° 11 °

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

° ° °

Lucy usiadła przy pustym stole, biorąc wcześniej swój kieliszek wina. Sączyła powoli trunek zastanawiając się, jak mogła być na tyle głupia, żeby dać się tak omamić Loki'emu. Bożek ubzdurał sobie udowodnienie jej swojej umiejętności tańca, po czym zostawił ją zupełnie samą z mętlikiem w głowie.

Z resztą, czego ona się spodziewała? Czy Loki przypadkiem już taki nie jest? Bóg Podstępu. Kłamstw. Bawienia się ludźmi.

Dziewczyna przetarła twarz dłońmi i zatopiła wzrok w winie.

Faktem jest, że już nie raz rozmyślała nad tym, jak szybko jej życie wywróciło się do góry nogami. I być może, gdyby z kimś o tym rozmawiała, byłoby to dla niego monotonne i denerwujące. Ale czy naprawdę można przywyknąć do takiego obrotu spraw? A przynajmniej w tak krótkim czasie.

Przymknęła oczy czując, że łzy napływają do jej oczu. Od zawsze była bardzo emocjonalną osobą. I z jednej strony naprawdę świetnie potrafiła to maskować. Jednak bywały takie dni, kiedy już nie dało się dłużej zaciskać zębów, wziąć w garść.

I dziś był właśnie ten dzień.

Lucy westchnęła głęboko, przecierając oczy. Wzdrygnęła się, gdy po ich otworzeniu ujrzała przed sobą Loki'ego.

- Ja bym na twoim miejscu był uważny, skoro niby odgrywasz tu sporą rolę. - powiedział oschle.

- Ale nie jesteś na moim miejscu. Poza tym, jeśli jeszcze nie zauważyłeś, mieszkańcy są tu naprawdę mili i gościnni. - odrzekła spokojnym głosem, nie patrząc w oczy bożka.

- Nie pomyślałaś, że się zgrywają? - patrzył na dziewczynę pobłażliwym wzrokiem

- Jedyną osobą, która się tu zgrywa, jesteś ty, Loki. - spojrzała w końcu na czarnowłosego, dostrzegając wredny uśmieszek na jego ustach - I na dodatek bawisz się ludźmi, jak nikt inny.

- Czysta przyjemność. - wzruszył ramionami.

- Dlaczego taki jesteś? - zdenerwowała się - Dlaczego aż tak ci nie zależy na nikim innym? I dlaczego z taką łatwością przychodzi ci zadawanie bólu?

- To jest ten moment, kiedy powinnaś przestać gadać. - rozejrzał się obojętnie dookoła, jednak musiał przed sobą przyznać, że słowa Lucy go zdenerwowały.

- Ale nie przestaję.

- No to dostajesz ostatnią szansę na wycofanie się z tego bagna, Lucy. - spojrzał na nią przeszywającym wzrokiem.

- Chyba muszę odmówić. - odparła po chwili namysłu.

Loki nachylił się nad stołem, przez co jego twarz znalazła się bliżej dziewczyny. Blondynka mogła dostrzec więcej detali jego zielonych oczu. Kryło się w nich między innymi coś mrocznego. I to nie tylko, jeśli chodzi o złowrogie zamiary. Bardziej coś jak... ból.

- Bawię się ludźmi. Traktuję ich najgorzej, jak potrafię. Nie obchodzi mnie ich los i uczucia. - mówił przerażająco bezuczuciowym głosem, a jego wzrok był niezwykle chłodny - Nie dbam o to czy wygląda to wszystko, jakbym miał jakieś zasady moralne. A wiesz czemu? - przechylił lekko głowę w bok - Bo ludzie są dla mnie nikim. - dodał półgłosem.

Oboje wpatrywali się w siebie jeszcze chwilę, a następnie Loki wyprostował się nieco. Dosłownie po kilku sekundach Lucy była świadkiem, jak bożek wyczarowuje dwa kieliszki wina. Naczynia miały złote zdobienia, a sam trunek pachniał zniewalająco.

- Nie radziłbym pić od nich wina. - Laufeyson skinął głową na poprzedni kieliszek blondynki - Nie wiadomo czy można im ufać.

- A tobie można? - zapytała niemalże od razu.

Loki rzucił jej jedynie surowe spojrzenie, po czym nie odpowiadając dziewczynie wstał, zabierając ze sobą swój trunek.

Blondynka zerknęła na swoją sukienkę i zaczęła ją bezcelowo poprawiać. Potrzebowała jakiegoś zajęcia. Byleby nie myśleć.

Nie rozumiała go. Nie rozumiała, dlaczego taki jest. Wiedziała, że coś kryje się pod warstwą jego grubego lodu, którym szczelnie się okrył, jednak nie była w stanie sobie wyobrazić, co musiał przeżywać, że teraz jest wręcz wyzuty z jakichkolwiek pozytywnych emocji i uczuć.

Zastawiała się za jakie grzechy jej życie musiało potoczyć się akurat w taki, a nie inny sposób. Była szczęśliwa. Może niekoniecznie ze względów rodzinnych, ale chociażby jeśli chodziło o pracę. Uwielbiała ją. A teraz wszystko przepadło.

Wcześniej była samotna i korzystała z pewnych odskoczni na poprawę humoru.

Teraz jest po prostu samotna.

I wszystko przepadło.

Nie wiedziała kiedy uroniła łzę. Szybko ją wytarła nie chcąc, by ktoś zorientował się, że płacze.

Sięgnęła po kieliszek wina i dopiero po upiciu łyka napoju zorientowała się, że odruchowo chwyciła za ten od Loki'ego. Zmarszczyła brwi, miała sobie za złe za swoje rozkojarzenie. Początkowo wcale nie chciała pić wina od bożka, jednak teraz tak naprawdę tego nie żałowała. Trunek był wyśmienity. Wręcz boski - dosłownie i w przenośni. 

Jednym haustem opróżniła kieliszek i opuściła biesiadę, kierując się w stronę klifu. Celem jednak nie był on, a jezioro znajdujące się tuż pod nim.

Będąc już na miejscu uświadomiła sobie, że skały mają tak wiele wnęk i wyżłobień, że nie musiała martwić się o to czy ktoś ją zobaczy. Nawet jeśli niedaleko znajdowało się mieszkanie Eligii, nie martwiła się o to, że ją dostrzeże, gdyż z miejsca, w którym była Lucy, widoczne było jedynie światło ogniska.

Blondynka upięła wyżej włosy tak, że nie opadały jej na plecy, po czym zdjęła z siebie sukienkę i sandały. Weszła do wody zanurzając się do szyi. Nie była to typowa kąpiel, a jedynie relaks i chęć opłukania się z tych wszystkich emocji. Woda w jeziorze była zadziwiająco ciepła. W połączeniu z chłodniejszym nocnym powietrzem wytwarzała ona parę, unoszącą się niczym mgła nad powierzchnią wody.

Po wyjściu z wody dziewczyna usiadła na najbliższej skale. Upewniając się, że nikogo nie widzi oraz że nikt nie może jej dostrzec, nie nakładała jeszcze ubrania. Siedziała i kontemplowała, ociekając jednocześnie z wody. Zamknęła oczy, czując, że naprawdę ogarnął ją spokój i opanowanie. Wszystko co złe, zostawiła dawno rozmyte w wodzie.

Nie obchodziło ją teraz to, co dzieje się w krainie, w której obecnie się znajdowała. Nie miało dla niej znaczenia jaką rolę musiała tu spełnić. Nie przywiązywała wagi do tego, co działo się z Loki'm i czy ją szukał. W to ostatnie szczerze wątpiła. Żyła chwilą, nie zamartwiając się najmniejszym szczegółem. Liczyło się jedynie tu i teraz. Być może mogła nawet powiedzieć, że była szczęśliwa przez pewien moment. W porównaniu do całej sytuacji, w jakiej się znajdowała od niedługiego czasu, aktualna chwila była tą normalną. Bardzo brakowało jej czegoś właśnie takiego.

Po około godzinie, uświadamiając sobie, że jej skóra została już całkowicie osuszona, założyła suknię i sandały, po czym zaczęła wracać z zamiarem przenocowania w wiosce. Jednak zanim miałaby tam się znaleźć, chciała jeszcze pochodzić brzegiem jeziora. Nie ukrywała w głębi duszy, że robiła wszystko, by tylko odwlec konfrontację z kimkolwiek w wiosce.

Głównie z Loki'm.

Na pewno gdzieś tam był. Jego obecność wprawiała ją w coraz większy dyskomfort. Nie potrafiła go zrozumieć, ciężko jej było go polubić. A z drugiej strony wiedziała też, że było w nim coś przyciągającego. Tylko co konkretnie? To, że ranił? To, że bywał momentami naprawdę wredny? Było to dla niej wręcz odpychające.

Czyżby odczuwała wobec niego współczucie? Może tak naprawdę o to chodziło? Mimo zaawansowanemu udawaniu i skrywaniu emocji pod maską obojętności, dostrzegała w jego oczach ból. Ogromny ból. Czemu to widziała? Czemu współczuła i się martwiła?

Cóż, może po prostu zdając sobie sprawę z tego, jakie to ciężkie ukrywać cierpienie, nie jesteśmy w stanie przejść obok takiej osoby obojętnie?

Lucy została wyrwana z zamyślenia w momencie, kiedy kątem oka dostrzegła, jak coś poruszyło się w wodzie. Po chwili uświadomiła sobie, że nie było to coś, a ktoś.

Kilka metrów dalej widoczna była sylwetka. Należała do mężczyzny. Stał w wodzie zanurzony do bioder, przez co dzięki blaskowi księżyca, jego umięśniony tors i ramiona były oświetlone. A stały się one jeszcze bardziej wyraziste przez ich uprzednie spotkanie z wodą, na wskutek czego z ciała mężczyzny spływały teraz jej strużki. Włosy, czarne niczym noc, mokre od wody zaczesane były do tyłu. Z nich również dostrzegalne były skapujące krople. Klatka piersiowa mężczyzny unosiła się i opadała równomiernie, a twarz skierowana była w dół na taflę wody.

Mimo, iż Lucy widziała go jedynie z profilu, była pewna, że był to nikt inny, jak właśnie Loki.

Stanęła w miejscu. Nie chciała tu teraz być, jednak nie miała bladego pojęcia, dlaczego jej nogi właśnie odmówiły posłuszeństwa i nie zaniosły ją hen do wioski.

Zerknęła na otoczenie, jednak nie dostrzegła nigdzie ubrań bożka. Pomyślała, że to na pewno kwestia magii.

- Nie powinnaś tu być. - usłyszała nagle, jak wypowiedział te słowa półgłosem, bardzo niskim tonem.

Lucy gwałtownie odwróciła twarz w jego stronę. Zorientowała się, że Laufeyson wciąż wzrok skierowany miał w wodę.

- Tak się składa, że przyszłam tu dużo wcześniej. Może jestem na właściwym miejscu? - odrzekła spokojnym i opanowanym głosem.

W tym momencie przeszły ją ciarki, kiedy czarnowłosy skierował swoje spojrzenie prosto na nią, ciągle stojąc bokiem do dziewczyny. Jego ostre rysy twarzy były dużo bardziej uwidocznione, a intensywnie zielone oczy odbijały blask księżyca. Twarz Loki'ego nie wyrażała emocji. Jednak ku zdziwieniu blondynki, nie dostrzegła w nich złości. A jej spodziewała się w zaistniałej sytuacji najbardziej.

- Właściwym miejscem nazywasz to, jak stoisz tutaj i gapisz się na mnie podczas gdy jestem całkowicie nagi i jedyne co mnie połowicznie zakrywa, to woda? - jego głos był tak spokojny i chłodny, że było to w pewien sposób nawet przerażajace - Mówiłem ci już, żebyś mnie nie lekceważyła, bo to się może źle skończyć.

- Tak... mówiłeś. - mruknęła pod nosem, po czym ostatni raz spojrzała w jego oczy i zaczęła kierować się do wioski.

W trakcie ich rozmowy nie zarejestrowała, żeby mężczyzna mrugnął oczyma chociażby jeden raz. Jego przenikliwy wzrok cały czas wpatrzony był w blondynkę. Było to dla niej conajmniej niekomfortowe.

Lucy odpędziła wszystkie myśli dotyczące bożka, po czym ruszyła do wioski w celu poproszenia o gościnny pokój i możliwość przenocowania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro