Wygladasz mu na geja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

19:27

Siedziałem na podłodze z jedną słuchawką w uchu i oglądałem jakiś nudny film na YouTubie, jakiegoś nudnego chłopaka, który przez siedemnaście minut gadał o jakichś nudnych rzeczach.

- Sorki, już jestem - mruknął Kuba, a ja zobaczyłem na ekranie, jak kładzie się na brzuchu, a pudełko z lodami stawia przed sobą. Zanurzył w nim łyżkę. Jeśli miałbym być szczery, to jest niewiele rzeczy, które kocham całym sercem, a jedną z nich jest właśnie Skype. - Więc wracając do tego, co działo się kiedy sobie poszedłeś... Nat, słuchasz mnie?

- Co? Tak, tak, jasne - mruknąłem, wyłączając telefon i odłożyłem go na bok.

- Myślałem, że Kasia tam zejdzie - zaśmiał się cicho, wkładając do ust pełną łyżkę. Przymknął oczy, rozkoszując się smakiem jakichś tanich, truskawkowych lodów. Nogi w kolanach miał zgięte i przez cały czas nimi majtał, to na boki, to w przód, to je kładł na łóżku. - W sumie z nich wszystkich to tylko ona nie wiedziała o... o moich preferencjach - wzruszył ramionami i popatrzył na mnie, uśmiechając się ciepło, a ja zacząłem chichotać.

- Coś więcej mówili? - spytałem jakby od niechcenia, ale cholera, ciekawość zżerała mnie od środka. Zdjąłem bluzę, rzucając ją gdzieś w kąt pokoju.

- Ewa za wszelką cenę starała się ogarnąć pozostałych, żeby o nic nie pytali - zaśmiał się cicho, wyskrobując resztę lodów z pudełka. - A Hubert stwierdził, że się nad tym zastanawiał, bo wyglądałeś mu na geja...

- Co?! Nie! Sam kurwa wygląda na geja - warknąłem, marszcząc czoło. - To, że chodzę z najfajniejszym chłopakiem wcale nie robi ze mnie pedała. A poza tym, to on wygląda pedalsko w tych włosach do ramion. - Założyłem ręce na piersi, obserwując Kubę, który mało się tam nie dusił ze śmiechu.

- Długie włosy ma Kacper - przypomniał.

- Boże, jeden pies, co za różnica. Przez cały czas nie mogłem sobie przypomnieć jak on się nazywa - mruknąłem z uśmiechem. - Chyba go nie lubię.

- Kacpra? - zdziwił się, również siadając. Puste pudełko odstawił na półkę.

- Tak jakoś - wzruszyłem ramionami. Głowa zaczynała mnie boleć coraz mocniej. Chłopak westchnął.

- A swoją drogą to jak tam ta kobieta od nauczania? - zmienił temat, przeczesując ręką włosy. Wyglądał ślicznie.

- Nie wiem, chyba w porządku, nie wierzę, że to powiem, ale całkiem ją lubię. - Kuba uśmiechnął się do mnie w tak uroczy sposób, że moje serce lekko przyspieszyło. Cholera, no co za idiota, czemu przez niego czuję się jak jakaś stereotypowa nastolatka. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu, sprawdzając godzinę. Westchnąłem. - Dobra, Kubuś, muszę lecieć.

- Kubuś? - spytał, unosząc brwi. Pokręciłem z rozbawieniem głową.

- Tak mi się powiedziało - burknąłem.

- W twoim wykonaniu brzmi to przeuroczo. Mów tak częściej.

- Zapomnij - prychnąłem ze śmiechem. Zrobił jakąś obrażoną minę.

- Nat, nie idź, jeju, czekaj, jeszcze chwilę...

- Muszę, pa - wstałem, biorąc laptopa do rąk. Chłopak cięgle marudził.  - Papa, kocham cię - po tych słowach przerwałem połączenie i wyszedłem z pokoju, kierując się do schodów. Kręciło mi się w głowie, pewnie za szybko wstałem, więc mocno chwyciłem się poręczy. Powoli schodziłem, kiedy przed oczami zaczęło robić mi się ciemno. Chciałem oprzeć się o ścianę, ale noga zsunęła mi się ze stopnia, potknąłem się o następny i niespodziewanie upadłem, staczając się po kolejnych, aż na sam dół. Promieniujący ból w głowie, barkach i klatce piersiowej, tyle pamiętam...

***

8:12

Upierdliwe pikanie dochodziło do mojej głowy. Równomierne, powtarzające się, ale zarazem denerwujące i napawające dziwnym niepokojem. Znałem je bardzo dobrze, bo nieraz już się go nasłuchałem. Nie da się pomylić go z niczym innym. Delikatnie, używając swojej całej, mizernej siły, zdołałem unieść powieki i nie przekręcając głowy, jak w największym stopniu rozejrzeć się po pomieszczeniu. W rogu sali, skuloną na plastikowym krześle zobaczyłem Ulkę. Chyba spała.

- U... - spróbowałem wypowiedzieć jej imię, ale nie mogłem wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Po prawej stronie usłyszałem jakiś ruch i już po chwili zobaczyłem ojca, wybiegającego z pokoju. Po kilku minutach wrócił wraz z jakąś kobietą w bieli. Jak na ślub. Długi biały płaszcz, biała bluzka i tylko te szerokie jasno-niebieskie spodnie psuły mi cały efekt. No może jeszcze fakt, że to nie był płaszcz, tylko kitel, ale chętnie pominę ten szczegół... Podeszła do mnie ostrożnie, przekręcając moją głowę tak, bym na nią spojrzał.

-Cześć, Natanielu, słyszysz mnie? - Otworzyłem usta, by powiedzieć tej upośledzonej lekarce, że wcale nie jestem głuchy, ale nie zdołałem wydusić z siebie ani słowa. Sucho w ustach. Obraz powoli stawał się nieostry. Chyba zauważyła. - Nataniel, wiesz gdzie jesteś? - Nie odpowiedziałem, więc szybko wyjęła z kieszeni małą latarkę i poświeciła mi w oczy. Chciałem jej wygarnąć, żeby zabrała to chujostwo, ale nagle zrobiło się ciemno.

***

9:32

Nie otwierając oczu słuchałem rozmowy mamy z jakąś kobietą, nie jestem pewien, ale chyba z lekarką od oczojebnej latarki. Rozmawiały coś o anemii, zaburzonej akcji serca i nie produkowaniu odpowiedniej ilości krwinek. Serce się obija, krew nie płynie, mózg niedotleniony - tyle mniej więcej zrozumiałem, ale to wystarczało, żeby wyłapać między wierszami, że pewnie niedługo zdechnę. Ale pierwszy raz, odkąd pamiętam, ta myśl zaczęła napawać mnie niepokojem i strachem. Nigdy mnie to nie obchodziło, nawet czekałem na moment, w którym się to wszystko skończy, ale teraz... teraz perspektywa utraty jednej osoby przerażała mnie jak nic innego. Otworzyłem oczy. Za szybko.

- Do... dobrze - wychrypiałem, sprawiając, że obie pędem rzuciły się w moją stronę. - Dobrze się czuję...

- Natan, wiesz gdzie jesteś? - spytała lekarka, sprawdzając coś na monitorze przy moim łóżku. Matka patrzyła zrozpaczona.

- Do... domyślam się - jęknąłem. Czułem się dziwnie, niby nic mnie nie bolało, ale wiedziałem, że coś jest nie tak.

- Zasłabłeś - przypomniała, zapisując coś szybko w zeszycie w twardej okładce. - Pamiętasz coś z tego?

- To, że nie u... umiem chodzić po schodach - mruknąłem. Nagle poczułem się senny.

- Widzę, że poczucie humoru ci dopisuje - uśmiechnęła się nieznacznie. Jej ciemne włosy były upięte w wyskoki kucyk... - Twoja mama mówiła, że w ostatnim czasie zdarzały ci się omdlenia, uczucie ciągłego zmęczenia i zawroty głowy. Jesteś w stanie powiedzieć mniej więcej z jaką częstotliwością? - Miała taki przyjemny głos...

- Nie wiem... - wymamrotałem, starając się nie odpłynąć, ale senność ogarniała mnie jeszcze bardziej. - Kilka razy w tygodniu może... - Lekarka ciągle notowała różowym długopisem, takim w kropki...

- Natanielu, zdajesz sobie sprawę, z czego to wynika? - spytała, a jej głos brzmiał całkiem poważnie. Nie odpowiedziałem, choć doskonale to wiedziałem. Trudno mi się oddychało.  - Twój szpik nie produkuje wystarczającej ilości sprawnych i aktywnych erytrocytów. To jest główna przyczyna.

- Rak - podpowiedziałem, obserwując kątem oka załamującą się matkę. Może to nie poprawne i niezbyt na miejscu, ale jakoś poprawił mi się humor.

- Jeśli wolisz to tak nazywać. Jest to jeden z objawów. - Skinąłem nieznacznie głową, bo naprawdę nie wymyśliłem nic, co mógłbym jej powiedzieć. - Podaliśmy ci odpowiednie leki, które zdecydowanie powinny pomóc i myślę, że za kilka dni twój stan się poprawi.

- Super - podsumowałem. Nie miałem siły, żeby zacząć się z nią kłócić, ani żeby przypominać matce o tym, że tak już będzie. To, że nie miałem siły to jedno, ale głównie nie miałem chęci, bo tym razem sam się przejąłem. Nie ze względu na mnie. Bałem się o Kubę... - Czy... nie ważne - szepnąłem. Chciałem zapytać się czy niedługo umrę, ale chyba sam wolałem nie znać odpowiedzi.

- Natan, nie wiem, czy już zauważyłeś, ale podczas upadku twoja kość łódeczkowata pękła. - Zmarszczyłem brwi. Co to jest do cholery kość łódeczkowata? Poczułem, że nie do końca mogę ruszać lewą ręką. O nie, nie, nie... - To mała kość w nadgarstku - wyjaśniła łagodnie. - Gipsowe usztywnienie przez około sześć tygodni powinno załatwić sprawę - uśmiechnęła się smutno do mnie. - Potem prawdopodobnie czeka cię rehabilitacja. - Dużo razy miałem coś złamane, wiem jak przebiega ten proces. Najpierw męczysz się ileś tygodni w gipsie, potem musisz przypominać sobie jak się chodzi, albo pisze, bo wszystko co nieużywane traci swoją dawną sprawność, potem rehabilitacja, czyli albo się namęczysz i wszystko wróci do normy, albo namęczysz się jeszcze bardziej i dupa. To boli. Poruszyłem na tyle, na ile było to możliwe palcami lewej ręki, ale nic nie poczułem.

Chciałam Wam bardzo podziękować, za wszystkie miłe i pełne emocji komentarze, które znajdują się pod prawie każdym rozdziałem. Jesteście kochani, dziękuję ❤ Trzymajcie się i do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro