° 7 °

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

° ° °

- Pozwól, że to ja będę mówił, gdyby ktoś zażyczył sobie pogawędkę. - Loki szepnął do Lucy, na co ta posłusznie pokiwała głową.

Oboje ruszyli w głąb wioski. Wszystkie domy w tej okolicy były drewniane. Pomiędzy nimi nieregularnie rosły wysokie drzewa rzucające cień na podwórka mieszkańców. Znajdował się tu także targ, na którym właściciele sprzedawali swoje zbiory owoców i warzyw. Wydeptanymi ścieżkami kroczyły rozmaite istoty. Tutejszymi mieszkańcami była mieszanka krasnoludów i elfów. Ponadto swobodnie wśród zamieszkałych przemieszczały się zwierzęta przypominające wyglądem bawoły, jednak ich rogi wyglądały na bardziej jelenie. Istoty wydawały się być oswojone z mieszkańcami.

- Trzymaj się mnie. Nie zgub się, bo nie zamierzam za tobą latać, jak niańka. - rzucił przez ramię do Lucy.

- Spokojnie, Loki. Umiem o siebie zadbać. - odparła dziewczyna.

Czarnowłosy zerknął jedynie przelotnie na blondynkę. Dziwnie się poczuł słysząc swoje imię z jej ust. Odtrącił jednak tę myśl i skupił się na drodze.

Przemierzając ścieżki wioski, oboje zetknęli się ze zdziwionymi spojrzeniami elfów i krasnoludów. Bożek skutecznie to ignorował, jednak dziewczyna czuła się nieswojo. Utkwiła wzrok w plecach Loki'ego i po prostu podążała za nim.

- Najmocniej przepraszam. - zaczął Laufeyson głośniejszym tonem - Czy jest tu ktoś z kim mógłbym porozmawiać? Ktoś obeznany w terenie i ogólnie w życiu tu. - rozłożył ręce rozglądając się dookoła.

Wszyscy przechodnie patrzyli na niego jak na opętanego. Poczęli omijać go szerokim łukiem.

- Nikt? - zaśmiał się unosząc wysoko brwi - Więc wolicie zaznać mojego gniewu?...

- Ej, ej... - przerwał mu krasnolud w podeszłym wieku.

Zarówno Loki, jak i Lucy skierowali na niego swój wzrok. Postać siedziała na bujanym krześle na tarasie przed swoim domem.

Dwójka przybyszów zmarszczyła brwi.

- No podejdźcie tutaj. - zachęcił ich gestem dłoni.

Nowoprzybyli spojrzeli po sobie, a następnie ruszyli w stronę krasnoluda.

- Waszych twarzy tu jeszcze nie widziałem. - powiedział starzec, kiedy stanęli już przed nim - Przybywacie z daleka, prawda? Z Purpurowych Moczar? Z Krzywej Polany? - dopytywał, na co Lucy pokręciła przecząco głową, a Loki zmarszczył brwi, mrużąc jednocześnie oczy.

- Proszę wybaczyć, skąd? - zapytał bożek.

- Odległe krainy w dziesiątym świecie. Ale coś mi się wydaje, że i z tym nie trafiłem... - zaczął się zastanawiać krasnolud.

- Dobrze się panu wydaje, nie trafił pan. - odparł Loki zakładając ręce za siebie - Dostaliśmy się tu portalem. Ta tu pochodzi z Midgardu - wskazał na blondynkę - a ja przybywam z Asgardu. - skierował dłoń na siebie.

- Zaraz... teraz już kojarzę... Słyszałem o tobie... - mówił krasnolud wpatrując się w czarnowłosego - Ty jesteś tym bogiem kłamstw. - odrzekł, po czym spojrzał na dziewczynę - Ty mu ufasz?

Lucy już miała otwierać usta - choć tak naprawdę nie wiedziała co powiedzieć - ale Loki ją uprzedził.

- Nie musimy sobie ufać. Nie ufamy - zastrzegł z lekkim uśmiechem bożek - Mamy wspólny cel. To wszystko. I korzystając z okazji, skąd wiesz, kim jestem? - zainteresował się.

- Zanim tu trafiłem, wiele słyszałem o twoich wyprawach i bitwach u boku niezwyciężonego boga piorunów. - na to wyjaśnienie Laufeyson skrzywił się nieco - I ja również zapragnąłem wyprawy. Dowiedziałem się o dziesiątym świecie i tak siedzę tu, nie pamiętam już od jak dawna. Nie ma stąd odwrotu, dopóki wybraniec nie obejmie tronu. No i czekamy. - rozłożył ręce na otoczenie, rozglądając się po nim - I żyjemy ostatnio spokojnie z dnia na dzień. Przyszło nam przywyknąć.

- Znasz może kogoś, kto dużo orientuje się w sprawie tej krainy i jej wybrańca? - zapytał Loki.

Krasnolud wskazał palcem na wyżłobienie w oddalonym o pewien dystans klifie.

- Mieszka tam taka jedna wariatka. Ona była tu pierwsza. Twierdzi, że zna tę krainę. A raczej jej większość. Może ona wam pomoże. - stwierdził obojętnym tonem.

- W porządku. Udamy się do niej. - odrzekł Loki i począł kierować się w stronę klifu, a zaraz za nim blondynka.

- Zaczekaj, piękna istoto. - na słowa krasnoluda Laufeyson odwrócił się z pytająco uniesionymi brwiami, a dziewczyna podążyła po prostu jego tropem i także zerknęła w jego stronę - Uważaj na siebie. - patrzył prosto na Lucy.

Loki uświadomił sobie, że to nie on był wzywany, przez co wywrócił oczami i ruszył w pierwotnym kierunku.

Dziewczyna natomiast patrzyła jeszcze na krasnoluda. Uśmiechnęła się lekko i kiwnęła delikatnie głową, po czym zaczęła podążać za bożkiem.

- Czemu nie? Mogę robić za powietrze. - blondynka usłyszała, jak czarnowłosy mamrocze pod nosem.

Oboje szli w milczeniu w stronę wyżłobienia w klifie. Po kilku minutach opuścili wioskę i podążali jedyną ścieżką, jaka prowadziła do tego miejsca. Stawała się ona coraz bardziej kamienna i stroma, jednak udało im się dotrzeć na górę.

Lucy i Loki spostrzegli, że stąd do klifu prowadzą kamienne, wąskie schody. Blondynka nie czekając na reakcję bożka, pierwsza ruszyła tą trasą. Czarnowłosy jedynie rzucił jej pytające spojrzenie, ale bez słowa począł podążać za Lucy.

Stąpali bardzo ostrożnie i powoli.

W pewnym momencie noga blondynki spoczęła w niezbyt stabilnym miejscu, przez co osunęła się. Dziewczyna nie zdążyła nawet krzyknąć. Zorientowała się jednak, iż Laufeyson złapał ją szybkim ruchem za przedramię, przez co uniknęła tragicznego upadku w wodę pod nimi. Oddychając płytko, zerknęła na bożka i dostrzegła jego surowe spojrzenie. Dziewczyna odwróciła wzrok.

- Dzięki. - mruknęła cicho idąc w dół schodami.

- Uwierz, gdybyś nie była mi potrzebna pozwoliłbym ci tam zlecieć. - skinął głową na przejrzystą wodę.

- Tak, wierzę ci... - odrzekła pod nosem.

Zabolało.

Obojgu udało się zejść ze schodów, po czym znaleźli się w środku klifu. Rozejrzeli się po pomieszczeniu, dostrzegając palące się ognisko po środku. Przy skałach, które odpowiadały za funkcję ścian, rozmieszczone były drewniane półki, a na nich z kolei przeróżna zebrana roślinność i trunki. W głębi znajdował się mebel na wzór łóżka.

- Najmocniej przepraszam. - zaczął Loki rozglądając się po otoczeniu - Zastaliśmy kogoś?

Odpowiedziała mu cisza.

Kiedy pierwszy raz zobaczyli to miejsce, nie dostrzegli nikogo, kto mógłby je zamieszkiwać. Jednak przeczyło temu palące się ognisko.

- A wy to kto? - Lucy i Loki usłyszeli skrzekliwy głos starszej pani, która znalazła się nagle bardzo blisko nich. W ogóle się tego nie spodziewając oboje krzyknęli przestraszeni, cofając się o kilka kroków. - I czego się tak drzecie? - zapytała z pretensją, po czym ich wyminęła i ruszyła do drewnianych półek.

Loki odetchnął głęboko, po czym pokręcił głową z dezaprobatą.

- Mogłaś nas chociaż ostrzec. - wystawił w górę palca, patrząc na kobietę karcącym wzrokiem.

- Ale wtedy nie było by śmiesznie. - zarechotała pod nosem.

Loki i Lucy spojrzeli po sobie ze zmarszczonymi brwiami.

- Nie ważne. - wymamrotał, po czym zaczął mówić już głośniej - Przybywamy z...

- Tak, tak... wiem skąd przybywacie... - przerwała mu niewzruszona, skupiając się na segregowaniu roślin rozłożonych na półkach.

- Widzę, że mało cię obchodzi, po co tu... - zdenerwował się Loki, jednak i tym razem nie dane było mu dokończyć.

- Nie. O to. Chodzi. - przerwała mu stanowczo nawet nie patrząc na przybyszów - Rośliny do mnie mówią, a ty mi je zagłuszasz. - sarknęła.

Loki uniósł wysoko brwi, nie kryjąc lekkiego zaskoczenia. Lucy z kolei nie maskowała totalnego zdezorientowania zaistniałą sytuacją.

- To są jakieś zioła? Ona jest na prochach? - blondynka szeptała w stronę bożka.

- Na jakich prochach? - zerknął na nią.

- Narkotyki. - wyjaśniła - Ludzie nieźle po nich odlatują.

- Oh, czyli jednak jest u was sposób, żeby człowiek sam latał. Nie wiedziałem. - pokiwał w zrozumieniu głową, po czym skierował wzrok na starszą kobietę.

Lucy jedynie złapała się za nasadę nosa i rezygnując z dalszych wyjaśnień, także przeniosła spojrzenie na staruszkę.

- Wiecie co? Możecie mówić. Te są wyjątkowo wredne, nie mam zamiaru ich słuchać. - odrzekła w końcu kobieta i odwróciła się do dwójki przybyłych - Może herbatki? - zaproponowała z szerokim uśmiechem.

- Nie, dziękuję... - powiedziała niepewnie Lucy.

- Owszem, z chęcią. - odparł w tym samym czasie Loki. Słysząc jednak słowa dziewczyny spojrzał na nią, a ona na niego. Zobaczył jej lekko przestraszony wyraz twarzy i skapnął się, że nie jest ona przekonana do propozycji staruszki. Pozwolił sobie zerknąć w myśli Lucy i spostrzegł, że zastanawia się ona co byłoby składnikiem ich napojów, jak mogłoby to na nich wpłynąć i czy nie zostaliby otruci. Dodatkowo z ciekawości zajrzał w tematykę wiedzy o narkotykach i wyczytał z blondynki, że słyszała ona dla przykładu o przypadku, kiedy ktoś zażył prochów i jedyny dosłowny lot człowieka był taki, iż pewien mężczyzna wsiadł za kółko i przekraczając dozwoloną prędkość, natrafił na jego nieszczęście na przeszkodę, przez co samochód został odrzucony z impetem i począł obracać się w powietrzu, by po kilku sekundach roztrzaskać się poza jezdnią. - Jednak nie chcę herbaty.

- No, jak uważacie. - wzruszyła ramionami kobieta, po czym usiadła przy ognisku - Siadajcie, nie przyszliście bez powodu.

Lucy i Loki powoli podeszli do ogniska, jednak usiedli po jego drugiej stronie, mając na wprost staruszkę.

- Jak cię zwą? - zapytał w końcu bożek.

- Jestem Eligia. Tutejsza wiedźma. Te pajace z wioski uważają mnie za łajzę i świruskę, ale jakoś żaden nie odważył się przyjść i powiedzieć mi to osobiście. - prychnęła - Wiem skąd przybywacie, jednak ciężko mi było odczytać wasze imiona. Kim jesteście?

- Loki. Książę Asgardu. Prawowity władca Jotunheim'u. Bóg Podstępu. - odparł bożek władczym tonem.

- Ah, tak... - zaczęła cicho kobieta - Znam cię. Widziałam w wizjach. - zamknęła oczy.

Loki zmarszczył brwi.

- Jakich wizjach? - zapytał zaintrygowany.

- Przeróżnych. - odparła spokojnie - Chociażby wtedy, w przyszłości, kiedy Thor podczas ceremonii miałby objąć tron w Asgardzie...

- Dobrze, wystarczy. - przerwał jej nieco zniecierpliwiony Loki - Tyle wystarczy.

- Zazdrośnik... - zaśmiała się pod nosem staruszka przenosząc wzrok na blondynkę, a bożek rzucił jej oburzone spojrzenie.

- Jak śmiesz, ty... - wycelował w nią palcem.

- Jak się zwiesz? - przerwała mu zwracając się do dziewczyny i skupiając na niej całą swoją uwagę.

Laufeyson z oburzenia i niedowierzania uchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak nie mógł z siebie nic wydusić.

- Lucy Edevane. Jestem... - zacięła się chwilowo, nie wiedząc jak się określić - Zwykłym człowiekiem. - wzruszyła bezradnie ramionami.

- Jesteś Midgardką, ewentualnie Ziemianką. - wtrącił Loki.

- Na jedno wychodzi, nie umiem czytać w myślach czy widzieć przyszłość. Jestem zwykłym człowiekiem. - zwróciła się do bożka.

- Midgardka w porównaniu z Ziemianką nie brzmi aż tak kompromitująco. - zerknął na blondynkę.

Dziewczyna, nie chcąc dochodzić się z czarnowłosym, pokręciła głową z westchnieniem i spojrzała na kobietę.

Zamarła, kiedy oczy staruszki stały się całkowicie czarne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro