Rozdział 35: Smutek i nadzieja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patrzyłam bezradnie, jak Obsidian i pozostałe demony opuszczają ten wymiar. Nie miałam siły ani motywacji, by choćby próbować ich powstrzymać...

- Endera... Wszystko okej? - usłyszałam głos Jack'a za sobą.

- . . . - odwróciłam głowę w bok. Nadal miałam w głowie te słowa, które powiedział tamten demon...

"Twó͟j̀ oj͘cięc ͢był͢ k͜ŗó͢l̷e͡m, więc͟ ty̛ ̛jest̵eś, ͡w̡ ̧p͢e̶w̡ny͝m s̸ensi̢e͜,̢ ̶k͜się̷żni̧c̕zką̀.̸ C̴hoć̴ w̧ ͠su͝m̀ie ̨s͞ko̴ro͡ on̷ ͝nie ̧ż͏yje, ̧to͠ moż̛na ͜by͠ po̶w͠i͘ed̡z͟i͠e̢ć, ż͟e jést̨eś k͠r͘ólow̢ą͞.͘..̨ K͟r̷ól̛ową m̵iéjs̨ca̷, kt͠óre zo̵stało͢ c͟a̵łkowi̕cie ͏po͢zba̸wi͘one̢ ̵ży̷c̕ia!"

- Endera...

- Co...? - spytałam, patrząc w jego stronę.

- Jak... się trzymasz po tym wszystkim? - zapytał Eleven.

Westchnęłam.

- Domyśl się... To, co powiedzieli o moim ojcu... O tym, kim jestem...

- Daj spokój, pewnie kłamią - Mark próbował mnie pocieszyć.

- Itled może i tak, ale Obsidian to potwierdziła... Ona jest zbyt chamska i zbyt pewna siebie, by nie powiedzieć mi prawdy. Jeśli coś mówi... to mówi prawdę.

Poczułam, jak dziewczyny mnie obejmują. Trochę to mi pomogło pozbyć się tych negatywnych emocji, które mnie dopadły... Choć nadal czułam się kompletnie zdołowana.

- Nie martw się... Wiemy, że jest ci ciężko... ale dasz radę. Jesteś silna... To nic takiego dla ciebie - powiedziała Andzia.

- Dzięki... - szepnęłam.

- Poza tym... coś wiem na temat bycia księżniczką i tak dalej... Więc może to i lepiej? - dodała Pati. - Znaczy... Wiem, jak to brzmi, ale to znaczy, że nie masz już żadnych obowiązków na głowie z tym związanych...! Dobra, to chyba nie najlepszy tekst na pocieszenie.

- Ta... Ale mimo wszystko... Będzie okej, Endera - powiedziała Oliwka.

Odsunęłam się powoli od dziewczyn.

- Ta... nic mi nie będzie. Co z tego, że w teorii rządzę tym miejscem? I tak nie ma za bardzo CZYM się tu zająć, więc... mogę w sumie to olać.

- Na pewno? - zapytał Jay.

- Ta... A nawet jak nie, to zawsze kolejny argument za tym, by wpierdolić Obsidian.

- No coś w tym jest - uznał Bijuu. - To... co teraz?

- Nie wiem... Może ogarniemy się jakoś czy coś?

- Racja... Ej, wpadnijmy może do Alter'a i powiedzmy mu, że nic nam nie jest i tak dalej?

- W sumie dobry pomysł - uznał Mark. - W końcu... udało nam się wykonać misję... żyjemy wszyscy... Więc warto by było go poinformować.

- I tak pewnie wie, ale... Powinniśmy go odwiedzić - dodała Pati. - W końcu to wasz ziomek. Z chęcią go poznam w sumie.

- No tak... - przypomniałam sobie. - Ty nigdy nie spotkałaś go osobiście. Tym bardziej musimy go odwiedzić. No dobra... To teleportuję nas.

Zamknęłam oczy i błyskawicznie nas teleportowałam. Poszło znacznie łatwiej... Dzięki mocy z Klucza była to łatwizna.

- ŁOŁ! - krzyknął Jack. - Najs!

- Super...! Znacznie szybciej i stabilniej! - skomentowała Oliwka.

- No... To na 100% był ten adres, co nie? - upewniłam się.

- Ta... Nawet widać na obramowaniu drzwi ślady po ich wywaleniu.

- Ktoś mu wyważył drzwi? - popatrzyłam na Eleven'a. - Kto?

- Nie mów że już nie pamiętasz - nagle usłyszałam jakiś nowy głos za sobą. - Już w 5 rozdziale była wzmianka, ale w 10 była dokładna informacja o tym, że to ja byłam za to odpowiedzialna.

- KYAAH!!! - pisnęłam i praktycznie wskoczyłam na Mark'a. - SKĄD TY SIĘ TU WZIĘŁAŚ?!?

Za mną stała jakaś laska... Wyglądała jak ja, ale miała inaczej ułożone włosy, szare oczy i okulary.

- Czwarta ściana - uśmiechnęła się. - Pamiętasz, jak mówili ci o kimś o pseudonimie "Autorka"? To właśnie ja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro