☆ spotykacie się po raz pierwszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NIE MIAŁAŚ NIC PRZECIWKO robieniu zakupów, ani pomaganiu innym, do momentu, w którym poproszono cię o przyniesienie całej masy produktów do pieczenia na szkolny konkurs. Nikt nie zapytał, czy nie będziesz potrzebowała pomocy z uniesieniem toreb, po brzegi wypełnionych mąką, cukrem i innymi, dosyć ciężkimi rzeczami. Ty z kolei, jak to zwykle bywało, nawet nie śmiałaś poprosić kogoś o towarzyszenie ci. Nie chciałaś sprawiać kłopotów.

Chodziłaś po sklepie, próbując odczytać niewyraźnie zapisaną listę zakupów. Obracałaś kartkę na wszystkie możliwe strony, przekrzywiałaś głowę, wytężałaś wzrok. I tak przy każdym punkcie. Wiedziałaś, że niektórzy mają brzydkie pismo, ale że aż tak? Jak oni w ogóle rozdawali autografy?

Znalezienie każdego produktu zajęło ci sporo czasu, zaczynając od tej nieszczęsnej, źle skonstruowanej listy, która ani trochę nie ułatwiała zadania, aż po dziwne ułożenie alejek sklepowych, przez które zgubiłaś się dobre cztery razy. Kiedy wreszcie udało ci się wykreślić każdy punkt, czekało cię stanie w kolejce do kasy. A ów kolejka nie miała końca.

Obsługująca klientów starsza pani zdawała się miła, ale niestety, była okropnie wolna w dosłownie każdej czynności. Kasowanie produktów, wydawanie reszty, nawet dzień dobry mówiła jakby w zwolnionym tempie. Cóż, być może tak było tylko z twojej zniecierpliwionej perspektywy.

Cudem dotarłaś do kasy i zapłaciłaś (oczywiście parę razy zwracając uwagę kasjerce, że dostałaś za mało drobnych), po czym wyszłaś na zewnątrz, siłując się z siatkami. Tak jak przypuszczałaś, były ciężkie, więc co parę metrów musiałaś stawać i kłaść je na ziemi, żeby odetchnąć.

W którymś momencie się zachwiałaś. Zapewne upuściłabyś torbę, a sama przeżyła bliskie spotkanie z chodnikiem, gdyby nie pewien czarujący chłopiec, który w porę zareagował i cię przytrzymał.

— Wszystko w porządku? — spytał, zmartwiony.

To dziwne, ale poczułaś delikatny zapach lawendy. Czyżby to od niego?

— Och, tak, bardzo dziękuję za pomoc. I przepraszam za kłopot...

— N-nie, to żaden kłopot. Em... jeśli pani, znaczy, jeśli ty... Mogę pomóc zanieść zakupy — wydukał, a końcówki jego uszu zrobiły się czerwone.

— Nie trzeba, dam sobie radę! Muszę to zabrać do Akademii Yumenosaki, to niedaleko!

— Ach, ja też tam idę, więc naprawdę chętnie pomogę. — Takim uśmiechem mógłby topić lodowce. 

— No dobrze. Dziękuję ci... Jak masz na imię?

— Shino Hajime — przedstawił się, zabierając większość siatek. Nie wyglądał na silnego, a jednak świetnie sobie radził.

[Nazwisko] [Imię]. Ty też jesteś uczniem Yumenosaki?

— Tak, na kursie dla idoli. Nasza szkoła nie jest koedukacyjna, więc musisz być tą słynną uczennicą z wymiany? 

— Dokładnie, producentka we własnej osobie — zaśmiałaś się. — Jestem ci ogromnie wdzięczna, Shino. Obiecuję, że jakoś ci się odwdzięczę.

— N-nie ma problemu, przyjemność po mojej stronie!

Hajime zrobił się czerwony jak pomidory ze straganu, który mijaliście, przez co wyglądał jeszcze bardziej uroczo, niż wcześniej. O ile to w ogóle było możliwe.

Może innym razem również uda ci się spędzić z nim czas?




SPOJRZAŁAŚ Z NIESMAKIEM na leżącą przed tobą stertę papierów, po czym westchnęłaś głęboko, kładąc głowę na zimnej, drewnianej ławce. Czy istniało coś gorszego, niż bycie zamkniętym w klasie, w dodatku z masą arkuszy do wypełnienia, podczas gdy na zewnątrz świeciło słońce? Możliwe. Ale w tamtym momencie to było dla ciebie najgorsze położenie, w jakim mogłaś się znaleźć.

Wiedziałaś, że im szybciej skończysz, tym szybciej wyjdziesz, ale nie mogłaś się zmusić do choćby podniesienia długopisu. Poluzowałaś krawat, z przykrością stwierdzając, że robi się coraz goręcej, co było dość normalne podczas letniego sezonu. Oczywiście ani trochę ci się to nie podobało. 

Kiedy na twoim czole zaczęły formować się kropelki potu, uznałaś, że musisz zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Podeszłaś do okna, ale nie spodziewałaś się, że tuż po jego otwarciu dostaniesz w głowę... balonem z wodą?

Przetarłaś twarz chusteczką, czując, jak powoli rośnie w tobie żądza mordu śmieszka, który uznał, że atak na ciebie będzie dobrym pomysłem. Wychyliłaś się, aby dostrzec twarz oprawcy. O dziwo, chłopak nie zbiegł z miejsca zdarzenia. Stał obok wiaderka, po brzegi wypełnionego wodną amunicją, uśmiechając się szeroko. Zmierzyłaś go zabójczym spojrzeniem, na co zaśmiał się nerwowo, drapiąc się po karku.

— Wybacz! — krzyknął, ale wcale nie brzmiał na skruszonego. — Na moje usprawiedliwienie myślałem, że to ktoś inny. Chociaż w sumie, jak tak teraz na ciebie patrzę...

Rudzielec pękał ze śmiechu. Uniosłaś brew, zdegustowana. Biedaczek. Ewidentnie nie wiedział, jakie są konsekwencje zadzierania z tobą. Wyprułaś z sali w kierunku dziedzińca, modląc się, żeby nie wpaść na nauczyciela lub Keito. Z pewnością by cię zatrzymali, a potem zaserwowali długą pogadankę na temat bezpieczeństwa na szkolnych korytarzach. Naprawdę nie byłaś na to w nastroju (zresztą jak zawsze).

Dotarłaś bez problemów, prędko chwyciłaś jeden z balonów i rzuciłaś nim we wciąż uradowanego nastolatka. Na początku zrobił zaskoczoną minę, rozkładając ręce, aby lepiej przyjrzeć się ociekającej wodą koszuli.

— Zasłużyłem — przyznał. — Ale wiesz, głupio byłoby się teraz wycofać z bitwy, prawda?

Zanim zdążyłaś jakkolwiek zareagować, znowu dostałaś, tym razem w klatkę piersiową. Zaczerwieniłaś się, zasłaniając przemoczony biust, a Rudzielec nawet nie ukrywał zadowolenia z takiego obrotu spraw. Tak, to zdecydowanie była wojna.

Wkrótce zaczęliście biegać dookoła szkoły, obrzucając się balonikami jak małe dzieci. Cała twoja złość wyparowała, podobnie jak amunicja. Gdy zorientowaliście się, że nie macie już broni, nieco się zawiedliście.

Doszłaś do wniosku, że po pierwsze, zostawiłaś dokumenty, dalej niewypełnione, a po drugie — byłaś tak mokra, jakbyś niedawno wyszła z wanny, więc nie było opcji na wrócenie do szkoły i dokończenie pracy. Ergo musiałaś zostać po lekcjach dłużej, niż planowałaś. Cóż, może nie był to najlepszy scenariusz, ale niczego nie żałowałaś.

— Remis? — spytałaś, wyciskając wodę z włosów.

— Raczej tymczasowe zawieszenie broni — zaśmiał się znowu, tym razem bardziej serdecznie. — Aoi Hinata. A ty jak masz na imię?

[Nazwisko] [Imię].

— No tak, jesteś tą nową producentką, prawda?

— Dokładnie. A ty przerwałeś mi wykonywanie ważnej pracy — odparłaś, udając obrażoną.

— Odkupię swoje winy przy najbliższej okazji, zgoda? A tymczasem muszę już lecieć. Do zobaczenia!

Nie zdążyłaś odpowiedzieć, bo Rudzie... to znaczy, Hinata, uciekł z przerażającą szybkością, zostawiając cię samą na dziedzińcu. Przynajmniej tak ci się wydawało.

[Nazwisko]? Dlaczego jesteś cała mokra?

— Ach, Sensei, ja właśnie...

Ten mały Aoi słono ci za to zapłaci.



MOMENT, W KTÓRYM SKOŃCZYŁAŚ ostatnie poprawki w strojach scenicznych na najbliższy DreamFest, był jednym z piękniejszych w twoim życiu. I to wcale nie dlatego, że byłaś dumna z efektu końcowego, o nie, nie, nie. Powodem było to, że wreszcie mogłaś zjeść lunch.

Byłaś tak pochłonięta pracą, że zrezygnowałaś zarówno z odpoczynku, jak i z jedzenia. Ignorowałaś burczenie twojego domagającego się posiłku brzucha, kontynuując zabawę z igłą i nicią.

Wreszcie mogłaś wstać i zająć się sobą. Na początku musiałaś podeprzeć się o ławkę, bo z przemęczenia, nie wspominając już o kilkugodzinnym siedzeniu w jednej pozycji, zakręciło ci się w głowie. Miałaś zamiar zdrzemnąć się w szpitaliku, ale to dopiero po porządnym jedzeniu. Twój żołądek praktycznie zjadał cię od środka.

Po drodze na stołówkę spotkałaś paru uczniów, którzy patrzyli na ciebie z przejęciem. Cóż, nie mogłaś zaprzeczyć, że wyglądałaś tak, jakbyś zaraz miała wyzionąć ducha. Szczerze mówiąc, ledwo mogłaś się ruszać.

Stanęłaś w kolejce, praktycznie śliniąc się na widok katsudonu. Już czułaś jego smak w swoich ustach. Gdy od zamówienia dzieliła cię tylko jedna osoba, twoje oczy zaczęły błyszczeć z entuzjazmu. Tak blisko!

— Hej, ty!

Ktoś pociągnął cię za rękaw marynarki. Obejrzałaś się za siebie, zauważając niskiego, całkiem uroczego chłopca, który wpatrywał się w ciebie intensywnie. Po mundurku rozpoznałaś, że jest jednym z uczniów, choć nie wyglądał na licealistę. Nadymał policzki, ewidentnie sfrustrowany.

— Coś się stało? — spytałaś, zerkając na kolejkę. Za niedługo miałaś odebrać posiłek, więc naprawdę miałaś nadzieję, że ta rozmowa nie zajmie ci dużo czasu.

— Tak! Chciałbym zjeść któreś z tych prostackich dań!

— No... dobrze. I co ja mam z tym wspólnego?

— Cóż, nigdy nie korzystałem z kuchni dla pospólstwa...

— Nie wiesz, jak się zamawia jedzenie?

Chłopak nie odpowiedział. Zamiast tego zaczerwienił się po same uszy i prychnął, zakładając ręce na klatkę piersiową. Czyli rzeczywiście nie wiedział, jak to działa.

— Eh... Oddam ci swój katsudon.

— Katsudon?! — pisnął, uśmiechając się szeroko. Cieszył się jak małe dziecko, co nieco cię rozczuliło. — Nie jesteś taka głupia, jak mi się wydawało. Zatem zostaniesz mianowana moim Niewolnikiem nr 2!

— Że co takiego? — Już miałaś zamiar przedyskutować swój nowo zdobyty tytuł), ale nie zdążyłaś.

Udałaś się do jednego ze stolików, bardzo ostrożnie, żeby przypadkiem nie upuścić tacy, a tuż za tobą szedł chłopiec o różowej czuprynie, nie spuszczając wzroku z dania. Naprawdę byłaś bardzo głodna, ale tak cię rozczulił, że nie byłaś w stanie mu odmówić.

Usiedliście, a on niemal od razu przysunął do siebie miskę, oblizując się. Westchnęłaś cicho, podpierając głowę ręką. 

— Niewolniku, nakarm mnie! — zarządził, podając ci łyżkę.

— Po pierwsze, nazywam się [Nazwisko] [Imię], a nie Niewolnik. Po drugie, jesteś już dużym chłopcem, więc chyba umiesz sam jeść, prawda?

— Jestem panicz Himemiya Tori. Nigdy nie robię takich rzeczy, to służba się tym zajmuje.

— Ach tak? — mruknęłaś, ale i tak zrobiłaś to, o co poprosił (a raczej, co kazał).

— Jesteś niezwykle posłuszna — zauważył. — To dobrze.

Nie byłaś pewna, czy to, że rozpieszczałaś niedawno poznanego chłopca, było dobre, ale musiałaś przyznać, że cała sytuacja odrobinę cię rozbawiła. Dziwne, czerpać radość z karmienia niemiłego licealisty.

Zaburczało ci w brzuchu. Tori spojrzał na ciebie pytająco, a ty szybko odwróciłaś wzrok, zawstydzona. Chłopak odchrząknął, zabrał ci łyżkę, nabrał katsudonu, po czym podsunął ci ją pod nos.

— N-nie gap się tak, tylko jedz! W końcu od początku to było twoje.

Zdziwiłaś się, ale nie odmówiłaś i pozwoliłaś się karmić. Czyli jednak Himemiya wcale nie był taki zły, jak się wydawało.

— Paniczu! Paniczu, gdzie jesteś?!

Tori się wzdrygnął. Wyglądał na przerażonego. Prędko wstał od stołu, porzucając swój ukochany katsudon i ciebie.

— Nie mogę pozwolić, żeby mnie złapał! — krzyknął na odchodne.

No cóż, przynajmniej zostało ci trochę jedzenia.



ODKĄD PAMIĘTAŁAŚ, miałaś niezwykle dziwną zdolność do wpadania w kłopoty. Zawsze musiałaś znaleźć się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie, przez co spadała na ciebie odpowiedzialność za rzeczy, których wcale nie zrobiłaś.

Tak jak wtedy, kiedy byłaś dzieckiem, a na zajęciach z plastyki ktoś pomazał ścianę farbą. Nauczycielka uznała, że to ty, bo miałaś brudne dłonie. Po prostu zapomniałaś pędzli, więc musiałaś używać palców. Ze ścianą nie miałaś nic wspólnego, a prawdziwym sprawcą był jeden z chłopców, który szybko wyczyścił się mokrą chusteczką. Co za brak sprawiedliwości.

Liczyłaś, że w liceum ta klątwa z ciebie zniknie, ale niestety — nic na to nie wskazywało.

Pamiętnego dnia zasnęłaś w bibliotece, w kącie, a z jakiegoś powodu stróż w ogóle cię nie zauważył. Zostałaś zamknięta na całą noc. Oczywiście, w międzyczasie zdążyłaś się obudzić, ale było już za późno i, pomimo nawoływania, nikt nie przyszedł cię ocalić. Próbowałaś nawet wyważyć drzwi, a później otworzyć zamek wsuwką, jak na tych filmach szpiegowskich, ale to również nie zadziałało. W końcu, zrezygnowana, stworzyłaś sobie prowizoryczne łóżko.

Nad ranem obudziły cię promienie słoneczne...

I naprawdę zdenerwowany Kunugi-sensei.

[Nazwisko], czy mogę wiedzieć, dlaczego śpisz na ławce w bibliotece?

— Eh... Ja... — dukałaś, nie bardzo wiedząc, jak to wytłumaczyć.

— Aoba-kun przyszedł do mnie i powiedział, że po otwarciu biblioteki zastał w środku dziewczynę. To jakieś głupie wyzwanie, spędzenie nocy w szkole?

— N-nie, nic z tych rzeczy Sensei!

Zaczęłaś żywo gestykulować, próbując wyjaśnić swoje położenie. Historia nie brzmiała zbyt wiarygodnie, ale nauczyciel słuchał cię z uwagą. Nawet nie zauważyłaś, że tuż za nim stał jakiś chłopak, który również ci się przysłuchiwał, uśmiechając się lekko.

— Proszę mi uwierzyć Sensei, ja naprawdę nie robię nic złego! To świat się na mnie uwziął!

— Cóż, wydaję mi się, że nie byłabyś w stanie wymyślić takiej historyjki na poczekaniu, więc tym razem zostawiam cię z ostrzeżeniem. — Następnie Kunugi zwrócił się do chłopca. — Co do ciebie, Aoi-kun, proszę, postaraj się opanować swojego brata.

I tak oto zostawił was samych w bibliotece. Obydwoje odetchnęliście z ulgą, po czym zaczęliście śmiać się ze swojego zgrania.

— Też masz brata bliźniaka, który wpędza cię w kłopoty? — spytał.

— Eee... nie. Ja po prostu mam ogromnego pecha — przyznałaś. — Czekaj, czyli jesteś tutaj przez swojego brata?

— Można tak powiedzieć. On lubi robić głupie żarty, a Kunugi-sensei ciągle nas ze sobą myli, przez co ja muszę się tłumaczyć. Tym razem też tak było, ale przerwał nam Aoba-senpai.

— Ach, no tak, przeze mnie.

— Powiedz, naprawdę zostałaś tu zamknięta na całą noc?

— Tak! Zawsze wpadam w tarapaty, zupełnie nic nie robiąc!

— Widać jesteśmy do siebie podobni — zachichotał.

— Na to wygląda. Jestem [Nazwisko] [Imię] — przedstawiłaś się.

— Aoi Yuta. Myślę, że z naszym talentem jeszcze nie raz się spotkamy.

— Nie miałabym nic przeciwko. Przecierpiałabym nawet wykład od nauczyciela i vice przewodniczącego razem wziętych, gdybym za każdym razem spotykała takich sympatycznych ludzi, jak ty!

Yuta delikatnie się zarumienił i pokiwał głową na znak, że się z tobą zgadza. Porozmawialiście ze sobą jeszcze chwilę, zanim chłopak udał się na zajęcia. Pomachałaś mu na pożegnanie.

Tym razem musiałaś podziękować swojemu pechowi, który pierwszy raz w życiu na coś się przydał i wyczarował ci kolegę.



TEGO DNIA MIAŁAŚ podły humor. Po prostu wszystko było nie tak, nieważne, jak bardzo się starałaś. Na domiar złego zostałaś wyznaczona na dyżurną. Sprzątanie było ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałaś. Mało tego, twoim partnerem miał być chłopak, którego nigdy nie widziałaś. Podobno chodził na lekcje w kratkę, a w szkole był bardziej gościem, niż uczniem. Uznałaś więc za oczywiste, że będziesz musiała pracować sama. Rzecz jasna wcale ci się to nie spodobało.

Zaczęłaś od zmazania tablicy. Pył kredowy powoli opadał na podłogę, a ty tylko wyobrażałaś sobie, ile czeka cię zamiatania. Co jakiś czas kasłałaś od systematycznie napływającego do twoich płuc kurzu. Naprawdę beznadziejne zajęcie.

Gdy udało ci się wyczyścić powierzchnię do połysku, miałaś zamiar udać się do składziku po miotłę i szufelkę, ale okazało się, że ktoś cię uprzedził. 

W drzwiach stał chłopak, opierając się o ich framugę. Jedną ręką trzymał potrzebny ci przedmiot, a drugą schował do kieszeni marynarki. Patrzył na ciebie przenikliwie, jego złote oczy zdawały się połyskiwać. Czerwona grzywka lekko opadała mu na twarz, delikatnie przykrywając malujący się na jego ustach arogancki uśmieszek. Szczerze mówiąc, przeszedł cię dreszcz. Wzbudził w tobie dziwny niepokój.

— Dobry wieczór, KOTKU. Widzę, że CIĘŻKO pracujesz — odezwał się. (dop. aut. pozwólcie, że będę używała 'dobry wieczór', zamiast 'dobranoc', bo po prostu brzmi to lepiej)

— Cześć? Um, czy będzie ci to potrzebne? — spytałaś, wskazując na miotłę. Zignorowałaś dziwny pseudonim i fakt, że jest popołudnie, a nie żaden wieczór.

— Niezupełnie. Usłyszałem, że mam DYŻUR, więc poszedłem po SPRZĘT, ale widzę, że świetnie SOBIE radzisz beze mnie.

Krew się w tobie zagotowała.

— To ty jesteś tym gościem, przez którego sprzątam sama?!

— Oj, czyżby kotek POKAZAŁ pazurki? — zaśmiał się, co z jakiegoś powodu cię zmieszało. Westchnęłaś ciężko.

— Dobra, nieważne, grunt, że jesteś tu teraz. Daj mi to. Ja zamiatam, a ty trzymasz szufelkę.

— Niezwykle ZACIEKŁA. Interesujące. Ale wydaję mi się, że LEPIEJ będzie, jak sama się tym zajmiesz. Jesteś do tego stworzona.

— Chyba sobie kpisz! — bąknęłaś. — Masz mi pomóc, czy ci się to podoba, czy nie.

— Cóż, skoro nalegasz, chyba nie mam prawa ODMÓWIĆ.

Zamrugałaś kilka razy, patrząc na niego z niedowierzaniem. Łatwo poszło. Zbyt łatwo. Postanowiłaś mieć go na oku, w razie, gdyby chciał wywinąć jakiś numer. Nie wiedziałaś, czego możesz się po nim spodziewać. 

Ku twojemu zdziwieniu, pracował całkiem przyzwoicie. Okazjonalnie dzielił się z tobą swoimi niezbyt zrozumiałymi przemyśleniami, na które odpowiadałaś jedynie cichym pomrukiwaniem. Kątem oka przyglądałaś się wiszącemu na jego szyi pentagramowi, marszcząc czoło.

Naturalnie, chłopak dostrzegł twoje zainteresowanie.

— Nie możesz oderwać ode mnie OCZU. Intryguję CIĘ? — Uśmiechnął się łobuzersko.

— Nie... Po prostu sprawdzam, jak ci idzie sprzątanie. — Oczywiście skłamałaś. 

Wzruszył ramionami, nie przestając się uśmiechać. To nie wróżyło niczego dobrego. Nagle skierował kroki w twoją stroną. Mimowolnie zaczęłaś się cofać, dopóki nie wpadłaś na ścianę. Byłaś ogromnie spięta. Chłopak nachylił się nad tobą, wpatrując się w ciebie swoimi złocistymi ślepiami. Jego naszyjnik dyndał ci przed twarzą, wręcz cię hipnotyzując. Słowa utknęły ci w gardle.

— Sakasaki Natsume. Zapamiętaj to imię, a być może odkryjesz wszystkie moje SEKRETY — szepnął.

Nim zdołałaś zareagować, zniknął. Dosłownie — zniknął za szkolną tablicą. Przez chwilę miałaś wątpliwości, czy to działo się na prawdę. Może to wszystko było iluzją, albo snem? Tak czy inaczej, w głowie dudniło ci Natsume Sakasaki, jak magiczne zaklęcie.



PRODUCENTKA MUSI BYĆ ZAWSZE GOTOWA do pomocy. I o ile pomoc w większości obejmowała zajmowanie się sprawami poszczególnych unitów, o tyle czasami byłaś proszona o wykonywanie drobnych prac dodatkowych. Nie byłaś z tego powodu zadowolona, ale głupio było ci odmówić, więc akceptowałaś każdą funkcję.

Dlatego wylądowałaś przy rozwieszaniu prania.

Patrzyłaś na drewniany kosz, pełen mokrych, śnieżnobiałych prześcieradeł. Cóż, zawsze mogło być gorzej. To akurat powinno zająć ci niewiele czasu. W dodatku pogoda była całkiem przyjemna, lekki wiaterek i słońce. Grzechem byłoby narzekać. Podwinęłaś rękawy koszuli, poprawiłaś włosy, po czym zabrałaś się do roboty.

Wieszałaś na sznurkach kolejne materiały, z mniejszym lub większym wysiłkiem (kilka razy się w nie zaplątałaś, przez nagłe podmuchy wiatru). Mimo to szło ci całkiem sprawnie i nawet nieźle się bawiłaś, nucąc pod nosem Dream Collection.

— Mmm... słońce... — Usłyszałaś za plecami niezadowolony jęk. 

Na początku nieco się wystraszyłaś, w końcu byłaś przekonana, że jesteś całkiem sama. Ostrożnie odwróciłaś się w kierunku źródła.

Nieopodal leżał chłopak, zwinięty w kulkę jak kot, zasłaniając oczy dłonią. Cały czas mruczał coś o denerwującym świetle, na wpół zaspanym głosem. Przeniosłaś wzrok na ostatnie prześcieradło i po cichu zawiesiłaś je tak, żeby zasłonić niesforne słońce.

— Hm~? — ziewnął, podnosząc się do siadu.

— C-coś nie tak?

— Ty to zrobiłaś? — spytał, przecierając powieki piąstką.

— Masz na myśli to? — Złapałaś za materiał. — Tak... Wydawało mi się, że ci przeszkadza.

— Przeszkadzało — przyznał. — Teraz mogę spokojnie spać. W dodatku płyn do prania pachnie tak przyjemnie...

— To... świetnie. A nie wolałbyś czasem pójść do szpitalika? To bezpieczniejsze niż drzemka w takim miejsc-

— Jesteś za głośno, irytujesz mnie.

— Ja... um...

— Nic nie mów. A jeśli już musisz, możesz nucić tę piosenkę z wcześniej.

Z jakiegoś powodu zrobiłaś się strasznie czerwona. Nie sądziłaś, że był z tobą przez tak długi czas i nawet go nie zauważyłaś. Pomimo jego dość specyficznego sposobu bycia, zaczęłaś nucić, tak jak cię poprosił, a on ułożył się wygodnie, podobnie jak przedtem.

W zasadzie skończyłaś już wieszać i mogłaś wrócić do szkoły, ale jakoś nie potrafiłaś się z nim rozstać. Wyglądał tak spokojnie, kiedy spał. Usiadłaś więc przy brunecie, obserwując go.

— Patrzysz na ludzi, kiedy drzemią? To jakiś twój fetysz? — wymruczał, uśmiechając się złośliwie.

— C-co, nie! Ja tylko... To ty zasypiasz w dziwnych miejscach.

— Widocznie nie masz nic przeciwko, skoro sama zawiesiłaś dla mnie prześcieradło.

— To był impuls — burknęłaś. — Kim ty tak w ogóle jesteś?

— Sakuma Ritsu. Hej, przydaj się na coś, dobrze~?

Zanim odpowiedziałaś, położył głowę na twoich nogach, obejmując cię w talii. Twoje serce praktycznie chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Czy to dobrze, że ucieszyłaś się z zaistniałej sytuacji?

— Wygodna~.

— N-nazywam się [Nazwisko] [Imię].

— Wcale cię o to nie pytałem.

— Ale pomyślałam, że kiedyś ci się to przyda.

Kiedyś, jakby znowu chciał się na tobie zdrzemnąć.




NIESŁAWNY PRZEWODNICZĄCY, a może wręcz przeciwnie? Do tej pory nie miałaś okazji go poznać, za to cała reszta uczniów chętnie dzieliła się z tobą różnymi historiami na jego temat. Obiło ci się o uszy, że jest bardzo chorowity, przez co rzadko można go spotkać. Słyszałaś też kilkukrotnie o jakimś incydencie, jednak nikt nie chciał ci wyjaśnić, o co chodziło.

W twojej głowie wytworzyło się dość negatywne wyobrażenie Eichiego Tenshouina. Oczywiście, nie chciałaś go oceniać na podstawie plotek, ale nie mogłaś pozbyć się z serca uczucia niepokoju. Co było nie tak z tym chłopakiem?

Pewnego dnia natknęłaś się na nagranie jednego z koncertów 「fine」. Fragment zawierał solową partię osoby, która przez ostatnie dni tak bardzo zaprzątała twoje myśli. 

Eichi wyglądał trochę jak książę z bajki. Blond włosy delikatnie okalały jego smukłą, bladą twarz. Niebieskie oczy, nad wyraz łagodne, a jednocześnie przestraszone, intensywnie wpatrywały się w publikę. Jeden jego czarujący uśmiech wywoływał falę okrzyków i westchnień. Na scenie poruszał się z gracją, ewidentnie wykorzystując przy tym całą swoją energię. A jego głos... Głos miał wręcz anielski. Czysty. Mogłabyś go słuchać godzinami i wciąż czuć niedosyt. Taki właśnie był Tenshouin — idol, który skradł ci serce bez najmniejszego problemu. Byłaś ciekawa, ile tego blasku jest poza sceną, w zwykłym, szarym uczniu?

Nie musiałaś długo czekać, gdyż, o ironio, kolejnego dnia przewodniczący wyszedł ze szpitala. Mimo to nie miałaś odwagi się do niego zwrócić. Jakby nie było, należał do elity, potwierdzając to swoim niesamowitym występem. Jak mogłabyś zacząć rozmowę?

Przechadzałaś się po dziedzińcu, mając nadzieję, że z czasem uda ci się przełamać.

— Ach, w końcu cię znalazłem. Obawiałem się, że nie zdążę.

Odwróciłaś się powoli, dostrzegając właśnie jego. Zupełnie jakbyś ściągnęła go do siebie myślami. Pisnęłaś cicho, zaskoczona.

— Wybacz mi, nie chciałem cię przestraszyć. Słyszałem, że mamy w szkole nową uczennicę, chciałem ją poznać. Wygląda na to, że to ty, mam rację? — Uśmiechnął się serdecznie, onieśmielając cię jeszcze bardziej.

— T-tak. Dzień dobry, Tenshouin — wydusiłaś, po czym szybko zakryłaś usta.

— Och, więc wiesz, jak się nazywam? Interesujące. W takim razie byłbym wdzięczny, gdybyś zdradziła mi swoje imię.

[Nazwisko] [Imię].

— Ładne, pasuje ci.

Zaczerwieniłaś się po same uszy, co niezwykle rozbawiło twojego rozmówcę. Podejrzewałaś, że specjalnie się z tobą droczył. Widocznie czerpał z tego przyjemność. Cóż, nie miałaś mu tego za złe. Jego śmiech sprawiał ci dużo radości.

— Zechciałabyś może ze mną porozmawiać? W bardziej zacisznym miejscu? — Energicznie pokiwałaś głową.

Okazało się, że Eichi zabrał cię do klubu herbacianego. Dostałaś do picia wyjątkowo pyszny napar, o dość egzotycznym smaku. Nie należałaś do najodważniejszych osób, więc na początku byłaś lekko spięta, obawiając się, na jaki temat będziecie dyskutować. Na szczęście przewodniczący przejął pałeczkę.

Spędziłaś przyjemne popołudnie, dowiadując się więcej o szkole i samym Tenshouinie. Omijał pewne tematy, tłumacząc, że zachowa je na kiedy indziej. Dalej był dla ciebie zagadką, ale poczułaś do niego większą sympatię. I współczucie. Nieważne, co mówili ludzie, nie byłaś w stanie dostrzec w nim ani grama zła.

Dla ciebie Eichi Tenshouin był po prostu zagubionym chłopcem.




WYJŚCIE DO CENTRUM HANDLOWEGO było cudownym pomysłem. Nowa szkoła, nowe zadania, potrzebowałaś chociaż chwili odpoczynku od tego całego zamieszania. Już wyobrażałaś sobie, jak pochłoniesz deser lodowy, potem kupisz parę nowych ubrań, a całości dopełni twój ulubiony napój. Perfekcyjnie zaplanowany dzień od A do Z.

Tak jak ustaliłaś, zamówiłaś sobie ulubiony deser o ________ smaku i zajadałaś się nim z dziecięcą wręcz radością. Dawno nie było wokół ciebie tak spokojnie. Odkąd się przeniosłaś, niemalże cały czas musiałaś biegać w tę i z powrotem, przy okazji poznając natłok nowych ludzi. Połowy nie pamiętałaś, a drugiej połowy wciąż nie miałaś okazji zobaczyć. Nie mogłaś się doczekać, gdy już całkowicie się zaaklimatyzujesz i przyzwyczaisz do nowej rutyny. Na razie byłaś nią dość zmęczona.

Ze smutkiem spostrzegłaś, że dokopałaś się do dna pucharka. Przemknęło ci przez myśl, żeby zamówić drugą porcję, ale prędko się rozmyśliłaś. Mimo wszystko chciałaś choć odrobinkę dbać o swoje zdrowie.

Sprężystym krokiem udałaś się do pierwszego lepszego sklepu odzieżowego, od razu maszerując na dział z ________. Przydałoby ci się coś nowego. I gdy tak oglądałaś kolejne materiały, zauważyłaś blond czuprynę, czającą się przy wieszakach z długimi, zwiewnymi, letnimi sukniami. 

— Um, przepraszam? — zagadnęłaś. Chłopak aż podskoczył. — Wybacz, nie chciałam cię przestraszyć. Czy... wszystko w porządku?

— M-można tak powiedzieć... — wydukał, poprawiając zsuwające mu się z nosa okulary. — Dopóki on mnie nie znajdzie.

— On? On, czyli kto?

W tym samym momencie, gdy o to zapytałaś, do sklepu wpadł niezwykle przystojny młodzieniec z... obłędem w oczach. Mozolnie zeskanował wzrokiem stojące koło niego półki, po czym zawołał donośnie: Yuu-kun, przeciągając ostatnią sylabę.

— On tu jest! — pisnął okularnik, desperacko ściskając jedną z sukienek.

Nie miałaś pojęcia, o co chodzi, ani co się dzieje, ale było ci żal trzęsącego się chłopaka, więc postanowiłaś mu pomóc. Dokładnie obserwowałaś ruchy maniaka, który nie przestawał nawoływać, przy okazji dając ciche sygnały czterookiemu, żeby kierował się w stronę szatni. Po jakimś czasie udało wam się wejść do środka. Prędko zasłoniłaś kotarę.

— Uff, bezpieczni — szepnęłaś, ocierając czoło. — Co to za gość? I czemu przed nim uciekasz?

— T-to Sena Izumi... Ma jakąś dziwną obsesję na moim punkcie i nie chce się ode mnie odczepić! Biega za mną po całej szkole, ale nie sądziłem, że spotkam go w centrum handlowym...

— Sena? — mruknęłaś pod nosem. To nazwisko wydawało ci się dziwnie znajome.

Nagle przypomniałaś sobie, że widziałaś go na korytarzu w akademii, ale nie miałaś jak go poznać. Słyszałaś jedynie, że jest modelem, co wcale cię nie dziwiło, biorąc pod uwagę jego nieprzeciętną aparycję. Nie sądziłaś jednak, że ten niewzruszony Izumi jest również stalkerem.

— Dobra, daj mi chwilkę — poprosiłaś, po czym wyszłaś z ukrycia, ignorując błagania blondyna, żebyś została.

Stanęłaś naprzeciwko Seny, a jego mina natychmiast zamieniła się z radosnej na poirytowaną.

— Co się gapisz? — warknął. Jego głos był tak chłodny, że aż poczułaś ciarki na plecach.

— Em... Zdawało mi się, że szukasz Yuu (nie miałaś pojęcia, jak nazywał się ten chłopak, więc po prostu nazwałaś go tak, jak Izumi). Chciałam ci przekazać, że widziałam, jak poszedł w stronę-

Yuu-kun? Znasz go?! Jak blisko jesteście?! — dopytywał, jeszcze bardziej zdenerwowany niż wcześniej. — Czekaj, ty jesteś tą całą nową producentką, [Nazwisko] [Imię], tak? Próbujesz mi go odebrać, co?! W porządku, w takim razie to jest wojna! 

I tak właśnie zostałaś rywalką Seny o serce Makoto, choć jeszcze kilka minut temu nie miałaś pojęcia, że on istnieje.




BIBLIOTEKA SZKOLNA może i nie należała do najbardziej fascynujących miejsc, w jakich mogła przebywać nastolatka, ale tobie w zupełności wystarczała. Uwielbiałaś siedzieć na podłodze między drewnianymi półkami, otoczona masą pięknie oprawionych książek. To był twój osobisty rytuał na odstresowanie. Przewracanie kolejnych stron, gdy ocierały się o twoje opuszki palców, zapach papieru — kochałaś czytać.

Bywało, że sam stróż musiał prosić cię o opuszczenie pomieszczenia, bo traciłaś poczucie czasu. Zatracałaś się w historiach, zupełnie jakbyś brała w nich czynny udział. Nie potrafiłaś zliczyć, ile razy się wzruszyłaś, zszokowałaś, czy podekscytowałaś. Nie wiedziałaś też, jak wiele książek przeczytałaś. Zresztą, nawet nie musiałaś wiedzieć. Wystarczyło, że zawsze miałaś coś nowego pod ręką.

Tego dnia szwendałaś się po bibliotece, poszukując jakiejś lektury. Nie miałaś sprecyzowanych oczekiwań, po prostu szukałaś czegoś, co zwróciłoby twoją uwagę. I coś znalazłaś. Na najwyższej półce, świeżutki egzemplarz ________. Od dawna chciałaś to przeczytać. Lekko otworzyłaś buzię, nie mogąc powstrzymać zachwytu. To będzie twój następny cel.

Byłaś za niska | niedostatecznie wysoka, żeby sama jej dosięgnąć. Rozejrzałaś się dookoła. Nigdzie nie było drabinki, a stróż wyszedł coś załatwić. W związku z tym próbowałaś ustalić plan działania, który pomógłby ci w zdobyciu upragnionego przedmiotu. Wpadłaś na pomysł użycia metody krzesło na krzesło. Oczywiście, nie była to zbyt stabilna konstrukcja, ale nie miałaś innego wyjścia.

Delikatnie ustawiłaś stołek pod regałem, a następnie kolejny, na tym pierwszym. Przyniosłaś jeszcze jeden, żeby uformować schodki. To na pewno bezpieczniejsze, niż wchodzenie bezpośrednio po wieży. Zanim jednak zdołałaś zrobić choćby krok, zostałaś zatrzymana.

Chłopak, o wiele wyższy od ciebie | nieco wyższy | twojego wzrostu | nieco niższy, spoglądał pytająco na całą scenę, po czym uśmiechnął się delikatnie, onieśmielając cię.

— Czyżbyś próbowała ściągnąć książkę? — spytał.

— Ach... tak. Nikogo nie było w pobliżu, więc pomyślałam, że sama dam radę.

— To dość niebezpieczne, Panienko. Mogłoby ci się coś stać. Na przyszłość staraj się wystrzegać od takich działań, dobrze? — Pokiwałaś głową, zawstydzona. — Brzmię odrobinę jak ojciec pouczający dziecko, prawda? Wybacz mi, nie przejmuj się tym za bardzo. Po prostu chcę mieć pewność, że będziesz na siebie uważała.

— O-oczywiście, obiecuję, że to się nie powtórzy — wydukałaś. 

— Dobrze. A zatem zróbmy tak. Odłożymy krzesła | sam wejdę na krzesła i zdejmę dla ciebie książkę. Pasuje ci taki układ, Panienko?

Cóż, nie mogłaś odmówić. To było bardzo miłe z jego strony, poświęcać ci czas i jeszcze przejmować się twoim zdrowiem. Wskazałaś mu lekturę, która cię interesowała, a on bez najmniejszego problemu chwycił ją i oddał w twoje ręce.

— Dziękuję bardzo...

— Sakuma Rei. Przyjemność po mojej stronie Panienko...

[Nazwisko] [Imię]. — Uśmiechnęłaś się.

— Ach, [Nazwisko] [Imię]. Na pewno zapamiętam.

O tak, ty też z pewnością zapamiętasz swojego wybawcę.




O DZIWO OBUDZIŁAŚ SIĘ niezwykle wypoczęta. Twój budzik nawet nie zdążył zadzwonić, co w zasadzie nigdy się nie zdarzało. Spokojnie usiadłaś na łóżku, przeciągając się. Przez zasłony przebijały się promienie słoneczne. Zapowiadał się ładny dzień, jak przystało na sezon letni.

Mozolnie wygramoliłaś się spod kołdry, po czym skierowałaś kroki w stronę łazienki, żeby lekko się odświeżyć. Przy okazji zgarnęłaś ze sobą mundurek szkolny.

Stanęłaś naprzeciwko lustra i przyglądałaś się swoim ________ włosom, w kompletnym nieładzie. Jak to możliwe, żeby każdy kosmyk był w inną stronę? Zanim jednak sięgnęłaś po szczotkę do okiełznania niesfornej czupryny, szybko zerknęłaś na telefon, w celu sprawdzenia godziny. Zastanawiałaś się, jak wcześnie musiałaś się obudzić, żeby budzik nie zadzwonił.

Jakież ogarnęło cię przerażenie, gdy okazało się, że najzwyczajniej w świecie zapomniałaś go nastawić.

Z prędkością światła założyłaś na siebie mundurek i wyleciałaś z domu. Całą drogę biegłaś sprintem, licząc, że może jednak, mimo wszystko, nie spóźnisz się. Nie udało ci się rozczesać włosów, które przez wiatr tylko jeszcze bardziej się skołtuniły. Twój krawat był krzywo, kołnierzyk od koszuli całkowicie się pomiął, a jedna z podkolanówek zsunęła ci się do połowy łydki. Wyglądałaś, jakby przeszło przez ciebie tornado.


Udało ci się dobiec do akademii, chociaż nie mogłaś zaprzeczyć, że czułaś się fatalnie. Było ci słabo, a pot lał się jak z kranu. Chwiejnym krokiem szłaś przed siebie, wbijając wzrok w podłogę. Nim się obejrzałaś, wpadłaś na kogoś niosącego stertę pudeł.

Głośne huki uświadomiły ci, że wszystkie zgodnie runęły na ziemię, ukazując uroczą twarzyczkę jednego z tutejszych uczniów. Był bardzo niski, ale po kolorze krawaty można było zgadnąć, że jest w trzeciej klasie. 

— Bardzo przepraszam. — Ukłoniłaś się i zaczęłaś zbierać kartony.

— N-nic nie szkodzi, nie musisz mi pomagać. Sam dam sobie radę — zapewnił blondyn, uśmiechając się niemrawo. — Nic ci się nie stało? — spytał dla pewności, zapewne przez twój niecodzienny wygląd.

— Nie, nie. I w porządku, to przez moją nieuwagę. — Wzięłaś kilka na ręce. — Gdzie je zanieść?

— Ach, po prostu mi je oddaj. 

— Ale naprawdę chcę pomóc. Poza tym masz ich tyle, że zakrywają ci cała pole widzenia — zaśmiałaś się.

— H-hej, świetnie sobie ladzę! Może i wyglądam na słabego, ale jestem baldzo silny! (dop. aut. jak pewnie wiecie, Nazuna zaczyna inaczej mówić, kiedy się wstydzi lub stresuje. w angielskich tłumaczeniach stosują tzw. lisp, czyli po prostu seplenienie, ale ja uznałam, że Nito nie będzie wymawiał r, bo tak będzie bardziej czytelnie)

Ciężko było ci się powstrzymać przed powiedzeniem, jak uroczy jest, a zwłaszcza kiedy się jąka.

— Oczywiście, masz rację! Świetnie sobie radziłeś z tymi pudłami, ale chciałam ci potowarzyszyć w ramach rekompensaty.

— Hm... Skoro tak, to dobrze! Ale i tak nie będziesz niczego niosła. — Jakimś cudem odebrał twoją część kartonów. — Ach, nazywam się Nito Nazuna, ale moi kouhai mówią do mnie Nii-chan!

Nii-chan? — powtórzyłaś niepewnie, na co on energicznie pokiwał głową. Widocznie naprawdę można na nim polegać. — Jestem [Nazwisko] [Imię].

Tak właśnie kompletnie zapomniałaś o spóźnieniu i ruszyłaś za braciszkiem, jak na dobrą siostrę przystało.




WIEŚĆ O POWROCIE LIDERA 「Knights」 rozniosła się po szkole z prędkością światła. Byłaś tym szczególnie zainteresowana, bowiem od rozpoczęcia nauki w Yumenosaki obrałaś sobie za cel promowanie tegoż właśnie unitu. Nie miałaś pewności, co cię do nich przyciągnęło. Być może fakt, że każdy z członków był zupełnie odrębną jednostką, a może to, że razem tworzyli niepowtarzalną całość? Cokolwiek to było, pozwoliło ci zbliżyć się do opornego zespołu i nawet nieco bardziej go spoić.

Oczywiste było, że ruszyli do przodu dzięki twojej motywacji i zaangażowaniu. Izumi — ich dotychczasowy lider — sam to przyznał. Jednak w momencie, gdy niejaki Ou-sama znowu stanął na nogi, w grupie zapanowała dziwna atmosfera. Nie miałaś pojęcia, o co chodziło, dopóki Tsukasa nie powiedział ci, że zostali wyzwani na Duel.

— Zaraz, będziecie walczyć z własnym liderem? — spytałaś, unosząc brew.

— Słyszałem, że zbiera najlepszych idoli z akademii — mruknął na wpół śpiący Ritsu. — Zdaje się, że wśród nich jest Ecchan.

— Tenshouin Eichi?! 

Rzecz jasna wierzyłaś w zwycięstwo swojego unitu, ale cała sytuacja przyprawiała cię o niepokój. Jak to się w ogóle stało? Co to wszystko ma na celu? Z natłoku myśli kręciło ci się w głowie.

— Ej, nie rób takiej głupiej miny. Poradzimy sobie — rzucił Izumi. Cóż, znając jego, próbował cię pocieszyć, choć wcale to tak nie brzmiało. Uśmiechnęłaś się do niego serdecznie, przytakując.


Zdecydowałaś się przespacerować i zastanowić, jak mogłabyś pomóc chłopcom. Być może byłabyś w stanie dopracować kostiumy? Szczerze mówiąc, zrobiłabyś wszystko, byleby wygrali. Czułaś, że jeśli im się uda, to będzie wielki przełom. Z tą myślą weszłaś do jednej z klas, w której zastałaś zupełnie nieznanego ci ucznia... rozpisującego kompozycje na ścianach?

— Ach, a więc to musi być Tsukinaga... — szepnęłaś do siebie, bojąc się wyrwać go z transu.

I tak cię zauważył.

— Nieznany obiekt?! — krzyknął, wciągając powietrze. Szybko stanął na nogi i podbiegł do ciebie. — Ucchuu~

— U-ucchuu? — powtórzyłaś niepewnie, wykonując nawet ten sam gest.

— A więc ty też?! — Miałaś wrażenie, że on po prostu nie potrafi mówić normalnym tonem głosu.

— Em... Tsukinaga Leo, prawda? — zaśmiałaś się nerwowo. Nie miałaś pojęcia, co się dzieje.

— Znasz moje imię?! Czy to fale ci je przekazały?! Czuję narastającą inspirację!

— N-nie do końca... Nazywam się [Nazwisko] [Imię] i jestem producentką Knights.

Wydawało ci się, że przez drobną sekundę spoważniał. Jego spojrzenie było niezwykle przenikliwe.

— To ty. Dobrze, zobaczymy, co się stało z moimi Knights.

Nie odzywałaś się więcej, gdyż chłopak znowu wpadł w swój szał komponowania. W zasadzie chciałaś go upomnieć, żeby przerzucił się na kartki papieru, ale i tak by cię nie posłuchał. Wzruszyłaś ramionami i wyszłaś, odtwarzając w głowie jego słowa.


Wyczekiwany dzień nadszedł szybciej, niż przypuszczałaś. Pomimo zdenerwowania, byłaś wręcz pewna, że 「Knights」 nie przegrają. Obserwowałaś ich próby. Nigdy nie byli tak zgrani. Nawet wystawili Tsukasę jako swojego króla. Byłaś z nich dumna i trzymałaś kciuki najmocniej, jak tylko potrafiłaś.

Klaskanie. Krzyki. Zamknęłaś oczy. Nagle coś, a raczej ktoś rzucił ci się na szyję. 

No tak, Arashi. Udało im się. Naprawdę to zrobili. Byłaś tak wzruszona, że nie mogłaś powstrzymać łez. Chłopcy na przemian próbowali cię uspokoić, jednocześnie się śmiejąc. Tsukasa pożyczył ci swoją chustę do otarcia mokrych powiek.

— Pomyliłem się.

Spojrzałaś na stojącego kilka kroków od was Tsukinagę. Ponownie wydawało ci się, że jego mina była poważniejsza, niż gdy zobaczyłaś go po raz pierwszy. Poza tym czy on właśnie powiedział, że się pomylił? 

— Hm? — mruknęłaś.

— Nieźle się nimi zaopiekowałaś, [Nazwisko]. Myślę, że w końcu mogę wrócić na stałe.

— A... tak, witaj z powrotem.

Wyglądało na to, że rycerze znowu mają króla.




OD PEWNEGO CZASU pracowałaś dorywczo w kawiarni niedaleko akademii, do której uczęszczałaś. Stwierdziłaś, że przydadzą ci się dodatkowe fundusze, biorąc pod uwagę to, ile pieniędzy zjadała szkoła tego typu. Nie chwaląc się, na nowym stanowisku radziłaś sobie całkiem nieźle.

Tego dnia — całe szczęście — był mały ruch. Widocznie wysoka temperatura skutecznie odstraszała potencjalnych klientów. Ty sama opierałaś się o ladę, wachlując się menu i zipiąc. Razem z resztą pracowników włączyliście wszystkie możliwe wiatraki, ale niewiele to pomagało. Co jakiś czas chodziłaś do toalety, żeby oblać twarz zimną wodą.

Nagle usłyszałaś dźwięk dzwoneczka, sygnalizujący przybycie gości. Wyjrzałaś zza zaplecza, zauważając grupkę przystojnych młodzieńców. Jeden z nich, o burgundowej czuprynie, wpatrywał się z zachwytem w okienko, za którym znajdowały się ciasta, co odrobinkę cię rozbawiło. Wszyscy nosili mundurki Yumenosaki, więc domyśliłaś się, że chodzą z tobą do szkoły.

Zajęli jeden ze stolików w rogu, a ty szybko podeszłaś, by podać im kartę. Uśmiechnęłaś się delikatnie, gdy jeden z nich przeglądał strony z podekscytowaniem. Jego lawendowe oczy świeciły coraz jaśniej z każdym kolejnym zdaniem.

— Ach, tyle tu pyszności, że nie mam pojęcia, co wybrać — westchnął, podpierając brodę dłonią.

— Jeśli można — wtrąciłaś — mamy pyszną tartę z jabłkami.

— Doprawdy? W takim razie poproszę tą... tartę — odparł, dziwnie akcentując ostatnie słowo.

Zebrałaś zamówienia od reszty, upewniając się, że wszystko się zgadza, po czym zabrałaś się za ich realizację. Z niezwykłą dokładnością przygotowałaś napoje, a następnie ukroiłaś tak duży kawałek ciastka, jak tylko mogłaś, żeby ucieszyć chłopaka z angielskim akcentem. 

Powróciłaś do ich stolika, ostrożnie serwując, aby przypadkiem niczego nie wylać. Po cichu wyczekiwałaś, aż skosztują wypieków. A raczej, aż ta jedna osoba ich skosztuje.

Marvelous! — krzyknął, zajadając się tartą.

— Cieszę się, że smakuje. — Uśmiechnęłaś się. — Wybacz moją bezpośredniość, ale jeśli masz ochotę, mogę co jakiś czas przynosić ci kawałek do szkoły.

— Szkoły? — spytał, zaskoczony.

— Ja też uczę się w Yumenosaki, jako producentka. Jestem [Nazwisko] [Imię] — przedstawiłaś się.

— To ty, ta słynna nowa uczennica! — Szybko stanął na nogi. — Nazywam się Suou Tsukasa. To przyjemność móc cię poznać. — Skłonił się lekko.

— Przyjemność po mojej stronie. Może zapakować ci parę kawałków do domu? Ja stawiam!

— Nie chcę sprawiać kłopotów...

— Ależ to żaden kłopot! — Machnęłaś ręką.

Szczerze mówiąc, był taki uroczy, że gdybyś mogła, sama nakarmiłabyś go tartą i czymkolwiek innym, na co miałby ochotę.




BYŁAŚ DOŚĆ ROZTRZEPANĄ jak na producentkę, jednak wszyscy dostrzegali twoje starania. Ciągle notowałaś coś w brulionie, przyklejałaś wszędzie karteczki samoprzylepne, albo związywałaś supełki na palcach, byleby o niczym nie zapomnieć. Starałaś się organizować swój czas najlepiej, jak tylko potrafiłaś, choć nie zawsze ci to wychodziło. Najzwyczajniej w świecie nie miałaś do tego smykałki. Dla ciebie codziennością był chaos, który lubiłaś określać mianem artystycznego nieładu.

Pewnego dnia zostałaś poproszona o spotkanie z zastępcą przewodniczącego, niejakim Hasumim. Do tej pory nie miałaś okazji z nim porozmawiać, byłaś zbyt zajęta swoimi sprawami i próbami ogarnięcia wszechobecnego bałaganu, w związku ze zbliżającym się DDD. Słyszałaś jednak, że Keito jest uosobieniem perfekcji, co nieco cię przestraszyło.

Musiałaś udać się do pokoju samorządu dopiero w czasie lunchu, więc uznałaś, że masz jeszcze całkiem sporo czasu na inne, równie ważne rzeczy. Twoim głównym celem było spotkanie z chłopcami z 「2wink」i obejrzenie ich próby tanecznej. Obiecałaś im, a ty obietnic nigdy nie łamałaś.

Wszystko szło całkiem sprawnie, dopóki Hinata nie zaczął się wygłupiać, przez co uszkodził swój strój. Właściwie przeczuwałaś, że tak będzie.

— To nic takiego, dam radę to naprawić — zapewniłaś, oglądając materiał.

— Naprawdę? [Nazwisko]-chan, jesteś wielka~!

Uśmiechnęłaś się serdecznie i bez wahania zabrałaś się do pracy. Tak jak powiedziałaś, nie było to nic poważnego i nawet ty mogłaś sobie spokojnie z tym poradzić. Wkrótce ubranie było jak nowe, a ty oficjalnie miałaś wolne.

Tyle że nie zauważyłaś, jak dużo czasu minęło. Lunch dawno się skończył.

Popędziłaś przed siebie, kompletnie zapominając o zasadzie niebiegania po korytarzu. Z hukiem otworzyłaś drzwi do sali, w której, na szczęście, zastałaś Keito. Cóż, twoja prezentacja była, mówiąc lekko, dość średnia. Zipałaś jak pociąg, a twoje włosy były w kompletnym nieładzie. Twarz chłopaka nie wyrażała żadnych emocji.

— Ja — zaczęłaś — ja nie wiem, co powiedzieć...

— Doprawdy? — mruknął, marszcząc czoło. — Może zaczniesz od wyjaśnienia, dlaczego spóźniłaś się o pół godziny? A może opowiesz mi o tym, jak łamiesz szkolny regulamin?

— Proszę?

— Spójrz na siebie. To oczywiste, że biegłaś. Każdy logicznie myślący człowiek by to zauważył.

— Ach... no tak. Naprawdę przepraszam, Hasumi. — Zarzuciłaś włosy do tyłu.

— Sprowadziłem cię tu w celu ustalenia planów na DDD, ale widzę, że zanim to nastąpi, będę musiał nauczyć cię dyscypliny.

— Dyscypliny? — Uniosłaś brwi.

— Z dniem dzisiejszym zostanę twoim przewodnikiem. Nauczę cię być odpowiedzialną osobą, godną nazywać się producentką.

Nie miałaś prawa mu się sprzeciwiać. Doskonale wiedziałaś, że miał rację, więc jedynie mu przytaknęłaś. Na pewno będzie wobec ciebie łagodny... prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro