój brzuch. Odgarnąłem mu włosy z czoła, czując ucisk w piersi. - Ale ja nie chcę dziewczyny - burknął, na co nabrałem wielkiej ochoty, żeby go pocałować. Siedzieliśmy tak w ciszy, dopóki nie dostałem SMS-a.

Od Ula, 16:01

Mogę wejść? Nie chcę przeszkodzić w czymś... no wiesz w czym na przykład...

Parsknąłem, pokazując mu telefon. Uśmiechnął się szeroko i przymknął oczy.

- ACH! - jęknął nadzwyczaj głośno. - NAT, OCH! - udawał upośledzoną rozkosz, co szło mu co najmniej okropnie.

- Chujku! - Ze śmiechem uderzyłem go lekko w ramię, ale nie przestał pojękiwać. - Ula, CO CHCESZ?! - przekrzyczałem jego wymyśloną ekstazę. Chłopak nadal jęczał, wydurniał się i pokrzykiwał, kiedy drzwi się otworzyły i w progu stanęła dziewczyna, zakrywając oczy dłonią. Kuba śmiał się głośno, kiedy tuż za nią matka wpadła za nią do pokoju. Odchrząknął.

- Czy wy...

- Mamo! - wyrzuciłem ręce w powietrze. Zakłopotany chłopak usiadł. Ula odsłoniła rumianą twarz.

- Miałam wam powiedzieć, że... eee czy jesteście głodni...

- Co wy wyprawiacie? - matka nadal nieco zszokowana patrzyła na nas z niepokojem. Chłopak naciągnął rękawy swetra na palce.

- Nic, my tylko...

- Wiesz, takie tam na zgodę - przerwałem mu. Spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. Miał czerwone policzki.

- Ula, idź proszę sprawdzić co z kurczakiem - poleciła nerwowo kobieta. Zamknęła za nią drzwi. - Chłopcy... nie wiem jak to zacząć, ale...

- Proszę pani, Natan żartował, tylko się wygłupialiśmy...

- Kubuś, bardzo głośno jęczałeś na moich kolanach, nie wiem jak ty, ale ja brałem to bardzo na poważnie...

- Natan! - uderzył mnie delikatnie w pierś, na co zachichotałem. Mama była chyba zbyt zakłopotana, żeby powiedzieć cokolwiek.

- Kuba, ja... ja wierzę ci, że tylko... no, że żartowaliście, ale... och, jesteście już w takim wieku...

- Nie! Stop! Mama, nie zaczynaj tej rozmowy - wymierzyłem w nią palcem. Drugą ręką wyjąłem chusteczkę z kieszeni dresów i otarłem nos.

- Myślę, że lepsza okazja na nią się już nie nadarzy...

- Kur... czę - poprawiłem się, widząc spojrzenie Kuby. - Mamo, uwierz, obaj wiemy jak to działa - prychnąłem. - Kuba? Masz ochotę na darmowe porady erotyczne? - spytałem z przekąsem. Chłopak z jękiem zażenowania schował twarz w mojej poduszce.

- Zdaję sobie sprawę, że obaj wiecie co i gdzie...

- Och, świetnie wiem co gdzie się wsuwa - warknąłem.

- Przepraszam, czy możemy... - Rudzielec popatrzył na nią błagalnie. Zacząłem się śmiać.

- Co jest, nie chcesz gadać z moją mamą o gejowskim seksie? - uniosłem brwi. Nie wytrzymał, roześmiał się.

- Muszę kiedyś z wami o tym porozmawiać! - bezsilnie oparła czoło na ręce, tak, że jej srebrna bransoletka zadzwoniła. - Okej, okej... - westchnęła. - Kuba, jesteś starszy...

- I co z tego? - oburzyłem się. - To, że urodził się wcześniej wcale nie oznacza, że ja nie mogę być samcem alfa i wkła... - nie dokończyłem, bo chłopak popchnął mnie na na tyle mocno, że prawie spadłem ze śmiechem z łóżka. Zawisłem na krawędzi głową w dół.

- Natan, cholera jasna! - krzyknęła kobieta, aż na nią popatrzyłem. Zakryła usta. Chyba nigdy nie przeklęła w mojej obecności.

- O, ooo słyszałeś? - Wskazałem na nią ręką, podnosząc się szybko. Chyba miała już dość.

- Przepraszam, nie chciałam... Dobrze, nie ważne, chciałam... chłopcy, dla mnie to jest tak samo trudne jak dla was i... - Poruszyła się nerwowo. - To jest bardzo trudny temat do rozmów... i z całą pewnością łatwiej było by, gdybyście byli, no... nie dwoma mężczyznami...

- Możemy skończyć w tym momencie? - Kuba nie był raczej przyzwyczajony do otrzymywania gejowskich porad od hetero katoliczki. Ja też nie. - Proszę pani, nam się nie spieszy...

- Nie? - uniosłem brwi.

- Nie - oznajmił twardo. - Ale... jakby miało kiedyś do tego dojść, to jestem pewny, że sobie poradzimy - wyrzucił wreszcie z siebie. Policzki miał nadal szkarłatne, a jego zażenowanie widziałem nawet w sposobie w jaki siedział.

- Chyba... chyba macie racje, bo nigdy nie interesowałam się dokładnym przebiegiem... tej... tej czynności - wybrnęła - u dwóch mę...

- Dobra, rozumiemy, seks mężczyzn nie jest twoim bezpiecznym tematem. Super - westchnąłem, opierając się o ścianę. - Jeśli aż tak zależy ci na tym, żebym się dokształcił, tomogę zacząć oglądać gejowskie porno - zaproponowałem wzruszając ramionami. Kuba jęknął zamykając oczy. - Specjalnie dla ciebie.

- Co? Ani się waż! - krzyknęła. - Żadnej pornografii w tym domu! Powtarzam, zakaz! Rób co chcesz, oprócz oglądania tego obrzydlistwa - ostrzegła mnie.

- Okej, okej, zero edukowania się w ten sposób, zrozumiałem.

- Nataniel... dobrze, uznam, że sobie żartujesz... W takim razie jeszcze jedno. Proszę, pamiętajcie, nie ma się z czym spieszyć... Ale... ale jeśli kiedyś nadarzy się okazja, kiedy poczujecie, że... że można posunąć się o krok dalej, to to nie jest nic złego, naprawdę... Nie zachęcam was... i choć jestem osobą wierzącą, nie uznaję za grzech współżycia przed ślubem...

- Co za szczęście! Kuba, słyszałeś? Dobry Boże, jesteśmy zbawieni!

- Natan, proszę cię... och, nadejdzie taki moment, kiedy odczujecie, że przyszedł na to właściwy czas... - Zerknąłem na zakłopotanego chłopaka i z rozbawieniem podparłem brodę na ręce. - Zapamiętajcie, że to jest nie tylko przyjemność, ale przede wszystkim wyznanie miłości. - I nastała niezręczna cisza. Chłopak nie patrzył w oczy ani mnie, ani jej. Matka też unikała kontaktu wzrokowego. W końcu przerwała nasze milczenie. - To... em, chodźcie może na obiad...

***

Ani ojca, ani Laury jeszcze nie było, więc Kuba usiadł po mojej lewej, na miejscu siostry. Wzrok wbijał w talerz, unikał spojrzenia kobiety siedzącej naprzeciwko niego.

- Co tam się stało? - zakpiła Ula czekając, aż podam jej sałatkę, do zjedzenia której zostałem zmuszony.

- Wykład, chodź dość nieprecyzyjny, nie Kubuś? Dowiedziałeś się jak wprowadzić mnie w stan rozkoszy i nieziemskiej przyjemności?

- Błagam, Natan - jęknął, odkładając widelec i popatrzył mi w oczy. Nawet jak siedział był zdecydowanie wyższy. Ledwo powstrzymywałem uśmiech. - Choć bardzo lubię twoją mamę i siostrę, to jeśli chcesz rozmawiać ze mną na te tematy, to tylko sam na sam, jasne? Bo jednak czuję się odrobinkę niekomfortowo, wiesz?

- Nie no, pewnie, tylko pamiętaj żeby ustalić kto będzie tym uległym...

- Przestań - warknął, wymierzając we mnie nożem. Ula kolorem przypominała cegiełkę. - Zaraz zamiast uległym, zostaniesz samotnym, więc ucisz się łaskawie.

- Jesteś taki romantyczny - westchnąłem, wkładając odrobinę sałaty do ust. Dzisiaj tyle gadałem, że moje chore gardło zaczynało powoli strajkować. - I obiecuję seksualne aluzje robić tylko, no wiesz, sam na sam...

- Nataniel! Od teraz zostajesz samotny - syknął zawstydzony, po czym przesiadł się na miejsce ojca, tak, że dzieliło nas krzesło. Uśmiechnąłem się do niego szczerze, z rozbawieniem, nie kpiną, może z czułością... Tak, to zdecydowanie była czułość...

Hejka~ Mam nadzieję, że się Wam spodobało i że nie było zbyt dużo błędów :') Jeśli macie jakieś uwagi co do rozdziału albo całosci to proszę, dajcie mi znać :> Trzymajcie się i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro