Rozdział 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia tuż po lekcjach wsiadłam do samochodu i pojechałam prosto na cmentarz, na którym została pochowana moja siostra.

            Myśl, że wiedziała więcej niż ja towarzyszyła mi nieustannie, ale jednocześnie najbardziej uderzała mnie ta, przez którą wiedziałam, że nie mogę z nią już porozmawiać. Od jej śmierci cały czas wypierałam tę świadomość z głowy, bo chciałam poznać prawdę, ale w pewnym momencie udawanie silnej okazało się równie męczące co ból, który mi towarzyszył.

            Zaparkowałam więc na parkingu w pobliżu cmentarza, zostawiłam telefon w samochodzie, by odciąć się od niepotrzebnych rozpraszaczy i ruszyłam do wejścia. Wiatr szarpał moimi włosami, ale na dworze było ciepło i świeciło słońce. Nadal miałam na sobie mundurek, dlatego jedynie podwinęłam rękawy białej koszuli i weszłam na cmentarz. O tej godzinie wyjątkowo było tutaj pusto.

            Przez całą drogę do grobu Audrey niewiele myślałam. Próbowałam się wyłączyć, by później podejść do rzeczywistości z czystą głową, ale nie było to łatwe. Cały czas czułam, że byłam spięta, a jednocześnie wykończona wszystkim, co działo się ostatnio. Gdy zobaczyłam grób mojej siostry, poczułam jedynie znajomy ucisk w klatce piersiowej. Usiadłam tuż przed i po prostu patrzyłam na nagrobek.

            Byłam zagubiona i zmęczona, a to nie było dobre połączenie i już nieraz się o tym przekonałam.

            – Cześć – mruknęłam w końcu zachrypnięta, ale mój głos zginął między świstem wiatru i szumem drzew. Zacisnęłam usta i odczytałam litery, które składały się na imię i nazwisko mojej siostry. Z jednej strony miałam wyrzuty sumienia, że przychodziłam tutaj tak rzadko, ale z drugiej obecność tutaj wcale mi nie pomagała.

            Po prostu raz za razem uświadamiałam sobie, że straciłam najważniejszą osobę w swoim życiu. Osobę, która była ze mną od samego początku, która zawsze mnie rozumiała i dla której byłam gotowa zatrząść całym światem, byle tyle ją uszczęśliwić.

            Jednak miałyśmy za mało czasu. Audrey nie zdążyła zasmakować choć namiastki wolności, której tak pragnęła, a ja nie zdążyłam jej tej wolności podarować. Miałam wrażenie, że te wyrzuty sumienia będą towarzyszyć mi już zawsze, nieważne, ile lat minie od jej śmierci.

            Może właśnie dlatego nie potrafiłam nawet mówić do niej na głos. Świadomość, że już jej tutaj nie było, kompletnie mnie rozstrajała i nie potrafiłam się do tego przekonać.

            Z myśleniem było inaczej. W myślach umiałam powiedzieć jej wszystko.

            Dlatego siedziałam na cmentarzu w kompletnej ciszy, patrząc na nagrobek i w myślach wymieniając wszystko, co wydarzyło się do tej pory. Czułam się tak, jakbym się tym z nią dzieliła, a jednocześnie szukała rozwiązania. Analizowałam, przypominałam sobie szczegóły i bezgłośnie wyspowiadałam się ze wszystkiego, co ciążyło mi przez ostatnie kilkanaście tygodni.

Damska łazienka, trzecie piętro.

Przeczytałam wiadomość od anonimowego numeru i przestałam skupiać się na prowadzonej przez nauczyciela lekcji. Zerknęłam na tablicę, po czym wróciłam wzrokiem do ekranu telefonu. Nie wiedziałam, kto wysłał smsa. Zmarszczyłam lekko brwi i wsunęłam komórkę z powrotem do kieszeni granatowego mundurka, który po kilku godzinach był jeszcze bardziej wygnieciony niż zazwyczaj. Gdyby matka zobaczyła go w takim stanie, pewnie nieźle by mi się za to oberwało. Poprawiłam go i wyprostowałam się, rzucając kątem oka na resztę klasy.

Większość starała się skupić na przekazywanym przez nauczyciela materiale, ale ławki z tyłu okupowało kilku gnojków, którzy dokładnie wiedzieli, kto płacił za ich naukę i na ile mogą sobie pozwolić. Wymieniali się spojrzeniami, pokazywali sobie coś na telefonach i z głupkowatymi uśmiechami szeptali między sobą.

            Pan Andrews, nauczyciel historii, był dla nich zbyt wyrozumiały i nawet powieka mu nie drgnęła, gdy jeden z chłopaków wybuchł głośnym śmiechem. Nawet tutaj, w tej śmiesznej sali wszystkich obowiązywała hierarchia. W tym przypadku nasz profesor niewiele miał do powiedzenia. Pracował w renomowanym liceum w Filadelfii na tyle długo, że doskonale wiedział, że jakiekolwiek wtrącanie się i zwracanie uwagi uczniom nie miało sensu.

            W tym miejscu wszystko można było kupić – reputację, oceny, przychylność, szacunek i przyszłość. Te bogate dzieciaki dobrze wiedziały, że wystarczy jeden telefon do rodziców, a w ciągu pięciu minut będą mieli zdane wszystkie przedmioty i egzaminy, a w gratisie dostaną miejsce na jednej z najlepszych uczelni.

            Westchnęłam i oderwałam od nich wzrok. Wiedziałam, że nie usiedzę tutaj ani minuty dłużej. Wiadomość, którą dostałam od anonimowego numeru nie dawała mi spokoju.

Co chwilę spoglądałam na telefon i w końcu podjęłam decyzję, do której wielokrotnie będę jeszcze wracać i zastanawiać się, co by było, gdybym nigdy nie zdecydowała się opuścić tej klasy.

            Wyszłam na korytarz za pozwoleniem nauczyciela i bez zastanowienia weszłam na trzecie piętro. Poprawiłam krótką, granatową spódniczkę i zaczęłam się rozglądać.

            Byłam pewna, że ktoś robił sobie ze mnie żarty. Wysłał do mnie anonimową wiadomość, żeby mnie wyśmiać, kiedy tylko wejdę do łazienki. Byłam przekonana, że niektórzy uczniowie w tej szkole naprawdę się nudzili. Może szukali adrenaliny, a może chcieli znaleźć inne zajęcie, różniące się od robienia notatek w trakcie lekcji.

            Byłam jednak ciekawa, dlatego weszłam do jasnej łazienki. W pomieszczeniu panowała cisza. Przez moment przyglądałam się zamkniętym kabinom.

            Wydawało mi się, że nikogo tutaj nie było.

            Podeszłam do jednej z umywalek i poprawiłam długie blond włosy, które układały się w idealne fale. Miałam na twarzy delikatny makijaż, przez co cienie pod moimi oczami były bardziej widoczne. Gdyby moja matka je zobaczyła, pewnie miałaby na ich temat wiele do powiedzenia.

            Jeszcze raz rozejrzałam się po łazience, aby upewnić się, że nikt tu na mnie nie czekał. Już chciałam stwierdzić, że miałam rację i ktoś robił sobie ze mnie żarty, ale w tym samym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącego na telefon powiadomienia. Wyciągnęłam komórkę i odczytałam kolejną wiadomość.

            Trzecia kabina po lewej.

            Po moich plecach spłynął nieprzyjemny, zimny dreszcz. Zamarłam z dłonią zaciśniętą na telefonie i uniosłam wzrok na kabiny. Zerknęłam przez ramię, spodziewając się, że ktoś przez cały ten czas mnie obserwował, ale w łazience byłam sama i panowała tutaj sroga, pełna napięcia cisza.

            Wzięłam wdech i ostrożnie podeszłam do wyznaczonej w wiadomość kabiny. Przez moment wahałam się, czy powinnam ją otwierać, ale w końcu sięgnęłam po klamkę i pociągnęłam drzwi w swoją stronę. Otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a ja powoli zajrzałam do środka.

            W tej samej chwili telefon wysunął mi się z dłoni. Czułam, jak powietrze ucieka mi z płuc, gdy mój wzrok natrafił na krew na białych kafelkach.

            Na bezwładne ciało leżące na ziemi.

            Na rany na przedramionach trupiobladej dziewczyny.

            Na krew, której w jednej chwili wydawało się jeszcze więcej.

            Na twarz mojej siostry, której oczy straciły żywy blask.

            Na cały mój świat, który legł w gruzach, gdy rzuciłam się w jej stronę, próbowałam ją obudzić, szarpałam ją za ramiona, wbijałam palce w jej zimną skórę i brudziłam dłonie jej krwią.

Wróciłam wspomnieniem do momentu, w którym znalazłam ją w szkolnej łazience. Co wtedy pominęłam? Dlaczego jej śmierć została uznana za samobójstwo, skoro w łazience nie było żadnych śladów? Przecież policja na pewno o tym wiedziała, a mimo to nie wytypowała żadnego oskarżonego. Nawet mi nie postawiono żadnych zarzutów. Czy to była zasługa mojej matki? Czy tylko dzięki niej mnie również nie podejrzewali?

            Ale dlaczego akurat jej zależało na zatuszowaniu tych wszystkich śladów? Przecież jasno dawała znać, że nienawidziła nas, odkąd się urodziłyśmy. Jaki cel miała w zapewnieniu mi alibi i zmuszenia policjantów do stwierdzenia, że było to samobójstwo?

            Od początku w tej sprawie coś nie pasowało, a na domiar złego nie miałam żadnych poszlak. To moje prywatne śledztwo po prostu się ciągnęło, a ja stałam w miejscu. Wszystko w jakiś cholerny sposób stało w miejscu.

            – Co ty zrobiłaś, Audrey? – Tym razem pytanie zadałam prosto w przestrzeń. – Co zrobili tobie? Kto to był? Kto to, kurwa, był?

            Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam rozglądać się po cmentarzu. Jakaś starsza pani gapiła się na mnie jak na wariatkę, gdy w końcu pożegnałam się z siostrą i szybkim krokiem ruszyłam w stronę samochodu. Jeżeli sama nie potrafiłam rozwiązać tej sprawy, musiałam zaangażować kogoś jeszcze.

            A jedyną osobą, która do tej pory nie przekazała mi żadnych informacji, był Daniel Moore. To on był w policji, to on był na bieżąco ze wszystkimi tropami. Po takim czasie na pewno musiał o czymś wiedzieć.

            Chyba, że nie powiedział mi prawdy. Może śmierć jego córki również została uznana za samobójstwo.

            W końcu obrażenia Audrey i Avery były takie same.

            Nie mogłam jednak uwierzyć, że mając w mieście dwie martwe nastolatki z takimi obrażeniami policja po prostu postanowiła zamieść tę sprawę pod dywan i stwierdzić, że zabiły się same.

            Od początku w to nie wierzyłam. Jednak, jeśli policja nie próbowała w tym temacie działać, może również była w to w jakiś sposób zamieszana? Może najciemniej było pod latarnią i to tam powinnam była szukać rozwiązania?

            Wiedziałam, że coraz bardziej wariowałam na punkcie tej sprawy i byłam gotowa zacząć podejrzewać nawet najbliższych. Jednocześnie się za to nienawidziłam i byłam coraz bardziej zdesperowana.

            Czy zabójca działał sam czy z kimś? Skąd miał mój numer? Skąd znał Audrey? Dlaczego był tak blisko, a ja dalej nie potrafiłam go zlokalizować.

            Nagle przystanęłam. Wzięłam wdech.

            Postanowiłam zacząć szukać tam, gdzie nigdy nikogo bym nie podejrzewała. Tam, gdzie morderca mógł się ukryć, gdyby tylko sądził, że odpuszczę śledztwo w sprawie własnej siostry o wiele szybciej. Może nie tylko ja do tej pory żyłam w błędzie.

            Może on również się mylił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro