Szpaner jeden

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

18 lutego, 13:20

- Nie, nie i nie.

- Jejku, czemu niby? Co ci zależy!

- Nie. To też mój dom i mam prawo siedzieć tu kiedy i ile chcę.

- Nat, no proszę - jęknęła, łapiąc mnie za ramiona. Strąciłem jej ręce.

- Ula, cholera jasna, nie. Czego nie rozumiesz w tych słowach?

- Ale... no weź, zadzwoń do Kuby, spotkajcie się, no cokolwiek... - Patrzyłem jak bezradnie próbuje wywalić mnie z domu. - Nat, przychodzi do mnie kilka osób, czemu łaskawie nie możesz sobie pójść?

- Laury też się pozbędziesz? Hm?

- Ona jest na zimowisku - przypomniała, patrząc na mnie jak na idiotę. Przetarłem twarz dłonią.

- Hm, no tak, faktycznie...

- Natan! - pisnęła. - Co mam zrobić, żebyś sobie poszedł? Ten jeden raz. Dobra, okej, okej. Na tydzień przejmuję twoje obowiązki.

- Po pierwsze ja prawie nie mam obowiązków w tym domu, a po drugie to na dwa. - Już otwierała usta, żeby się sprzeciwić, ale przyłożyłem do nich palec prawej ręki. Uniosłem brwi. - Dwa, plus jutro mam śniadanie do łóżka.

- Idiota! - wyrzuciła ręce do góry, ale widząc moją minę, zrezygnowana popatrzyła na mnie z chęcią mordu wymalowaną na twarzy. - Co ma być na to śniadanie, dupku?

***

13:41

Zakładałem buty próbując chyba po raz dziesiąty dodzwonić się do tego idioty, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Już miałem otworzyć, kiedy z salonu wyleciała Ulka, pędząc jak spuszczony pies gończy. Motorek w tyłku.

- Zostaw - syknęła, zatrzymując się przed drzwiami. Wygładziła koszulkę i pociągnęła za klamkę. Nie obchodziło mnie kto tam stoi, bo ta osoba chcąc, nie chcąc została moim oprawcą, wywalając mnie z własnego domu. - Och, hej... - zawiedzony ton siostry wyrwał mnie z rozmyślań i sprawił, że popatrzyłem w tamtą stronę.

- Hejka, jest Nat? - znajomy głos. Bardzo znajomy.

- Kuba - rozpromieniłem się, wyglądając zza ramienia Uli. Dziewczyna przepuściła go w przejściu i zrezygnowana zamknęła drzwi. - Dupku, próbuję się do ciebie dodzwonić od nie wiem kiedy!

- Kilkunastu minut - sprostowała Ula, na co pokazałem jej środkowy palec.

- Ty do mnie? Chyba coś ci się pomyliło, pierdoło. To ja dzwonię do ciebie nie wiem od której.

- Tak?

- Tak.

- Mhm, świetnie, to co powiesz na to? - Wygrzebałem z kieszeni telefon i pokazałem mu spis połączeń. Zmarszczył brwi.

- Dupek z nowotworem, serio? - spytał, patrząc na mnie jak na ostatniego idiotę. Um, no tak... chyba zapomniałem to zmienić. Ups. Wyjął swój telefon i sam pokazał mi swój spis połączeń. 13 do Natuś. Nieodebrane.

- Chyba mój telefon ma raka - wzruszyłem ramionami, ale Kuba nadal nie uśmiechał się ani trochę. Wywróciłem oczami. - Na co mam to zmienić?

- Hm? Twój telefon - stwierdził z udawaną obojętnością, a ja popatrzyłem na niego jak na pierdolonego kretyna. Stał przede mną w zimowej kurtce, z niechlujnie zawiązanym szalikiem.

- Na co chcesz? Na Kuba? Jakub Karo? Kubuś? Ten idiota obraża się o byle gówno?

- Kubuś będzie w porządku - uśmiechnął się do mnie, a ja z rozbawieniem zacząłem to zmieniać. Dupek Kubuś. Idealnie. - Widzę co piszesz.

- Jebany stalker.

- Wiesz co to... - nie dokończył, bo rozległ się kolejny dzwonek do drzwi i już po chwili Ula otwierała je cała rozpromieniona.

- Cześć - przywitała się, wpuszczając gościa do środka. Wysoki blondyn w szarej kurtce wszedł do przedpokoju i się rozejrzał. Czemu, kurwa jego pierdolona mać, nawet młodsi są ode mnie wyżsi? Okej, Natan, uspokój się. Wdech, wydech, wdech, wydech... ejejej, kolego, nie rozpędzaj się! Ja ci dam kleić się do mojej siostry!
Odchrząknąłem. Chłopak wypuścił ją z objęć, no bo fakt, tylko się przytulali, ale on wygląda na takiego, któremu zaliczenie pierwszej bazy by nie wystarczyło.

- O, cześć...

- W twoim wypadku to "dzień dobry" - oznajmiłem poważnie, patrząc na zdezorientowanego blondasa i zażenowaną Ulkę. Kuba stojący obok mnie odwrócił się bokiem, nie mogąc powstrzymać śmiechu.

- Och, tak, oczywiście, dzień dobry... - plątał się, a ja w duchu przybijałem sobie piątki. Jedną za drugą... Podał mi rękę, czego Kuba już nie wytrzymywać, bo powoli zaczynał się dusić. - Olek, miło mi...

- Nataniel - przedstawiłem się twardo, patrząc na niego z pewnego rodzaju pogardą. Nic do niego nie mam, serio, spoko chłopak, no ale muszę się na kimś powyżywać.

- Olek - jęknęła Ula. - To mój starszy brat, on żartuje. Natan, ogarnij się.

- Młoda, nie pozwalaj sobie za dużo. - Byłem śmiertelnie poważny, przynajmniej starałem się sprawiać takie wrażenie, bo ten dzieciak wyglądał na zagubionego. Nie wytrzymałem. Zacząłem się śmiać, zresztą tak jak Kuba i tylko schyliłem się do ziemi, robiąc unik przed lecącym kapciem. - No już, już, bo ci żyłka wyskoczy - parsknąłem, zapinając kurtkę.

- Nat, chodź już, zanim Ulcia nam eksploduje - rzucił Kuba, uśmiechając do niej ciepło. Zarumieniła się. Ocho, chwila moment, czy ty młoda panno lecisz przypadkiem na mojego chłopaka? Chyba ci się coś pomyliło. Zarzuciłem szalik na szyję i idąc, a raczej będąc ciągniętym za rękę do drzwi, obróciłem się jeszcze na chwilę.

- Och, Urszulo, pamiętaj o obiedzie, zupka jest w lodówce, podgrzej sobie kotlecika, a no i poczęstuj swojego przemiłego kolegę... - zatrzasnąłem za sobą drzwi, uciekając przed drugim kapciem lecącym w moją stronę. Śmiałem się głośno, zresztą tak samo jak Kuba, który stał przed schodami czekając na mnie.

- Jesteś okropnym starszym bratem - zachichotał, podając mi rękę, którą bez wahania złapałem.

- Być może - uśmiechnąłem się delikatnie, mocniej ściskając jego dłoń. - Gdzie idziemy?

- Nie wiem - wzruszył lekko ramionami. - Przychodząc do ciebie myślałem, że posiedzimy sobie na kanapie, albo obejrzymy jakiś film.

- Kiedy Ulka zaczęła mnie wyganiać, wymyśliłem, że zrobimy to samo, tylko, że w twoim domu - zaśmiałem się cicho.

- Problem.

- Hm?

- Moja mama wzięła sobie wolne i przygotowuje jakiś obiad dla swoich przyjaciółek, z którego uciekłem. - Z rozbawieniem oparłem głowę o jego ramię.

- Przypał.

- Tylko troszeczkę. - Zamilkliśmy, idąc przed siebie. Nie wiedziałem w sumie, gdzie zmierzamy, ale po swobodnych i mozolnych ruchach Kuby doszedłem do tego, że on też nie ma na to żadnego pomysłu. W pewnym momencie na mnie zerknął. - Mam coś.

- Hm?

- Pójdziemy do Ewy.

***

14:23

Kuba starał się naprawić zamarznięty domofon, a ja opierałem się o ścianę starej, szarej kamienicy. Uniosłem brwi obserwując, jak chucha na urządzenie.

- No, ty mały chujku, działaj - warknął, uderzając w nie całą dłonią. Na wyświetlaczu pojawiły się jakieś liczby, po czym wszystko zgasło.

- Chyba go zepsułeś - zauważyłem z rozbawieniem, na co chłopak popatrzył na mnie wściekle.

- No co ty nie powiesz - prychnął.

- Jesteś brutalny! Trzeba podejść do tego z miłością.

- Z miłością? Natan podchodzi do czegoś z miłością! - zaśmiał się, na co pokazałem mu środkowy palec i odepchnąłem się od ściany. Czule pogładziłem czarny domofon i przyłożyłem do niego policzek.

- Słoneczko, nie gniewaj się, najdroższe. Maluszku, kochanie moje - szeptałem, nadal muskając palcami jego powierzchnię, a Kuba trząsł się cały ze śmiechu. - Skarbie najmilszy, no, pozwól nam wejść, malutki, taki tyci-tyci...

- Eghm - usłyszałem, jak ktoś za mną odchrząknął. Przestraszony odskoczyłem od urządzenia i zobaczyłem barczystego faceta z kluczem w ręce. - Będziesz się miziać z tą ścianą, czy łaskawie mnie przepuścisz? - warknął, na co się wyprostowałem.

- Udaje niedostępną - szepnąłem, subtelnie wskazując na domofon, na co tamten popukał się w czoło.

- Dobra, dzieciaku, przesuń się - prychnął, otwierając drzwi i nadal kręcąc głową, przeszedł przez bramę. Kuba w ostatniej chwili zdążył ją przytrzymać. Odczekał chwilę, po czym z ogromnym uśmiechem uchylił ją szerzej.

- Panie przodem - powiedział, wskazując mi wejście dłonią, na co po raz kolejny pokazałem mu mój reprezentacyjny palec i z resztkami godności wszedłem na osiedle. Znaleźliśmy się na jakimś dużym placu otoczonym blokami, więc nieco zdezorientowany poszedłem za chłopakiem, który ruszył gdzieś w prawo. Już po chwili wchodziliśmy, a raczej ja prawie się czołgałem, po schodach na trzecie piętro, co, nie powiem, ale pozbawiło mnie tchu. Oparłem dłonie na kolanach. - Wszystko okej? - zaniepokoił się, dotykając mojego ramienia. Pokiwałem głową po chwili i się wyprostowałem. Nadal oddychałem nierówno.

- Nie lubię schodów - westchnąłem, rozglądając się po piętrze. Były tu trzy pary takich samych drzwi, tyle, że jedne z nich nie miały klamki. Kurwa zajebioza. Kuba podszedł do tych najbliżej nas, nie, nie tych pozbawionych magicznej dźwigni, i zadzwonił dzwonkiem. Po chwili ciszy usłyszeliśmy głośny stukot, huk i zaraz po tym drewniana decha otworzyła się na oścież. W progu stała Ewa w białej koszulce i szarych dresach.

- Kuba? - zdziwiła się. - Co ty tu...

- Nie przeszkadzamy? - spytał trochę zmieszany. Ja pierdole, czy ten debil nie powiedział jej, że przychodzimy? Idiota. Ewa chyba dopiero teraz mnie zauważyła, bo kompletnie zmieniła wyraz twarzy.

- Natan! - uśmiechnęła się szeroko. - Jasne, że nie, wchodźcie - zaprosiła nas do środka, przedtem przytulając Kubę na powitanie. - Chcecie coś do picia, albo może jesteście głodni...

- Ja dziękuję - pokręciłem przecząco głową, rozglądając się dookoła. Znajdowaliśmy się w niedużym salonie połączonym z kuchnią. Buty odstawiłem koło wszystkich innych i niepewnie podążyłem za Kubą, który uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
- W ogóle to naprawdę przepraszam, że się tak wpraszamy, ale myślałem, że o tym wiesz. - Tutaj popatrzyłem oskarżycielsko na chłopaka, na co uniósł ręce w obronnym geście. Już otwierał usta, kiedy Ewa machnęła lekceważąco dłonią.

- Dajcie spokój, nic nie szkodzi. Po za tym przyzwyczaiłam się. Kuba lubi wpraszać się do ludzi - zaśmiała się cicho, wstawiając wodę na herbatę, o którą przedtem poprosił rudzielec. O ile nigdy nie uważałem rudych ludzi za choćby odrobinę atrakcyjnych, to jego nie wyobrażam sobie w innym kolorze włosów. Ten odcień, nie jakiś bardzo intensywny, w dodatku z brązowymi przebłyskami, nadaje mu pewnego rodzaju uroku. I ten jego uśmiech... Natan, ogarnij się. Nie będziesz zachwycał się prześlicznymi dołeczkami i lekko zaczesanymi do tyłu włosami twojego chłopaka... Słodki Jezu, stop!

- Ta, zdąrzyłem zauważyć - uśmiechnąłem się delikatnie, siadając na obrotowym stołku. Zakręciłem się.

- No nie przesadzaj - fuknął, opierając się o blat. Jego wzrok powędrował do małego koszyczka na stole. Popatrzyłem w tę samą stronę i zmarszczyłem brwi, widząc gotowe, zawinięte, białe skręty leżące sobie w najlepsze, jeden na drugim. - To twojego brata? - spytał, patrząc na nią. Ewa zobaczyła o co mu chodzi i tylko wzruszyła ramionami.

- Nie wiem. Jego, jego dziewczyny, czy kumpli. Nie obchodzi mnie to. - Chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem, a ja nadal przyglądałem się im po cichu nieco zdezorientowany. - Moi rodzice pracują w Niemczech i mieszkam sama z bratem - wytłumaczyła, widząc najwyraźniej mój wyraz twarzy. Obserwowała, jak Kuba bierze jednego z nich do ręki i ogląda. - Weź sobie, jak chcesz. Mam już dość ich widoku. Mówię poważnie - mruknęła, upewniając nieco zaskoczonego Kubę w swoich słowach. Popatrzył na mnie pytająco, a ja tylko wzruszyłem ramionami. Z wahaniem wsadził zawiniątko do kieszeni kurtki, która wisiała sobie na wieszaku.

- Od kiedy palisz? - spytałem niby od niechcenia, ale tak naprawdę byłem cholernie zdziwiony.

- Od nigdy - zapewnił mnie, zdejmując bluzę. Ewa postawiła przed nim herbatę.

- Więc masz zamiar zacząć - wnioskowałem.

- Nigdy w życiu - prychnął, na co dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.

- Zastanawiam się czasem, co powiedziałby ojciec, gdyby dowiedział się, że Dawid jara - mruknęła, a mi zrobiło się jej jakoś dziwnie żal. Nie, stop, Nataniel, tobie nie jest szkoda innych ludzi. Usiadła na drugim stołku, tuż koło mnie. Zmarszczyła brwi. - Natan, drżysz - zauważyła z niepokojem, a ja popatrzyłem na moje dłonie całe pokryte gęsią skórką. Zmarszczyłem brwi, bo wcale nie było mi zimno. Dotknęła mojej ręki. - Ale lodowate! Chcesz jakiś koc? Albo...

- Nie, nie trzeba... - przerwałem jej, naciągając sweter na blade, zmarznięte dłonie. Kuba lekko się do mnie uśmiechnął i podsunął mi swoją ciemnoniebieską bluzę z kapturem.

- Załóż - polecił, na co chcąc, nie chcąc przystałem. Wciągnąłem ją na siebie i bezradnie podwinąłem rękawy stwierdzając, że jest w chuj za duża. - Wreszcie widzę cię w kolorze innym nich czarny - szepnął, patrząc na mnie czule. Ukryłem twarz w fałdach materiału. Pachniała nim - jego perfumami i współgrającym z nimi dezodorantem. Zawsze tak pachniał. Bardzo ładnie. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na przód bluzy i spory, biały napis Vans. A to szpaner jeden.

- Natan - Ewa pomachała mi ręką przed oczami. Spojrzałem na nią. - Słuchasz mnie? - spytała z rozbawieniem.

- Co?

- Pytałam, czy może zrobić ci coś ciepłego do picia - zachichotała. Kuba też się roześmiał.

- Och... nie, dzięki... Chyba się zamyśliłem.

- W jakim teraz świecie jesteś? - spytał z rozbawieniem. Zmarszczyłem brwi.

- Co ty pierdolisz? - Zmrużyłem lekko oczy, na co chłopak pokręcił tylko głową. Pogłaskał mnie po ramieniu.

- Już nic Natuś, już nic. - Oboje z Ewą śmiali się cicho, a ja tylko skrzyżowałem ręce na piersi.

- Bardzo zabawne - fuknąłem, kręcąc się lekko na stołku wokół własnej osi. - Przezabawne.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro