Szlafmyca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

10:18

Mieszałem herbatę długą, metalową łyżką, spoglądając na Huberta, który jadł jakąś kanapkę z indykiem i żurawiną. Zagłębiłem się bardziej w fotelu, wyglądając przez szybę kawiarni na puste korytarze galerii. Jeszcze prawie nikogo tu nie było.

-Dzwoniłem do niego wczoraj, ale nie odebrał - mruknął chłopak, ocierając serwetką kąciki ust. Spojrzałem na niego znużony. Prawie nie rozmawialiśmy. On jadł, a ja nie miałem na to ochoty, ale skoro już skończył posiłek, to pewnie nie będę mógł milczeć. - Trzy razy - dodał. - A ty?

-Ja? Nie - zaśmiałem się gorzko, zaciskając palce na gorącym kubku. - Potrzebowałem chyba chwili dla siebie. - Skinął głową. - Kiedy się z nim ostatnio widziałeś?

-Sześć dni temu? - rzucił niepewnie.

-A ja praktycznie codziennie przez ostatnie kilka tygodni.

-Natan, przecież nikt ci nie karze - westchnął. Spojrzałem na niego jak na idiotę. To oczywiste, że nikt mi nie karze. Ja po prostu chcę, bo Kuba mnie potrzebuje, bo go kocham, bo bez niego nie dałbym sobie rady. To błędne koło. Nie radzę sobie też z nim, przy nim i z dala od niego. Może ja po prostu sobie nie radzę?

-Hubert, posłuchaj, wczoraj zastałem go ryczącego pośrodku pokoju, na dodatek walił w pianino krzycząc na cały dom. Z nim nie jest dobrze - mruknąłem. - I on nawet nie próbuje, żeby tak było, bo jedyne, co robi Kuba w tym momencie, to narzeka i jęczy - warknąłem, odstawiając pusty kubek na stolik. Hubert przyglądał mi się w zadumie. Kawiarnia, w której siedzieliśmy była jedną z popularnych sieciówek, a mimo to była naprawdę przytulna. Na ścianach wisiały kopie znanych obrazów, wszędzie stały regały z książkami, a drewniane stoliki pokrywał połyskujący lakier.

-Masz go już dość? - spytał, bawiąc się frędzelkami poduszki, którą trzymał na kolanach.

-Co? - zdziwiłem się, marszcząc brwi. - Nie, znaczy... mam dość tego, że on nawet nie próbuje wziąć się w garść.

-Na pewno? To brzmi tak, jakbyś  musiał się z nim spotykać, jakbyś robił to tylko ze względu na to, co powiedzą inni...

-Co ty pierdolisz - prychnąłem, mrużąc oczy. - Gdybym zważał na to, co powiedzą inni, to w życiu bym się nie umówił z tym idiotą. On po prostu... och, mimo tego, jak bardzo się staram, on zdaje się tego nie dostrzegać, nie wiem - szepnąłem, opatulając się szczelniej czerwoną bluzą Kuby, której nie oddałem mu jeszcze od wieczoru, kiedy spałem u niego, gdy powiedział mi o wszystkim płacząc i przepraszając. Oczy zaczęły szczypać mnie od cisnących się do nich łez. Jak mogłem źle myśleć, a co dopiero mówić o Kubie. Przecież on nie robi nic złego, po prostu próbuje uporać się z nową sytuacją... - Cholera, przepraszam - szepnąłem, ocierając je rękawem. - Nie wiem, co wygaduję. Chyba wszystkim jest ciężko...

-Tobie z pewnością - mruknął, uśmiechając się smutno. Był naprawdę przystojny, ale nigdy nie patrzyłem na niego w ten sposób. Zastanawiało mnie, czy Kuba też tak uważa...  - Ze mną nie chciał nawet rozmawiać na ten temat. My rozmawialiśmy o filmach, wakacjach, dziewczynach...

-Dziewczynach? Wielkie dzięki, Kuba - prychnąłem, śmiejąc się cicho. Hubert posłał mi nieznaczny uśmiech. - Ze mną nie rozmawia o dziewczynach.

-Nie rozumiem czemu - oświadczył. - To przecież świetny temat, a on zawsze ma dużo do powiedzenia. - Przymknąłem oczy, przywołując w głowie śliczny uśmiech chłopca. - Uważa się za eksperta w tych sprawach - dodał.

-Słucham? W sprawach dziewczyn? No nieźle sobie ze mną pogrywa - roześmiałem się. Cała złość na Kubę już mi minęła, a rozmowa z Hubertem bardzo poprawiła mi humor.

-W sprawach związków - uściślił, na co prychnąłem głośniej.

-Wiesz jak zaczęliśmy ze sobą chodzić?

-Nie chcę wiedzieć - ostrzegł mnie, rozsiadając się wygodniej w fotelu z lekkim uśmiechem.

-Gonił mnie, po czym przygwoździł do ziemi i nie pozwolił uciec - powiedziałem, całkiem ignorując jego poprzednie słowa.

-No cóż, mi daje inne rady - zachichotał. - A ty co? Nie pozwolił ci uciec, więc musiałeś go wysłuchać?

-Nie mówił zbyt dużo w tamtym momencie - oświadczyłem. - No wiesz, jego usta były zajęte czym innym...

-Natan, stop! Naprawdę nie chcę znać szczegółów - roześmiał się, kopiąc mnie w nogę. Też zacząłem się śmiać. Dawno nie robiłem tego z kimś innym niż z Kubą. Hubert uśmiechnął się do mnie lekko, co odwzajemniłem.

***

11:08

Czekał już przy głównym wejściu, kiedy podszedłem. Musiał być punktualnie o czasie, to ja chwilę się spóźniłem, ustalając z Hubertem, że on zobaczy nas niby przypadkiem i podejdzie chwilę później.

-Hej - mruknąłem, podchodząc do chłopaka. Odwrócił się w moją stronę, po czym bez słowa mocno mnie przytulił, zaciskając palce na mojej (swojej) bluzie.

-Przepraszam za wczoraj - wyszeptał, nadal mnie nie puszczając. Pachniał proszkiem do prania. Przymknąłem oczy, pozwalając mu obejmować się tak długo, jak tylko będzie chciał. Puścił mnie po kilkunastu sekundach. Wtedy przyjrzałem mu się dokładniej. Wyglądał o wiele lepiej. Jego oczy ciągle były lekko podkrążone, ale w porównaniu z tym, co zastałem poprzedniego dnia, to było świetnie.

-To ja przepraszam - szepnąłem. Bardzo chciałem go pocałować, nie ważnie, że miał suche, popękane wargi, nie zrobiłem tego tylko dla tego, że dookoła byli inni ludzie. - Nie powinienem był mówić ci takich świństw.

-Nie przejmuj się, Nat, robisz dla mnie tyle i... może wydaje ci się, że ja tego nie widzę, ale... - zająknął się, patrząc mi w oczy.  - Dziękuję, Natan, dziękuję...

-Nie masz za co - przerwałem mu, po czym teraz ja go objąłem. Odwzajemnił mi się tym samym. On zawsze był chętny do przytulania. - Mam ochotę się z tobą obściskiwać - wyznałem szeptem, na co chłopak zaśmiał się chropowato.

-Chcesz zwiedzić ze mną galeriowe łazienki? - spytał cicho. I chyba robił to na poważnie. I chyba bym na to przystał, gdyby nie świadomość, że Hubert jest gdzieś za rogiem.

-Głupi jesteś - prychnąłem, wykręcając się z jego uścisku. Miał naprawdę śliczny uśmiech. - Chodź już - poprosiłem, ruszając w głąb sklepu. Dorównał mi kroku, kiedy zza jakiegoś stoiska wyszedł Hubert. Rozpromienił się na nasz widok.

-Kuba, Natan - powiedział prawie zaskoczony. A ja prawie mu uwierzyłem. Czułem się jakbyśmy byli w teatrze, odgrywając bardzo realistycznie nasze role.

-Co ty tu robisz? - zdziwił się chłopiec. Uśmiechał się delikatnie, patrząc na blondyna. I był to szczery uśmiech, naprawdę. - Miałeś wyjechać na mazury - zauważył lekko podejrzliwie. Hubert przytaknął.

-Jadę jutro. A dzisiaj stwierdziłem, że przejdę się na zakupy. A wy? - zagadnął, zerkając na mnie kątem oka. Kuba się zawahał, nieco przybliżając do mnie.

-Muszę kupić czapkę - rzucił, przestępując z nogi na nogę. - Pospieszymy się? - zagadnął mnie, ściskając kant mojej koszulki. Przytaknąłem. Chłopak zrobił się jakiś blady, jakby było mu słabo. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale on się uśmiechnął, skupiając wzrok na Hubercie. - Idziesz z nami?

-Czemu nie? - mruknął, szczerząc się do nas. Spojrzał na mnie porozumiewawczo, więc nieznacznie skinąłem głową.

***

11:35

-Co powiesz o tej? - spytałem, podsuwając mu coś co przypominało skarpetę. To była czapka. Kuba skrzywił się, kręcąc głową.

-Obleśna - orzekł, przeglądając stojaki. Westchnąłem, odkładając moją zdobycz na pierwszą lepszą półkę, co spotkało się z jego karcącym spojrzeniem. Zignorowałem to. Hubert, stojący po drugiej stronie sklepu, pomachał nam jakąś różową szmatą. Kuba uśmiechnął się lekko, wyciągając ręce w jego stronę, kiedy chłopak rzucił mu czapkę. - I jak? - spytał, przymierzając. Osobiście nie przepadam za różem, choć on ma jakieś inne stanowisko na temat tego, co jest ładne.

-Źle ci w tym - burknąłem, opierając się o regał. Zmarszczył brwi.

-A mnie się chyba podoba...

-Dobra, Kuba, będę szczery. Różowy gryzie się z twoimi włosami. I to okropnie. Serio. Nie pasuje ci w ogóle. - Byłem szczery, a chłopak zrobił urażoną minę. Nadąsany zdjął to paskudne nakrycie głowy i odwiesił je na najbliższy wieszak. - Ej, ale w wielu innych odcieniach wyglądasz świetnie - próbowałem załagodzić sytuację. On tylko mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi. Hubert podszedł do nas z kapeluszem kowbojskim.

-W tym będzie ci do twarzy - roześmiał się, zakładając mu go. - Teraz na konia i do El Dorado. - Żaden z nas się nie śmiał, tak jak blondyn tego prawdopodobnie oczekiwał, Kuba tylko uśmiechnął się blado. - No dobra, już zdążyliście się pokłócić? - spytał podejrzliwie.

-Nie - rzucił Kuba. Zerknął na mnie i miałem wrażenie, że cały jego wczorajszy nastrój zaczyna wracać. Westchnąłem przeciągle.

-Jakubie - zaintonowałem, chcąc zmienić temat. - A co powiesz na tę szlafmycę? - Zdjąłem z wieszaka zwykłą, żółtą czapkę. Taką, jak ludzie noszą na jesieni, nie jakaś z daszkiem czy innym wiatrakiem.

-Szlafmycę? Wiesz czym jest szlafmyca? - spytał, biorąc ją do ręki. Wzruszyłem ramionami. Przymierzył. - I jak? - Spojrzałem na niego. Słonecznikowy odcień ładnie komponował się z jego rudawymi włosami i ciepłą karnacją. Kiwnąłem głową z aprobatą, Hubert też wyraził pozytywną opinię. Kuba przejrzał się w lustrze. - Może faktycznie...

-No widzisz, jak ja coś wybieram, to zawsze jest dobrze - stwierdziłem. Roześmiał się cicho. I naprawdę był to szczery śmiech. Ostatnio rzadko taki u niego słyszę...

-Kretyn z ciebie - mruknął, muskając palcami moją dłoń. Hubert spojrzał w bok trochę zmieszany. - Pójdę do kasy - oznajmił po chwili. Sklep, w którym byliśmy, nie powalał rozmiarami, ale posiadał bardzo różnorodny asortyment. Na dodatek nazywał się jakoś potwornie głupio, więc czego chcieć więcej.

-Wszystko gra? - Blondyn szturchnął mnie łokciem. Przytaknąłem, patrząc w ślad za Kubą. Moim Kubą.

***

12:16

Siedzieliśmy na murku przed galerią, jedząc lody. Moje nogi nie dotykały ziemi, więc majtałem sobie nimi wesoło, mając nadzieję, że wyglądam na tak upośledzonego, jak się starałem. Pistacja spłynęła mi po palcach, kapiąc na udo.

-Szlag - syknąłem, zlizując zielony płyn z dłoni. Kuba spojrzał na mnie z politowaniem, po czym podał mi serwetkę, którą otrzymał wraz z wafelkiem. Ja moją wywaliłem do najbliższego lodziarni kosza. Zacząłem starannie wycierać rękę i spodnie, ale cały się już lepiłem.

-Daj, potrzymam ci - mruknął chłopak, zabierając mi loda z ręki. Prychnąłem. - Z tobą to jak z dzieckiem. Hubert, czy Kasia też zawsze musi wszystko popsuć i się pobrudzić?

-Ale ja wcale nie chodzę z Kasią... - wymamrotał blondyn. Zaśmiałem się na jego słowa.

-Ta, z pewnością. - Wyrwałem Kubie moją własność z ręki, po czym, jak nikt nie patrzył, rzuciłem na ziemię serwetkę. - Ostatnio, jak was widziałem to migdaliliście się bez dwóch zdań.

-Wtedy, jak Kasia porzygała się w kawiarni? - dopytał Kuba, mrużąc oczy przed słońcem.

-No - przytaknąłem. Było cholernie gorąco, a my jak idioci siedzieliśmy na zewnątrz. - Ale to było obleśne - roześmiałem się w głos. Kuba mi zawtórował. - A ty pewnie całowałeś się z nią na do widzenia.

-Nie spotykam się z Kasią - rzucił gniewnie. Popatrzyłem na niego rozbawiony.

-Nat, w sumie to ty też przy mnie...

-Nie chcę wiedzieć! - blondyn podniósł głos. - Chłopaki, ja naprawdę nie chcę wiedzieć, co który z was robił przy drugim. - Zapadła cisza, przerywana tylko moim śmiechem i chichotem Kuby. - Serio - dodał po chwili Hubert, wbijając wzrok w ziemię. Słońce świeciło strasznie mocno, grzejąc mi twarz i palce. A mój lód znowu zaczął kapać.

Przepraszam za moją nieobecność, ostatnio rzadko bywam w domu. Ale wreszcie dostałam zastrzyk internetu, więc wstawiam rozdzialik wprost ze słonecznej Hiszpanii. Czy tylko tutaj nie ma czym oddychać? Eh, trzymajcie się cieplutko (choć pogoda pewnie robi to za Was) i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro