° 14 °

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

°   °   °

- Lucy, do kogo ty mówisz? - Loki zapytał już bardziej poważnie.

Dziewczyna wpatrywała się wystraszonym wzrokiem w kobietę stojącą w progu.

Wyglądała normalnie. Gdyby postawić ją pośród tłumu - niczym specjalnym by się nie wyróżniała. Jednak Edevane doskonale zdawała sobie sprawę, że nie była to zwykła kobieta. Nie mogła być także pewna czy był to w ogóle zwykły człowiek.

- Kim jesteś? - zapytała półgłosem blondynka, całkowicie ignorując bożka - I dlaczego tu przyszłaś?

- Sama mnie wezwałaś. - kobieta odrzekła niemal natychmiast głosem tak wypranym z jakichkolwiek emocji, że Lucy poczuła ciarki na plecach.

- Ale... - urwała, widząc, jak zjawa wystawia w jej stronę dłoń.

- Lucy? - Loki wstał z krzesełka i podszedł do dziewczyny. Nie miał bladego pojęcia co się dzieje, więc postanowił zajrzeć w umysł blondynki. Zobaczył strach i niepewność, ale jednocześnie także ciekawość. Ewidentnie widziała jakąś postać przypominającą kobietę. Bała się jej.

W pewnym momencie dziewczyna wystawiła dłoń i złapała kobietę za rękę. Loki widział jedynie jak blondynka zaciska swą dłoń w powietrzu.

Nagle Edevane wciągnęła gwałtownie powietrze.

Dostrzegła ból.

Swój własny.

Poczuła się zdradzona. Zlekceważona.

Zobaczyła Loki'ego.

Bardzo zaprzątał jej głowę. Nie wiedziała, jak ma się z nim dogadać.

Jednak było coś jeszcze.

Ktoś.

Lucy spojrzała szybko na kobietę. Twarz dziewczyny wyrażała teraz ogromne zdezorientowanie i wręcz szok. Poczuła nieprzyjemny ścisk w klatce piersiowej. Znów znajome było jej uczucie, którego tak pragnęła zapomnieć. Którego udało jej się zapomnieć. I które ponownie stało się tak boleśnie znajome.

- On cię kochał. I nie żywił urazy. - powiedziała kobieta, po czym puściła dłoń Lucy i skierowała się w stronę drzwi. Nie otworzyła ich jednak, tylko przez nie przeszła.

- Nie... nie! Zaczekaj! - mówiła blondynka, zmierzając pędem w stronę drzwi - Stój! - krzyknęła dramatycznie.

- Lucy! Czekaj, posłuchaj! - zwrócił się do niej Laufeyson podążając tuż za nią.

Oboje wybiegli z chatki, jednak nie znaleźli się na Krzywej Polanie. Było to totalnie inne miejsce od poprzedniego. Otaczały ich teraz ogromne kamienie i pojedyncze wysokie drzewa. Nieco dalej znajdowała się największa ze skał, z której wydobywała się woda spływająca do małego jeziorka. Była ona krystalicznie niebieska. Zdawało się nawet, jakby miała w sobie błyszczące drobinki.

Dziewczyna była zbyt roztrzęsiona, jednak Loki obejrzał się za siebie uświadamiając sobie, iż po chatce nie było już ani śladu.

Pomyślał, że była pewnego rodzaju portalem, przejściem.

Swoją uwagę ponownie skupił na blondynce, kiedy to usłyszał jej coraz cięższy i nerwowy oddech.

Dostrzegł, jak Edevane łapie się za głowę i rozgląda po otoczeniu, nie chcąc zlokalizować miejsca, w którym się znaleźli, ale jakby szukała - jak przypuszczał - zjawy kobiety.

- Lucy, uspokój się. - odezwał się Laufeyson - Musimy obmyślić gdzie dalej iść.

- Nie... ta kobieta... - mówiła półgłosem, jednak wyglądało to jakby wcale nie zwracała się do bożka, a do siebie samej.

- Nie ma jej. I tamtej chatki też. - stwierdził z grymasem na twarzy.

- Nie, nie, nie... - kręciła głową. Do jej oczu zaczęły napływać łzy.

- Lucy, możesz na mnie spojrzeć? - zapytał zniecierpliwiony. Podczas gdy blondynka mamrotała coś nerwowo pod nosem, on zaczął do niej podchodzić. Stanął tuż przy dziewczynie i westchnął głęboko - Lucy...

Urwał, gdyż Edevane rzuciła mu się na szyję, mocno na niej zaciskając. Bożek był mocno zdezorientowany zaistniałą sytuacją. Po chwili usłyszał, jak dziewczyna szlocha. Cała drżała. Jej oddech był nierównomierny.

Początkowo bardzo mocno się wahał. Po chwili jednak niepewnym ruchem objął blondynkę, delikatnie ją do siebie przyciągając. Nie wiedział, czemu na to przystał i tak się zachował. Wiedział natomiast, że chciał być wobec tego obojętny, co mu nie wyszło. Gdyż jakaś cząstka jego mówiła mu, aby poddał się uczuciom.

To było dla niego dziwne.

I nowe.

Zmarszczył brwi i stał w milczeniu, podczas gdy Lucy wypłakiwała się w jego ramię.

- Ona mówiła o moim ojcu... - wydusiła w końcu.

Loki zmarszczył brwi.

Nie odezwał się żadnym słowem.

Wiedział, że cierpi. I że ojciec musiał być dla niej ważny, skoro aż tak przeżywa to, co usłyszała wtedy od tej kobiety. Ciekaw był, co takiego mogło się kiedyś stać. Nie chciał jednak zaglądać do głowy Lucy. Nie byłoby to odpowiednim posunięciem.

Zaraz, czy ja właśnie zastanawiam się co jest odpowiednie, a co nie?

Naszły go wątpliwości. Nie chciał, aby dziewczyna robiła sobie nadzieję, że byłby zdolny być jej opoką czy osobą, która okazałaby jej wsparcie lub pomoc.

Ledwie potrafił znaleźć oparcie sam w sobie.

Momentalnie napłynęła do niego złość, że pozwolił sobie na tak okropny moment zawahania i jego zdaniem... słabości. Wściekł się, że uległ swoim uczuciom oraz, że wpłynęło na niego w pewnym stopniu załamanie Lucy.

Wiedząc, że blondynka się już nieco uspokoiła, odsunął ją od siebie i nie obdarzając żadnym spojrzeniem, wyminął ją.

- Musimy iść dalej. - odrzekł oschle.

Dziewczyna nie ukrywała, że jego nagła zmiana zachowania ją zabolała. Nie rozumiała jej powodu.

Starała się jednak zagłuszyć zarówno to odczucie, jak i tamto o swoim ojcu.

Ruszyła za Loki'm, podchodząc do jeziorka. Dostrzegła w nim wystające kamienie, które tworzyły ścieżkę prowadzącą do małego wodospadu.

Rozejrzała się po okolicy, zerkając na niebo, które było dość szare i przyciemnione - totalnie różniące się od tego poprzedniego różowego na Krzywej Polanie.

Wzrok przeniosła na bożka, uparcie wpatrującego się w kamienie w jeziorze. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Z kolei w oczach widziała złość.

Zaczęła się zastanawiać czy była ona spowodowana jej gwałtownym i nieprzemyślanym rzuceniem się na jego szyję. Było jej głupio. Żałowała tego, co się przed chwila wydarzyło.

- Powinnismy wejść w wodospad. - głos Loki'ego wyrwał Lucy z zamyślenia.

Dziewczyna spojrzała zdezorientowanym wzrokiem najpierw na wodę spływającą po skale, a później na bożka.

- Chyba nie mówisz poważnie. - odrzekła.

- Gdybym nie mówił poważnie, to bym się nie odzywał. - sarknął.

- Ale...

- Woda co jakiś czas przestaje spływać. Zamyka przejście. Zobacz, że widać w niej jakąś głębię. Jest tam jaśniej. - wskazał palcem na wodospad.

Lucy przeniosła spojrzenie na wodę. Ku jej zdziwieniu dostrzegła, że wodospad rzeczywiście się zatrzymuje ukazując nagą, mokrą skałę. Nie musiała długo czekać, aby ponownie zobaczyć, jak krystaliczna, mieniąca się woda zaczyna spływać. Po dłuższym przyjrzeniu jej się spostrzegła również - tak, jak wyjaśnił Loki - że wewnątrz wodospadu, wydaje się, jakby umieszczone zostało przejście i dalsza droga.

- Czyli te kamienie nie są tu bez powodu. - wskazała na ścieżkę na jeziorku.

- No coś ty. - prychnął ironicznie pod nosem, a następnie ruszył przed siebie.

Blondynka jedynie westchnęła, po czym zaczęła podążać za bożkiem.

Oboje przeszli ostrożnie po kamieniach. Loki, nie wahając się ani chwili, wszedł w wodę, znikając z pola widzenia dziewczyny.

Lucy nieco się wahała, jednak uznała, że nie ma innego wyjścia.

Gdy jednak miała już przestępować przez wodę, ta przestała spływać. Jej oczom ukazała się skała. Nie było tu bożka. Nie było żadnego przejścia.

I mimo, iż wiedziała - a przynajmniej miała taką nadzieję - że woda w końcu zacznie ponownie tworzyć wodospad, wkradły się w jej wnętrze obawy.

Zostałam tu sama.

Ta myśl towarzyszyła jej cały ten czas.

Poprzednim razem woda pojawiła się dużo szybciej, otwierając jednocześnie przejście.

Teraz Edevane czekała.

Nic się nie działo.

Zmarszczyła brwi i nerwowo zaczęła tupać nogą o kamień, na którym stała.

Zamknęła oczy chcąc się uspokoić.

Przestań, nie panikuj. Za chwilę się pewnie otworzy i...

Jej myśli zostały przerwane przez ponownie spływającą wodę i rękę wydostającą się zza niej. Nie zdążyła nawet złapać powietrza, oddech ugrzązł jej w gardle. Nie mogła ukrywać, że mocno się przestraszyła. Nie spodziewała się tak nagłego ruchu bożka.

Dłoń Loki'ego zacisnęła się na nadgarstku dziewczyny, po czym została stanowczo pociągnięta w głąb wodospadu.

Ku zdziwieniu Lucy, jej ubranie czy włosy nie zostały przemoczone. Zanim zdążyła sobie to porządnie uświadomić, wpadła w ramiona Laufeyson'a na wskutek gwałtownego przyciągnięcia jej ku niemu.

Blondynka straciła równowagę, przez co Loki zacisnął swe dłonie na jej talii, trzymając ją mocno przy sobie. Dziewczyna z kolei chwyciła za ramiona bożka czując jednocześnie jego spięte mięśnie, silące się, by nie zaliczyła spotkania z ziemią. Ich oddechy mieszały się teraz ze sobą na wskutek tak bliskiej konfrontacji.

Kolejne zdziwienie Edevane spowodowane było wyglądem bożka, a później także i jej samym. Nie mieli już oni swoich dotychczasowych ubrań. Loki miał na sobie czarne spodnie i koszulę tego samego koloru. Lucy natomiast ubrana była w szmaragdową bluzkę z długim rękawem i grafitowe spodnie.

Zerknęła na ubranie Laufeyson'a, po czym utkwiła wzrok w jego oczach. One z kolei wpatrywały się w dziewczynę w nieodgadniony sposób. Nie widziała w nich złości. Nie mogła też odczytać z nich czegokolwiek pozytywnego, co z kolei się jeszcze akurat nigdy nie zdarzyło.

Loki mocniej zacisnął palce na jej talii, przez co blondynka szybko wciągnęła powietrze. Jej ciało spięło się na dotyk bożka.

Zastanawiała się dlaczego jego wzrok jest tak hipnotyzujący. I tak wypalający dziurę w niej samej. Czemu jego czarne włosy przyciągały jej uwagę bardziej, niż zwykle. Jego blada cera tak idealnie kontrastowała z kosmykami ciemnych włosów opadających mu na twarz i ramiona.

A jego oczy...

Tak, jego oczy były niebezpieczne. Lucy o tym wiedziała. Jednak nie chciała zaprzestać wpatrywania się w nie.

- Możesz mi wyjaśnić, co robisz? - zapytał Loki niskim głosem, wyrywając tym samym blondynkę z zamyślenia.

- Ale to ty mnie trzymasz. - odezwała się po chwili półgłosem.

- Bo prawie wywinęłaś orła. - zmarszczył ledwie zauważalnie brwi - No chyba, że szanowna księżniczka nie życzy sobie pomocy w takich chwilach.

- Tak, właśnie. Nie wiem, czemu mi pomogłeś. - bąknęła pod nosem, zrezygnowana odwracając wzrok.

Laufeyson jeszcze chwilę wpatrywał się w dziewczynę, po czym ją puścił i zaczął podążać ścieżką prowadzącą do wyjścia z małej jaskini, w której się znaleźli.

- Pośpiesz się. - rzucił przez ramię.

Lucy wpatrywała się w plecy bożka, po czym biorąc głęboki wdech, ruszyła za nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro