1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Po co żyjemy?"

Kreda, którą profesor zapisał to pytanie na tablicy była zielona. Zielony – kolor nadziei. Elijah pomyślał, że nadzieja nie istnieje. Nigdy nie miał nadziei. Może to właśnie dlatego był tylko ponurym dzieciakiem z ostatniej ławki, z którym nikt nie rozmawiał?

— Po co żyjemy? — odczytał profesor i odłożył kredę nadziei na swoje biurko.

Po klasie poniosły się szepty i pomruki. Wszyscy lubili tego profesora. Miał niekonwencjonalne podejście do nauczania i nie wpajał im tych wszystkich fałszywych wartości, jak inni. Elijah też go lubił. Z dwóch powodów.

Był szczery i nikogo nie oceniał.

— Po co żyjemy? — powtórzył znów profesor, opierając się o ścianę za swoimi plecami.

Rękę uniosła drobna, piegowata blondynka siedząca przy oknie. Zawsze się uśmiechała i była miła dla każdego. Elijah jej nie znosił. Zawierała w sobie zbyt dużo jasnych barw i pozytywnych emocji. I nie tylko wyglądała jak dobro. Dobrem też była. Nazywała się bowiem Love.

Tak, miłość.

— Żeby kochać — odpowiedziała delikatnym głosem. Rozbolała go od tego głowa. — I żeby być kochanym.

Profesor skinął głową, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Oparł się o ścianę.

— Bzdury! — krzyknął ktoś z drugiego końca sali. Elijah odwrócił głowę i zlustrował wzrokiem człowieka, którego nie znosił jeszcze bardziej niż Love. Peter był kimś, kto mówił za głośno, wyrażał się zbyt dobitnie i było go wszędzie za dużo. Krótko mówiąc, był kimś. Dla Elijaha był jedynie nikim.

— A więc po co żyjemy, Peter?

— Żeby się bawić, psorze — rzucił chłopak, uśmiechając się tak, jak nigdy nie uśmiechał się Elijah. Z kpiną i wyższością. Jakby rozumiał świat. Nie rozumiał. — Żeby korzystać z życia.

Profesor ponownie skinął, ale nie powiedział nic więcej. Zawsze czekał na odpowiedź, która go usatysfakcjonuje. Nawet jeśli trwało to kilka lekcji.

Elijah znał odpowiedź. A przynajmniej przekonany był, że ją zna. Wiedział, mimo że nie rozumiał. Bo świata nie dało się zrozumieć. Był zbyt skomplikowany, a Elijah nie lubił skomplikowanych rozwiązań. Dlatego, aby zakończyć to błędne koło, odchylił się do tyłu na krzyśle i zamrugał, szykując się do powiedzenia prawdy.

— Żyjemy po to, by umrzeć — oznajmił beznamiętnym głosem.

Klasa zamarła. Wszyscy odwrócili się, patrząc na chłopaka w kapturze, który zwykle milczał. Teraz siedział niewzruszony.

Profesor nie przytaknął słowom Elijaha, jednak wziął do ręki gąbkę. Odwrócił się i zmazał temat.

Temat zapisany kolorem nadziei.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro