Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wróciliśmy do Rema chwilę później. Żadne z nas nie przyznało się do tego, co stało się za bramą cmentarza. Brooke spojrzała na nas uważnie, gdy bez słowa ponownie stanęliśmy obok nich. Dostrzegła zaczerwienioną dłoń Deana i moją zaciśniętą szczękę, ale nie pytała. To nie był odpowiedni moment na zadawanie jakichkolwiek pytań.

            Po powrocie zauważyłam, że wśród Rema zrobiło się bardziej pusto. Część rodziny musiała się z nim już pożegnać, ale on nadal stał przy grobie swojej matki. Wyglądał, jakby nie miał zamiaru odchodzić.

            Otrząsnęłam się z gwałtownych emocji, które ogarnęły mnie, gdy zobaczyłam jego ojca. Wzięłam więcej powietrza do płuc i wypuściłam je powoli, by się uspokoić. Dopiero wtedy podeszłam do niego i splotłam jego palce z moimi.

            Oderwał wzrok od kamienia i poczułam na sobie jego spojrzenie.

            – Jeszcze chwilę – powiedział prawie bezgłośnie. Uścisnęłam jego dłoń mocniej.

            Wyglądało na to, że nie zauważyłam naszego chwilowego zniknięcia, a ja nie zamierzałam wyprowadzać go z błędu. Obejrzałam się przez ramię w poszukiwaniu naszych przyjaciół i odetchnęłam z ulgą, gdy dostrzegłam, że Brooke i Dean zajęli się Tony'm. Rozmawiali też z dziadkami Rema. Na twarzy kobiety dostrzegłam ślady łez. Oboje wyglądali na poruszonych.

            Wróciłam spojrzeniem do grobu. Oparłam głowę o ramię Rema i wtuliłam się w jego bok. Przez moment jeszcze nie reagował, ale w końcu wyswobodził rękę z mojego uścisku i objął mnie ramieniem. Po jego policzku spłynęła jedna, pojedyncza łza.

            – Chodźmy – wychrypiał jakiś czas później i poruszył się. Dostrzegłam jego zaczerwienione oczy, ale nic nie powiedziałam. Odwróciliśmy się w stronę reszty i Remo na moment mnie puścił. Wrócił do swojego brata, mocno go przytulił i kucając, szepnął mu coś do ucha.

            – Zaprosiliśmy część naszych bliskich na obiad. Może chcecie dołączyć? – odezwała się babcia Rema. Tym razem jej głos był spokojniejszy niż ostatnio, choć nie ukrywała, że jeszcze chwilę temu płakała.

            – Dziękujemy – odpowiedziała za nas szybko Brooke. – Na pewno chcecie spędzić ten czas we własnym gronie. My... Pomożemy Remowi później – dodała i zmusiła się do słabego uśmiechu. Ja również lekko uniosłam kąciki ust, choć moje spojrzenie pozostało poważne. Znowu zerknęłam na Rema, który szedł teraz przodem, trzymając swojego brata za rękę.

            – Jak uważacie – odpowiedziała, wzruszając ramionami. – Gdybyście jednak zmienili zdanie, nasza zaproszenie jest cały czas aktualne.

            Podziękowaliśmy jej raz jeszcze i wróciliśmy na parking. Remo odnalazł mnie wzrokiem, więc szybko do niego podeszłam.

            – Zobaczymy się w domu? – zapytałam łagodnie i poprawiłam wygnieciony kołnierzyk jego czarnej koszuli. Skinął powoli głową, więc puściłam go i odsunęłam się. Dean kiwnięciem głowy zachęcił mnie do wejścia do samochodu. – Gdyby coś się działo, zadzwoń – dodałam od razu. Znowu przytaknął. Nie mogłam liczyć na nic więcej, dlatego posłałam mu jeszcze jeden blady uśmiech i skierowałam się do samochodu Deana.

            Kiedy zajęliśmy miejsca, w środku znowu zapadła cisza. Tym razem nie doskwierało nam już napięcie związane ze zbliżającym się pogrzebem. Właściwie nie doskwierały nam żadne emocje, wydawało mi się, że byliśmy z nich kompletnie wypruci.

            Podobnie czułam się po śmierci siostry, choć wtedy bardziej skupiałam się na znalezieniu odpowiedzi, dlaczego umarła. Nie mogłam uwierzyć, że do tej pory się tego nie dowiedziałam, jednak zamiast pluć sobie w brodę, kompletnie zignorowałam natarczywe myśli.

            – Myślę, że możemy wracać – odezwałam się cicho, kiedy przez kolejne sekundy siedzieliśmy nieruchomo w aucie. Dean drgnął, jakby się ocknął i wyciągnął z kieszeni eleganckich spodni kluczyki.

            – Odwiozę was do domu – powiedział, choć w jego głosie nie usłyszałam przekonania.

            – Przecież nie musimy się jeszcze rozstawać, spędzimy popołudnie razem – zdecydowała szybko Brooke.

            – Chciałabym później pojechać do Rema – wtrąciłam jedynie.      

            – Zawiozę cię – zaproponował od razu Dean, a ja podziękowałam mu cicho.

            Wydawało mi się, że tym razem nasza podróż do domu trwała o wiele krócej niż wcześniej. Po kilku minutach wygramoliłam się z samochodu i dziwnie zmęczona stanęłam na podjeździe do domu. Dean zgasił silnik i dołączył do nas bez wahania. Podejrzewałam, że również nie chciał siedzieć dzisiaj sam.

            Choć zdecydowałam się spędzić popołudnie z nimi, myślami cały czas byłam przy Remie. Co jakiś czas zerkałam na telefon, by upewnić się, że nie próbował się ze mną skontaktować.

            Weszliśmy do domu, a ja od razu skierowałam się na górę, żeby się przebrać. Znalazłam w pokoju Brooke jeszcze trochę moich ubrań, z których wygrzebałam szare dresy i zwykłą, czarną koszulkę. Przebrałam się w łazience i związałam włosy w wysokiego kucyka, by było mi wygodnie. Nie poczułam jednak upragnionej ulgi, którą myślałam, że poczuję. Automatycznie zeszłam z powrotem na dół, gdzie siedział już tylko Dean. Brooke na moment poszła do swojej sypialni.

            – Co za beznadziejny dzień – skomentował z westchnieniem. Niechętnie musiałam przyznać mu rację. Oczywiście nie spodziewaliśmy się niczego innego, ale emocje, które nam teraz towarzyszyły, nie były wcale przyjemne.

            Usiadłam obok niego, kiedy oparł ramię na oparciu kanapy i wyciągnął nogi do przodu, by wygodniej usiąść.

            – Nie jesteście głodne? – zapytał, kiedy do pokoju po chwili również zawitała Brooke. Tym razem była już przebrana i zmyła makijaż. Opadła na fotel obok nas, a ja podsunęłam kolana pod brodę i oparłam się na nich.

            – Nie – mruknęła dziewczyna i spojrzała na mnie. Również lekko pokręciłam głową.

            Siedzieliśmy razem w kompletnej ciszy. Nie mieliśmy ochoty rozmawiać, ale żadne z nas nie chciało być też same. Syciliśmy się swoją obecnością, jak mogliśmy. Cały czas myślałam o Remo, choć głupio powtarzałam sobie, że przecież nie był teraz sam. Był wśród rodziny, musiał poświęcić czas Tony'emu, na pewno ze wszystkim się starał. Drgnęłam jednak, gdy nawiedziła mnie pewna myśl.

            – Brooke – odezwałam się nagle. Dziewczyna uniosła na mnie wzrok, również wyrwana z zamyślenia. – Podobno kiedyś przebywałaś u Remo i u niego spałaś. Masz klucze do jego mieszkania.

            W jej oczach pojawiła się ciekawość.

            – Mam. Rozumiem, że mam ci je dać? – dopytała, a ja kiwnęłam głową.

            – Gdybyś była tak miła.

            – Nie jestem miła – stwierdziła, po czym wstała i poszła po klucze. Uśmiechnęłam się lekko i podziękowałam jej, gdy wcisnęła mi pęk kluczy niemal siłą do rąk. – Tylko nie rób nic głupiego – ostrzegła mnie.

            – Gdzieś to już dzisiaj słyszałam – odpowiedziałam, posyłając Deanowi porozumiewawcze spojrzenie. Jak na zawołanie schował swoją rękę za siebie i uśmiechnął się niewinnie.

            Spędziłam z nimi jeszcze kilka godzin, a po południu w końcu zaczęliśmy rozmawiać. Mając klucze do mieszkania Remo, wysłałam mu szybką wiadomość, że zaraz tam będę i będę na niego czekać. Nie odpisał, ale widziałam, że odczytał moją wiadomość.

***

Znów robiło się ciemno, a ja znów czekałam na Rema. Kiedy przyjechałam, posprzątałam jeszcze trochę kuchnię i w końcu usiadłam na kanapie w salonie, na której spaliśmy ubiegłej nocy. Czas niesamowicie mi się dłużył, ale gdy usłyszałam dźwięk przekręcanego w zamku klucza, zerwałam się na równe nogi i ruszyłam do wyjścia. Drzwi otworzyły się, a przez próg w końcu przeszedł Remo. Odetchnęłam z ulgą na jego widok.

            W salonie zapaliłam tylko jedną lampkę, dlatego w mieszkaniu panował półmrok. Rema jednak najprawdopodobniej to nie obchodziło, bo tylko na ułamek sekundy spojrzał mi w oczy, po czym ruszył w moją stronę. Westchnęłam, gdy złapał mnie w pasie, przyciągnął do siebie i położył dłoń na moich włosach. Przymknęłam powieki i wtuliłam się w jego znajome ciało. Objęłam go rękami i odetchnęłam jego zapachem.

            Przez moment kompletnie się nie ruszaliśmy. Remo schował nos w moje włosy i docisnął mnie do swojej piersi, a ja przyjęłam ten gest z ulgą. Dobrze było mieć go z powrotem. Cieszyłam się, że nie odtrącił mnie i nie próbował stawiać między nami muru. Może naprawdę byłam dla niego ważna.

            Dopiero po jakimś czasie powoli się odsunął, a ja go puściłam. Przełknęłam ciężko ślinę i zlustrowałam go wzrokiem. Jego koszula nie była już idealnie wyprasowana, pod oczami miał cienie i włosy zmierzwił mu wiatr. Ujęłam jego policzki w swoje dłonie i delikatnie musnęłam je kciukami.

            Nie pytałam, jak się czuł, bo wiedziałam, że czuł się okropnie. Zamiast tego pociągnęłam go do salonu i usiadłam razem z nim na kanapie. Nie wysiedział tam jednak długo, bo już po chwili wstał i poszedł do kuchni. Usłyszałam trzask szkła i odwróciłam się, by spojrzeć, co robi.

            Wyciągał właśnie z lodówki butelkę czerwonego wina. Nie zaprzątał sobie głowy kieliszkami. Po prostu wyciągnął korek i wracając do mnie, upił pierwszy łyk.

            Podniósł moje nogi, by usiąść obok mnie i położył moje stopy na swoich kolanach. Wziął jeszcze jeden łyk alkoholu, po czym podał mi. Nie odzywał się, ale i tak przyjęłam od niego alkohol. Uniosłam butelkę do ust, zaciskając palce na szyjce. Upiłam łyk i poczułam na języki gorzki smak. Na pewno nie było to słodkie wino, ale nie zamierzałam się skarżyć. Przełknęłam jeszcze trochę i czując ciepło w klatce piersiowej, podałam mu butelkę z powrotem.

            Wypił połowę tak, jakby pił wodę i podał mi wino z powrotem. Dokończyłam je, cały czas przyglądając się jego profilowy. Nie wiedziałam, co właśnie chodziło mu po głowie, ale czekałam, aż sam mi to powie. Nie chciałam na niego naciskać.

            Gdy jego palce przesunęły się po moich łydkach, delikatnie drgnęłam. Nie byłam przyzwyczajona do jego dotyku, choć zawsze sprawiał mi on przyjemność. Tym razem nie było inaczej.

            Dalej siedzieliśmy w ciszy, a ja pozwalałam, by przesuwał palcami po moich nogach. Nie przeszkadzało mi to. Dotyk jego szorstkich palców sprawiał, że na ciele miałam gęsią skórkę. Poczułam lekki zawód, gdy kilka minut później znowu wstał i poszedł do kuchni. Wrócił z dwiema kolejnymi butelkami wina. Jedną podał mi, drugą zostawił dla siebie.

            – Nie chcesz się położyć? – zapytałam, gdy opadł na miejsce obok mnie. Pociągnął spory łyk prosto z gwintu i spojrzał na mnie.

            – Dzisiaj nie zasnę – zapewnił mnie jedynie cicho. Sama upiłam trochę wina, po czym odłożyłam butelkę na blat i usiadłam, by być bliżej niego. Przesunęłam dłonią po jego spiętych ramionach i karku, po czym wplotłam palce w jego włosy. Odchylił delikatnie głowę do tyłu i przymknął powieki. Uznałam, że mój dotyk mu nie przeszkadzał, więc przez kolejne sekundy bawiłam się kosmykami jego włosów. Już nie ściskał tak mocno butelki, poluźnił nieco chwyt i znowu się napił. Chyba zorientował się, że sama tego nie robiłam, bo podał mi swoje wino.

            – Któreś z nas powinno być dzisiaj trzeźwe – stwierdziłam, wpatrując się w butelkę. Remo ponownie rozchylił powieki.

            – Po co? – spytał prosto, a ja już otworzyłam usta, by mu odpowiedzieć, ale z mojego gardła nie wydobył się ani jeden dźwięk. Właśnie, po co? Zmarszczyłam lekko brwi i sięgnęłam po szkło szybciej niż myślałam, że to zrobię.

            Wypiłam kolejną porcję alkoholu, choć podejrzewałam, że później będę tego żałować. Kiedy obie nasze butelki były już do połowy puste, poczułam, jak procenty zaczynają krążyć w mojej krwi. Dalej bawiłam się jego włosami, a on rozpiął dwa pierwsze guziki swojej koszuli i cicho westchnął.

            – Jak Tony? – zapytałam z czystej troski.

            – Jest dzielny. Poradz sobie – zapewnił mnie Remo, choć w jego głosie usłyszałam wahanie. – Poradzi sobie, jeśli mu pomogę – poprawił się szybko.

            – Wszyscy mu pomożemy – odpowiedziałam od razu, a on zerknął na mnie. Kącik jego ust delikatnie drgnął. Sięgnął dłonią do mojej twarzy i musnął kciukiem moją dolną wargę, przez co lekko rozchyliłam usta.

            – Wiesz, że jesteś dla tego świata zbyt dobra, Lucy? – szepnął, a ja szybko potrząsnęłam głową.

            – Dziś nie będziemy rozmawiać o mnie – odparłam od razu, choć przekonanie wręcz błyszczało w jego orzechowych oczach.

            – A właśnie, że będziemy – powiedział. – Ktoś powinien w końcu dostrzec w tobie tę dobroć.

            – Ty ją dostrzegasz. To wystarczy – powiedziałam pewnie. Patrzył na mnie przez moment, jakby nie mógł oderwać ode mnie wzroku i w końcu zabrał rękę. Wrócił do picia alkoholu, więc ja zrobiłam to samo.

            W mieszkaniu zapanowała cisza. Dopiliśmy alkohol szybciej niż się spodziewałam. Rozpuściłam włosy, bo w kucyku przestało być mi wygodnie i oparłam się o ramię Rema. Oboje wpatrywaliśmy się w nocne niebo, które było widać przez okno.

            – Nie chcesz się położyć? – zapytałam po raz kolejny chwilę później. Remo pokręcił jedynie głową, dalej wpatrzony w widok za oknem. Wzięłam wdech i zaczęłam bawić się jego palcami u prawej ręki. Z początku na to nie reagował, ale w końcu zwrócił się w moją stronę i splótł nasze palce.

            Znów wstał, tym razem, by wyciągnąć z kieszeni kurtki paczkę papierosów. Wsadził jednego pomiędzy usta i zapalił. Zaciągnął się nikotyną i usiadł z powrotem. Dym papierosowy podrażnił mój nos, ale ponownie oparłam głowę na jego ramieniu. Wyciągnął dłoń z używką w moją stronę, więc zaciągnęłam się kilka razy i wypuściłam dym spomiędzy ust. Z każdą chwilą robiłam się coraz bardziej senna, ale nie chciałam jeszcze iść spać. Odczuwałam powoli skutki wypitego wcześniej alkoholu, bo przestawałam trzeźwo myśleć. Plus był taki, że w końcu trochę się rozluźniłam.

            Remo chyba poczuł się podobnie. Zgasił papierosa na popielniczce i przymknął powieki, opierając się o zagłówek. Siedział w tej samej pozycji przez chwilę, więc pomyślałam, że może zasnął.

            – Połóżmy się do łóżka – zaproponowałam.

            Remo musiał być zmęczony bardziej ode mnie, bo kiedy wstałam, musiałam pomóc mu podnieść się z łóżka. Złapałam pewnie jego dłoń i pociągnęłam go. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, ale w końcu posłusznie podniósł się i natychmiast mnie objął. Uśmiechnęłam się delikatnie, czując jego usta na swojej szyi, ale dzielnie przytrzymałam go w miejscu i poprowadziłam do sypialni.

            Tam usiadł na samym skraju, a ja zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli. Obserwował mnie uważnie, choć jego spojrzenie wydawało się już zamglone. Spojrzałam na jego klatkę piersiową, która unosiła się spokojnie z każdym wdechem i odpięłam ostatni guzik. Zdjęłam materiał z jego ramion i zabrałam się za rozpinanie paska.

            – Poradzę sobie – wymamrotał, ale nie odsunęłam się. Pomogłam mu nawet ściągnąć skarpetki. W końcu zabrał się za zdejmowanie spodni, a ja pozbyłam się spodni i stanika. Światło było zgaszone, dochodziło do nas tylko to, które wcześniej zapaliłam w salonie.

Usiadłam obok niego i odgarnęłam włosy z twarzy, gdy opadł na pościel. Byłam przekonana, że za chwilę pójdzie spać, ale on obrócił głowę w moją stronę i dalej się we mnie wpatrywał. W półmroku jego szczęka wydawała się jeszcze bardziej zarysowana. Doskonale widziałam, jak jego jabłko Adama zadrżało, kiedy przełknął ślinę.

– Jak się obudzę to jej dalej nie będzie, prawda? – szepnął w przestrzeń, a jego pytanie pozostało bez odpowiedzi. Usta mi zadrżały, ale zamiast mu odpowiedzieć, znów się do niego zbliżyłam i położyłam obok. Objęłam go nogami w pasie i rękami za szyję, po czym wtuliłam policzek w jego pierś. Czułam spokojnie bicie jego serca.

– Jestem z tobą, Remo – powiedziałam, kiedy się poruszył. Odetchnął głęboko i ledwo zauważalnie skinął głową. Nie wiedziałam, czy jakkolwiek mogło to wystarczyć, ale nie miałam odwagi o to zapytać. Chłopak w końcu uwolnił się z moich objęć, ale tylko na moment. Przyciągnął mnie do siebie i musnął ustami mój policzek i szyję. Jego dłonie przesunęły się po mojej talii i biodrach, a ja poczułam zdradziecki dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Przymknęłam powieki i rozchyliłam usta. Mój oddech przyspieszył, gdy nagle zjechał pocałunkami na mój odsłonięty dekolt i podwinął moją koszulkę tak, że z łatwością pocałował mój brzuch. Jego miękkie wargi sprawiły, że kompletnie o wszystkim zapomniałam. Nie odsunęłam się, bo tego nie chciałam. Zamiast tego wręcz z chciwością przyjmowałam każdy jego pocałunek. Nie chciałam tego jutro żałować.

Remo wrócił pocałunkami do mojej szyi i na moment zawiesił wzrok na mojej twarzy. Sama spojrzałam mu w oczy i przyciągnęłam go, by ponownie się położył. Zrobił to bez słowa, ale objął mnie przy tym mocno. Obróciłam się na bok, docisnęłam plecy do jego torsu i odetchnęłam z ulgą.

Żadne z nas jednak nie zasnęło. Wsłuchiwaliśmy się w swoje oddechy, które były znacznie przyspieszone niż w trakcie snu. Palce Rema sunęły po moich plecach w górę i w dół, a ja z trudem leżałam w miejscu. Nie chciałam, żeby dzisiaj dochodziło między nami do czegoś poważnego. Chciałam zbliżyć się do niego, kiedy oboje bylibyśmy trzeźwi i świadomi swoich decyzji. Nie chciałam, by były one pchane przez nieodpowiednie emocje.

Znów jednak obróciłam się w jego stronę i musnęłam palcami jego policzek.

– Spróbuj zasnąć – poprosiłam tylko o tyle. – Będę tutaj, kiedy się obudzisz – zapewniłam go, patrząc mu prosto w oczy. Uniósł delikatnie kąciki ust, ale trwało to raptem chwilę. Znów spoważniał, a ja musnęłam wargami dłoń, którą wyciągnął w moją stronę. Kolejny pocałunek złożyłam na jego ramieniu i przesunęłam się wyżej, by również pocałować go w szyję.

Odgarnęłam włosy z twarzy i musnęłam jego szczękę, brodę, kolejne miejsce na szyi i tors. Wciągnął powoli powietrze do płuc, gdy obsypałam pocałunkami jego klatkę piersiową i ponownie się w niego wtuliłam. Serce biło mu już mocniej i doskonale to wyczułam, kiedy położyłam głowę na jego piersi.

Przyjmowałam jego bliskość z ulgą. Zapomniałam już, jak dobrze czułam się w jego ramionach. Tęskniłam za tym, ale nie pamiętałam wszystkiego, co wiązało się z tak bliskim kontaktem. Może idealizowałam to wszystko przez wypity wcześniej alkohol, ale mało mnie to obchodziło.

W końcu jego oddech zaczął zwalniać. Objął mnie, bym wtuliła się w niego mocniej, co od razu zrobiłam. Palcami przesuwałam po jego klatce piersiowej i brzuchu. W górę i w dół. Robiłam to wolno, wsłuchując się w bicie jego serca.

Nie odsunął się ani na moment. Trzymał dłoń na moim biodrze. Biło od niego ciepło, dzięki któremu znowu czułam się komfortowo i bezpiecznie. W tamtym momencie byliśmy tylko my dwoje. Ja i on w pogrążonej w prawie całkowitym mroku sypialni. Właśnie wtedy czułam się najbogatsza. Miałam przy sobie wszystko, o co warto było walczyć.

Moje ruchy stawały się coraz wolniejsze, a powieki okropnie zaczęły mi się kleić. Walczyłam jednak ze snem jak mogłam, bo obiecałam sobie, że będę czuwać nad Remem przynajmniej do momentu, aż sam nie zaśnie. Nie kłamałam też, kiedy powiedziałam, że będę przy nim, gdy wstanie. Zamierzałam zostać tyle, ile potrzebował. Nigdzie mi sę nie spieszyło. Już nie. Zdecydowanie nie.

Zorientowałam się, że zasnął, kiedy jego dłoń delikatnie zsunęła się z mojego biodra i usłyszałam jego miarowy, spokojny oddech. Uniosłam delikatnie głowę, by upewnić się, że miał zamknięte oczy, po czym sięgnęłam po koc i przykryłam go, by w nocy nie było mu zimno. Sama okryłam się materiałem, po czym położyłam głowę tuż obok niego i zamknęłam oczy.

Sen przyszedł sam tak naprawdę chwilę później. Zasnęłam tuż przy nim z myślą, że oddałabym wszystko, żeby ponownie był szczęśliwy. Zasługiwał na to jak nikt inny.

W nocy przebudziłam się tylko raz, kiedy świadomie lub nieświadomie znowu mnie objął i przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w niego i spałam dalej, kompletnie odcięta od problemów i rzeczywistości, która czekała na nas następnego dnia.

Mieliśmy siebie nawzajem, więc czy jeszcze coś mogło się popsuć?

***

Obudziłam się przed jedenastą, kiedy do pokoju zaczęły wpadać promienie słońca. Rozchyliłam powieki i spojrzałam na śpiącego tuż obok mnie Rema. Miał spokojny wyraz twarzy i nawet nie drgnął, gdy ostrożnie przesunęłam się na skraj łóżka, po czym wstałam i na palcach przeszłam do salonu. Zamknęłam za sobą drzwi.

Na stoliku kawowym leżały opróżnione przez nas w nocy butelki po winie. Zgarnęłam je wszystkie i zaniosłam do kuchni. Dalej zaspana przetarłam twarz dłońmi i zdecydowałam się nalać wody do szklanki. Po wypiciu takiej ilości wina czułam po nocy suchość w ustach.

Wyglądało na to, że pogoda w końcu się rozpogodziła i dzisiaj miało być już ciepło. Ziewnęłam cicho i przez moment zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Nie chciałam budzić Rema, ale przypomniałam sobie, że w samochodzie zostawiłam naszykowane wcześniej przeze mnie ubrania i co najważniejsze szczoteczkę, którą zamierzałam wyszorować zęby i język, by pozbyć się uciążliwego smaku wina w ustach.

Zabrałam z komody kluczyki i jak najciszej potrafiłam, opuściłam na moment mieszkanie. Zbiegłam po schodach prowadzących do wyjścia i z ulgą zaczerpnęłam świeżego powietrza, gdy wyszłam na zewnątrz. Promienie słońca przyjemnie musnęły moją skórę, dlatego z lekkim uśmiechem ruszyłam do zaparkowanego na osiedlu samochodu.

Otworzyłam pilotem drzwi i wygrzebałam z tylnego siedzenia torbę z moimi rzeczami. Na samej górze dostrzegłam szczoteczkę do zębów i niemal westchnęłam z zadowoleniem.

Gdy wróciłam do mieszkania, w środku dalej panowała cisza. Nie zaglądałam do sypialni, by nie narobić zbędnego hałasu, ale uchyliłam w kuchni i salonie okna, żeby do środka wpadło trochę świeżego powietrza. Z telefonem w ręce weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic, by zmyć z siebie pozostałości po nocy.

Ciepła woda sprawiła, że w końcu się rozluźniłam. Bardzo lubiłam zapach żelu pod prysznic Rema, a jeszcze bardziej lubiłam, kiedy sama nim pachniałam. Wiedziałam, że nie obrazi się za pożyczenie kilku jego rzeczy, dlatego w lepszym humorze wyszłam z kabiny i owinęłam się puchowym ręcznikiem.

Umyłam porządnie zęby, tak jak zaplanowałam i rozczesałam poplątane włosy. Kiedy ubrałam majtki i luźną, czarną koszulkę, usłyszałam dźwięk powiadomienia na telefonie. Od razu zerknęłam na ekran i zamarłam ze wzrokiem wbitym w wiadomość.

Od Nieznajomy:

Moje kondolencje.

Oczywiście, że musiał odezwać się akurat teraz, gdy przez ostatnie dni nie kontaktował się w żaden sposób. Zacisnęłam z irytacją zęby i sięgnęłam po telefon. Szybko wystukałam krótką wiadomość.

Do Nieznajomy:

Może dałbyś sobie w końcu spokój?

Od Nieznajomy:

Spokój to ostatnie, co będziesz czuć w najbliższych dniach.

Do Nieznajomy:

Czyżby?

Od Nieznajomy:

Zazgrzytałam z wściekłością zębami na widok emotikonki, którą mi wysłał. Nie zamierzałam odpuścić, chciałam się dowiedzieć, co planował.

            Do Nieznajomy:

            Dlaczego znowu się do mnie odzywasz?

            Od Nieznajomy:

            To całkiem głupie pytanie, nie uważasz?

            Do Nieznajomy:

            Skoro wysyłasz mi kondolencje, byłeś na pogrzebie?

            Na czacie pojawiły się trzy kropki, które oznaczały, że właśnie odpisywał. Nie wysłał jednak odpowiedzi, a ja zmarszczyłam brwi. Jeżeli był na pogrzebie, czy mogłam podejrzewać, że osobą, która do mnie wypisywała, był ojciec Remo? Tylko jaki miał w tym cel? Po opuszczeniu miasta podobno usunął się w cień, a Remo zadbał, by mężczyzna nie miał z nami kontaktu. Podejrzewałam, że skutecznie ograniczył z nim kontakt tuż po powrocie z Nowego Orleanu, gdzie spotkaliśmy go kilka miesięcy temu. Więc dlaczego wrócił akurat na pogrzeb matki chłopaka? Nie wierzyłam, że poczuł jakiekolwiek wyrzuty sumienia i chciał ją godnie pożegnać. Musiał mieć w tym jakiś cel. Cel, którego nie zdołałam wczoraj poznać.

            Od Nieznajomy:

            Jestem wszędzie tam, gdzie nawet nie podejrzewasz, że jestem.

            Pokręciłam z niedowierzaniem głową.

            Do Nieznajomy:

            Cóż za zagadkowa odpowiedź. Nie spodziewałam się po tobie żadnej innej.

            Od Nieznajomy:

            Zaczynasz sobie kpić i przestajesz się bać. To twój duży błąd.

            Do Nieznajomy:

            Przestałam się bać tygodnie temu.

            Od Nieznajomy:

            Więc może w końcu wyjawisz wszystkim, co robiłaś przez cały ten czas w Londynie?

Pieprzony dupek. Zgasiłam ekran i odłożyłam telefon na blat. Spojrzałam w swoje lustrzane odbicie. Nieznajomy miał rację. Przestałam się bać, w moich oczach można było znaleźć tylko złość. Ta cała sprawa trwała już tyle czasu, a ja chyba zbyt bardzo przyzwyczaiłam się do braku spokoju we własnym życiu. Nauczyłam się żyć z niepewnością i strachem, który towarzyszył mi w pierwszych tygodniach. Potrafiłam już kontrolować te emocje. Nie wiedziałam, czy to dobrze, ale przynajmniej mogłam normalnie funkcjonować, odgradzając się skutecznie od atakujących mnie myśli na temat mojej siostry, śledztwa i morderstwa Avery.

            Znów złapałam za telefon, tym razem, żeby wysłać wiadomość do Daniela Moore'a. W ostatnim czasie nie mieliśmy żadnych informacji w sprawie śledztwa, które po kryjomu prowadził, by dowiedzieć się, kto zabił jego córkę.

            Do Daniel Moore:

            Jakieś nowe tropy?

Odpowiedź przyszła chwilę później.

            Od Daniel Moore:

            Pracuję nad tym.

I nic więcej. Ze zrezygnowaniem odłożyłam telefon i wypuściłam ciężko powietrze z płuc. Wróciłam do porannej pielęgnacji, choć głowę miałam już nabitą kolejnymi wątpliwościami. Może powinnam była zwrócić uwagę na więcej szczegółów w Londynie? Przecież tam też starałam się znaleźć jak najwięcej informacji, które mogłyby mi pomóc w znalezieniu mordercy. Tylko co miał na myśli nieznajomy, który wspomniał o moich poszukiwaniach w tym mieście?

            I skąd wiedział, że tam byłam?

            Zastygłam w bezruchu, znów doznając uczucia, jakby ktoś mnie obserwował. Automatycznie spojrzałam na drzwi od łazienki, które były zamknięte. To chore. Nie miałam żadnych podstaw, by myśleć, że obserwował mnie nawet tutaj... Prawda?

            Związałam włosy i zamyślona wyszłam z łazienki. Podskoczyłam przestraszona na widok Rema, który stał w kuchni. Nie słyszałam, że wstał.

            Uniósł brwi, dostrzegając strach na mojej twarzy, którego szybko się pozbyłam. Skończył pić wodę z butelki i odstawił ją na blat.

            – Nie usłyszałam, że wstałeś – powiedziałam, nim zapytał mnie, dlaczego się wystraszyłam. Zmieszana usiadłam na kanapie.

            – Nie pamiętam, żebyś była rannym ptaszkiem – stwierdził nagle. Zerknęłam na godzinę. Było po dwunastej. Spojrzałam na niego.

            – Bardzo zabawne – zakpiłam i pokręciłam głową. Westchnął.

            – Idę wziąć prysznic – poinformował i przeszedł obok mnie. Zatrzymał się jednak i obrócił. – Użyłaś mojego żelu?

            Otworzyłam usta, by mu odpowiedzieć, ale natychmiast je zamknęłam. Remo przewrócił oczami, dostrzegając niewinny wyraz na mojej twarzy i grzeczne spojrzenie, którym go obdarzyłam. Cmoknął z dezaprobatą i wszedł do łazienki, już nic nie mówiąc. Mogłam jednak przysiąc, że na ułamek sekundy kącik jego ust drgnął w ledwie zauważalnym uśmiechu.

            – To najgłupszy pomysł, na jaki wpadłaś – powiedziała nagle Dolores, siadając obok mnie na ławce. Uniosłam na nią wzrok, po czym odchyliłam głowę do tyłu i westchnęłam.

            – To wymyśl lepszy – odburknęłam. Siedziałyśmy w pobliżu mojego osiedla, próbując ustalić, w jaki sposób uda nam się wziąć udział w dzisiejszym nielegalnym wyścigu. Problem polegał na tym, że Dolores rozwaliła samochód na ostatnim, a ja w obcym kraju nie miałam swojego. Wyścig był o tyle ważny, że stawka była podwojona ze względu na to, że brałyśmy w nim udział razem. W końcu ludzie w tym mieście już ją znali, a ostatnio przekonali się, że ja także potrafiłam dobrze prowadzić.

            Zerknęłam na zegarek. Był już wieczór i za chwilę miało się ściemniać. Do wyścigu zostały trzy godziny, a my dalej byłyśmy bez samochodu.

            – Nie masz jakiś swoich znajomych, którzy pożyczyliby nam auto na kilka godzin? – zapytałam jeszcze raz, choć już znałam odpowiedź. Dolores przyglądała się właśnie swoim idealnym, czarnym paznokciom, ale w końcu obróciła głowę w moją stronę. Wiatr szarpnął jej długimi włosami.

            – Już ci mówiłam, że postawiłam wszystko na jedną kartę i odcięłam się od moich dawnych znajomych. Te wyścigi to biznes, sama jestem w stanie zarobić na nich o wiele więcej. Wcześniej musieliśmy dzielić się kasą, teraz tego nie robię, więc jak myślisz, co mi powiedzą, kiedy poproszę ich o samochód? – spytała, patrząc na mnie wymownie. Zacisnęłam usta w wąską kreskę i zapatrzyłam się na zachodzące za budynkami słońce.

            – Żebyś spierdalała? – podsunęłam pierwsze, co przyszło mi na myśl.

            – Czasami jesteś nawet kumata – stwierdziła i obie z niezadowoleniem pogrążyłyśmy się w milczeniu.

            – Dlaczego nie masz dwóch samochodów? – jęknęłam po chwili. – Trzeba było przemyśleć, że pierwsze zawsze może się rozwalić.

            – Trzeba było przeprowadzić się do Londynu ze swoim – dogryzła mi.

            – Gdyby to było takie proste – burknęłam i skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. Czas dalej nam uciekał. Zaczęłam nerwowo tupać nogą, bo zdałam sobie na poważnie sprawę z tego, że byłyśmy w kropce.

            – Może pożycz auto od cioci? – Po tonie jej głosu nie wiedziałam już, czy mówiła poważnie, czy żartowała.

            – Na pewno, może przy okazji poproszę ją, żeby je jeszcze zatankowała – zakpiłam. Przez kolejne minuty siedziałyśmy, zastanawiając się, co powinnyśmy zrobić, aż w końcu nagle odwróciłam się w jej stronę. – Dolores – powiedziałam poważnie, by zwróciła na mnie uwagę.

            – No? – spytała, przenosząc na mnie swoje ponure spojrzenie.

            – Znasz osiedle, na którym można spotkać jakieś dobre auta? – zapytałam.

            – Może i znam, ale co z tego? – Zadała pytanie, nie wiedząc, do czego zmierzałam. Przygryzłam na moment dolną wargę, ale w końcu wyjaśniłam:

            – Możemy jakieś ukraść.

            Powoli jej brwi poszybowały ku górze i spojrzała na mnie, jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu.

            – Po tobie czegoś takiego się nie spodziewałam – powiedziała szczerze.

            – Ja po sobie też. Znam tylko jedną osobę, która regularnie kradnie samochody – odpowiedziałam.

            – Popatrz, ja tak samo – przyznała mi rację, ale żadne z nas nie wymówiło imion osób, które miałyśmy na myśli. – Ale jesteś pewna? To... Duża rzecz.

            – A masz lepszy pomysł? – spytałam raz jeszcze. Znowu pokręciła głową i cmoknęła.

            – Jak złapie cię policja, nie przyznaję się do ciebie – stwierdziła.

            – Więc kasę zgarniam tylko ja – odpowiedziałam od razu. Spiorunowała mnie wzrokiem.

            – Dobra – mruknęła w końcu. – Przyznam się do ciebie, lepiej?

            – Nie. Po prostu pomożesz mi jedno auto ukraść – odpowiedziałam i skrzyżowała ze mną spojrzenie. – Wtedy będziemy kwita – dodałam i wyciągnęłam do niej dłoń na potwierdzenie naszej umowy. Dolores spojrzała na moją rękę, ale wahała się tylko przez moment. W końcu uścisnęła moją dłoń, a ja wymieniłam z nią szybkie spojrzenie i zerwałam się na równe nogi. – Chodźmy.

            – Już?! – Zamrugała z niedowierzaniem.

            – Jak sama wspomniałaś, mamy jakieś trzy godziny do rozpoczęcia wyścigu – odpowiedziałam. – Lepiej, żebyśmy zabrały się za to już teraz.

            – Przecież nie ukradniesz samochodu w biały dzień! – zaoponowała.

            – Przecież słońce już zachodzi – odpowiedziałam, kiwając w stronę nieba. Zmarszczyła brwi, patrząc na mnie nieprzekonana. – Obiecałaś – dodałam.

            – No przecież wiem – fuknęła. – Ale jeśli przez ciebie trafimy za kratki, powyrywam ci z głowy wszystkie włosy.

            Uśmiechnęłam się lekko.

            – Stoi – przytaknęłam i złapałam ją za rekę. Pociągnęłam ją, żeby wstała, co zrobiła z trudem, ale w końcu stanęła obok mnie. Kiwnęłam głową w stronę drogi, by się ruszyła i nie czekając, sama ruszyłam w nieznanym kierunku.

            – Przecież nawet nie wiesz, gdzie masz iść! – zawołała za mną. Obejrzałam się na nią przez ramię.

            – Dlatego motywuję cię, żebyś w końcu przyspieszyła kroku i mnie poprowadziła! – odpowiedziałam głośno, by dobrze mnie usłyszała. Wydała z siebie jeszcze jeden pełen zmęczenia jęk i podbiegła do mnie truchtem. Mruczała pod nosem coś o tym, że jeśli gdzieś pojawi się policja, pierwszą wystawi mnie do odstrzału. Kompletnie w to nie wierzyłam, już nie raz obie wychodziłyśmy obronną ręką z opałów.

            – Rozglądaj się – upomniałam ją, gdy szłyśmy wzdłuż ulicy. – Może jakieś rzuci ci się w oko – dodałam, kiwnięciem głowy wskazując na auta zaparkowane w rzędzie przy rodzinnych domach. Na jej twarzy pojawił się grymas, ale posłusznie zaczęła się rozglądać.

            – Jak ty to niby chcesz zrobić? – zapytała z kolejnym jękiem, jakby co najmniej ktoś obdzierał ją ze skóry.

            – Mówiłam ci już, że znam kogoś, kto to potrafi. Jeszcze nie trafił za kratki, więc to nie może być tak trudne – odpowiedziałam, patrząc cały czas przed siebie. Sama dziwiłam się, że nie towarzyszył mi żaden strach ani niepewność. Chyba byłam zbyt zmęczona przejmowaniem się pewnymi rzeczami, by martwić się jeszcze tym, co robiłam w tym mieście.

            I tak zaszłam już zdecydowanie za daleko. Przyjaźń z tą dziewczyną, branie udziału w nielegalnych wyścigach, śledztwo, szukanie mordercy i użeranie się z moją rodziną było wystarczającą odpowiedzią. Problemów miałam zanadto, więc jeden dodatkowy nie robił już tak dużej różnicy.

            – Litości – westchnęła tylko Dolores i trąciła mnie ramieniem. – Przynajmniej więzienny uniform będzie mi pasował do oczu.

            Uśmiechnęłam się pod nosem.

            – Cieszę się, że zamiast narzekania w końcu zaczęłaś szukać plusów w tej sytuacji.

            – Tu nie ma plusów, ja po prostu próbuję się pocieszyć – odpowiedziała szczerze. Kącik moich ust drgnął, ale już nic nie powiedziałam. Byłam skupiona na wykonaniu kolejnego zadania i byłam pełna nadziei, że zrobię to bez zbędnych problemów i świadków. Obrałam cel i właśnie znowu do niego dążyłam.

            Moje zadanie stało się trudniejsze, kiedy Dolores w końcu wybrała właściwy samochód. Było to czarne Audi, które stało na uboczu. Byłyśmy daleko od centrum miasta i wierzyłam, że tutaj policja nie zamierzała się kręcić, ale i tak poczułam znajomą adrenalinę. Krążyła w moich żyłach za każdym razem, kiedy zamierzałam zrobić coś niewłaściwego lub zakazanego.

            – Stań na czatach, a ja zajmę się resztą – rozkazałam jej. Otworzyła szerzej oczy.

            – Co to znaczy stań na czatach?! – przedrzeźniła mnie ostrym głosem. – Moim zadaniem było znalezienie samochodu, a nie pilnowanie twojego tyłka, kiedy będziesz grzebać przy zamku.

            – Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że jeśli nie będziesz współpracować, to nie podzielę się z tobą pieniędzmi, tak jak umawiałyśmy się wcześniej? – spytałam z cichym syknięciem, a ona zmarszczyła gniewnie brwi.

            – Boże, niech oni w końcu naprawią mojego grata, bo inaczej to ostatni raz, kiedy będę brać udział w nielegalnych wyścigach – jęknęła.

            – Co najwyżej będziesz po raz ostatni na wolności – poprawiłam ją i rozejrzałam się na boki. Ulica była pusta, słońce już zaszło, więc nie miałam czasu do stracenia.

            – Bardzo pocieszające – mruknęła kompletnie nieprzekonana.

            – Po prostu stój i patrz, czy nikt się nie zbliża.

            – A w jaki sposób mam cię poinformować, gdyby ktoś jednak się zbliżał? – podkreśliła wyraźnie ostatnie słowo, a ja westchnęłam z frustracją, narzucając na głowę kaptur. Na twarz nałożyłam maskę, która w większości mnie zakrywała, a na dłonie rękawiczki, by w razie jakichkolwiek problemów nie pozostawić swoich śladów na samochodzie.

            – Nie wiem, zacznij wrzeszczeć jak nienormalna, to może wtedy się zorientuję – odpowiedziałam, a ona zwęziła z irytacją oczy.

            – Bardzo zabawne – mruknęła tym samym tonem. Pokręciłam głową i nie czekając, aż odezwie się po raz kolejny, ruszyłam do auta, które wybrała.

            Przez cały czas rozglądałam się na boki, żeby upewnić się, że na pewno w pobliżu nikogo nie było. Z mocno bijącym sercem podbiegłam do auta i wyciągnęłam z plecaka, który miałam na plecach, wytrych. Nie byłam głupia, wiedziałam, jak się dostać do środka, ale byłam też świadoma, że zajmie mi to chwilę czasu.

            Zerknęłam w stronę Dolores. Ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej obserwowała pustą ulicę. Wierzyłam, że uważnie nasłuchiwała, czy nikt nie nadjeżdża, dlatego zabrałam się do pracy.

            Grzebanie przy zamku przy pierwszej próbie skończyło się kompletnym fiaskiem. Być może wynikało to z tego, że nie miałam zbyt dużego doświadczenia w kradzieży samochodów. Przełknęłam ciężko ślinę, bo w ustach zaczynałam mieć sucho. Byłam świadoma mijającego za szybko czasu i bardzo mi się to nie podobało.

            Po kilku kolejnych próbach zamek ustąpił. Wydałam z siebie pełne ulgi westchnienie, jeszcze raz rozejrzałam się w poszukiwaniu jakichkolwiek świadków i wskoczyłam do środka. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, po czym zaczęłam grzebać przy stacyjce, by samochód odpalił. Co chwilę unosiłam głowę, by skontrolować sytuację u Dolores, ale w pewnym momencie wydawała się wręcz znudzona powierzoną jej pracą. Na widok zniecierpliwienia na jej twarzy parsknęłam pod nosem. W tej samej chwili auto odpaliło.

            Silnik cicho zamruczał, a ja odchyliłam się na krześle i oniemiała popatrzyłam na pracującą maszynę. Nie wierzyłam, że mi się udało.

            Jak oparzona puściłam ręczny, wbiłam bieg. W mojej opinii ruszyłam zbyt gwałtownie, bo opony zdradziecko zapiszczały, a ja przecież starałam się być jak najciszej. Zapaliłam światła i podjechałam do Dolores, która kompletnie zaskoczona uskoczyła na bok i wsiadła do środka dopiero, kiedy się zatrzymałam.

            – Nie wierzyłam, że ci się uda – wysapała jako pierwsze. Ledwie zamknęła za sobą drzwi, a ja już ruszyłam dalej, ciesząc się nowym pojazdem i adrenaliną, która teraz zamieniła się w prawdziwą euforię.

            – Na pewno nikt nas nie widział? – dopytałam, kontrolnie zerkając w lusterka. Szybko oddalałyśmy się od miejsca, w którym ktoś ten samochód zaparkował, ale i tak trzymałam się na baczności.

            – Raczej nie jestem ślepa – burknęła, ale i tak dostrzegłam majaczący na jej ustach uśmiech. Udawała niezadowoloną, ale było wręcz przeciwnie.

            Przewróciłam oczami i trąciłam ją pięścią w ramię.

            – Przestań udawać taką niezadowoloną – upomniałam ją.

            – Właśnie ukradłaś pieprzony samochód, co, mam zacząc skakać z euforii? – fuknęła.

            – Na przykład – poparłam ją i wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. – Boże, udało nam się.

            – Nie ciesz się tak, bo jeszcze nie dojechałyśmy na miejsce i nie wygrałyśmy – upomniała mnie.

            – Od kiedy w tej relacji jesteś głosem rozsądku? – spytałam zaciekawiona.

            – Od kiedy zaczęłaś kraść samochody – odparła.

            – Jedno. Ukradłam jedno.

            – Tak to się właśnie zaczyna. A później alkohol, narkotyki i stajesz się całkowicie innym człowiekiem – mówiła jak starsza osoba, specjalnie nadając swojemu głosowi pretensjonalny ton. Przewróciłam oczami i przyspieszyłam, aż wbiło ją w fotel. – Wiesz, ale dla równowagi mogłabyś chociaż nie łamać przepisów drogowych.

            – Za późno – odparłam i wyprułam do przodu, cicho śmiejąc się pod nosem. Nie czułam wyrzutów sumienia i może to powinno było przerażać mnie najbardziej, ale wcale tak nie było. Żyłam chwilą, korzystałam jak mogłam, by zdobyć jak najwięcej pieniędzy. Prześlizgiwałam się przez problemy kompletnie niewzruszona i chyba właśnie to stało się dla mnie rozwiązaniem w tamtym okresie. Musiałam po prostu stać się kimś, kim nigdy nie chciałam być.

            – Uważaj – upomniała mnie, gdy nagle wjechałyśmy w ostry zakręt.

            – Zawsze uważam, o to nie musisz się martwić – zapewniłam ją. Dolores w końcu przestała udawać tak niezadowoloną i na jej twarzy pojawił się uśmiech. Podejrzewałam, że stało się tak za sprawą myślenia o pieniądzach, które już prawie miałyśmy w garści. Nie chciałam jej dołować i zacząć martwić się wyścigiem, zresztą jej pewność siebie na mnie również zadziałała. Miałyśmy dobry układ i to było w tym wszystkim najważniejsze.

            – Ale oddasz potem ten samochód na miejsce? – dopytała nagle, a ja uniosłam brwi.

            – Pewnie, łącznie z twoimi odciskami palców, żeby policja od razu mogła cię znaleźć – odparłam, a ona szeroko otwartymi oczami spojrzała na swoje dłonie. Przeklęła.

            – Sprzedam je – zdecydowała.

            – Tylko jeśli podzielisz się pieniędzmi – odpowiedziałam. Westchnęła, ale wiedziałam, że się zgodziła. Miała w tym mieście kontakty, nie ukrywała tego i podejrzewałam, że w łatwy sposób mogła na tym samochodzie zarobić. Nie chodziło już tylko o wyścigi.

            – Podzielę się, jeśli wygrasz – stwierdziła. Kącik moich ust drgnął.

            – A czy kiedykolwiek przegrałam?

            W tamtym momencie wydawało mi się, że przegrana nie wchodziła w grę, choć była zdecydowanie bliżej niż kiedyś. Bliżej niż sądziłam. Wtedy jednak jeszcze się tym nie martwiłam.

#elitaNA

Zamówiliście już Elitę na Empiku? W przyszłym tygodniu będą wysyłać <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro