Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział niesprawdzany, więc z góry przepraszam, jeśli pojawią się jakieś literówki. Będę wdzięczna za waszą aktywność. Miłego czytania <3

Wróciłam do rzeczywistości, gdy w tłumie uczniów dojrzałam znajomą czuprynę.

Jak oparzona przepchnęłam się między moimi przyjaciółmi i wbiłam wzrok w mężczyznę, który zamaszystym krokiem szedł w nieznanym kierunku. Nie miałam pojęcia, co tu robił ani gdzie się kierował.

Czułam jednak, jak mój puls gwałtownie przyspiesza i z niepokojem obejrzałam się na trójkę osób, z którą przed chwilą rozmawiałam. Ich spojrzenia były wbite prosto w Daniela Moore'a, który zniknął właśnie za zakrętem.

– Co on tutaj robi? – zapytałam i zmarszczyłam brwi. Nasze zdezorientowanie zwróciło uwagę innych uczniów, przez co zaczęli na nas zerkać, gdy wymieniliśmy pełne niepokoju spojrzenia. Nie musiałam nawet się odzywać, w czwórkę bez zastanowienia ruszyliśmy za ojcem Avery.

Daniel nie miał na sobie policyjnego munduru, ale byłam pewna, że dalej był zaangażowany w śledztwo w sprawie morderstwa własnej córki. Co prawda przez ostatnie tygodnie nie dostałam od niego ani jednej informacji, a moje wiadomości zbywał, gdy byłam w Londynie. Tłumaczyłam to sobie tym, że miał na głowie sporo spraw i zapewne nie miał czasu, by szczerze ze mną porozmawiać. Może oboje czuliśmy się obserwowani przez mordercę.

Przecisnęłam się przez wąski korytarz i przyspieszyłam kroku, by go dogonić. Gdy skręciliśmy w prawo, w miejsce, w którym przed chwilą zniknął, zdążyliśmy jedynie dostrzec fragment jego ciała. Wślizgnął się do gabinetu dyrektora i zamknął za sobą drzwi.

Zatrzymałam się wpół kroku i obejrzałam się na moich przyjaciół.

– Może chce zadać mu kilka pytań w związku ze śmiercią Avery – podsunęła niepewnie Brooke, ale żadne z nas przez moment jej nie odpowiedziało.

– Po co? Przecież byli przekonani, że to Remo jest winny – wyplułam te słowa z niesmakiem, bo nadal niemiłosiernie denerwował mnie fakt, że Remo postanowił poświęcić się w taki sposób. Na dowód swoich słów spiorunowałam wzrokiem chłopaka, którego mimika twarzy nic nie zdradzała. Nie wyglądał nie przejętego czy zdenerwowanego. Wręcz przeciwnie, był cholerną bryłą lodu, która czasami mnie przerażała.

– Ale skoro wyszedł, na pewno szukają prawdziwego winnego – dodała, choć w jej głosie wyraźnie dało się słyszeć wahanie.

– Poczekajmy tutaj na niego. Może dowiemy się czegoś, gdy wyjdzie – powiedział Dean, a ja powoli kiwnęłam głową. Zadzwonił dzwonek na lekcje, ale żadne z nas nie ruszyło się z miejsca.

Uczniowie oglądali się na nas, gdy szli w kierunku klas, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Po pięciu minutach z westchnieniem oparłam się o ścianę i niecierpliwie skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. Próbowałam domyślić się, po co ojciec Avery nagle pojawił się w szkole. Teraz zobaczyliśmy go całkowitym przypadkiem, więc czy to możliwe, że przyjeżdżał tutaj już wcześniej? A jeśli tak, co załatwiał z dyrektorem naszej szkoły?

Przygryzłam nerwowo wargę.

– Czy to dzisiaj przypada dzień, kiedy musimy zostać po szkole, żeby odbębnić karę? – zapytał nagle Dean, a ja spojrzałam na niego gwałtownie, bo dopiero on mi o tym przypomniał. Humor popsuł mi się jeszcze bardziej. – I to przez kogoś, przez kogo obiliśmy mordy jakimś durniom?

Przymknęłam z rezygnacją powieki.

– Nie przypominam sobie, żebym prosiła was o pomoc – mruknęłam.

– Wyraźnie o tę pomoc błagałaś, gdy ruszyłaś z tymi piąstkami na piątke innych uczniów – zakpił, a ja otworzyłam oczy. Wskazał na mnie, więc w odpowiedzi uniosłam dłoń i pokazałam mu środkowy palec.

– Jakbyś mnie w końcu nauczył tej samoobrony, nie byłoby takiej potrzeby – stwierdziłam.

– Właśnie, samoobrony, a nie atakowania innych ludzi – zażartował, a ja lekko zmrużyłam oczy i wróciłam się do wgapiania się w drzwi od gabinetu dyrektora. Po chwili zerknęłam za siebie, obawiając się, że jakiś nauczyciel będzie przechodził przez korytarz i odeśle nas do klas.

Brooke przestąpiła niecierpliwie z nogi na nogę i już chciała się odezwać, gdy nagle drzwi się otworzyły. Zamarliśmy w oczekiwaniu. Daniel przeszedł przez próg, ale jeszcze spojrzał przez ramię i rzucił kilka słów w stronę dyrektora. W końcu wyszedł na korytarz, zatrzasnął drzwi i uniósł głowę. Dopiero wtedy nas dojrzał i tak jak się domyślałam, zatrzymał się wpół kroku. Zmarszczył delikatnie brwi na nasz widok.

Był tak samo blady, jak zapamiętałam go ostatnim razem. Jeszcze bardziej schudł i najwyraźniej nadal ciężko znosił śmierć własnej córki. Potarł kilkudniowy zarost, po czym po chwili zawahania ruszył w naszą stronę.

– Co wy tu robicie? – zapytał miękkim tonem. Brooke uniosła brew.

– Chodzimy do szkoły? – odpowiedziała pytaniem na pytanie i dostała lekkiego kuksańca w żebra od Deana. Wzięłam wdech.

– Zauważyliśmy pana na korytarzu i chcieliśmy zapytać, co chciał pan załatwić u naszego dyrektora – wytłumaczyłam pospiesznie, by nikt z trójki już się nie wtrącił.

– Och, więc o to chodzi – powiedział, jakby dopiero wtedy dotarł do niego sens naszej obecności. – Chciałem porozmawiać z dyrektorem o mojej córce.

– O czym dokładnie chciał pan porozmawiać? – zapytałam. – Czy śledztwo dalej trwa? Miał pan nas informować na bieżąco, a odkąd wyjechałam...

– Bardzo mi przykro, Lucy, ale odkąd nie mogę brać oficjalnie udziału w śledztwie, zdobywanie informacji jest naprawdę utrudnione. Nie mam na razie nic, co mogłoby wam pomóc.

– Czyli śledztwo stoi w miejscu? – dopytał chłodno Remo, którego odpowiedź Daniela wyraźnie nie zadowoliła.

– Niestety – przytaknął, kiwając sztywno głową. – Czy jakoś jeszcze mogę wam pomóc?

– Po prostu niech pan na bieżąco o wszystkim informuje, jeśli już coś będzie pan wiedział – odpowiedziałam. – Może możemy jakoś pomóc?

– Myślę, że jak na razie zrobiliście wystarczająco dużo – podsumował. – Przepraszam, ale trochę mi się spieszy.

– Pana żona nadal jest na wyjeździe czy już wróciła? – zapytał Remo, a Daniel szybko się zatrzymał. – Może ona wiedziała coś o Avery? – podsunął.

– Nadal jest na wyjeździe – odpowiedział. – Skontaktuję się z wami, jeśli będę cokolwiek wiedział. Do usłyszenia.

Zasalutował nam i nawet zmusił się do lekkiego uśmiechu. Odprowadziliśmy go wzrokiem, gdy ruszył do wyjścia. Niespełna minutę później na korytarzu spotkała nas jedna z nauczycielek, od której solidnie nam się oberwało. Wygoniła nas do klas, nim zdążyliśmy porozmawiać o tym, co powinniśmy zrobić dalej.

***

Dzień w szkole upłynąłby nam zdecydowanie szybciej, gdybyśmy nie musieli odpracowywać kary tuż po zakończonych lekcjach. Dochodziła czwarta po południu, gdy zniechęceni sprzątaliśmy jedną z klas. Dean był w trakcie odklejania gum spod stolika, Brooke układała krzesła, a ja, wzdychając co chwilę, zamiatałam podłogę.

– Mógłbyś jakoś pomóc, wiesz? – rzuciłam z przekąsem, gdy Remo stał pod tablicą, trzymając szufelkę.

– To praca zespołowa, ale każdy wykonuje zadanie inaczej – odpowiedział z cichym pomrukiem i wskazał na moją szczotkę, a po chwili na szufelkę. Przewróciłam oczami.

– Po prostu przyznaj się, że jesteś leniem i nie chce ci się tego robić – fuknęłam, zamaszyście machając miotłą.

– Lucy, nikomu nie chce się tego robić – poprawił mnie, a ja potoczyłam wzrokiem po dwójce naszych przyjaciół. Dean zrezygnował z walki z gumami i teraz siedział z czołem opartym o blat, a Brooke zamiast poprawiać krzesła, usiadła na jednym z nich i z rezygnacją odchyliła głowę do tyłu. Prychnęłam, zgarnęłam resztę śmieci w zgrabną kupkę i wskazałam na chłopaka.

– A teraz kucaj i to zbieraj. – Mój rozkaz wyraźnie go rozbawił, ale bez zawahania wykonał moje polecenie. Podałam mu zmiotkę i sama opadłam na fotel nauczyciela przy biurku. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam przeglądać media społecznościowe. Nie trwało to jednak długo, bo już po chwili na jednej z aplikacji znalazłam ogłoszenie o sprzedaży auta.

Nie zrobiłoby to na mnie żadnego wrażenia, gdyby na sprzedaż nie zostało wystawione auto mojej siostry. Moja matka wrzuciła ogłoszenie raptem piętnaście minut.

Serce mocniej zabiło mi w piersi.

Z jakiegoś powodu nie byłam gotowa na sprzedaż tego samochodu. Odnosiłam wrażenie, że kiedy się go pozbędziemy, śmierć Audrey stanie się jeszcze bardziej realna. Przełknęłam ciężko ślinę i uniosłam głowę. Poczułam się zagubiona, ale jednocześnie wiedziałam, że za nic w świecie nie pozwolę, żeby pozbyli się tego auta już teraz.

– Muszę iść – powiedziałam i gwałtownie zerwałam się na nogi.

– O nie, moja droga, każdy sprząta taką samą ilość, nie będziesz... – zaczął Dean, ale nie słuchałam go. Jak oparzona wybiegłam z klasy, ignorując ich wołanie. Pędem ruszyłam przez korytarz prosto do wyjścia.

Wpadłam do samochodu jak burza i odjechałam z piskiem opon. Z mocno bijącym sercem mknęłam ulicami Filadelfii, a dłonie coraz mocniej zaciskałam na kierownicy. Z głowy nie potrafiłam wyrzucić myśli, że traciłam właśnie kolejną rzecz, która należała do Audrey.

Choć obiecałam, że więcej nie pojawię się na rodzinnej posesji, wróciłam bez zawahania. Nie przejmowałam się moimi rodzicami, przynajmniej nie tak mocno, jak może powinnam.

Zaparkowałam przed bramą, bo nie zamierzałam wjeżdżać do środka. Wysiadłam, zamknęłam drzwi pilotem i pchnęłam furtkę, by wejść na posesję. Wydawało mi się, że w posiadłości panowała nienaturalna cisza i przez myśl przeszło mi, że tym ogłoszeniem matka specjalnie chciała ściągnąć mnie do domu. Zwolniłam nieco kroku, ale w końcu uniosłam pewniej głowę i skierowałam się prosto do garażu.

Było ciepłe popołudnie, a słońce jeszcze nie zachodziło, dlatego kiedy otworzyłam drzwi od garażu, w środku od razu zrobiło się jasno. Spojrzałam na białe bmw, które stało po prawej stronie i czym prędzej do niego podeszłam. Pociągnęłam za klamkę i drzwi natychmiast ustąpiły. Wślizgnęłam się do środka na miejsce kierowcy, które najczęściej zajmowała moja siostra. Przesunęłam palcami po czarnej kierownicy i rozejrzałam się po wnętrzu. Na fotelach nie zalegały żadne rzeczy, ale w przypływie chwili zerknęłam na schowek i bagażnik. Nie pomyślałam o tym wcześniej, ale czy istniała szansa, że moja siostra coś tu zostawiła?

Nachyliłam się nad skrzynią biegów i sięgnęłam dłonią po uchwyt od schowka. Przekopałam wszystkie rzeczy w poszukiwaniu czegoś istotnego, ale znalazłam jedynie puste opakowanie po żarówkach, mapę i latarkę. Sięgnęłam po mapę i rozłożyłam ją.

Moje serce zabiło mocniej, gdy dostrzegłam na niej narysowane czarne x. Może moja siostra w ten sposób chciała zaznaczyć miejsca, w które chciała uciec, ale może... Zmarszczyłam brwi, nie będąc pewną, czy była to jakaś wskazówka. Nie zamierzałam jednak tego zignorować, więc złożyłam mapę z powrotem i zabrałam ze sobą, nim wyszłam z samochodu.

Obeszłam auto i otworzyłam bagażnik. W rogu stało jedynie pudełko z płynem do spryskiwaczy i do chłodnicy. Poza tym nie zauważyłam nic istotnego, ale nie mogłam pozbyć się przeczucia, że moja siostra pozostawiła tutaj coś jeszcze.

Nie myliłam się.

Kiedy podniosłam materiałową plandekę, pod którą kryła się gaśnica i zapasowe koło, dostrzegłam także metalowe pudełko, które nie wyglądało jak apteczka. Zaintrygowana sięgnęłam po nie i otworzyłam wieczko. Moja dłoń drgnęła, gdy dostrzegłam kolejne zrolowane w środku banknoty. Poza nimi pod spodem znajdowały się także... Listy.

Jak oparzona zamknęłam pudełko i bagażnik, po czym pędem ruszyłam do domu. Byłam przekonana, że mój tata w tym samym miejscu, w którym trzymał kluczyki od mojego samochodu, miał też kluczyki od auta Audrey. W domu panowała cisza, ale nie zamierzałam sprawdzać, czy któreś z moich rodziców było tu obecne.

Weszłam po schodach na piętro i dalej z mocno bijącym sercem zajrzałam do sypialni rodziców. Była pusta. Choć we własnym domu czułam się obecnie jak intruz, nie powstrzymało mnie to przed wejściem do środka. Otworzyłam garderobę i zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu kluczyków.

Nie trwało to długo. Z satysfakcją wygrzebałam kluczyki z małego pudełeczka i wysunęłam z kieszeni telefon, by zadzwonić do jednej, konkretnej osoby, która bardzo dobrze potrafiła kraść.

– Remo – odezwałam się szeptem, gdy odebrał. – Mam dla ciebie zadanie.

– Nie wiem, czy chcę je wykonać – odpowiedział od razu. – Gdybyś nie uciekła bez wyjaśnienia, może byłbym zainteresowany.

– To zadanie na pewno ci się spodoba. Jest idealne dla ciebie – odparłam i usłyszałam jego ciche westchnienie.

– Znowu mam obić komuś mordę?

– Zabawne – prychnęłam. – Nawet lepiej – dodałam, gdy między nami ciągnęła się pełna napięcia cisza.

– Znowu muszę wyciągać cię z tarapatów?

– Och, przestań – fuknęłam. – Przyjedź z Deanem do mojej rodzinnej posiadłości. Zostaw swoje auto na parkingu.

Byłam przekonana, że właśnie uniósł z zaintrygowaniem brew.

– I co dalej? – dopytał.

– W czym jesteś najlepszy?

– No nie wiem, we wszystkim? – odpowiedział pytaniem na pytanie, a ja parsknęłam z rozbawieniem pod nosem.

– Chciałbyś. Jest konkretna rzecz, w której jesteś dobry.

Przez moment Remo się nie odzywał, aż w końcu powiedział wolno:

– Lucy... Czy tym razem chcesz coś ukraść?

– Widzę, że szybko dochodzimy do porozumienia – powiedziałam zadowolona. – Przyjeżdżaj, będziesz zadowolony.

– Dlaczego mam ukraść coś z twojego domu? To nie brzmi dobrze.

– To brzmi świetnie, przekonasz się, jak tu przyjedziesz. Tylko się pospiesz – dodałam stanowczo i rozłączyłam się, by nie mógł się sprzeciwić. W czasie, w którym jechał on do mojej rodzinnej posiadłości, upewniłam się, że w domu nikogo nie było. Nie wiedziałam, za ile moi rodzice zamierzali wrócić do domu, ale musieliśmy się pospieszyć, by nikt nas nie nakrył.

Jako idealna córka wyłączyłam kamery, które były ustawiona na podwórko i zgarnęłam z pokoju rzeczy, których ostatnio przy szybkim pakowaniu zapomniałam. Weszłam do garażu akurat, kiedy pod dom podjechała cała trójka samochodem Deana. Uśmiechnęłam się do nich z dumą, gdy otworzyłam bramę.

– To mi się kompletnie nie podoba – zaczął Remo, ale Brooke jedynie przewróciła oczami i trąciła go ramieniem.

– Wyluzuj – powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Nim dodał coś jeszcze, rzuciłam mu kluczyki, które ręcznie złapał. Na jego twarzy pojawił się grymas.

– Już raz trafiłem do więzienia, nie chcę tego zrobić po raz kolejny, tym razem przez twoją matkę – fuknął.

– Nie bądź pizdą – powiedział za jego plecami Dean, a ja odsunęłam się, by spojrzał na samochód. Nagle uniósł lekko brwi i nawet gwizdnął, wpatrując się w bmw.

– Zapomnijcie o wszystkim, co przed chwilą powiedziałem, to cacko jest warte przesiedzenia w więzieniu nawet dziesięć lat.

– A mówił ci ktoś kiedyś, że masz niezdrową obsesję na punkcie samochodów? – spytałam z uśmiechem. – Rozłożyć ci czerwony dywan, żebyś w końcu wsiadł do środka?

W odpowiediz potarmosił mi włosy, a ja przeklęłam cicho pod nosem i usunęłam mu się z drogi. Remowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wsiadł do środka i z satysfakcją odpalił samochód. Silnik cicho zamruczał, a kąciki moich ust zadrżały.

– Tylko jedź przepisowo! Nie chcę go stracić od razu po wyjechaniu nim z domu – ostrzegłam.

– Ja w przeciwieństwie do ciebie potrafię przepisowo jeździć! – zawołał. W trójkę usunęliśmy mu się z drogi, by mógł bez przeszkód wyjechać z garażu. Nawet na nas nie czekał. Od razu wyjechał z posesji i ruszył z piskiem opon, aż się za nim zakurzyło. Uśmiechnęłam się, wiedziałam, że samochód był w dobrych rękach.

W czasie, gdy Remo śmigał już po drogach, ja z Deanem i Brooke zamknęliśmy garaż i dom, po czym wróciliśmy do samochodów. Skierowaliśmy się prosto do domu Rema, bo w trakcie jazdy wysłał nam wiadomość na grupie, w której napisał, że chciałby coś w tym samochodzie sprawdzić.

Śmiać mi się chciało, gdy nagle na posesję Rema wjechały trzy auta, a czwarte, którego wcześniej nie widziałam, stało przy bramie. Praktycznie nie zmieściliśmy się na podjeździe, ale chłopak wyraźnie na to nie narzekał.

Wysiadłam i ruszyłam w jego stronę, odgarniając przy okazji włosy z twarzy.

– Co chcesz sprawdzić? – zapytałam. – I co to za auto? – dodałam, wskazując na zielonego Lexusa.

– Koleżance mojej mamy coś się popsuło i poprosiła mnie, żebym naprawił w wolnej chwili – wyjaśnił. Zajrzałam do środka samochodu mojej siostry. Remo zaczął coś już grzebać przy radiu, a ja uniosłam z zaintrygowaniem brwi.

– Co robisz?

– Jak ci to naprawię, to zaczną ci grać w samochodzie głośniki z tyłu, których nie masz – powiedział całkowicie poważnie, a ja parsknęłam.

– A psy dupą zaczną szczekać – powiedziałam pod nosem.

– Poświeciłabyś mi tutaj! – warknął, więc posłusznie zapaliłam latarkę i skierowałam w jego stronę. Kąt, w którym padało światło, chyba mu się nie spodobał, bo od razu dodał: – Mnie świecisz czy sobie?

Spiorunowałam go wzrokiem.

– Tu się lepi wszystko – poskarżył się.

– Mózg ci się lepi – skwitowałam, gdy do auta zajrzała również dwójka naszych przyjaciół.

– Chuja, ja się znam na wszystkim – wymamrotał, nachylając się i dalej grzebiąc. Znowu spojrzałam na zielonego lexusa.

– Spójrz, pani obok jeździ z różańcem w aucie. Też powinnam się w taki zaopatrzyć, kiedy z tobą jadę – powiedziałam, a Remo zmrużył lekko oczy.

– Ja ci to, kurwa, zaraz naprawię.

– Nie wątpię – parsknęłam, choć nie miałam pojęcia, co dokładnie robił.

W końcu coś powycierał, coś poprawił i z pełnym zmęczenia westchnieniem wyszedł z auta. Spojrzeliśmy na niego z uniesionymi brwiami.

– Już, zadowolony? – spytał Dean. Chłopak kiwnął głową. – To co robimy dalej?

Spojrzałam na mój samochód, w którym zostawiłam pudełko z listami od mojej siostry, pieniędzmi i mapą. Nie wiedziałam, co było w listach i nie wiedziałam, czy chciałam się z kimkolwiek dzielić tym, co tam było, ale od razu skierowałam się do auta i wyciągnęłam mapę.

– Znalazłam ją w schowku w samochodzie – powiedziałam.

– Poczekaj, a właściwie dlaczego ukradliśmy z domu twoich rodziców auto twojej siostry? – zapytała nagle Brooke, jakby dopiero teraz sobie to uświadomiła.

– Bo chcieli je sprzedać, a to ostatnia rzecz, która mi po niej została – odpowiedziałam, a ona kiwnęła ze zrozumieniem głową i skupiła uwagę na mapie. – Na początku myślałam, że pozaznaczała tu miasta, w których chciałaby zamieszkać po ucieczce, którą planowałyśmy, ale...

Zawahałam się i spojrzałam na mapę raz jeszczcze. Rozłożyłam ją.

– Ale? – pociągnął Remo dalej.

– Sa tu zaznaczone miejsca w Filadelfii, a żadna z nas nie zamierzała w Filadelfii zostać – powiedziałam w końcu. – Pomyślałam sobie, że może w ten sposób znajdziemy jakieś odpowiedzi. Jeśli tam pojedziemy i sprawdziwy każdą po kolei. Tylko, cholera...

Urwałam nagle i zmarszczyłam z niezadowoleniem brwi.

– Co jest? – spytała Brooke.

– Byłam w domu, ale nie zabrałam z jej pokoju jej telefonu. Tuż po jej śmierci miałam nadzieję, że znajdę tam jakieś istotne informacje, ale jej telefon był zablokowany i nie potrafiłam go odblokować. Pomyślałam, że może wspólnymi siłami bylibyśmy w stanie odgadnąć kod i poszperać trochę w jej komórce.

– No to na co czekasz? Zawsze możemy tam wrócić. Tym razem wszyscy, żeby rodzice nie mogli ci nic zrobić – odpowiedziała Brooke.

– Mam też jej listy. Znalazłam je w pudełku razem z pieniędzmi w bagażniku – dodałam.

– Czy to znaczy, że w końcu mamy jakieś rzeczy, dzięki którym może odgadniemy, co się z nią stało? – spytał z nadzieją Dean. Uniosłam niepewnie kącik ust i kiwnęłam głową.

– Chyba tak.

– W takim razie weźmy się do pracy. Szukanie mordercy wydaje się o wiele lepsze od zeskrobywania zużytych gum ze stolików w szkole – powiedział z uśmiechem i wszyscy się z nim zgodziliśmy.

– Ale może nie tutaj. Moja mama... – zaczął Remo i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że przecież była w tym domu.

– Właśnie, nie przywitaliśmy się z nią i z twoim bratem – powiedziałam i już zamierzałam ruszyć do środka, gdy Remo gwałtownie złapał mnie za ramię i pokręcił głową. Dostrzegłam w jego oczach prośbę i przejęcie i jednocześnie poczułam niepokój.

– Może innym razem – powiedział w końcu przez ściśnięte gardło. – Mamy teraz ważniejsze rzeczy na głowie.

Byłam przekonana, że kłamał, ale nawet nie dał nam dojść do słowa, gdy od razu dodał:

– Pojedźmy do mnie do mieszkania.

Zamówiliście już papierową Elitę? <3

#elitaNA

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro