Special Na Święta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziło mnie pukanie, a raczej nawalanie w drzwi. Po prostu pięknie. Dzisiaj Wigilia i jak co roku od samego rana cały świat próbował mnie dobić. Niechętnie wstałam z łóżka, włożyłam na siebie duży sweter, aby nie zamarznąć, bo wieczorem było mi gorąco, więc otworzyłam okno i oczywiście nie zamknęłam go przed pójściem spać. Brawo ja.

Rozmyślając tak nad sensem istnienia, dotarłam wreszcie do drzwi. Kiedy je otwarłam, aż mnie zatkało. Przede mną stali Melkor i Mairon. Myślałam, że ich pozabijam, ale stwierdziłam, że jestem na to zbyt zmęczona i ograniczyłam się do wrzaśnięcia:

- Czy możecie mi powiedzieć, co do jasnej cholery robicie przed moim mieszkaniem o walonej szóstej rano?!

- Przyszliśmy dotrzymać ci towarzystwa w Święta, żebyś nie spędzała ich sama. - odpowiedział spokojnie Morgoth.

- I ja mam niby w to uwierzyć? - zapytałam patrząc na niego jak na idiotę, którym z resztą był.

- No wiesz magia Świąt i te sprawy... - odmruknął próbując wejść do mieszkania, ale stanęłam mu na drodze.

- Sauron?

- Panu nie chciało się przygotowywać Wigilii, więc postanowił wprosić się do ciebie. - odpowiedział mi rudowłosy.

- Nie można było tak od razu? - westchnęłam. - Włazić. - mruknęłam robiąc przejście.

Mężczyźni weszli do salonu i rozwalili się na kanapie, a ja poszłam zrobić sobie kawę. Po wypiciu tego napoju bogów wróciłam do moich "cudownych" gości.

- Skoro już tu jesteście i byliście tak mili, żeby obudzić mnie o szóstej w dzień wolny, pomożecie mi w przygotowaniach. - oznajmiłam im z sadystycznym uśmiechem. - O nie! Nie ma uciekania i migania się od roboty. - dodałam widząc, że Melkor próbuje wykonać taktyczny odwrót. - Idziecie do piwnicy po choinkę i ozdoby, a ja zacznę gotować.

Podałam im klucze i ruszyłam do kuchni. Ledwo zdążyłam znaleźć na telefonie przepis, a już rozległo się pukanie do drzwi. Myśląc, że to ci dwaj debile, gwałtownie otworzyłam drzwi.

- Ała!

- Czego? - warknęłam mając już dosyć niezapowiedzianych gości.

- Jak ty się odzywasz do Najwyższego Króla Noldorów?!

- Jak do elfa leżącego na mojej wycieraczce. - odpowiedziałam. - Po co przyszedłeś?

- Dziwnym trafem zaprosiłaś na Wigilię moich synów, moją żonę, a nawet Fingolfina i jego bachory oraz tego dzieciaka od Finarfina, ale nie mnie.

- Cóż za zbieg okoliczności... - sarknęłam. - Ale skoro już tu jesteś, przydaj się do czegoś i posprzątaj salon.

- Chyba nie myślisz, że ja będę sprzątał!

- Owszem, tak właśnie myślę. Rusz swoją królewską dupę, bo nie mam dzisiaj ochoty na wykłucanie się z tobą.

Ku mojemu zaskoczeniu, posłuchał mnie. Myślałam, że wyjdzie obrażony, a tu taka niespodzianka! Muszę mu zrobić zdjęcia przy sprzątaniu, będę miała bekę do Wielkanocy!

Już w nieco lepszym nastroju ubrałam się i wróciłam do gotowania. Zapomniałam jednak o moich pierwszych gościach, którzy kilkanaście minut później weszli taszcząc wielką, sztuczną choinkę. Usłyszałam, jak ją odstawiają, następnie kilka okrzyków zaskoczenia i przerażająca cisza. No tak. Feanor i Melkor w jednym pomieszczeniu, to się nie może dobrze skończyć... Oczywiście, nie myliłam się. Nie minęła minuta, jak usłyszałam wrzaski i inne dźwięki, jak np. spadające z półek książki. Weszłam do salonu obawiając się tego, co tam zobaczę.

Kiedy przekroczyłam próg, myślałam, że rozszarpię na strzępy tych dwóch debili. Zastałam tam taką "śliczną" scenkę: wszędzie na podłodze walały się moje ukochane książki, a niektóre były ponadrywane; ci kretyni, nazywani też Feanorem i Morgothem, tarzali się po ziemi okładając się nawzajem pięściami i wrzeszcząc tak głośno, że pękały bębenki w uszach, a i tak nie można było zrozumieć żadnych słów, czasem tylko przebijało się coś o Silmarilach; temu wszystkiemu przyglądał się skonfundowany Mairon, który wyglądał jakby nie bardzo wiedział, co powinien zrobić.

Ta sytuacja wymagała drastycznych środków. Wzięłam z kuchni największy garnek, napełniłam go lodowatą wodą i kostkami lodu, po czym opróżniłam jego zawartość na tłukącą się parkę. Dwaj mężczyźni odskoczyli jak oparzeni albo raczej jak zmrożeni. Spojrzałam na nich z furią w oczach.

- Nie obchodzą mnie wasze dawne spory! Jesteście w moim domu i
macie się kurwa zachowywać! - wrzeszczałam. - ZAMKNĄĆ MORDY! - dodałam, widząc, że oboje chcą coś powiedzieć. - Posprzątajcie tu, a potem wypier-

Nie dokończyłam, bo przez otwarte drzwi wpadli synowie Curufinwego. Ta zacna siódemka widząc Melkora i ojca leżącego na ziemi wpadła w furię do jakiej zdolni są tylko Feanorianie. Powiem tak: jeżeli po bójce Feanaro i Morgotha mój salon wyglądał jak pobojowisko, to teraz przechodziło przez niego tsunami, tornado, trzęsienie ziemi i nawet udało im się wzniecić ogień. Tego było dla mnie zbyt wiele. Rzuciłam w ich stronę ścierką krzycząc, żeby szli do diabła i wróciłam do kuchni zatrzaskując za sobą drzwi.

Nie wiem jak długo siedziałam w kuchni próbując gotować i ignorować dochodzące z salonu hałasy, kiedy usłyszałam kobiecy głos przebijający się przez ten harmider. Już po kilkudziesięciu sekundach ucichło wszystko poza wspomnianym głosem. Wiedziona ciekawością ruszyłam zobaczyć, co się działo.

- Kocham cię, kobieto! - wykrzyknęłam przekraczając próg. - Jestem ci dozgonnie wdzięczna za ogarnięcie tej hałastry!

- Nie ma za co. - odpowiedziała mi z uśmiechem Nerdanela, która słysząc mój okrzyk przestała ochrzaniać odpowiedzialną za zruinowanie mojego salonu bandę, która teraz stała przed nią w równym rządku ze spuszczonymi głowami. - To raczej ja powinnam przeprosić za ich zachowanie.

- Jeżeli tu posprzątają i pomogą mi w przygotowaniach, to nie będzie sprawy.

- Słyszeliście! Do roboty, ale już! Wstyd mi za was! Wytłumaczcie mi, jak można się tak zachowywać przychodząc w gości do kogoś?! - kobieta znów rozpoczęła swoją tyradę pilnując, aby nikt się nie obijał.

Podeszłam do stojących w kącie pozostałych, zaproszonych przeze mnie gości, czyli Nolofinwego, jego dzieci oraz Finroda. Ich miny wyrażały od "co. tu. się. dzieje." przez "jprd..." po "ja się do nich kurwa nie przyznaję". Nie dziwiłam im się. Gdyby moja rodzina odwaliła coś takiego, byłabym pewnie równie zażenowana. W każdym razie, zaprosiłam ich do kuchni (ponieważ salon wyglądał tak jak wyglądał). Aredhela zaproponowała mi pomoc przy gotowaniu, a mężczyźni postanowili zejść do piwnicy po świąteczne ozdoby. Byłam im bardzo wdzięczna.

Reszta przygotowań minęła we względnym spokoju głównie dzięki Nerdaneli, która pilnowała porządku. Nadszedł jednak jeden z najtrudniejszych momentów, a mianowicie decyzja, jak usadzić gości przy stole tak, aby się wzajemnie nie pozabijali. Nie będę tu tego dokładnie opisywała. Powiem tylko, że musiałam usiąść między Melkorem a Finroden, Nerdanelę posadziłam między Ambarussa a Feanorem (chyba nie trudno domyślić się, dlaczego), a obok stwórcy Silmarilów Curvo z nadzieją, że zajmą się gadaniem o kowalstwie lub narzekaniem na Valarów i będzie z nimi względny spokój. Do akcji wkroczył także "Misiek Rozdzielacz", czyli wielki, pluszowy miś przyniesiony z mojej sypialni i posadzony obok Mairona w celu odzielenia go od elfów z wiadomego powodu.

Kiedy wszystko było gotowe, zasiedliśmy przy stole. Nie było tak źle, jak się spodziewałam. Wszyscy przeżyli do końca kolacji, co uznałam za wielki sukces. W końcu przyszła pora na rozdawanie prezentów. Mikołajem zostałam ja, ze względu na to, że byłam jedyną osobą, którą wszyscy w tym towarzystwie tolerowali. Eh... Trochę tego było. Kilka osób się obraziło na inne, bo nie dostały od nich prezentów, kilka było też zachwyconych tym, co dostali i bardzo wylewnie dziękowali (czasem nawet aż za bardzo ekhemfingonimaedhrosekhem), ale tę część Wigilii można generalnie uznać za udaną.

Następnym punktem, na moje nieszczęście, było śpiewanie kolend. Nie żebym nie lubiła śpiewać, bo bardzo lubię, ale biorąc pod uwagę skład gości...

Już przy pierwszej kolędzie okazało się, że miałam rację. Finrod i Mairon zamienili wspólne kolendowanie w bitwę na piosenki. Oboje śpiewali RÓWNOCZEŚNIE i do tego każdy inną kolędę! Jakby tego było mało do walki postanowił dołączyć Maglor, śpiewając "W śród nocnej ciszy" w wersji hardrockowej i zagłuszając pozostałą dwójkę. Na początku próbowałam ich uciszyć albo chociaż skłonić do zaśpiewania RAZEM JEDNEJ kolędy, ale panował taki hałas, że pewnie nawet mnie nie usłyszeli.

Powiem jedno: NIENAWIDZĘ HAŁASU. Dlatego nie trudno domyślić się, że już po chwili siedziałam w swojej sypialni z zatyczkami w uszach (które niestety nie wiele dawały) i skrzynką wina z Mrocznej Puszczy. Przyznam szczerze, że nie wiele pamiętam z tego co działo się później. Tylko jakieś przebłyski, że wyszłam z pokoju, później z Maglorem śpiewałam coś stojąc na stole (tak, reszta też się upiła), płonącą choinkę gaszoną przez Celegorma i Aredhelę za pomocą wódki, Maedhros oświadczający się Fingonowi (ciekawa jestem czy później to pamiętali), Melkor tańczący walca z Sauronem, ja siedząca na barana u Fingolfina i oblewająca Feanaro wodą z kibla...

❄️❄️❄️

Rano obudziłam się z nieziemskim kacem. Leżałam z nogami na kanapie i resztą ciała na podłodze. Mój dom na szczęście był już cichy i pusty, ale żaden z gości nie wpadł na pomysł, by choć odrobinę posprzątać, więc moje mieszkanie wyglądało jak po kilku kataklizmach.

– Nigdy. Kurwa. Więcej. – wymamrotałam wstając i idąc po coś na ból głowy.

************************************
1. Pierwszy raz pisałam coś w tym stylu i mam nadzieję, że nie jest źle. Będę wdzięczna za komentarze i wskazówki, ponieważ bardzo zależy mi na szlifowaniu moich pisarskich umiejętności.

2. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wam wszystkim:
- aby Gandalf zaprosił was na przygodę
- dużo czasu na czytanie książek Tolkiena i oglądanie filmów na ich podstawie
- doczekania się na serial Amazona i nie rozczarowania się nim
- wymarzonych prezentów
- mile spędzonego czasu z rodziną, choć pewnie w mniejszym gronie niż zazwyczaj
- i ogólnie wszystkiego najlepszego! 🎄🎄🎄

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro