Korzenna Ucieczka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zacząłem iść szybkim marszem, ale porzuciłem ten pomysł po chwili, czując jak serce galopuje mi w piersi. Odetchnąłem głęboko, po czym rozpiąłem kurtkę, by choć odrobinę się ochłodzić. Ruszyłem spokojniejszym krokiem przed siebie i po około dwudziestu minutach byłem już na miejscu. Stanąłem pod ogromnym pomnikiem przedstawiającym sześciometrowe krzesło i zacząłem się rozglądać. Nigdzie go nie widziałem, ale nie mogłem zadzwonić, nie chcąc przypadkiem wyjść na desperata, więc po prostu ruszyłemw stronę rzeki. BINGO! Zobaczyłem chłopaka w ciemnozielonej kurtce, która kontrastowała z jego rudymi włosami.

- Hej - przywitałem się, podchodząc bliżej, ale on nie zareagował. Przyjrzałem mu się i dostrzegłem niebieskie słuchawki w jego uszach. Pociągnąłem za prawą, sprawiając tym samym, że Kuba na mnie popatrzył. Rozpromienił się i wstał z ławki. CHOLERA. Tak, cholera to to, co pomyślałem, patrząc na niego. No w chuj wysoki!

- Natan! Już myślałem, że nie przyjdziesz - roześmiał się wdzięcznie.

- Mógłbyś usiąść? - mruknąłem, mierząc go długim spojrzeniem. Zmarszczył brwi.

- Co? Czemu?

- Bo czuję się karłem - warknąłem i opadłem na kamienną ławkę. Kuba zachichotał cicho i usiadł koło mnie. Położył łokieć na oparciu i uśmiechnął się delikatnie

- Zadowolony? - spytał. Popatrzyłem na niego i stwierdziłem, że nadal jest wyższy. Nic nie odpowiedziałem i utkwiłem wzrok w wolno płynącej rzece. - Wszystko gra?

- Grać to mogą skrzypce - burknąłem, na co chłopak popatrzył na mnie z politowaniem.

- Mogłeś wymyślić coś lepszego - stwierdził. - Więc? Wszystko w porządku?

- Jest okej - oceniłem, wzruszając ramionami. Poprawiłem szalik tak, aby zakrywał mi jak najwięcej twarzy i lekko się skuliłem, bo nieźle piździło. Miałem wrażenie, że stałem się jeszcze mniejszy.

- Coś ty taki nierozmowny? - Kuba szturchnął mnie lekko w ramię. Przestał, kiedy nie reagowałem.

- Nie wiem - westchnąłem po chwili. - Wszyscy mnie wkurzają, traktują jak dziecko, jakbym... - zacząłem, ale w porę się opamiętałem, żeby nie zapoczątkować lawiny niechcianych słów. - Chodźmy gdzieś - zaproponowałem po chwili. Podniosłem się mozolnie, co Kuba zrobił trzy razy szybciej.

- Mam pomysł - oświadczył z promiennym uśmiechem i ruszył wolnym krokiem ścieżką prowadzącą do wyjścia z parku. Nie miałem wyjścia, zrobiłem to samo. Szliśmy w ciszy około trzynastu minut, kiedy Kuba zatrzymał się przed jakąś niedużą kawiarnią. - Chodź - zachęcił mnie, otwierając drzwi. Ledwo co wszedłem do środka i od razu uderzył mnie panujący tam gwar - mnóstwo ludzi pogrążonych w rozmowie, krzątające się kelnerki, śmiechy. Poczułem się nieswojo i niebardzo wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, bo nigdy nie bywam w takich miejscach, wręcz omijam je szerokim łukiem, żeby przypadkiem nie musieć rozmawiać z ludźmi. - Tu jest wieszak - usłyszałem rozbawiony głos Kuby. Spojrzałem na niego i dostrzegłem, że wskazuje na drewniany stojak, na którym wisiało kilkanaście kurtek. Niepewnie zostawiłem tam swoją i ruszyłem za chłopakiem do małego stolika w rogu. - Mam ci odsunąć krzesło, czy sam usiądziesz? - spytał, a ja spojrzałem na niego spode łba i zająłem to cholerne miejsce. Wziął z blatu kartę i zaczął ją przeglądać, więc postanowiłem zrobić to samo. Kurwa. Nie znałem połowy z tych nazw, jednej trzeciej w życiu bym nie wymówił, a pozostałe wydawały mi się zbyt proste, żeby mogły być tym, o czym myślałem. Po chwili podeszła do nas młoda kobieta o prostych blond włosach i spytała o zamówienie. - Hm, dla mnie będzie Korzenna Ucieczka - oznajmił Kuba, czytając jedną z nazw z menu, po czym oboje spojrzeli na mnie wyczekująco. Wciągnąłem powoli powietrze, zerkając to na kelnerkę, to na kartonik, który ciągle trzymałem.

- Dla mnie to samo - burknąłem w końcu, po czym zacząłem obserwować odchodzącą dziewczynę. Odetchnąłem z ulgą.

- Nie bywasz zbyt często w kawiarniach, nie? - spytał nagle z rozbawianiem. Obdarzyłem go znudzonym spojrzeniem.

- Aż tak widać?

- Tylko troszeczkę, nie przejmuj się. - Na jego twarzy zapanował uśmiech, na co ja pokazałem mu środkowy palec i wyjrzałem za okno. Zaczęło padać, drobne śnieżynki przyklejały się do szyby. - Coś ty tak na czarno się ubrał?

- Hm? - mruknąłem zdezorientowany. Chyba go nie słuchałem.

- Pytam się o to, co skłoniło cię do takiego stroju. - Spojrzałem na moje czarne spodie, nieco zbyt luźne w udach, czarny sweter z naszytymi na łokciach okrągłymi, granatowymi łatami i czarne buty. Wyglądałem normalnie. Chociaż i tak niebieskie wstawki mogły budzić zaskoczenie.

- Nie wiem. - Wzruszyłem ramionami. - Mam prawie same ciemne ubrania.

- Przez nie wyglądasz na jeszcze bledszego niż jesteś - ocenił, przypatrując mi się uważnie. Zauważyłem, że jego oczy mają przyjemny, szary odcień.

- Super - podsumowałem, odwracając wzrok. Nie jestem pewny czemu,ale chłopak trochę mnie onieśmielał. Może dlatego, że nie mam zbyt dużo kontaktu z moimi rówieśnikami?

- No nie wiem.

- Przez to wyglądam jak wampir - oznajmiłem, a Kuba popatrzył na mnie jak na opóźnionego w rozwoju, przez co zacząłem rechotać. Oparłem czoło o stół, śmiejąc się głośno.

- Ciszej - upomniał mnie w chwili, kiedy kelnerka przyniosła nam dwie Korzenne Ucieczki, które okazały się być korzennie pachnącą herbatą w wysokich, świątecznych kubkach. Mój był z reniferem, a Kuba trafił na bałwana w kolorowym swetrze. Wziąłem naczynie do rąk i zajrzałem do środka. Pływało tam trochę goździków, gwiazdka anyżu, kawałek cynamonu i plasterek cytryny. Musiałem przyznać, że całość prezentowała się i pachniała bosko. Upiłem łyk i stwierdziłem, że chyba jestem w Niebie.

- Chyba jestem w Niebie.

- Natuś, takie dobre, czy już umierasz?

- Czemu Natuś? - fuknąłem. Irtowało mnie to, czułem się przy nim jak dziecko.

- No bo masz na imię Nataniel, ale to za długie, Natan zbyt pospolite, wszyscy tak pewnie mówią, więc będzie Natuś - oznajmił ze śmiechem, na co ja teatralnie wywróciłem oczami i pociągnąłem jeszcze jeden, duży łyk herbaty.

***

Wszedłem do domu koło 14:56 i po pozbyciu się zimowego pancerza, ruszyłem w stronę kuchni. W środku ujrzałem mamę, Ulę i Zośkę, jej przyjaciółkę, jedzące obiad. Chciałem zawrócić, ale było już za późno, więc bez słowa wszedłem do pomieszczenia.

- Cześć, jak było? - spytała mama, patrząc na mnie z uśmiechem. Westchnąłem, mijając ją.

- Niezwykle porywająco - mruknąłem, choć tak naprawdę bawiłem naprawdę dobrze. Nalałem sobie soku i nałożyłem na talerz nieco już chłodny ryż i kawałek kurczaka. Chciałem zacząć jeść, ale przypomniałem sobie o lekach, więc z westchnieniem podszedłem do szafki i wyjąłem z opakowań potrzebne tabletki. Połknąłem je bez problemu na oczach nieco przerażonej Zosi i wreszcie usiadłem do stołu.

- Z kim byłeś? - zainteresowała się Ula, popijając swój ulubiony porzeczkowy sok.

- Z Dupkiem z nowotworem - oznajmiłem, przez co mało nie oberwałem w głowę od mamy. Siostra zaśmiała się cicho i zerknęła na zdezorientowaną koleżankę, na którą nie zwracałem najmniejszej uwagi. Odgarnąłem niesforny, czarny kosmyk, który naszedł mi na oczy i popatrzyłem na przyjaciółkę dziewczyny. Zosia była dość wysoką, szczupłą dziewczyną z kręconymi, brązowymi włosami. Ulka wyglądała przy niej jak paszczur, więc wolałem sobie niewyobrażać jak ja musiałem się prezentować w porównaniu do niej. Jakby kręciły mnie młodsze dziewczyny, z całą pewnością śliniłbym się na jej widok. Odgarnąłem włosy do tyłu i jeszczeraz spojrzałem na siostrę stwierdzając, że jednak jest całkiem ładna, po czym zerknąłem na Zosię i zmieniłem zdanie.

- Co się tak na nas gapisz? - warknęła Ula.

- Może gdyby było na co, to bym się gapił - oznajmiłem chłodno. Uświadomiłem sobie, że to musiało być w chuj wredne wobec Zośki, ale darowałem sobie jej przepraszanie.

- Nataniel! - krzyknęła matka. Zaciskała dłonie w pięści. - Zachowujesz się jak...

- Jak zwykle? - podpowiedziałem, opierając się o krzesło. - Wybacz, nie mogę tego powstrzymać - uśmiechnąłem się słodko. Zosia zerknęła na mnie nieco przerażona, więc posłałem jej uroczy uśmiech.

- Mamo, idziemy do piwnicy po śpiwór dla Zosi - oznajmiła Ula, wstając od stołu.

- Co? - spytałem zdezorientowany.

- No wiesz, śpiwór to taka jakby zapinana kołdra...

- Ja pierdole, wiem co to śpiwór - warknąłem. - Tylko po co wam on?

- Hm, może po to, żeby Zosia miała wczym spać - powiedziała z ironią. Długie, ciemne włosy miała związane w gruby warkocz. U dołu znajdowała się niebieska gumka. Wyglądała, jakby miała pięć lat.

- Słucham? Ona nocuje?

- Natan! - krzyknęła mama. - Uspokój się! Wiesz co? To było bardzo niemiłe. Idź do swojego pokoju!

- Z wielką chęcią - warknąłem, po czym gwałtownie wstałem od stołu i poszedłem do siebie, zatrzaskując głośno drzwi.

***

19:13

Siedziałem na łóżku, przeglądając internet, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Zanim zdążyłem krzyknąć 'nie wchodzić' w progu stanęła Ulka.

  - Hej, Nat, mam taką prośbę...

- Nie - przerwałem jej, nawet na nią nie spoglądając.

- Jezu, no weź...

- Nie.

- Natan, możesz pożyczyć nam komputer na jakieś dwie godzinki? - spytała z szybkością karabinu maszynowego, żebym tylko przypadkiem jej nie przerwał. Jak już skończyła, sucho odpowiedziałem:

- Nie.

- Nie bądź taki, chcemy z Zosią obejrzeć film, a tata używa laptopa, mama pracuje na stacjonarnym, a trzeci komputer...

- Jest mój - przypomniałem, wyszukując cokolwiek na YouTube'ie.

- Natan, no proszę, ten jeden raz mógłbyś go pożyczyć!

- Nie. Nie widzisz, że z niego korzystam?

- Nat - jęknęła. - Co ci zależy? Przecież i tak pewnie nie robisz nic produktywnego bo, po pierwsze, nie chodzisz do szkoły i po drugie, to na pewno nie piszesz z żadnym znajomym. - Gdyby mój wzrok mógł zabijać, to Ula z pewnością robiłaby już za dywan.

- Nie mam znajomych, to chciałaś powiedzieć? - warknąłem, po czym założyłem słuchawki, z których wydobyły się pierwsze dźwięki jakiejś piosenki. Nawet nie znałem tego tytułu. - Spadaj, nie dam ci komputera, idź do swojej koleżanki i zejdź mi z oczu. - Po tych słowach usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami, a pochwili ciszę. Poczułem, że oczy zaczynają mnie piec, więc z całych sił zacisnąłem powieki. Cholera! Co się ze mną dzieje...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro