Nienawidzę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3:32, 9 sierpnia

Odłożyłem telefon na szafkę nocną, wpatrując się w sufit. W pokoju panował półmrok, bo przez niezasłonięte okno wpadała biaława poświata księżyca. Wyglądało to dosyć intrygująco, Kuba powiedziałby pewnie, że magicznie. Może i tak. Może i jestem jak piękny książę z bajki, leżący na miękkim łożu, wpatrującym się w gwiazdy. Ale moja rzeczywistość była odrobinę inna. Tak o sto osiemdziesiąt stopni. Przymknąłem oczy, choć i tak odnosiłem wrażenie, że raczej już nie zasnę. I miałem rację, bo po dwóch, no dobrze, może trzech minutach poddałem się i wstałem. Było cholernie duszno, czułem się tak, jakbym nie miał czym oddychać, jakby ktoś wyłączył mi dopływ tlenu. Wyszedłem na korytarz i usłyszałem różne dźwięki dochodzące z parteru, więc już po chwili stałem tam, mrużąc oczy przed blaskiem telewizora. Na kanapie, w prawym rogu siedziała Ulka z tym swoim blondynem. Olkiem. Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałem, że znowu został na noc.

-Co oglądacie? - wychrypiałem, podchodząc bliżej. Jak oparzeni odsunęli się od siebie na odległość dłoni.

-Czemu nie śpisz? - zdziwiła się dziewczyna, obserwując, jak siadam na kanapie i psuję ich romantyczny wieczór. Starałem się ze wszystkich sił zaczerpnąć z tego dużo satysfakcji, ale nie byłem w stanie. Wzruszyłem ramionami.

-Spałem - mruknąłem, mierząc chłopaka spojrzeniem. Odwzajemnił je, uśmiechając się delikatnie. Dostrzegłem w jego policzkach delikatne dołeczki. Odwróciłem wzrok.

-A nie spisz już, bo? - drążyła dalej temat, wiążąc włosy w koński ogon.

-Kuba zadzwonił do mnie koło pierwszej, bo źle się czuł...

-Coś się stało? - naskoczyła na mnie, poprawiając spodnie od piżamy, które nieznacznie się zsunęły. Pokręciłem powoli głową.

-Nic nadzwyczajnego. Potrzebował pogadać, tyle - mruknąłem, uśmiechając się słabo. Dziewczyna jęknęła, podciągając kolana pod brodę, po czym bez słowa podała mi miskę z resztkami popcornu. Chętnie ją przyjąłem, wpatrując się w ekran, po którym przemieszczały się dziewczyny w letnich sukienkach i kilku młodych chłopaków. Wyglądało mi to na film bardzo w stylu Uli, Olek musiał się naprawdę poświęcić, zgadzając się na coś takiego. Dałem mu w swojej głowie kilka punktów uznania.

-Natan... to... to cię wykańcza - burknęła. Przylepiony uśmiech nie schodził z mojej twarzy. - Może z nim porozmawiam? Ja wiem, że bardzo, ale to bardzo się starasz, choć sam potrzebujesz chwili wytchnienia. Posłuchaj, naprawdę powinieneś...

-Ula - przerwałem jej łagodnie, wygodniej układając się na kanapie. Poczułem lekki chłód owiewający moje ramiona, ale kompletnie go zignorowałem, wpychając sobie do ust kilka chrupiących przekąsek. - Ty nie rozumiesz.

-A mi się wydaje, że rozumiem bardzo dobrze - prychnęła. Oparła się o ramię Olka, co uchwyciłem kątem oka.

-Nie chcę być wścibski, ale o czym rozmawiacie? - Olek już chyba nie wytrzymał. - Kim jest Kuba?

-Mój chłopak - mruknąłem, zanim Ula zdążyła się odezwać. Nie byłem pewien, ile mu o mnie opowiadała i czy w ogóle, ale miałem to gdzieś.

-Twój chłopak - powtórzył, patrząc na nią porozumiewawczo. Może upewniał się, że nie żartuję. Chyba mnie to zbytnio nie obchodziło. - A coś się z nim dzieje?

-Olek...

-Jest chory - odpowiedziałem na pytanie, przerywając tym samym Uli. Odstawiłem pustą miskę na stolik. - Macie coś do picia?

-Em... - Blondyn rozejrzał się dookoła, by w końcu chwycić jakąś pustą do połowy szklankę. - Zostało tylko trochę mojego soku, ale jeśli ci nie przeszkadza, że z tego piłem, to śmiało... - powiedział, podając mi ją. Upiłem trochę. Pomarańczowy. - A on... to znaczy Kuba...

-Hm?

-Jest poważnie chory?

-Olek!

-Purchawko, nie krzycz tak głośno, wszyscy śpią - prychnąłem. Ula przybrała kolor rasowej cegły. Wydęła policzki.

-Chyba faktycznie nie powinienem był się wtrącać - jęknął chłopak, patrząc na mnie przepraszająco, ale ja tylko wzruszyłem ramionami. Poprawił okulary.

-I tak, jest dosyć poważnie chory - dodałem, kuląc się w rogu kanapy. Muzyka dobiegająca z filmu była niesamowicie żwawa, aktorki śmiały się głośno, rozmawiając o czymś żywo, ale słowa całkiem mi się mieszały. Telewizor był rażąco jasny w porównaniu z ciemnym pokojem.

-A Natan skacze wokół niego jak jakiś chłopiec na posyłki - zdenerwowała się Ula. Chyba już nikt nie oglądał tego filmu. - Posłuchaj, on na pewno nie robi tego świadomie, ale sprawił, że nie myślisz już o niczym innym. Ty też potrzebujesz trochę odetchnąć, prawda? Nie wiem, jaki jesteś przy nim, ale kiedy tylko wracasz do domu, to nie masz na nic siły, Chryste, Natan, pomyśl trochę o sobie. Przecież dobrze wiesz, że bardzo lubię Kubę, ale on zachowuje się tak, jakby wszystko w twoim życiu kręciło się wokół niego!

-Ale Ula, tak właśnie jest. Ja nie mam nikogo innego - powiedziałem po chwili, uśmiechając się słabo. Dziewczyna wyglądał tak, jakbym ją spoliczkował. - I jest dokładnie tak jak mówisz. On jest samym centrum mojego układu słonecznego.

-Nie wiedziałam, że rodzina jest dla ciebie nikim - warknęła, wstając z kanapy. Zwróciła się do Olka. - Idę spać. Jeśli się zdecydujesz, to mama pościeliła ci materac, ale może ty przemówisz temu idiocie do rozumu. - Obróciła się na pięcie i wkurzona wymaszerowała z pokoju. Zerknąłem na zdezorientowanego chłopaka, który patrzył w ślad za nią.

-Chyba zepsułem wam wieczór - zauważyłem rozbawiony. Pierwszy raz, odkąd tutaj przyszedłem, prawdziwie się zaśmiałem. Spojrzał na mnie niepewnie.

-Szczerze mówiąc myślałem, że nie zdzierżę już tego filmu - wyznał, patrząc na ekran. - Chyba powinienem do niej pójść - dodał po chwili. Kiwnąłem głową. Moje włosy musiały wyglądać co najmniej tragicznie. Wstał z kanapy. - A ty? Zostajesz?

-Chyba - przytaknąłem. Zmrużyłem oczy, obserwując dziewczyny biegnące po plaży w skąpych strojach kąpielowych. Jedna zaczęła głośno się śmiać, kiedy pozostałe wrzuciły ją do wody. Spróbowałem postawić się na jej miejscu. Ja zacząłbym pewnie wrzeszczeć, rzucać się i kląć wniebogłosy.

-Em, ten, bo... naprawdę mi przykro - powiedział po chwili. Zdziwiony popatrzyłem w stronę drzwi, przy których stał. Byłem pewien, że już sobie poszedł.

-Dzięki - mruknąłem, odwracając się znowu do niego plecami. - Mi też - szepnąłem, choć nawet nie byłem pewien, czy Olek nadal jest za mną.

***

9 sierpnia, 10:22

-Pa, kochanie! - krzyknęła mama za Laurą, która właśnie wysiadała z samochodu. Pomachała nam energicznie, biegnąc w stronę niskiego bloku, przed którym czekała jakaś dziewczynka z dorosłą kobietą. Matka ciągle machała jej jak opętana, ale Lusia miała ją już w głębokim poważaniu, zajęta swoją koleżanką. Oparłem ramię o przedni fotel.

-Daj sobie już spokój - prychnąłem. Zareagowała natychmiastowo, opuściła dłoń i wyprostowała bardzo szybko. - Musisz się pogodzić z tym, że wszystkie twoje dzieci powoli dorastają.

-Natan, nie dołuj mamy - rzucił ojciec z uśmiechem, powoli wyjeżdżając z osiedla. - A co do dorastania, myślałeś już o wrześniu? - Zesztywniałem, patrząc przez okno. Pas bezpieczeństwa wbijał mi się w szyję, klimatyzacja delikatnie rozwiewała włosy. Zatrzymaliśmy się na światłach. - Natan?

-Cały czas o tym myślę - powiedziałam w końcu, bawiąc się przy tym skrawkiem koszulki.

-I jak? Co wymyśliłeś?

-Wydaje mi się, że nie wiem, czy chcę iść do liceum - burknąłem w końcu. Matka odwróciła się do mnie gwałtownie.

-Ale jak to? Przecież o tym rozmawialiśmy! Natan, jakiś czas temu zgadzałeś się z nami, że dobrą opcją będzie pójście do szkoły wraz z twoimi rówieśnikami...

-Proszę, czy możemy... - jęknąłem, chcąc jej przerwać, ale ona nie dawała za wygraną.

-Kochanie, wiem, że na pewno się boisz, ale popatrz na to z innej strony. To będzie pierwsza klasa, mało kto będzie się znał, wszyscy startują z tej samej pozycji...

-Nie chodzi o to, że się boję - powiedziałem, przyciskając policzek do szyby. Nie byłem pewien tego co robię, ale przez ostatnie kilka dni rozmyślałem nad tym cholernie intensywnie. - Ja po prostu uważam, że wolałbym jeszcze ten rok mieć nauczanie domowe, nadrobić jeszcze więcej materiału i... no wiecie...

-Natan, myślałem, że zdajesz sobie sprawę z tego, że nauczanie domowe nie jest darmowe - odezwał się ojciec, włączając kierunkowskaz. Przełknąłem ślinę. - Poza tym oprócz ewentualnego materiału z gimnazjum, będziesz musiał przerabiać jednocześnie liceum. A na dodatek pani Kamila twierdzi, że nie masz już prawie żadnych zaległości - dodał łagodniej. Wiedziałem że ma rację, na lekcjach z panią Kamilą szło mi naprawdę dobrze, czułem, że sobie poradzę, ale... - Nie martw się o to, zawsze możemy pomyśleć o korepetycjach, jeśli tylko będziesz miał z czymś kłopoty.

-Wy nie rozumiecie, ja naprawdę nie mogę iść teraz do szkoły - jęknąłem. Zapadła cisza, którą przerywał tylko dźwięk pracującej klimatyzacji. Dojeżdżaliśmy powoli do szpitala, miałem dzisiaj zaplanowaną wizytę kontrolną.

-Chodzi ci o Kubę? - spytała po chwili matka. Westchnęła głęboko, kiedy nie odpowiedziałem.

-On będzie mnie potrzebował - szepnąłem bardziej do siebie, niż do nich. Samochód zatrzymał się na parkingu, ale żadne z nas nie wysiadło. - Gdybym poszedł do szkoły nie miałbym tyle czasu, ile chcę mu poświęcić - wychrypiałem.

-Słońce...

-Nie mów tak do mnie - warknąłem, ale mój głos zabrzmiał co najmniej nieprzekonująco. Ostatnio balansowałem na krawędzi załamania nerwowego i w tym momencie coś bardzo mocno przechylało moje ciało w jego stronę.

-Natan - powiedziała kojącym tonem, odwracając się do mnie. Spuściłem głowę na wypadek, gdybym wyglądał na kogoś bliskiego płaczu. - Przemyślimy to, dobrze?

-Wrócę do szkoły, jak tylko mu się poprawi - rzuciłem nagle te słowa, łapiąc się ich jak ostatniej deski ratunku. Rodzice wymienili spojrzenia.

-A jeśli potrwa to długo? - spytał ostrożnie ojciec. Byłem zrozpaczony.

-Przysięgam, cokolwiek się nie stanie pójdę od przyszłego roku - jęknąłem, chowając twarz w dłoniach. - Proszę...

-Wiesz, co znaczy twoje imię? - spytała nagle kobieta. Sytuacja była beznadziejna.

-Cholera jasna, co to ma za znaczenie...

-Dany od Boga - oświadczyła, nawet na mnie nie patrząc. Widziałem, jak splatają swoje palce pomiędzy siedzeniami. Zakręciło mi się w głowie. - Wybraliśmy Nataniela, bo byłeś dla nas darem, promykiem zesłanym nam jako największa z możliwych łask. Od samego Boga.

-Dobrze wiesz, co myślę o...

-Mamie chodzi o to, że teraz jesteś kimś takim dla Kuby. - Zacisnąłem drżące wargi. Co oni mogą wiedzieć na temat tego, kim jestem dla niego. Co oni w ogóle mogą wiedzieć. - I oboje zdajemy sobie z tego sprawę, ale pomyśl trochę o swojej przyszłości...

-Jakby Bóg istniał i naprawdę mnie wam podarował, zapewne nie siedzielibyśmy teraz w tym zasranym samochodzie przed szpitalem, a ja nie byłbym tak spierdolony, co? - warknąłem, odpinając pasy. - W tym momencie nie widzę dla mnie żadnej przyszłości, wiesz? - Wszystkie dotychczasowe uczucia zastąpiła wielka złość, ale sam nie byłem pewien na kogo. Może na samego domniemanego Boga?

-Natan, nikt nie zna planów Boskich - powiedziała sztywno kobieta.

-No właśnie! A wiesz czemu? Bo go, kurwa, nie ma! - wrzasnąłem, uderzając pięścią w jej fotel. Zamarła. - Nie ma! - powtórzyłem równie głośno. - Bo gdyby był, to Kuba by nie umierał, ja bym nie umierał, nikt by, kurwa, nie umierał! - krzyknąłem, szarpiąc drzwi. Wypadłem na parking, zatrzaskując je mocno za sobą i wściekły ruszyłem do szpitala. Było cholernie gorąco, miałem wrażenie, że nie mam czym oddychać. Czułem, że zaraz zwymiotuję, nie wiem czy ze stresu, wściekłości, może pogody. Miałem ochotę usiąść na tym rozgrzanym asfalcie i stopić się z nim, tak, żeby nie było już czego zbierać, żebym wsiąkł w niego całkowicie, przepadł raz na zawsze. Chciałem zniknąć od wszystkich problemów, wyparować. Usłyszałem za sobą krzyk ojca, ale nawet się nie odwróciłem. Pokazałem mu środkowy palec, przepychając się przez ludzi stojących przed wejściem. Nagle poczułem, jak ktoś gwałtownie ciągnie mnie za ramię i popycha lekko na ścianę budynku.

-Co ty sobie myślisz, co? - warknął, mocno trzymając mnie za koszulkę. - Przegiąłeś, Natan, przegiąłeś i to srogo.

-I co mi zrobisz? Uderzysz mnie? Śmiało! Dawaj, będzie mi bardzo miło, jeśli choć raz nie będziesz pizdą i pokażesz mi, gdzie jest moje miejsce! - krzyknąłem, nadstawiając policzek. Puścił mnie, zaciskając szczęki. Stałem tam z podniesioną głową, patrząc na niego wyzywająco, choć nogi same się pode mną uginały. Czułem, że w każdej chwili mogę osunąć się na ziemię.

-Pójdziesz od września do szkoły - oświadczył, wytrzymując moje spojrzenie. Moje wargi zaczęły drżeć. Zacisnąłem je w wąską linię, żeby nie dać po sobie nic a nic poznać.

-Świetnie - oświadczyłem. - Ale nie myśl sobie, że zdam.

-W tym momencie mnie to nie obchodzi - oświadczył ostro. - Pójdziesz do liceum, ponieważ może tam nauczy cię ktoś dyscypliny.

-Może od razu poprawczak? Psychiatryk? - zaproponowałem wściekły.

-Grabisz sobie - oświadczył twardo. Gdzieś za nim majaczyła mi postać matki.

-Wiesz co? Nienawidzę was - wysyczałem, patrząc mu w oczy. - Nienawidzę, tak cholernie was nienawidzę!

-Bardzo dobrze - wychrypiał. Głos mu się lekko załamał. Natan, cholera jasna, co ty wyprawiasz! Możesz jeszcze wszystko odkręcić, przeprosić, rozpłakać się, wzbudzić litość... - Ale nie myśl sobie gówniarzu, że pójdziesz do tej samej szkoły, co Jakub - powiedział ostro. Był przerażony, tak jak ja, ale po mnie nie było tego chyba widać. On nigdy nie nazwał mnie gówniarzem.

-A może jednak nie pójdę do żadnej, co? Może nie będę już żył - warknąłem, odpychając go zdecydowanie. Ruszyłem do wejścia, zastanawiając się, w co ja pogrywam. Chryste, Natan, co ci najlepszego odpierdoliło. Zakryłem usta dłonią, tłumiąc szloch, który próbował się z nich wydostać. Nie wiedziałem, czy za mną idą, ale z pewnością byli niedaleko, więc wziąłem się w garść, wchodząc do chłodnego budynku. Usiadłem ciężko na krześle, patrząc na nich wyzywająco, kiedy tylko przekroczyli próg szpitala. Wyłapałem spojrzenie matki. Czyli jednak wszyscy byliśmy tak samo przerażeni.

Dobry wieczór! Znowu spóźniam się z rozdziałem, ale egzaminy tuż, tuż, więc mam nadzieję, że mi wybaczycie. Swoją drogą chciałam podziękować kilku osobom, od których dostałam zdjęcia rysunków/ prac związanych z tym opowiadankiem. Jeśli ktoś z Was też tworzy swoją własną, małą sztukę związaną w jakiś sposób z Efektem i chciałby się nią ze mną podzielić, to będzie mi niesamowicie miło❤ Gdyby ktokolwiek postanowiłby podzielić się ze mną swoją twórczością to zapraszam na priv! Bardzo lubię patrzeć sobie na rysunki Natana i Kuby, które czasem od Was otrzymuję ❤ Dziękuję, że jesteście i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro