° 24 °

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

°   °   °

- Zapewne nie przywykłeś do skromnych progów, ale to jedyne, co mamy, książę. - powiedział Arthur, a następnie otworzył ogromne drzwi Loki'emu i Lucy - Oto klucze. - podarował dość duży przedmiot bożkowi - Gdyby coś, wiecie gdzie mnie szukać. - dodał, a następnie odszedł w stronę swojego domu.

- Jasne, zostanę powietrzem. Nie przeszkadza mi to. - wzruszyła ramionami Edevane mówiąc ironicznie.

- Lucy, lepiej, żeby się tobą nie interesowali. Dla twojego dobra. - odrzekł Loki.

- Przestań być taki spięty. Dobrze czułam, że nie są wrogami. Nic nam nie zrobią. - zniecierpliwiła się.

Bożek westchnął, a następnie stanął przodem do blondynki. Spojrzał w jej oczy, dopiero po chwili mówiąc:

- Nie masz pojęcia do czego Lodowi Olbrzymi są zdolni. - powiedział z przestrogą.

- Do wkurzania innych? - wskazała sugestywnie ręką na Loki'ego, a ten wywrócił oczami - Poza tym to Moczarowi Olbrzymi. Nie Lodowi.

- Lodowi, Lucy. - poprawił ją - To wciąż oni. - zastopował, reflektując się - To wciąż my. - poprawił się ponuro.

- Oh, przestań.

- Co mam przestać? - zmarszczył brwi - Nie zdajesz sobie sprawy, w jak wielkim niebezpieczeństwie mogliśmy się znaleźć. To są potwory. Jesteśmy potworami.

- Nie dla mnie. - uparła się.

- Jesteś głupsza niż myślałem. - pokręcił głową.

- Całe szczęście, że ty, książę, jesteś wybitny. - sarknęła.

- Lucy, to nie są żarty. Staram ci się przemówić do rozsądku, że to mogło być naprawdę niebezpieczne. Z Lodowymi Olbrzymami nie ma żartów. Może w końcu ustąp i uwierz mi na słowo. Bo tak się składa, że mam na ten temat większą wiedzę. - zdenerwował się.

- Większą czy nie większą, mówiłam ci, że nic nam się nie stanie. Mówiłeś też sam, że mi u... że ufasz mojemu przeczuciu. - poprawiła się, pamiętając tamten dość bolesny moment zawahania bożka - Więc po co to dramatyzowanie?

- Bo się martwię, Lucy. - wyparował, po czym przymknął powieki.

Dziewczyna zaniemówiła. Uchyliła bezwiednie usta, nie mogąc wykrzesać z siebie żadnego słowa.

- Martwię się o to, żeby nasza podróż poszła pomyślnie. - dodał szybko - Okej? Więc stąd moje nerwy. - tłumaczył.

- No tak. Tak właśnie myślałam. - pokiwała głową - Z resztą tak, jak sam im wcześniej mówiłeś, potrzebujemy się wzajemnie, żeby dojść do celu. Nic więcej. - mruknęła, a następnie wyminęła bożka i weszła do wnętrza domu.

Laufeyson westchnął ciężko, po czym zrezygnowany i zniecierpliwiony poszedł za blondynką.

Ich oczom ukazało się przytulne wnętrze. Wszystkie ściany w środku były drewniane - łącznie z podłogą. Wejście domu było częścią ogromnej sypialni. Na prawo prowadziły drzwi do kuchni, z kolei po przeciwnej stronie - do łazienki. Wszystko, całe umeblowanie i elementy dekoracyjne były nieproporcjonalne do nowych mieszkańców tej chatki. Nie przeszkadzało im to jednak.

Grunt, że mamy gdzie spać.

Pomyślała Lucy.

- Robią sobie z nas jawne jaja. - stwierdził Loki wpatrując się w pewien punkt.

Blondynka podążyła za wzrokiem bożka, a następnie jej oczom ukazało się ogromne łóżko. Jednoosobowe łóżko.

Nie miała pojęcia, czemu nie widziała tego wcześniej. Jednak kiedy już zarejestrowała mebel, momentalnie poczuła ciarki na plecach.

Mamy spać... razem?

Dopiero po chwili dotarły do niej słowa, jakie wypowiedział Loki. A raczej jego ton i słyszalne oburzenie w głosie. Momentalnie spochmurniała.

- Nie, słuchaj. Przeniosę się do kuchni... na przykład. - odrzekła po dłuższej ciszy - I wezmę ten dywan, żebym mogła się na nim położyć. - dodała wskazując na rozległy, włochaty materiał znajdujący się tuż przy łóżku.

- Nie, Lucy, w porządku. Śpij na łóżku. Ja się gdzieś indziej przeniosę. - zaoponował natychmiast.

- Nie, nie przystoi księciu spać w tak niegodnym miejscu. - mruknęła spoglądając na Laufeyson'a - Przeniosę się. Zostań tu. - kiwnęła głową na łóżko.

Loki zmarszczył brwi totalnie nie rozumiejąc, o co chodzi dziewczynie.

Po chwili blondynka wyszła z domu, zostawiając w nim bożka zupełnie samego.

Czując, jak złość w nim narasta, ruszył pędem za Lucy. Wyszedł z domu i dogonił dziewczynę przemierzającą okolicę.

- O co ci chodzi, Edevane? - wyparował wściekły.

- Już samo to, że mówisz do mnie po nazwisku, świadczy o tym, że masz do mnie jakiś problem. Jak jest dobrze: Lucy. - powiedziała z przesłodzeniem - Jak jest źle: Edevane. - warknęła.

- Nie rozumiem o co ci poszło. Czemu nagle jesteś taka oschła? - rozłożył ręce ciągle podążając za blondynką.

- Oh, słuchaj... - zaśmiała się sztucznie - Nie miej do mnie pretensji o oschłość. Bo słysząc to akurat od ciebie, brzmi to naprawdę beznadziejnie.

- Możesz po prostu... - zaczął, po czym dogonił dziewczynę i chwycił ją za nadgarstek, przyciągając do siebie - Możesz mi po prostu wyjaśnić o co chodzi? - warknął, czego zaraz po chwili pożałował.

Dziewczyna zacisnęła szczękę, patrząc z wyrzutem na bożka.

- Przepraszam, Lucy. - odrzekł łagodnie, a następnie odchrząknął - To było za ostre. - dodał, puszczając mocny uchwyt na nadgarstku blondynki.

Edevane zaczęła rozmasowywać mocno trzymane przez Loki'ego miejsce.

- O co mi chodzi... - mruknęła, ignorując ostatnie słowa mężczyzny - O całą tę sytuację. Ty coś ukrywasz, to wszystko staje się coraz bardziej pokręcone, dodatkowo zachowujemy się wobec siebie tak dziwnie, że nie wiadomo jak to nazwać, mimo, iż oboje wiemy, że może powinno być inaczej. - powiedziała na jednym wdechu, po czym jej policzki wyraźnie się zaczerwieniły.

Loki był zdumiony słowami, które właśnie usłyszał. Poczuł jak w jego w wnętrzu rozlewa się jednocześnie przyjemne ciepło, które zakłócane jest bolesnym kłuciem w serce.

- Wiesz co, nie ważne. - machnęła ręką, a następnie ruszyła w pierwotnym kierunku.

- Nie, Lucy, ważne. Właśnie, że ważne. - odparł, a następnie wyrównał kroku z dziewczyną - Może... może po prostu powinniśmy o tym porozmawiać? Tylko na spokojnie. W domu. Nie potrzeba nam ani świadków w postaci tych mieszkańców tu, ani jakiejś niezręcznej sytuacji. Proszę cię, może po zawróćmy do domu i pogadajmy o tym na chłodno. Nie wierzę, że to mówię, ale myślę, iż rozmowa może nam pomóc rozwiązać ten konflikt. Co ty na to? - spojrzał w stronę dziewczyny, jednak nie dostrzegł jej obok siebie.

Gwałtownie zaczął się rozglądać na boki w poszukiwaniu Lucy, aż w końcu natrafił na nią wzrokiem, obracając się za siebie. Dostrzegł, że stoi ona na wprost jakiegoś budynku. Nie wyglądał on jak domek mieszkalny. Był zaniedbany i wyglądem niekoniecznie interesujący.

Zmarszczył brwi, a następnie ruszył w kierunku Edevane.

°   °   °

- Nie, Lucy, ważne. Właśnie, że ważne. - mówił Laufeyson - Może... może po prostu powinniśmy... - dziewczyna nie dosłyszała następnych słów bożka, gdyż coś wewnątrz podpowiadało jej, aby zatrzymała się w miejscu, tuż przed starym budynkiem.

Podeszła do drzwi budowli, a następnie dostrzegła na drzwiach wyryty napis:

Dom złych snów.

Zmrużyła oczy, próbując wsłuchać się we własne wnętrze. Coś mówiło jej, aby zajrzała do środka.

Wiedziała doskonale, że nikt tam nie mieszka. Że jest to opuszczony budynek, nad którym ciąży coś złego.

Jest niezwykły, ale i mroczny.

Ku szczęściu wszystkich mieszkańców - to, co bytuje wewnątrz budowli, zostaje pośród jej ścian.

Drzwi nie miały klamki. Wystarczyło je pchnąć, by doświadczyć czegoś okropnego.

Lucy to wiedziała, wyczuwała.

A mimo wszystko, musiała tam wejść. Żeby uświadomić sobie...

No właśnie. Co takiego?

Westchnęła cicho, a następnie uniosła dłonie, by wejść przez drzwi.

- Lucy! - krzyknął Loki, będąc niedaleko blondynki - Co ty robisz?

- Muszę tam wejść. - odparła lekko przestraszona, spoglądając na bożka.

- Wszystko w porządku? - zapytał, zaczynając się martwić coraz bardziej.

- Nie. - odrzekła po chwili - Masz tu zostać. - poleciła.

- Najmocniej przepraszam, że co? - zaśmiał się, przykładając dłoń do klatki piersiowej.

- Zostajesz tu, Loki. - powtórzyła stanowczo - Nie żartuję. - dodała, a następnie włożyła niemało siły, by popchnąć drzwi i znaleźć się w środku budynku.

- Lucy, czekaj! - krzyknął Loki i mimo niewielkiego dystansu od dziewczyny teleportował się do niej, by w ostatniej chwili chwycić ją za rękę, przez co razem wpadli do wnętrza budynku.

Oboje spowici zostali ciemnościami, a drzwi niedługo potem zamknęły się z ogromnym impetem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro