Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

°   °   °

- Więc... to już koniec. - powiedział Loki, który znalazł się nagle za Lucy.

Dziewczyna odwróciła się za siebie, by spojrzeć na bożka. Oboje znajdowali się na balkonie zamku.

Budowla nie była już tak mroczna. Wszystko stało się jakby jaśniejsze i promienne. Z kolei dzień był bezchmurny, a przy horyzoncie niebo zmieniało kolor na zielony.

Zarówno Lucy, jak i Loki mieli na sobie szaty. Dziewczyna te, które nosiła dotychczas, od momentu zdobycia pełni mocy. Laufeyson natomiast na powrót ubrany był w swój tradycyjny strój.

- Koniec jest zaledwie początkiem, Loki. - powiedziała łagodnie, uśmiechając się do bożka.

- Jest w tym sens. - przyznał, chwytając dłoń blondynki. Gładził jej skórę, po czym zaczął bawić się pierścionkiem Lucy, na którym wygrawerowane były inicjały ich imion. Bożek posiadał na swoim palcu identyczną obrączkę.

Laufeyson spojrzał w oczy dziewczyny.

- Do twarzy ci w tych pasemkach. - uśmiechnął się.

- Nigdy wcześniej nie przyszłoby mi do głowy, żeby interweniować zielenią w mój blond. - parsknęła - Ale teraz nie wyobrażam sobie jej nie mieć.

Bożek przyglądał się Lucy, po czym zmarszczył lekko brwi.

- Pytaj. Widzę, że coś cię trapi. - powiedziała po chwili - Śmiało.

- Ufałaś mi? - zapytał - Wtedy, kiedy nie dałem ci powodu, byś mi zaufała.

- Początkowo dałam się na to wszystko nabrać. - odparła - Ale wtedy, kiedy przyszedłeś do mojej celi... już wtedy wiedziałam, że masz plan. - uśmiechnęła się.

- I nadal mi ufasz?

- Tak.

- Bogowi kłamstw? - uniósł kąciki ust.

- Bogowi kłamstw. - odpowiedziała.

- To bardzo budujące, pani Laufeyson. - odrzekł - Czy raczej... Królowo Laufeyson.

- Jakkolwiek mnie zwiesz. - odparła łagodnie, z małym rozbawieniem.

- Mogę też nazwać cię moją. W końcu. - uśmiechnął się.

- Normalnie to nie ten sam Loki, który tak zrzędził na początku naszej podróży. - rozmyślała na głos, prowokując męża.

Bożek wywrócił oczami.

- A co? Już się stęskniłaś za tamtym wariantem? - uniósł brew.

- Nie muszę za nikim tęsknić. - odparła po chwili, zakładając ręce na szyję Loki'ego - To ta sama osoba, do której żywię uczucie. I jest tu przy mnie.

Laufeyson patrzył intensywnie w oczy Lucy. Czerpał radość z każdego detalu jej twarzy.

- Kocham cię. - powiedział, po czym pogładził jej twarz.

- A ja kocham ciebie, Loki. - szepnęła, a następnie oboje zbliżyli się do siebie i zetknęli swe usta w czułym pocałunku.

Bożek ułożył sobie dłonie na talii blondynki, przyciągając ją bliżej siebie tak, że stykali się ze sobą ciałami.

Minęło trochę czasu, aż nieznacznie się od siebie odsunęli. Stali razem, stykając się czołami. Ich dłonie były ze sobą splecione.

- Czy ta kula... - zaczął Loki.

- Miała w sobie mroczną moc. Damon użył wielu zaklęć, aby ukazywała pewne zjawiska, przepowiednie, chociażby początek wędrówki i myśli przybyłych osób do tej krainy. Jednak był tego koszt. Zaprzedał swoją duszę tym mocom, przez co byli swego rodzaju syntezą. Nie mógł żyć bez kuli i nie mówię tu tylko o jego obsesji na tym punkcie. Zbyt wiele mrocznych mocy tu zainterweniowało. Nie było dla niego ratunku. - wyjaśniła.

- Zapomniałem, że przecież masz to swoje przeczucie. - zaśmiał się pod nosem na słowa żony, mimo, iż nie sprecyzował, a nawet nie dokończył swojego pytania.

- Przeczucie to zbyt mało intensywne określenie. - powiedziała - Nie wiem. To jest już część mnie. To we mnie żyje.

- Cieszę się z takiego obrotu spraw. - Loki pocałował blondynkę w czoło.

Odsunął się od Lucy, a następnie zmrużył lekko oczy.

- Nie uważasz, że...

- Że powinnismy otworzyć portal? - zapytała - Tak, najwyższa pora.

- Rany, czytanie w myślach jest rzeczywiście irytujące. - stwierdził.

- Nie czytam w myślach, ale masz rację. Jest wkurzające. - parsknęła.

- I teraz będziesz się mścić, tak? - na jego twarzy pojawił się grymas.

- A znasz inne wyjście? - przechyliła głowę, a następnie oboje się zaśmiali.

Na powrót złączyli swoje usta w pełnym uczucia pocałunku.

°   °   °

Lucy i Loki stali razem na dziedzińcu. Nie byli oni jednak sami. W swoje progi zaprosili wielu mieszkańców wiosek i miejsc, w których mieli okazję gościć. Znajdowali się tu teraz praktycznie wszyscy, wszelkie zróżnicowane istoty.

- Nad czym myślisz, pani? - z zamyślenia Lucy wyrwał ją Larry.

Dziewczyna spojrzała na niego z uniesionymi brwiami, po czym uśmiechnęła się.

- Zastanawiam się jak jest na Ziemi. - zacisnęła usta - Jak wiele mnie ominęło.

- Najmocniej przepraszam, że pytam... - ponowił - Nie powinienem być tak wścibski, ja po prostu...

- Larry. - powiedziała łagodnie Lucy - Nie jesteś wścibski, dziękuję, że jest to dla ciebie ważne. Po prostu pytaj śmiało.

- Myślę, że stanowisko sekretarza królewskiej pary nie jest równe samemu królowi czy królowej. - odrzekł nieśmiało - Nie powinienem być nachalny...

- Nie jesteś nachalny. - blondynka miała na twarzy grymas, po czym się roześmiała - Jesteśmy przyjaciółmi. Pytaj, cokolwiek przyjdzie ci na myśl.

- Dobrze, pani. - powiedział, a następnie skinął lekko głową.

- W sumie, to na co my czekamy? - wtrącił nagle Loki.

- Aż portal będzie gotowy. - odparła blondynka.

- Okej... - przytaknął powoli - A gdzie jest ten portal?

Lucy zacisnęła usta, po czym podparła rękami biodra.

Na dziedzińcu nie było nic, co świadczyło by o tym, iż znajduje się tu przejście do innych krain.

- Nie wiem. - powiedziała - Musimy jeszcze poczekać. Wszystkiego się dowiemy, kiedy przyjdzie...

- Ah, ileż można tu wchodzić. - usłyszeli nagle wyczekiwany głos.

Wszyscy zwrócili swoje spojrzenie ku Eligii, która przyszła z wiklinowym koszem pełnym roślin.

- Naprawdę, fajna miejscówka na spędzenie reszty życia. Idealna trasa, tylko pogratulować. - mówiła kobieta, chwytając za rośliny, po czym zaczęła je rozsypywać wokół siebie.

Wszyscy przyglądali się z uwagą wykonywanej czynności przez staruszkę. Tworzyła ona ogromny krąg na ziemi z uzbieranych roślin i ziół.

Lucy, w pewnym momencie uniosła głowę ku niebu, a następnie wystawiła przed siebie rękę.

Nikt nie wiedział, o co dokładnie chodzi, dopóki kruk, we własnej postaci, nie przyleciał i usiadł na jej przedramieniu. Laufeyson pogłaskała ptaka po głowie, na co ten wydał z siebie cichy pomruk. Uśmiechnęła się do niego, kiedy patrzył jej prosto w oczy.

- Nowa zabawka? - zaśmiała się Eligia.

- Duchowe zwierzę. - wyjaśniła blondynka łagodnym głosem - Moc została uwolniona z posągu. Może teraz przebywać albo we mnie, albo w kruku. W każdym razie jest wolna i egzystuje w żywym organizmie. - na jej słowa ptak poruszał lekko skrzydłami - Nie chcę jej nadużywać i z niej korzystać. Niech się uchowa w ciele kruka i korzysta z wolności. - wystawiła rękę, po czym ptak pofrunął wzwyż i zaczął krążyć nad dziedzińcem - Jeśli będzie mi potrzebna, wezwę ją.

- Ośmielę się powiedzieć, że w razie potrzeby proszę wezwać również mnie. - odparł Larry.

- Oczywiście. - uśmiechnęła się Lucy.

- O sobie chyba już nie muszę mówić. - powiedział nagle Loki, który podszedł do dziewczyny - Zawsze u twego boku.

- Zawsze. - szepnęła, a następnie oboje się objęli.

- Dobra, już, bo zacznę rzygać. - prychnęła Eligia - Chociaż... może to też być pewna sugestia. - spojrzała najpierw na obejmującą się parę królewską, a później znacząco i ponętnie na Larry'ego. Na jego ustach z kolei pojawił się grymas - Nie, to nie. - wzruszyła ramionami.

Kobieta rozsypała już wszystkie rośliny, a następnie poczęła wypowiadać nieznane reszcie zaklęcia.

- Łaskawaś pomóc? - Eligia zwróciła się do Lucy, jednak widząc karcące spojrzenie Loki'ego, dodała - Wasza wysokość?

Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, po czym podeszła do staruszki. Wystawiła dłoń, a następnie cała moc przeszła z latającego wyżej kruka na nią. Na skórze Lucy widniała zielona poświata, z kolei oczy stały się świetliście szmaragdowe.

- No, w końcu. - prychnęła kobieta - Tchnij w to życie, skarbie. Powinno pomóc.

Lucy, z pełnym skupieniem, uniosła swoje dłonie, a następnie za pomocą magii poczęła wytwarzać wokół roślin zieloną poświatę. Poczęły się unosić, były coraz to bliżej nieba.

- Heimdall'u, wzywamy cię! - krzyknęła.

Nagle, dosłownie w ułamku sekundy, wytworzony portal znalazł powiązanie z bifrostem, który na stałe połączył się z dziedzińcem zamku.

- Udało się! - ucieszył się Larry.

- Droga do domu jest możliwa już dla każdego z nas. - oznajmiła Eligia - Możemy ruszać, dokądkolwiek chcemy.

- Musimy lecieć na Ziemię. - powiedziała Lucy, spoglądając na Loki'ego.

- Tak, racja. - odparł, a następnie oboje skierowali się w stronę portalu, znikając w nim, spowici gwałtownymi strumieniami kolorowych świateł.

°   °   °

- Niestety, ale to ostatnia róża, jaką mamy. - powiedział Victor do klientki kwiaciarni - Ale jeśli mogłaby pani poczekać chociażby do jutra, to zrobilibyśmy piękny bukiet. - uśmiechnął się.

- To chyba dobre wyjście. - odrzekła kobieta, a następnie pożegnała się i opuściła budynek.

Victor począł robić porządki na blacie i wśród kwiatów w wazonach, jakie mu zostały po dzisiejszym dniu.

Nagle dostrzegł za oknem coraz bardziej jaśniejące światło.

Ku swojemu ogromnemu zdumieniu, był świadkiem wielkiej jasności, z której wyszły dwie osoby. Jedna wydawała mu się dziwnie znajoma. Kilka chwil zajęło mu rozpoznanie nowoprzybyłej dziewczyny.

- Lucy? -zapytał, kiedy wchodziła ona razem z Loki'm do kwiaciarni.

- Cześć, Victor. - odparła z ciepłym uśmiechem - Dobrze cię widzieć.

- Ciebie też, ale... ale nie było cię tak długo. I nikt nie wiedział, co się z tobą działo! - przeczesał nerwowo włosy dłonią - C... co się stało? Gdzie byłaś?

- To bardzo długa historia. - odparła, zerkając chwilowo na Loki'ego - Miałam sprawę do załatwienia.

- Okej... - odparł nieprzekonany, jednocześnie przyglądając się nietypowym strojom pary.

- Długo mnie nie było? - zapytała.

- Może coś koło pół roku. - odparł po namyśle.

Laufeyson uniosła brwi w zdziwieniu.

- Czas widocznie płynie tam inaczej. - powiedziała - Dałabym sobie rękę uciąć, że był to góra miesiąc.

Victor nie miał bladego pojęcia o czym mówiła dziewczyna, jednak nie zamierzał zagłębiać się w szczegóły, gdyż uznał, że i tak tego nie zrozumie.

- Więc... wracasz do kwiaciarni? - zapytał.

Dziewczyna spojrzała na Loki'ego, ale nie był to przypadkowy ruch. Wiedziała, że na jego twarzy zobaczy smutek.

- O co chodzi? - zapytała, splatając z bożkiem palce dłoni.

- Chcesz wrócić do domu, prawda? - zapytał - Nasze drogi się rozdzielają?

Blondynka zmarszczyła lekko brwi.

- Tak, chcę wrócić do domu. - powiedziała.

Spojrzała następnie na Victor'a i uśmiechnęła się.

- Przejmujesz dowodzenie. - oznajmiła.

Chłopak zdawał się być mocno zaskoczony i zdezorientowany.

- Jak to? - nie dowierzał.

- Ogarniałeś wszystko pod moją nieobecność, poradziłeś sobie. Wszystko jest tak, jak być powinno. - rozejrzała się po kwiaciarni - Oby tak dalej.

- A co z tobą? - zapytał z niezrozumieniem.

- Ja? - uniosła brwi, a następnie utkwiła wzrok w Loki'm - Jak mówiłam, chcę wrócić do domu. - uśmiechnęła się ciepło.

Bożek odwzajemnił jej uśmiech, po czym złożył na czole blondynki krótki, delikatny pocałunek.

- Kruk musi wrócić do gniazda. - powiedziała Lucy - Tego prawdziwego, przeznaczonego dla niego.

- W końcu w to wierzysz. - powiedział z uśmiechem.

- Po tym wszystkim... - westchnęła - Nie mogę inaczej. Jestem częścią tego wszystkiego. Jestem przeznaczonym krukiem.

- Szmaragdowym krukiem. - dodał Laufeyson, zerkając na szaty dziewczyny odpowiadające kolorystycznie jego określeniu, jakim obdarzył żonę.

Blondynka uśmiechnęła się, po czym oboje pożegnali Victor'a, a następnie skierowali się ponownie na zewnątrz, by bifrostem powrócić do domu.

Jednak kiedy oni dopiero przygotowywali się do otwarcia mostu, ten pojawił się już zawczasu oświetlając ich swoim światłem.

Nagle oczom Lucy i Loki'ego ukazał się Thor w swojej zbroi i z młotem w ręku.

Nie wyglądał na zadowolonego.

- Jak mogłeś?! - Odinson krzyknął wzburzony, po czym rzucił się na Loki'ego.

- Nie! - Lucy zasłoniła męża, wytwarzając w dłoniach zieloną moc. Jej oczy z kolei świeciły zielonym światłem.

Blondyn zatrzymał się w ostatniej chwili i spojrzał na nią zdezorientowany.

- Loki, jakkolwiek to wtedy nie wyglądało, uratował dziesiątą krainę. Gdyby nie on, jego udział i cała ta intryga, by się tam dostać, nie udałoby nam się zwyciężyć. - mówiła - Poza tym, jeśli chcesz go dorwać, najpierw musisz zmierzyć się ze mną. - powiedziała prowokująco.

Thor wydawał się być jeszcze bardziej zmieszany.

- Bracie, to prawda? - zapytał.

Loki skinął po chwili głową.

- A kim jesteś ty? - zapytał Thor, przyglądając się Lucy.

- Szmaragdowy kruk. - odparła - Przeznaczona.

Blondyn dopiero teraz skojarzył twarz dziewczyny. Przypomniał sobie dzień, w którym wspólnie z Loki'm po nią wyruszyli.

- Królowa. I moja żona. - dodał dumnie Loki, obejmując Lucy.

- Wasza wysokość. - ukłonił się, patrząc nie tylko na dziewczynę, ale i na brata.

Laufeyson uśmiechnął się delikatnie, po czym odrzekł:

- Na nas już pora. Przekaż ojcu, że jest tak, jak być powinno, bracie.

Odinson odwzajemnił uśmiech, czując poruszenie.

- Przekażę. - potwierdził blondyn - Żegnajcie.

- Do zobaczenia. - powiedziała Lucy.

Zanim jednak para królewska ruszyła, Loki podchodząc nieco bliżej Thor'a, spojrzał mu prosto w oczy. Blondyn nie mogąc się powstrzymać, rzucił się bratu na szyję. Oboje mocno się uścisnęli.

- Dobrze, że wróciłeś, Loki. - powiedział przez łzy Odinson.

- Tęskniłem. - przyznał po chwili czarnowłosy.

Trwali w uścisku jeszcze kilka chwil, po czym Lucy chwytając za dłoń męża, wyminęła wspólnie z nim Thor'a, następnie przywołując Heimdall'a, bifrost stanął przed nimi otworem.

Oboje powrócili do dziesiątej krainy, przepełnionej ładem i harmonią, w której wspólnie sprawowali swoje rządy.

Bóg kłamstw odnalazł swoje szczęście w Szmaragdowym kruku.

Samotność przestała dla nich istnieć.

Oboje wspólnie kroczyli ścieżką przepełnioną wzajemnym zrozumieniem.

Litery ich inicjałów, połączone miłością, odnalazły siebie nawzajem.

Podwójne L.

°     𝐿 𝐿    °

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro