R 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[07.06.1988]

》Michael《

Mając listę imion nienarodzonych dzieci matki Livii i imię naszego dziecka, pojechałem do znajomego rzeźbiarza, który zgodził się wykuć w Kamieniu imiona dzieci...

To, że był moim przyjacielem miało o tyle zalety w sobie, że nie pytał o co chodzi z imionami i czemu wogole go o to proszę...

Sam mu się zwierzyłem

- Loah, pamiętasz, jak opowiadałem Ci o Livii?

- Tej twojej zaginionej miłości ze szkoły? Tak...

- Odnalazłem ją ale...

- Zgaduję, że ma męża i dzieci i jest szczęśliwa?

- Wyszła za mąż, tak, ale... mąż, Harry, ją bił i gwałcił

- Bił? Gwałcił? Rozwiedli się?

- Nie do końca...

- Co to znaczy, 'nie do końca'? Ona nie żyje?

- Livia żyje. Jest w Neverland

- Porwałeś ją?

- Byłem w ich domu, on znów chciał ją zgwałcić... przywaliłem mu w łeb, zabrałem Livię I jej rzeczy do Neverland...więc teoretycznie tak... teoretycznie ją porwałem, ale w praktyce mi za to podziękowała

- Ale on chyba wie, że tam byłeś... skoro i ty i ona zniknęliście, to on cię oskarży... ty pójdziesz siedzieć, a on ją zabije

- Nie ma jak... Znalazł ją, strzelał do mnie... chciał ją porwać, ale zaczęła się wyrywać i strzelił sam do siebie. On nie żyje.

- Czyli jesteś teraz w związku z wdową?

- Tak. Zaręczyliśmy się.

- Gratuluję...

- Dzieki... Ale... jednej rzeczy ci nie mówiłem... sam się dopiero dowiedziałem, gdy ją "porwałem"... Mogę Ci się wygadać?

- Tak... coś z Livią? Ma dzieci?

- I tak i nie...

- Co to znaczy?

- Mówiłem ci o tym, co mając 16 lat zrobiliśmy...

- Mówiłeś.

- Zaszła po tym w ciążę... ze mną.

- Oddała dziecko do adopcji?

- Nie zdążyła... Jej ojciec ją pobił, przez co poroniła... z tych imion, które masz na kartce, to Taylor...

- Czyli pozostałe, to imiona dzieci, które miała z Harrym, czy jak mu tam było?

- Nie... Kiedy ją odzyskałem, pożyczyłem od jej matki auto... ten sam van... Pojechaliśmy do lasu na kilka nocy... Gdy oddawałem samochód, jej matka pokazała to - pokazałem mu ten sam gest, co mi matka Livii - Zabrałem też ją do Neverland, ale spoko, nikt tego nie zgłosi, bo ojca Livii aresztowali za pobicie... pozostałe imiona to... To nienarodzone rodzeństwo Livii... chcę im pomóc, bo nadal się nie pogodziły ze stratą tych dzieci... chciałbym poprostu, żeby miały miejsce, gdzie chociaż symbolicznie te dzieci będą spoczywać...

- Czemu przyszedłeś z tym do mnie?

- Bo Ty jesteś moim przyjacielem, to raz. Dwa, nie sprzedasz mnie mediom. Trzy, nie chcę kupować nagrobka, żeby nie tłumaczyć się tym medialnym hienom. Po czwarte, na kamień z wyrzeźbionymi imionami nie potrzeba zgody z urzędu, więc kolejny raz, nie muszę się nikomu tłumaczyć. A po piąte, to ty to zrobisz najlepiej.

- O, dzięki... Chodź... wybierzesz kamień, czcionkę, farbę do napisu...

Ponieważ Loah zajmował się m.in. płaskorzeźbami, miał kamienne płyty podobne do tych nagrobych, więc o tyle miałem szczęścia.

Wybrałem płytę 1m×2m z czarnego kamienia, czcionkę wyglądającą tak:


I złotą farbę do wypełnienia tektu...

***

Gdy wróciłem, matka Livii czytała książkę na ogrodzie

- Wróciłem... gdzie Livia?

- Poszła do wanny... udało Ci się?

- Tak. Loah zadzwoni gdy skończy...

Poszedłem do naszej łazienki I zapukałem

- Livia, mogę?

- Tak, chodź...

Wszedłem do łazienki

- Jak się czujesz aniołku?

- Jest dobrze... Nie wejdziesz do wanny?

- Myślałem, że chcesz się odstresować

- Chodź... chcę posedzieś przytulona do ciebie

》Livia《

Rozebrał się I wszedł do wanny. Usiadł na przeciw mnie... przytuliłam się do niego

- Kocham cię, wiesz? - zapytał obejmując mnie

- Wiem...

Poczułam pod sobą ruch... spojrzałam na niego... zaczerwienił się

- Przepraszam cię... jesteś całą moją miłością... trochę mnie poniosło, bo mimo wszystko jesteśmy nago

- Mi tam pasuje... - poprawiłam się, łącząc nas w jedno - ale może byśmy tak coś z tym ślubem dalej zrobili...

- Zajmę się wszystkim... ty tylko zajmij się kwestią sukni

- Nie pojedziesz ze mną?

- Jeśli chcesz, pojadę.

- Chcę.

- Więc nie ma problemu...

- Dziękuję Ci... - pocałowałam go namiętnie

Wyciągnęłam spod ręcznika, leżącego na stoliku zaraz za Michaelem, skórzane kajdanki i zapięłam je sobie na rękach ale jeszcze ich nie spinałam

- Mogę cię o coś zapytać co do naszych pieszczot? - zaczęłam

- Tak...

- Lubisz dominować?

- Lubię ci sprawiać przyjemność.

- Pytałam, czy lubisz dominować. Być Panem, władcą, właścicielem?

- Szczerze? Nie wiem. Bardziej zwracam uwagę na to, żeby tobie było dobrze

- A chciałbyś może podominować? - nadal miałam ręce za jego głową

- A sprawi Ci to przyjemność?

- Z tobą tak

- Niech będzie...

- Więc rządź. - pokazałam mu ręce - skuj mnie i się pobaw...

- Jeśli tak mówisz... - chwycił mnie za pośladki i dość mocno ścisnął - Masz tylko te kajdanki? - uszczypnął mnie z pośladek

- Nie... uprzęże, kneble, kostiumy, bicz... w zasadzie, co chcesz... Chcę poeksperymentować...

- Niech będzie... Zejdź...

Usiadłam po drugiej stronie wanny

Wyszedł

- Wyjdź

Wyszłam

Skuł mi ręce za plecami

Wytarł się, poczym wytarł mnie swoim ręcznikiem

- Masz obrożę z kółkiem?

- Pod moim ręcznikiem.

Ubrał mi ją poczym rozskuł mi ręce i skuł je sprzodu dopinając je dodatkowo do obroży

- Chodź... - przerzucił mnie sobie przez ramię i przeniósł do sypialni, gdzie posadził mnie na łóżku - Dobrze, więc co mamy do dyspozycji?

- Pod łóżkiem jest walizka...

Wyciągnął ją i otworzył

- Ok... co to jest? - wyciągnął jedną z rzeczy

- Ogon, nie widać?

- Po co to i gdzie to i jak?

Wstałam

- To jest część kostiumu...

- Ale gdzie to?

- A gdzie jest ogon?

- Co mam Ci to w dupę wsadzić?

- Tak. - wypięłam się

- Ty żartujesz?

- Nie.

- Ok...

Ubrał mi ogonek króliczka

Wyprostowałam się

- Jeszcze uszka... - wskazałam stopą opaskę z uszami króliczka

- Czyli będziesz króliczkiem? - zapytał zakładając mi opaskę

- Będę twoim króliczkiem...

- Dobrze... coś jeszcze?

- Teraz się baw...

- To Chodź... - Usiadł na łóżku

- Tak... - usiadłam mu na kolanach okrakiem łącząc nas w jedno

Chwycił mnie za biodra

- Gotowa?

- Tak.

Położył się ciągnąć mnie za sobą

- Teraz jesteś moja... - szepnął

Zamienił nasze miejsca I coraz szybciej ruszał biodrami

***

Kiedy skończył, wyszedł i pomógł mi usiąść

- Podobało ci się?

- Tak.

- Chcesz zmienić strój?

- Tak.

Zdjął mi uszka i ogonek króliczka

- Co byś chciała?

- Wybierz.

- Dobrze...

Ubrał mi knebel z kulką, ręce skuł z przodu, a kostki ze sobą

- Teraz poprostu jesteś moją dziewczynką...

Potwierdziłam kiwnięciem głowy

- Połóż się na środku łóżka...

Posłuchałam go i się położyłam

Usiadł przy mnie i przykuł mi ręce do zagłówka, a kostki do dolnej ramy łóżka w dość mocnym rozkroku

Usiadł między moimi nogami

- Uważaj... - zaczął iść z pocałunkami od mojego pasa, aż do szyi i dopiero gdy mnie w nią pocałował, wszedł.

Zaczął się we mnie ruszać, przez co ja zaczęłam się pod nim wić

- Nie uciekaj mi, bo dostaniesz karę...

Postarałam się opanować

- Nie no... Nie mogę tak... - zdjął mi knebel - Jeśli już mam jakoś sprawić, żebyś nie mówiła, to wolę to zrobić tak - wpił mi się w usta

Obróciłam głowę uciekając spod jego pocałunku

- To nie działa aż tak dobrze... Ale skoro już dałeś mi możliwość mówienia, to mam pytanie.

- Jakie?

- Robiłeś to kiedyś... jakby to powiedzieć... inaczej?

- Jeśli masz na myśli, czy z facetem, to nie.

- Nie o to mu chodziło... Nie wiem jak o to zapytać...

- Od tyłu, tak

- Też nie o to...

- To o co?

- Nie wiem jak o to zapytać

- Jak najprościej

- No właśnie wtedy wyjdzie głupio

- Nie wtydź się mnie... poprostu Zapytaj.

- Robiłeś to kiedyś palcami, nie?

- Tak.

- A ustami?

- Czemu pytasz?

- Mówiłam, że głupio wyjdzie...

Wyszedł i zniknął z mojego pola widzenia... Po chwili Poczułam czemu zniknął...

Kiedy znów wrócił w moje pole widzenia, uśmiechnął się i żartobliwie tonem stwierdził

- Kiedyś musi być ten pierwszy raz nie?

- Tak...Michael, kiedy się całujemy, nie przeszkadza Ci, że mam kolczyk w języku?

- Nie, nie przeszkadza... Ale obiecaj mi, że już się nie potniesz...

- Jeśli nie będę mieć powodu, to się nie potnę...

- Już nie będziesz ich mieć... - pocałował mnie w jedną z ran na czole - Już wszystko się ułoży...

[08.06.1988]

Pojechaliśmy wybrać mi suknię ślubną, a Michaelowi garnitur...

- Pięknie wyglądasz - stwierdził przytulając mnie

- Dziękuję... ty też...

Gdy płacił za suknię i garnitur...

- 13 800$ - ekspedientka podała cenę

Zrobiło mi się ciemno przed oczami i poczułam jak uginają mi się nogi... oparłam się o blat, żeby nie upaść...

Gdy wyszliśmy ze sklepu i wsiedliśmy do samochodu, a kierowca Michaela chował do bagażnika suknię i garnitur, spojrzałam na Michaela

- Po co to robisz?

- Ale co?

- Wydajesz na mnie tyle... właśnie wydałeś prawie 14 tysięcy na suknię i garnitur

- I? To nie jest dużo, gdy ma ci sprawić radość...

[10.06.1988]

Wysłaliśmy zaproszenia na ślub na 16.07.88, umówiliśmy się z pastorem i pojechaliśmy wybierać tort i resztę menu

[13.06.1988]

Ogarnęliśmy kwestę dekoracji...

[14.07.1988]

Siedziałam w łazience na sedesie, płakałam i nie wiedziałam co robić... patrzyłam tylko na szósty test ciążowy, szóstej firmy... każdy wyszedł pozytywny...

Bałam się wyjść z łazienki I powiedzieć to Michaelowi... Po tym jak ojciec pobił mnie za ciążę, a Harry za jej brak, bałam się reakcji Michaela...

- Livia - zapukał do drzwi - Livia, co się dzieje? Kochanie... proszę cię, odezwij się chociaż... Chcę wiedzieć, że żyjesz... kocham cię

- Żyję. - odkrzyknęłam obojętnym tonem

- Słyszę, że płaczesz. Powiedz mi co się dzieje...

- Boję się

- Czego się boisz? Kogo mam sprać?

- Tego się boję. - przez dziurki w dole drzwi od łazienki wyrzuciłam testy ciążowe pod jego nogi

- Otwórz. - powiedział tonem pozbawionym emocji

- Nie chcę... boję się... ojciec mnie pobił za poprzednią ciążę, a Harry bił za jej brak.

- Otwórz, proszę.

Niepewnie uchyliłam drzwi i spojrzałam na niego przestraszona...

- Posłuchaj - wziął mnie za ręce - Livia, będzie dobrze, tak? Wszystko już będzie ok... za dwa dni bierzemy ślub... nikt nam nic nie zrobi...

- Michael, mamy po 30 lat... myślisz że doczekamy się wnuków za życia?

- Narazie martwmy się o kwestię wychowania tego dziecka, zgoda?

- Tak...

[15.07.1988]

Mimo, że ślub miał być dopiero jutro o 14⁰⁰, my byliśmy na jachcie od 18⁰⁰ dziś, żeby następnego dnia nie musieć się zrywać następnego dnia o świcie...

Przygotowaliśmy sobie wszystko na następny dzień, a sami przygotowaliśmy się do snu...

- Wiesz, że to ostatnia noc, gdy śpimy ze sobą nie legalnie? - zapytał przytulając mnie do siebie

- W sensie?

- Bez papierów. - zaczął błądzić dłońmi po moim ciele

- Co z tego? Nasz pierwszy raz był w pełni nie legalny, bo mieliśmy po 16 lat...

- Co powiesz na ostatni raz jako narzeczeni?

- A będzie wyglądał jak pierwszy?

- Jeśli chcesz, to tak...

- Niech będzie.

[16.07.1988]

Jacht Michaela, na którym spaliśmy i na którym dziś mieliśmy wziąść ślub stał tak, że przez okna balkonowe naszej sypialni spadały promnienie wschodzącego słońca...

To właśnie one nas obudziły

- Dzień dobry Kochanie... - powiedział z uśmiechem na ustach Michael, gdy tylko spojrzałam mu w oczy

- Dzień dobry...

- Chcesz się wykąpać pierwsza?

- Po co ustalać kto ma iść pierwszy? Chodź... zaoszczędzimy trochę wody - puściłam mu oczko

- Skoro tak mówisz...

Wzięliśmy prysznic, i gdy tylko ubraliśmy się, puki co, w dresy, zjedliśmy śniadanie, a zaraz po nim, zatrudnione po to stylistki zajęły się naszymi włosami i makijażem, co skończyły koło 10⁰⁰

- Lecę się do końca ogarnąć, i będę na ciebie czekał... już dzisiaj do ślubu wolę cię nie widzieć, żeby nie kusić losu... a to, żeby ci nie popsuć makijażu - stwierdził całując moją dłoń

- Powodzenia... napisz mi, gdy przyjadą nasze mamy, moje druhny, Janet I Erms

- Jasne...

Wyszedł

Jedna ze stylitek przyniosła moją suknię, koła od niej, podwiązkę i welon

Kiedy skończyły mnie w to ubierać była 12⁰⁰...

Dostałam SMS od Michaela, że moje druhny (czyli jego bratanice i siostrzenice), Erms i Janet już są... nasze mamy też.

Erms przyszedł do mnie, żeby pomóc mi zejść ze schodów, bo suknia w tym dość mocno przeszkadzała, zasłaniając mi widok na to, czy stawiam stopę na schodku, czy nie... dlatego Erms zniósł mnie ze schodów, żebym się nie zabiła w dniu ślubu...

O 13⁴⁵ wszyscy już byli, a jacht odpłynął...

O 14⁰⁰ ruszyłam czerwonym dywanem do ołtarza, w akompaniamenicie marszu weselnego i w asyście dwóch namłodszych druhen sypiących przede mną płatki czarnych, białych i czerwonych róż oraz reszty druhen niosących mój welon...

Gdy tylko stanęłam przy Michaelu, i pastor zaczął formułkę, ogarnął mnie strach, że po ślubie Michael stanie się taki jak Harry

Przegoniłam te myśli... MICHAEL TAKI NIE BYŁ. MICHAEL MNIE KOCHAŁ.

Gdy pastor zapytał, czy biorę sobie Michaela za męża I tak dalej, bez zawahania odparłam:

- Tak

On na pytanie, czy bierze sobie mnie za żonę również pewnym tonem odparł:

- Tak

Gdy powtarzaliśmy po pastorze formułkę przysięgi, znów obleciał mnie ten sam strach... znów go przegoniłam...

Gdy tylko wymieniliśmy się obrączkami, a pastor powiedział:

- Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować

Nim zdążyłam wziąść oddach, Michael złączył nasze usta w namiętnym pocałunku...

Wesele przebiegało idealnie... Do czasu...

Gdy został wzniesiony pierwszy toast, nie wypiłam nic z kieliszka... tak naprawdę go jedynie przechyliłam, a przełknęłam tylko ślinę...

Przed kolejnym toastem, Michael szepnął do mnie:

- Nie udawaj, że pijesz... To nie zaszkodzi ani tobie ani dziecku. W naszych kieliszkach jest sok porzeczkowy...

Do kolejnych toastów już piłam normalnie...

Może nie bałam, ale martwiłam się o jedną tylko część wesela... mianowicie o tą część z podwiązką, którą mój, już, mąż miał mi zdjąć zębami... Nie miał z tym jednak większego problemu...większy miałam ja, bo zrobił to z taki sposób, że do końca wesela byłam cholernie podniecona...

Mój welon złapała Janet, a krawat Michaela, jej narzeczony...

Gdy wybiła 3⁰⁰, wesele oficjalnie się zakończyło, a wszyscy rozeszli się po swoich sypialniach...

Gdy tylko drzwi naszej sypialni się zamknęły, Michael zgodnie z moją obawą stał się taki jak Harry.

- Ślub mamy, to chyba czas go skonsumować, co? - zapytał, ale wiedziałam, że to pytanie retoryczne (bo dokładnie takie słowa powiedział w dniu ślubu Harry, po czym całą noc bezlitośnie mnie gwałcił)

Bez słowa klęknęłam na ziemi I czekałam co zrobi... jedyne, jak mój organizm na to zareagował, to samotna łza płynąca po moim policzku

- Livia? Co się dzieje? Co ty robisz? Czemu płaczesz? - zapytał kucając - teraz jesteś bezpieczna... nikt już cię nie dotknie bez twojej zgody... czemu płaczesz I czemu klęczysz?

- Powiedziałeś dokładnie to samo co Harry... bałam się, że jeśli nie zareaguję tak jak wtedy, to... - urwałam... nieumiałam mu powiedzieć, co stało się w dzień moich 17 urodzin...

- Livia... - też klęknął i przytulił mnie - nie chciałem Ci o nim przypominać... przepraszam...

- Nie twoja wina... Już jest dobrze...

Wstaliśmy

- Dobrze, więc jeszcze raz, ale inaczej... - zaczął - Może teraz oficjalnie, żono?

- Chętnie, mężu... - dziwnie to dla mnie brzmiało, ale chciałam się odegrać... - Jak już zacząłeś, to to skończ, bo czekam od momentu gdy pozbyłeś się podwiązki...

- Wiem. Specjalnie tak to zrobiłem, żeby teraz zrobić to... - zdjął marynarkę po czym wszedł pod moją suknię I zaczął mnie całować po nogach idąc od kostek wzwyż... w końcu, gdy dotarł do końca moich nóg, zębami zsunął mi majtki do kostek, jeżdżąc w tym czasie palcami po moim wejściu...

Nie miałam jak na to zareagować inaczej niż zacickając dłonie na sukni...

Wyszedł spod mojej sukni, ale nadal trzymał dłoń w tym samym miejscu...

- Mogłabyś te dłonie zaciskać na moich ramionach, a nie na sukni? - zapytał powoli wsuwając we mnie dwa palce

- Mogę. - odparłam szybko i zacisnęłam dłonie na jego ramionach

- Wiesz co.jest w tym razie wyjątkowego? - poruszał we mnie palcami - to, że w pewnym sensie drugi raz tracisz dziewictwo... - dołożył trzeci palec

- Jak niby drugi?

- Tak, że pierwszy raz był nasz w vanie, a teraz jest oficjalny

- A Harry? - zdążyłam się już spocić od jego dręczenia mnie

- Gwałty się nie liczą. Tylko my dwoje mamy prawo do naszych ciał nawzajem... - wolną ręką rozwiązał gorset mojej sukni i pomógł jej spaść na ziemię.... stałam przed nim nago, jedynie w szpilkach, bo stanika do sukni nie zakładałam...

- Kim chcesz, żebym była?

- Sobą. - zdjął koszulę - bądź moją kochaną seksowną Livią...

- To ty Skończ, a ja wyjmę zabawki

Wyciągnęłam lateksowe body odsłaniające piersi i krocze. Body miało możliwość zapięcia zamków na dziurach odsłaniających cycki i krocze z czego te zamki można było zabezpieczyć dodatkowo małymi kłudeczkami...

- Nie ubieraj go, chyba że chcesz... Ja chcę cię naturalną... - stwierdził zdejmując spodnie I bokserki

- Przestałam być naturalna, nim mnie poznałeś...kolczyki, blizny, mocny makijaż... - usiadłam na łóżku

- Ja też nie byłem już wtedy naturalny...

- Ty tylko maskowałeś efekt choroby

- Nie tylko... - Usiadł obok - też nosiłem kolczyki przez kilka lat, ciąłem się na łydkach... teraz jeszcze noszę perukę i mam makijaż permanentny.

- Czemu nigdy mi nie powiedziałeś o cięciu się?

- Nie chciałem, żebyś się martwiła...

- O co ci chodziło z naturalnością?

- Bez zabawek...

Spędziliśmy upojną noc...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro