Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Będę wdzięczna za waszą aktywność <3

– Jak mogłaś?!

Wpadłam do domu jak burza. Nie potrafiłam odpuścić kolejnej konfrontacji z matką. Wiedziałam, że to jej sprawka. Wiedziałam, że to ona zrobiła coś, przez co nawet pieprzony policjant mi nie uwierzył.

Znalazłam ją w jadalni, gdzie stała przy dębowym stole z butelką wina przed sobą. Zatrzymałam się w progu, dysząc ciężko, a ona przeniosła na mnie swoje przekrwione spojrzenie. Byłam przekonana, że nawet się uśmiechnęła. Nie myliłam się. Uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy po chwili zawahania ruszyłam w jej stronę. Poszerzył się bardziej, gdy odległość między nami zaczęła się zmniejszać. Sylvia pociągnęła łyk prosto z gwintu, po czym odsunęła się od stołu i dumnie zadarła podbródek.

– Myślałaś, że będę na tyle głupia i pozwolę, żeby wszyscy ci uwierzyli? – Z jej gardła wyrwał się cichy syk. Zmierzyła mnie spojrzeniem od stóp do głów, a ja zatrzymałam się tuż przed nią. Dzieliło nas raptem kilka centymetrów. – Myślałaś, że nie wiem, że w końcu się złamiesz i popędzisz na złamanie karku na policję, by wszyscy się dowiedzieli? – spytała i wraz z tymi słowami złapała mnie za szczękę. Jej palce mocno wbiły się w moją skórę, tak, że doskonale poczułam jej paznokcie. Ból był jednak niczym w porównaniu z wściekłością, którą czułam.

– Moja biedna, idealna córeczka – zakpiła i pokręciła głową. – Myślisz, że bardziej liczyło się moje zdanie czy zdanie mojej córki, która po stracie śmierci postradała zmysły i robi wszystko, by zwrócić na siebie uwagę?

– Nie powiedziałaś im tego – wycedziłam przez zęby, choć wiedziałam, że to kłamstwo. Moja matka nie miała granic. Jej sława w mieście tylko pomagała jej w osiągnięciu swoich celów. Brzydziłam się nią każdą komórką ciała. Nienawidziłam jej.

– Gdybym tego nie zrobiła, najprawdopodobniej teraz miałabym kłopoty – cmoknęła. – Ale to ty wróciłaś stamtąd z podkulonym ogonem, nie ja. To ciebie przepełnia gniew, nie mnie. Ja wykonałam zadanie, które do mnie należało. To był mój obowiązek.

– Obowiązkiem nazywasz rujnowanie mi życia? – wykrztusiłam. Uścisk na mojej twarzy się wzmógł.

– Oddałam naprawdę wiele, by być w miejscu, w którym jestem teraz. Poświęciłam mnóstwo dla mojej kariery i rodziny, więc należy mi się choć gram szacunku, który powinnaś do mnie czuć – warknęła, robiąc krok w moją stronę. Zacisnęłam zęby, nie potrafiąc już zignorować bólu, który mi sprawiała. Trzymałam się jednak prosto ani na moment nie odwróciłam wzroku. – Dlatego nie pozwolę na twoją ucieczkę. Dlatego będziesz mi posłuszna i będziesz doceniać to, co razem z ojcem dla ciebie zbudowaliśmy. Dlatego zrobisz wszystko, co ci każę i nie sprzeciwisz się, choćbyś miała przez to umrzeć. Tu cię wychowaliśmy i tu będziesz mieszkać, dopóki nie naprawisz wszystkiego, co zrobiłaś do tej pory.

Wyszarpnęłam się z jej uścisku w ułamku sekundy. Mój oddech był nierówny i drżący, czułam ucisk w klatce piersiowej i ból w zaciskającym się gardle. Gdyby nie gniew, być może moje oczy wypełniłyby się łzami. Byłam jednak zbyt dumna, by płakać na jej oczach. Nie zamierzałam pozwolić, by którakolwiek z łez spłynęła po moich policzkach.

– A teraz, kiedy mamy już wszystko wyjaśnione, wracaj do siebie i zacznij w końcu odgrywać rolę idealnej, posłusznej córki. Mam dość twojego zachowania – powiedziała zimno i wróciła na swoje miejsce. Tym razem opadła na krzesło i znowu złapała za butelkę.

– Jeśli myślisz, że zostanę tutaj choćby przez chwilę, grubo się mylisz.

– Pamiętaj, że w tym mieście nie ma nikogo, kto by ci uwierzył. Nie uwolnisz się od nas. Nie pozwolę na to.

Pokręciłam jedynie głową i mruknęłam:

– Zobaczymy.

W domu panowała głucha cisza, gdy zawróciłam w stronę wyjścia i trzasnęłam drzwiami tak mocno, że aż zadrżały. Matka nie zatrzymała mnie, jakby doskonale wiedziała, że naprawdę się od nich nie uwolnię.

Może miała rację, ale za nic w świecie nie zamierzałam w to uwierzyć.

***

Spanie w samochodzie nie było najprzyjemniejszą rzeczą, ale przynajmniej było lepsze od spędzenia jeszcze kilku godzin w domu rodzinnym.

Mój budzik zadzwonił równo o szóstej. Z jękiem przeciągnęłam się na fotelu, czując obolałe mięśnie pleców. Stałam na osiedlowym parkingu na końcu ulicy tak, aby nikt nie zwrócił na mnie uwagi.

W lusterku dokładnie dostrzegłam zadrapanie na mojej twarzy, które było podkreślone bladym siniakiem. Jeśli jakkolwiek było to pocieszające, matka nie uderzyła mnie tak mocno, by został po tym porządny ślad.

Westchnęłam i zerknęłam na ekran telefonu. Miałam kilka nieodczytanych wiadomości, ale nie chciałam marnować czasu na zbędne odpisywanie. Zamierzałam przyjechać do szkoły wcześniej, tak, aby bez żadnych świadków przebrać się w szkolnej łazience w mundurek, umyć zęby i jakkolwiek zakryć brzydkie zaczerwienienie na twarzy.

Jak zaplanowałam, tak zrobiłam. Na szkolny parking wjechałam dwadzieścia po szóstej. Niektórzy przed lekcjami mieli dodatkowe zajęcia, dlatego podejrzewałam, że budynek był już otwarty. Wcisnęłam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i przycisnęłam ręką do piersi zwinięte ubrania.

Nikt mnie nie zatrzymał, gdy weszłam do środka. Korytarze, tak jak podejrzewałam, były opustoszałe, dlatego czym prędzej skierowałam się do pierwszej łazienki w zasięgu wzroku. Zamknęłam za sobą porządnie drzwi i upewniłam się, że wszystkie kabiny były puste. Dopiero wtedy w jednej z nich przebrałam się w mundurek. Wcisnęłam wymiętą koszulę w spódniczkę i wygładziłam ją. Palcami przeczesałam skołtunione włosy i wyszłam z zamiarem umycia zębów. Cisza, która panowała w pomieszczeniu, wydawała się niepokojąca, ale próbowałam nie zwracać na to uwagi. Drgnęłam jednak, gdy nagle została przerwana przez wiadomość, którą dostałam na telefon. Spojrzałam na ekran.

Od Nieznajomy:

Nie uważasz, że to bardzo nierozsądne, wałęsać się po szkole w samotności?

Spięłam się gwałtownie i instynktownie rozejrzałam po łazience. W buzi dalej miałam pianę, dlatego szybko odkręciłam kran i przepłukałam usta. W tym samym momencie dostałam kolejną wiadomość. Zacisnęłam powieki. Nie miałam siły jeszcze bardziej się stresować, ale mimo to ponownie zerknęłam na ekran telefonu.

Od Nieznajomy:

To byłoby całkiem zabawne, gdybyś zginęła w tym samym miejscu, co twoja siostra.

Skąd on, do cholery, wiedział, gdzie byłam i co robiłam? Poczułam zimny pot oblepiający moje plecy. Wytarłam ręce i sięgnęłam po telefon, a wtedy przyszła kolejna wiadomość.

Od Nieznajomy:

Nie martw się, nie zrobię tego. To byłoby już zbyt podejrzane, ludzie przestaliby myśleć, że śmierć Audrey była samobójstwem.

W ekspresowym tempie drżącymi palcami odpisałam.

Do Nieznajomy:

Więc przyznajesz się, że to ty ją zabiłeś?

W odpowiedzi dostałam wiadomość z uśmiechniętą buźką, a po chwili na czacie pojawiło się także zdjęcie. Weszłam w nie, by się załadowało i krzyknęłam. Mój krzyk urwał się w połowie, gdy gwałtownie zasłoniłam sobie usta dłonią.

Na zdjęciu byłam ja. Stałam w łazience tuż przed umywalką, a w rękach trzymałam telefon. Zdjęcie było zrobione z góry, dlatego...

Jak oparzona odwróciłam się na pięcie i spojrzałam prosto na kamerę, którą ktoś powiesił w rogu pomieszczenia. W ustach mi zaschło, moje ramiona zaczęły drżeć.

Od Nieznajomy:

Strach przepięknie wygląda w twoich oczach.

Zacisnęłam zęby.

Do Nieznajomy:

Przyznaj się, ty pierdolony tchórzu. Przyznaj się, że to ty!

Nie miałam czasu na pieprzone pogaduszki z tym psycholem. Zgarnęłam z umywalki swoje rzeczy i wybiegłam z łazienki jak oparzona. Oddech ugrzęzł mi w gardle, ale po zobaczeniu wiadomości szybko połączyłam kropki. Wiedziałam, że wysłał mi zdjęcie ze szkolnego monitoringu. Pomieszczenie, w którym można było podejrzeć wszystkie kamery, znajdowało się po przeciwległej stronie szkoły, ale nic mnie to nie obchodziło. Puściłam się biegiem w tamtą stronę.

Gdy byłam już o krok od drzwi prowadzących do pomieszczenia, nagle otworzyły się te od męskiej łazienki. Biegłam tak szybko, że nie zdążyłam zahamować i z impetem na kogoś wpadłam.

Odbiłam się od twardego ciała i z szeroko otwartymi oczami szybko złapałam równowagę. Uniosłam głowę, by spojrzeć prosto na twarz Royce'a, byłego chłopaka mojej martwej siostry.

– Co ty tu robisz? – zapytałam z mocno bijącym sercem, gdy chłopak z wyraźnym niezadowoleniem przeczesał włosy i poprawił koszulę. Zmierzył mnie nienawistnym spojrzeniem.

– Zejdź mi z oczu, Graves – prychnął, próbując się obok mnie przepchnąć. Gwałtownie złapałam go za ramię i spojrzałam mu prosto w oczy.

– To ty – szepnęłam w szoku. Wyszarpnął ramię z mojego uścisku.

– Co ja? Nadal masz bzika na punkcie Audrey? Ile razy trzeba ci powtarzać, żebyś dała mi w końcu spokój? Pieprzona idiotka – wypluł te słowa i odwrócił się, ale nie zamierzałam go puszczać wolno. Nie, kiedy ten zbieg okoliczności był nad wyraz widoczny.

– Co tu robisz? – powtórzyłam pytanie, a mój głos stał się ostrzejszy.

– Może rodzice powinni zamknąć cię w jakimś ośrodku, skoro zaczynasz podejrzewać wszystkich, tylko nie siebie? – warknął chłopak, odwracając się w moją stronę. Tym razem nie zamierzał już uciekać, a podszedł bliżej i naparł na mnie klatką piersiową. – Myślisz, że pozwolę, żebyś mnie w coś wrobiła?

– Jeśli jesteś winny, z przyjemnością to zrobię – odpowiedziałam, zadzierając podbródek. – I jeśli nie odpowiesz na pytanie, będę miała wystarczający dowód – dodałam.

– Byłem w toalecie, bo przed chwilą skończyłem dodatkowe zajęcia z historii, jeśli tak bardzo cię to interesuje – odpowiedział ze złością. – A teraz idź i spytaj losowego ucznia, czy przypadkiem nie jest mordercą. Może zostaniesz detektywem, skoro sądzisz, że tak dobrze ci idzie?

Powstrzymałam się przed przekleństwem, które wyraźnie poczułam na języku. Zamiast tego zacisnęłam zęby.

– Skoro tak bardzo ją kochałeś, dlaczego próbujesz wmówić wszystkim, że to moja wina? – Odbiłam szybko piłeczkę. – To ty rozpocząłeś plotki na temat tego, że ją zabiłam. Co, myślałeś, że nie zauważę?

– Och, oczywiście, że chciałem, żebyś zauważyła. Chciałem, żebyś wiedziała, że cię nienawidzę i, jak widać. – Uśmiechnął się, nim dokończył. – Chyba mi się udało, prawda?

– Przecież doskonale wiesz, że byłyśmy z Audrey blisko.

– Chyba nie na tyle blisko, skoro pozwoliłaś, żeby umarła. Na pewno znałaś wszystkie jej sekrety?

– Pierdol się, Royce. Po prostu się pierdol – wykrztusiłam. Pomachał mi lekko dłonią i zawrócił w stronę korytarza. Już go nie zatrzymywałam. Serce wściekle biło mi w klatce piersiowej. Byłam przekonana, że to on był winny, ale jak zwykle nie miałam żadnych dowodów. To zaś oznaczało, że nie mogłam go tak po prostu oskarżyć. Najgorsze było to, że Royce doskonale wiedział, co robił. Podjudzał mnie, bym tylko wybuchła i zaczęła kierować się emocjami. To było ostatnie, czego chciałam. Szybko zdołałam się zorientować, że takie zachowanie tylko pogarszało moją obecną sytuację.

– Kutas – burknęłam jeszcze pod nosem i ścisnęłam mocniej w dłoniach swoje rzeczy. Byłam już blisko pokoju z monitoringiem, dlatego nie zrezygnowałam z zajrzenia tam. Zapukałam, a kiedy nikt mi nie odpowiedział, wślizgnęłam się do środka.

Pomieszczenie było małe i puste. Krzesło było dosunięte do drewnianego biurka, więc albo nikt na nim nie siedział albo zabójca chciał, żebym tak pomyślała. Ostrożnie rozejrzałam się po pokoju i skupiłam uwagę na ekranie komputera, który przedstawiał obraz z kilkunastu kamer ze szkoły.

Mój wzrok zatrzymał się na leżącej na blacie drewnianego biurka róży. Była czerwona i powoli zaczynała gnić, ale do łodygi miała przywiązany mały liścik. Sięgnęłam po niego wolną dłonią i odczytałam treść, którą ktoś zapisał szybko niechlujnym pismem.

Twoja siostra miała zgnić tak jak ten kwiat.

I zgniła.

Dwa metry pod ziemią.

Przyjrzałam się kolcom. Próbowałam przypomnieć sobie, czy dłonie Royce'a były poranione, czy może w jakimś miejscu przeciął skórę kolcem. Zakładałam, że nawet jeśli tak było, skutecznie to zamaskował. Nie pozostawało mi nic innego, jak odłożyć frywolny prezent na miejsce. Miałam szczerą nadzieję, że jeśli ktokolwiek tutaj wejdzie, choć trochę się nim zainteresuje. Może tym samym nie brałabym udziału w tym śledztwie sama.

Niespełna pięć minut później wróciłam do pustej łazienki. Nie patrzyłam już na kamerę, nie planowałam nawet jej zakrywać. To by go nie zatrzymało. W jakiś pokręcony sposób zabójca doskonale wiedział, jak do mnie dotrzeć i moje ukrywanie się nie miało już żadnego sensu.

Zaczynałam myśleć, że gdybym poczekała na niego chwilę dłużej, może w końcu odkryłabym, kim jest.

Byłam w trakcie zakrywania brzydkiego śladu na policzku podkładem i korektorem, gdy nagle drzwi od łazienki gwałtownie się otworzyły. Do środka wparowała Brooke z wyraźnie rozjuszoną miną, ale na mój widok zatrzymała się wpół kroku. Jej czekoladowe włosy były związane w luźnego koka, przez co kilka kosmyków uwolniło się z jej upięcia i opadało na jej twarz. Miała delikatnie wygniecioną, białą koszulę, a granatowa spódniczka była inna od tej, którą nosiliśmy jako mundurek.

– Lucy? – W jej głosie usłyszałam zawahanie.

– Nie zdążyłam się pomalować w domu – skłamałam szybko, wracając spojrzeniem do swojego lustrzanego odbicia.

– A ten siniak zdobyłaś, wpadając przez przypadek w ścianę? – Uniosła kpiąco brwi i wyraźnie zła podeszła w moją stronę.

– Nie widać go aż tak bardzo – odparłam obojętnym tonem i nałożyłam na policzek kolejną porcję korektora, bo po słowach Brooke nie byłam już tego taka pewna.

– Co tu robisz tak wcześnie? – spytała konkretnie. – Nie zapytam, kto ci to zrobił, bo odpowiedź jest chyba bardzo logiczna, co?

Westchnęłam i schowałam kosmetyki do małej kosmetyczki, która leżała na białej umywalce.

– To nic takiego – odpowiedziałam. – Dzień jak co dzień w moim rodzinnym domu – dodałam.

– Remo się wścieknie, kiedy się dowie.

– Więc się nie dowie – odparłam sucho.

– Nie zamierzasz mu znowu o niczym mówić? Wtedy tym bardziej się wścieknie.

– Wiem, Brooke, ale ja nie chcę, żeby znowu skakał wokół mnie i się denerwował, że nic nie może zrobić. Zresztą, to już przeszłość. Nie wracam do domu – powiedziałam, a ona zmarszczyła brwi.

– Jak to nie wracasz do domu?

– Moja matka stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie zrobienie z własnej córki wariatki, przez co nikt mi teraz nie wierzy, że cokolwiek dzieje się w naszym domu.

– My ci wierzymy – zaoponowała, a ja posłałam jej słaby uśmiech. Nie chciałam mówić na głos, że było to zdecydowanie za mało.

– Wiem i bardzo to doceniam, ale poza tym... – Wzruszyłam ramionami.

– Czyli co teraz zrobisz?

– Przespałam się dzisiaj w samochodzie. Nie było tak źle – mruknęłam całkowicie przekonana, ale Broooke wyraźnie nie chciała przyjąć takiego rozwiązania.

– Chyba żartujesz, że będziesz dalej tak funkcjonować. Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? Przenocujesz u mnie – powiedziała od razu.

– Dziękuję, ale moja wyprowadzka z domu nie będzie trwać tylko jeden dzień.

– Więc zostaniesz na dłużej. No co? – spytała, gdy posłałam jej długie spojrzenie. – Przecież to żaden problem. Powiem rodzicom, że pomieszkasz u nas przez jakiś czas.

– Brooke...

– Daj spokój, to nie jest żaden problem – dodała od razu, a ja zacisnęłam usta i schowałam wszystkie rzeczy do torebki. Byłam jej naprawdę wdzięczna, ale obecnie miałam taki mętlik w głowie, że naprawdę nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Nie mogłam też przestać myśleć o Royce'u, który wzbudzał we mnie coraz więcej wątpliwości. Nie wiedziałam, jak znaleźć dowody, jak przekonać się, czy naprawdę był winny. – Chodźmy stąd. Przyjedziesz do mnie po lekcjach i wtedy na spokojnie o wszystkim porozmawiamy.

Przyciągnęła mnie do siebie i objęła troskliwie ramieniem. Uśmiechnęłam się słabo i wtuliłam się w jej bok.

– Kocham cię, Brooke – powiedziałam.

– Wiem. Mnie nie da się nie kochać – odpowiedziała pewnie, a ja cicho się zaśmiałam i pozwoliłam, żeby wyprowadziła mnie z łazienki.

Na korytarzu o tej porze było już o wiele więcej ludzi, dlatego kiedy zaczęłyśmy się przepychać w tłumie, przyjęłam na swoją twarz pewniejszą maskę. Wierzyłam, że jeśli będę udawać wystarczająco długo, w końcu poczuję się tak, jak chciałabym się czuć.

Mój plan spalił na panewce, gdy przy wyjściu zauważyłam Rema i Deana. Nie wiedziałam, czy było to możliwe, ale w jego towarzystwie udawanie zawsze było trudniejsze. Może dlatego, że wiedziałam, że akceptował we mnie wszystko. Nie musiałam się bać, że jakkolwiek mnie odtrąci.

– A, zapomniałam ci jeszcze powiedzieć, że chyba zaczęłam podejrzewać Royce'a – powiedziałam nagle, gdy zbliżyliśmy się do chłopaków.

– Chyba? Zapomniałaś? – powtórzyła za mną, unosząc brwi, a ja mrugnęłam niewinnie i zerknęłam na Rema. Zmarszczył brwi, jakby już szykował się na kolejną opowieść, wyjętą rodem z jakiegoś horroru.

– Bo jak byłam w tej łazience...

– Lucy, czy po takim czasie możesz nauczyć się mówić nam wszystko od razu? Ja naprawdę rozumiem, że wielu osobom nie ufałaś po śmierci swojej siostry i rozumiem, że Remo postawił wysoko poprzeczkę, bo żeby ci udowodnić, że jest po twojej stronie, dosłownie poszedł do więzienia, ale wiesz – zaczął Dean. – Ja nie wiem, czy ja jestem gotowy na aż tak wielki, heroiczny czyn.

Parsknęłam, słysząc pełen rozbawienia głos Deana i trąciłam go ramieniem.

– Wiem, już nadrabiam, przepraszam – powiedziałam i opowiedziałam im wszystko, co wydarzyło się dzisiejszego poranka. Poszłam oczywiście nie po kolei, dlatego o sytuacji z moją matką dowiedzieli się dopiero na samym końcu. Moja opowieść trwała dobre kilka minut, kiedy łącznie wspomniałam jeszcze o moich wszystkich podejrzeniach. Mówiłam tak długo, że w końcu się zapowietrzyłam i musiałam przerwać, by wziąć pełen wdech. W tym czasie moi przyjaciele przez moment patrzyli na mnie bez jakiegokolwiek słowa.

– Czekaj, czyli, jeśli dobrze zrozumiałam, morderca tak po prostu kręci się po szkolnych korytarzach, a jedynymi osobami, które o tym wiedzą, jesteśmy my? – podpytał Dean.

– Nie byłabym rozczarowana, mnie i tak nikt w tym mieście nie uwierzy – odpowiedziałam, a moje ramiona opadły. Spojrzałam na Rema.

– Mam kontrolne pytanie – rzucił jedynie.

– No? – spytałam, bo naprawdę nie wiedziałam, co chciał powiedzieć.

– Czy w najbliższych dniach w nasze plany możemy wrzucić jeszcze zakopanie kogoś żywcem w twoim ogródku? – Wiedziałam, że specjalnie chciał zadać ironiczne pytanie, by znów nie tworzyć napięcia pomiędzy nami, ale jego gniew był wręcz namacalny. Zacisnął szczęki i dłonie w pięści, a jego wzrok przesuwał się po mojej twarzy tak szczegółowo, że od razu zauważył ślad na moim policzku.

– Wydaje mi się, że morderca ma zbyt napięty grafik i nie będzie zadowolony ze zmiany planów.

– Serdecznie mnie jebią jego plany – podsumował, a ja w końcu szerzej się uśmiechnęłam.

– Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie mam łopaty – wtrącił Dean.

– A po co ci łopata? Rękami będziesz kopać – odpowiedział Remo.

– Nie jestem tym od brudnej roboty – zaoponował.

– To zaczniesz być.

– Zabawne – prychnął i spojrzał na niego spode łba. – Może ciebie później do tej dziury wrzucimy, co?

Posłałyśmy sobie z Brooke wymowne spojrzenia, bo chłopaki jak zwykle kłócili się jak dzieci.

– Lucy, jako że już kiedyś spałaś u mnie w mieszkaniu – zaczął Remo, a ja uniosłam brwi.

– U mnie też spałaś, ale w łóżku moich rodziców i to z kimś innym – wtrącił z przekąsem Dean, ale Remo szybko go zignorował.

– Mam to uznać za zaproszenie? – spytałam, gdy teatralnie wyciągnął do mnie dłoń.

– Odwal się od niej, psycholu. – Brooke trzepnęła go teatralnie w rękę. – Ja zaproponowałam jej nocleg pierwsza.

– Ale to ja poszedłem dla niej do więzienia.

– Ale to mnie to jebie – odparła. – Idziemy – zdecydowała, łapiąc mnie za przedramię. Mimo wszystkiego co się wydarzyło, z trudem powstrzymałam śmiech. W ich towarzystwie z łatwością zapominałam o problemach i między innymi za to kochałam ich tak bardzo. Byli moją bezpieczną przystanią.

Ludźmi, do których zawsze mogłam wrócić.

A przez to, że byli dla mnie tak bliscy, zabójca znał kolejne moje słabości. Wiedział, jak je wykorzystać i zamierzał to zrobić w najmniej spodziewanym momencie.

#elitaNA

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro