Rozdział 7: Powrót do szkoły

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu nadszedł poniedziałek, a co za tym idzie, dzień mojego powrotu do szkoły.

Z chęcią zostałabym w domu, ale wystarczająco dużo czasu spędziłam poza szkołą, a prędzej czy później musiałam nadrobić zaległości, więc ubrałam się w ciemne jeansy i niebieską koszulą. Związałam włosy tak jak zawsze i podeszłam do lustra, żeby założyć szkła kontaktowe... ale ostatecznie odstawiłam pudełko z nimi na bok.

Nie, pomyślałam. I tak wszyscy już wiedzą, że jestem nienormalna, co za różnica, jakie mam oczy? 

Pobiegłam na dół, żeby zjeść śniadanie. Peter właśnie pił kawę, a mama robiła tosty.

- Witaj, skarbie - przywitała mnie. - Jak się spało?

- Dobrze.

- Miło to słyszeć. Proszę, twoje tosty - w moje ręce trafił talerz z jedzeniem.

- Dzięki! - natychmiast wgryzłam się w tosta.TAK, TOSTY, DAJCIE MI TOSTY, MUAHAHAHAHA!

- Podwieźć cię do szkoły? - zaproponował Peter.

- Pewnie, dzięki, tato.

Uśmiechnął się.

- Rzadko tak do mnie mówisz. Cieszę się.

- Oj tam, oj tam - zaczęłam pić herbatę. - Łał, zrobiłam się nieco wredna...

- Ja bym powiedziała, że nieco sarkastyczna - mama usiadła przy stole. - Ale to nic złego, czasem to ma swoje plusy. O, już prawie 7:00? Muszę jechać do biura...

- No to zawiozę was - Peter wstał i chwycił swoje kluczyki. - Później pojadę na badania kontrolne. Mam nadzieję, że nadal wszystko w porządku po tej operacji... (dla informacji, tata jakieś półtora roku temu miał skomplikowaną operację serca, więc od tego czasu nie pracuje i chodzi na badania).

- Mhm. Postaram się nikogo nie zabić - powiedziałam.

*

- No hej, frajerzy - powiedziałam pod nosem, wchodząc do szkoły. - Co tam- O w mordę, wy tak na serio?

Okazało się, że podczas mojej nieobecności na ścianach ktoś ponaklejał plakaty z moim zdjęciem i napisem "Uważaj na wariatkę".

- HAHA, bardzo śmieszne - powiedziałam sobie i poszłam do swojej szafki. 

Niespodzianka, grafiti. "Zdechnij", "Wariatka", "Zapłacisz za to"... 

- A pierdolcie się wszyscy - schowałam swoje rzeczy i poszłam pod salę. Po drodze widziałam ludzi, którzy patrzyli na mnie albo ze strachem, albo z rozbawieniem - no jasne, teraz jeszcze fajniej im się obgaduje mnie.

Usiadłam na ławce pod klasą i zaczęłam grać w coś na telefonie. A walcie się, ludzie... Dajcie mi pograć.

- Hej, wariatko! - usłyszałam wściekły głos.

SUSAN, NIE. MAM DOŚĆ TWOJEGO PIERDOLENIA.

- Co, nie zamierzasz się odezwać?! Zapłacisz za to, co mi zrobiłaś!!!

- Hej, daj już spokój, ta rana aż tak mocno nie krwawiła-

- Chrzanić ranę na mojej głowie, W SZPITALU MUSIELI MI ZGOLIĆ WŁOSY!!! - uniosłam głowę i dopiero teraz zauważyłam, że ma na głowie czapkę. Widok ten tak mnie rozbawił, że aż zaśmiałam się. - Hej, bawi cię to?!?

- Tak...? No ale hej, ty zawsze się ze mnie śmiejesz. Co za różnica?

- CO, myślisz, że jesteś taka cwana, co? Wstań!

- No dobra, stoję - schowałam telefon do kieszeni i wstałam z ławki. - No i co? Dasz mi w twarz?

- A żebyś wiedziała! - zauważyłam, że jej pięść leci w moją stronę i wali w powstałą przede mną tarczę. - AŁ! KURWA!

DRRRRRRRYŃ!

- Sory, ale idę na lekcje - odwróciłam się. - Na razie.

SAVAGE MODE IS ON.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro