III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło następne pare dni. Levi'owi poszczęściło się, ponieważ wyjątkowo do domu wrócił o normalnej porze, jaką była siedemnasta. Właśnie przekraczał ostatni schodek, kiedy minął się z dobrze znanym mu chłopakiem. Jeszcze nie śmierdział alkoholem, ale brunet od razu uznał, że młody dopiero idzie na to już kolejną libację. Wzruszył ramionami, uznając, że to go nie obchodzi.

Wchodząc do mieszkania, spokojnie zdjął buty, odłożył rzeczy, przebrał się, potem umył ręce i przemył twarz. Następnie usiadł wygodnie w swoim ukochanym ciepłym fotelu, zamknął oczy i postanowił ponapawać się chwilą spokoju. Ostatnio miał bardzo dużo do zrobienia, ciągły bieg, zarwane noce... Był do tego przyzwyczajony, ale jego organizm czasem lubił przypominać o zmęczeniu.

Niestety jego spokój nie mógł trwać długo, ponieważ po kilku minutach odpoczynku ktoś zaczął pukać do drzwi. Brunet niechętnie poszedł otworzyć, a tam ku jego zdziwieniu, stał ten chłopak ze skłonnością do nadużywania alkoholu. Tym razem miał włosy związene w niski kok, a na sobie dość elegancką białą koszulę, choć dzinsy wciąż były dość luźne.

- Em... - zaczął niepewnie Eren, patrząc gdzieś w bok. Przy okazji gładził się po karku - Zgubiłem kota...
- I co ja mam z tym wspólnego? - spytał obojętnie Levi, krzyżując ręce na torsie.
- Może tutaj się schował...

Brunet spojrzał na niego jak na kompletnego idiotę, trochę specjalnie prowokując chłopaka:

- Czy ja wyglądam jak schronisko?
- A czy ja wyglądam na kogoś, kto z własne woli przyszedłby do kogoś takiego jak ty?
- Pozwól, że nie odpowiem jak wyglądasz. Nie chcę zranić twojego kruchego ego - zrobił lekki grymas, pogłębiając prowokację.
- Słuchaj, ty..!

Eren już był bliski zaczęcia bójki, lecz Levi zdażył go obezwładnić. Ze zwinnością rzucił chłopaka na ziemię, przytrzymując go przy niej kolanem. Dodatkowo złapał nadgarstki szatyna za jego plecy. Następnie pochylił się na tyle, aby ze spokojem wyszeptać chłopakowi:

- Spróbuj szczęścia, dzieciaku. Nie chciałbyś ode mnie dostać.

W tym samym czasie biały kotek z gracją przeszedł przez próg drzwi Levi'a, na co obydwaj zwrócili uwagę. Jak się później okazało, zwierzę zwinęło się w kłębek w ulubionym fotelu Ackermanna.

Zirytowany Levi wstał od chłopaka, marszcząc brwi:

- Zabieraj stąd tego kota i niech więcej mi się nie pokazuje na oczy.

Eren wstał i otrzepał ubranie, patrząc na starszego z pogardą. Potem zdecydowanie podszedł do kota i wyciągnął ku niemu ręce. Niestety mały drapieżnik zdawał się nie reagować na szatyna, a raczej bezczelnie go olewał. Jeszcze poruszył się nieznacznie, jakby poprawiał własne ułożenie. Zielonooki był przygotowany na taki obrót sprawy, więc ze spokojem złapał zwierzę mimo jego żywego sprzeciwu. Kotek zamruczał głośno z niezadowoleniem, ale nie próbował podrapać chłopaka tylko posłusznie dał mu robić swoje. Gdy to się udało, młody Jaeger udał się do drzwi, ale wtedy jeszcze spojrzał na starszego:

- Na pewno więcej tu nie przyjdzie. Ona musiała zabłądzić... Zwykle ucieka do miłych ludzi, ale tym razem coś jej się pomyliło...

Po czym opuścił mieszkanie sąsiada. Miał szczerą nadzieję, że jego uwaga dotknie sąsiada. Jednak Ackermann tylko zdecydowanie zamknął za nimi drzwi, po czym wrócił do swojego fotela, wzdychając głośno.

W czasie odpoczynku miał dość wystarczającą ciszę, aby odezwały się w nim myśli z rodzaju tych, których nie lubimy. Przypomniał sobie, co powiedział Eren na odchodne... Dał do zrozumienia, że Levi nie grzeszy życzliwością. Mężczyźnie nigdy nie przeszkadzało, że taki jest i nie miał zamiaru tego zmieniać. Cała jego osoba i jego cechy doprowadziły go do sukcesu. Może to za mocne słowo, bo sam Ackermann miał nierealne ambicje, do których i tak dążył... Jednak jego aktualne życie było na takim poziomie, że mógł godnie żyć. I to tylko i wyłącznie dzięki jego zmysłowi przyciągania odpowiednich ludzi, a tak naprawdę głębokiej wiedzy na ten temat. Zainwestował wiele czasu, aby wydostać się z własnego dołu. Finalnie nad Levi'em zwyciężyło jego ego. Uznał, że Eren się ośmieszył, a swoją postawę uznał za odpowiednią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro