ROZDZIAŁ XI - SMOŁA POMAGA

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Siedząc w pokoju hotelowym, który opłacał mi Borys, rozmyślałam o tym, co zrobić i skąd wziąć informacje, których żądał. Obiecałam mu przecież, że w zamian za wyjście z więzienia, dostarczę papiery byłych osadzonych z kancelarii, tylko jak miałam te informacje zdobyć, skoro już w niej nie pracowałam? Nie udałoby mi się tam dostać podstępem, a wyszukać i wynieść papiery mógł tylko ktoś z wewnątrz. Sytuacja wyglądała niezbyt ciekawie. Wpadłam jak śliwka w kompot. Nie mogłam mu dać tego, czego chciał i wiedziałam, że za to będę musiała ponieść konsekwencje, można powiedzieć, że go oszukałam, że obiecałam mu coś, czego nigdy nie mogłabym wykonać.
Natłok informacji, szukanie wyjścia z pokręconego labiryntu i ciągłe analizy sytuacji dały mi jedno rozwiązanie. Wiedziałam, że jest wyjście z tej, mogłoby się wydawać „niewyjściowej" sytuacji, ale chciałam z niego skorzystać po załatwieniu wszystkich formalności więziennych — czyli niebawem.
Przed godziną dziewiątą wyszłam z hotelu na parking. Miałam jechać z kolegą Borysa Ivanova do więzienia, żeby zabrać swoje rzeczy: ubrania, portfel, biżuterię. W planach miałam jak najszybciej kupić jakieś małe mieszkanie, kawalerkę, tylko brakowało mi niewielkiej ilości pieniędzy, a sposób na ich zdobycie był prosty. Musiałam dogadać się z Kamilem, ale to też było kwestią czasu.
Wsiadłam do białego mercedesa, który podjechał tuż pod wjazd i wraz z kierowcą jechałam do ZK:

- Za co cię zamknęli? - zapytał grubas, ledwo mieszcząc się za kierownicą.
Był straszny. Jeszcze gorszy i straszniejszy niż Ivanov. Ważył może z dwieście pięćdziesiąt kilo, policzki miał obwisłe jak u buldoga, a głowę łysą jak sam Borys. Chryste Panie, głos jak sam szatan z piekieł. W co ja się wpakowałam?

- Za wręczanie łapówek — oznajmiłam normalnym, spokojnym tonem, patrząc za szybę.

- Warto było?

- Nie. Teraz już wiem, że nie.

- Każdy czasem podejmuje chujowe decyzje, ale kluczem do sukcesu jest zrozumieć swój błąd i nigdy więcej go nie popełnić, zrozumiałaś, młoda? Nigdy więcej nie pchaj się w kryminały, bo nie twoje tam miejsce. - skupił się na kierowaniu.

- Sęk w tym, że niestety to obiecałam Borysowi za wolność. Muszę jeszcze chwile pomaczać paluszki, ale potem już wrócę do normalności. Oby... - spojrzałam za okno i w ciszy przemierzałam kolejne ulice.
Chciałam być czysta, ale na czyste karty było już za późno. Teraz miałam już tylko dwa zadania do wykonania: zrobić to, czego chce Borys i odzyskać swoje pieniądze z mieszkania, a przy okazji może jakaś zemsta za wyrządzone krzywdy na Kamilu:

- Wezmę to pudło — oznajmił łysy, zabierając ode mnie rzeczy. - Kurwa, co ty tam nosisz? Z kamieniami do pudła przyszłaś?

Ja się zaśmiałam:

- Nie. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy.

Władował karton do bagażnika i jak najszybciej kazał mi wsiadać do auta. On też chyba nie lubił klimatów więziennego życia. Pędem odjechał spod budynku i nawet nie patrzył w lusterka. Domyślałam się, że może też już tu kiedyś siedział, ale nie chciałam dopytywać, bo to nie była moja sprawa.
Dojechałam pod hotel, wysiadłam, podziękowałam i wróciłam do swojego pokoju.
Sam budynek nie był jakoś wyjątkowo piękny ani luksusowy, ale wewnątrz panowała domowa atmosfera, a całe wnętrze było całkiem ciepłe, dlaczego nie narzekałam. Usiadłam na jednoosobowym łóżku i w końcu rozpakowałam swoje rzeczy. W portfelu nadal była gotówka. Prawie pięćset złotych, a w kieszeni spodni nadal pozostawała stara chusteczka. Musiałam zacząć działać, i to już. Natychmiast wybiegłam na parking, na którym nadal stał ten gość i znów wsiadłam do auta:

- Mógłbyś mnie zawieźć na Bemowo? Proszę... - spojrzałam na niego, a on wyjął odpalonego papierosa z ust i zapytał:

- Po co?

- Mam tam pewną sprawę do załatwienia.

On spojrzał przed siebie, pokręcił głową niechętnie i odparł:

- Musisz załatwić tę sprawę w pół godziny, a potem wracasz do hotelu. Nie możemy tyle jeździć po mieście.

- No dobrze — westchnęłam — Postaram się załatwić to jak najszybciej.

Pojechaliśmy więc do mojego mieszkania i wysiedliśmy z auta. Na początku miałam tam iść sama, ale po opowiedzeniu mu, po co właściwie się tam udaję, stwierdził, że pójdzie ze mną. Dla bezpieczeństwa albo dla pomocy. Nie ważne.

Weszliśmy po schodach i zapukaliśmy do ciemnych drzwi, które sama kiedyś wybierałam. Było mi szkoda, ale nie miałam innego wyjścia, jak tylko odpuścić.

Drzwi otworzyła Julia. Była zaskoczona moją wizytą, no i wizytą Smoły, dlatego bez żadnego słowa wpuściła nas do środka. Była przestraszona, i to solidnie, bo nawet nie zapytała, czego chcemy:

- Przyjechałam się dogadać. Ja wezmę kasę za mieszkanie i dam wam spokój, a w zamian ty będziesz wynosić dla mnie kopię dokumentów z kancelarii. - Usiadłam przy stole naprzeciw niej.

- Ale o jakie dokumenty chodzi? I po co?

- O nic nie pytaj. Co jakiś czas zadzwonię i podam nazwisko, a ty wyjmiesz z szuflady papiery, zrobisz ksero i wyniesiesz je dla mnie. - uniosłam brew do góry. - Jesteś mi to winna...

Ona zamilkła i przyparta do muru, rozmyślała o tym, co powinna wybrać. Z jednej strony wiedziała, że nie ma wyjścia, bo przecież ten gość zza moich pleców zwiastował problemy, a z drugiej mogła przecież iść na policję i powiedzieć, że znowu wyrabiam coś dziwnego, a w dodatku u boku gangusów. Na moje szczęście wybrała pomoc. Zależało jej na Kamilu i na tym, by w końcu mogła żyć w mieszkaniu spokojnie, bez lokatora w mojej postaci.
Wychodząc z bloku, odetchnęłam. Została mi jeszcze sprawa Aleksego i późniejszej zemsty na Kamilu, ale na razie, skupiłam się na bieżących sprawach:

- Pewnie teraz będziemy się spotykać częściej — oznajmił, odpalając auto.

- Dlaczego?

- Bo będę przyjeżdżał po papiery...

Ja uśmiechnęłam się szeroko:

- Szczerze? Wolę, żebyś przyjeżdżał ty niż Ivanov. On jest taki... Straszny i zimny — zapięłam pasy.

- A ja nie jestem?

- Jesteś, owszem. Masz bardzo groźny wyraz twarzy, ale z tobą da się normalnie porozmawiać. Przynajmniej tak mi się wydaje.

- Smoła. - oznajmił, wyciągając dłoń.

- Słucham? - spojrzałam na niego ze zdziwieniem w oczach.

- Jestem Smoła.

I wtedy zorientowałam się, że to jego ksywa, a nie przypadkowo wypowiedziane słowo:

- Aa! Ja jestem Elena — podałam mu dłoń — Miło mi.

Smoła znów zarechotał z mojej niezdarności i odjechał z parkingu, by jak najszybciej odwieźć mnie do hotelu. Przez resztę drogi nie rozmawialiśmy prawie w ogóle. Czuliśmy się niezręcznie, a to przecież normalne, gdy ktoś dopiero co się poznaje. Na razie miałam go za całkiem fajnego faceta, który mógłby być moim przyjacielem, ale nikim więcej. Smoła najzwyczajniej nie był w moim typie.
Po powrocie do hotelu odebrałam telefon od Julii, która przedyskutowała moją propozycję z Kamilem. Nie miał wyjścia. Zgodził się.
Już dwa miesiące później oddał mi moją część pieniędzy i powiedział, że po wszystkim nie chce mnie więcej widzieć na oczy. Cóż, dziwiłam mu się, bo mój wyczyn wcale nie był powodem, by mówić mi takie rzeczy i w ogóle zachowywać się jakby on sam był bez winy. Tak się właśnie zachowywał. Jakby nie miał romansu, jakby nikogo nie przyprowadził i nie zrobił nic złego, a to przecież on zdradzał. On zapomniał o moim istnieniu i ot, tak mnie przekreślił.
Przez ten czas nie działo się nic szczególnego, z wyjątkiem tego, że załapałam lepszy kontakt ze wspomnianym wcześniej Smołą. Koleś był całkiem w porządku i jako jedyny świetnie mnie rozumiał:

- Jedziemy na kebaba czy do maka? Szybka decyzja — wyszedł z łazienki i usiadł na moim łóżku.

- Codziennie jeździmy do maka albo na kebaba. Może pojedźmy do jakiejś restauracji.

Wsuwałam właśnie na dłonie złotą bransoletkę, tę, którą dostałam od Kamila na urodziny. Bardzo ją lubiłam, choć kojarzyła mi się źle. Od momentu wyjścia z więzienia przynosiła mi szczęście, chyba dlatego jej nie wypieprzyłam:

- Nie będziemy jeździć po restauracjach, bo nikt nie może nas zobaczyć. Już ci mówiłem — obleciał mnie wzrokiem od góry do dołu.

- Daj spokój Smoła — uśmiechnęłam się całkiem słodko — Przecież nie będziemy tam siedzieć sześciu godzin. Zjemy obiad na szybko i się zmyjemy — dodałam, próbując go namówić.

- Nie ma mowy. Ewentualnie możemy zamówić z dostawą do domu, ale nie szlajamy się po mieście i restauracjach. Koniec. Kropka — odparł pewnie, całkowicie wybijając mi pomysł wyjścia z głowy.

Jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tego, że poniekąd, należę do świata przestępczego i nie wolno mi pokazywać się z chłopakami w miejscach publicznych z wyjątkiem klubów. Bardzo mi to przeszkadzało i czułam się, jak w tym moim śnie, w którym musiałam się ukrywać, ale nie było tak źle, jak sobie wyobrażałam. Szło się do tego przyzwyczaić.
Z zadowoloną miną wyszłam z hotelu u boku Smoły i wsiadłam na miejsce pasażera. Cieszyłam się za każdym razem, gdy przyjeżdżał mnie gdzieś zabrać, bo od dwóch miesięcy nigdzie sama nie wychodziłam. Ivanov mi zabronił, pieprząc coś o niebezpieczeństwie czy kij wie czym. Co mogło mi grozić? Przecież ja nie miałam z nikim na pieńku, nikt o mnie nie wiedział, a oni robili ze mnie świadka koronnego, którego trzeba przez cały czas pilnować. Trochę mi to przeszkadzało, ale do tego też zaczynałam się przyzwyczajać:

- Dlaczego nie dostałam jeszcze żadnego wezwania od Borysa? Minęły dwa miesiące, a nadal cisza... - zapytałam Smoły, otwierając okno.

Na zewnątrz było cholernie gorąco, ponad trzydzieści pięć w cieniu, a my jechaliśmy w dusznym aucie bez klimatyzacji. Nie wiem, dlaczego Smoła jej nie używał. Po trzech minutach od wejścia do nagrzanego auta śmierdział potem, cały też nim oblany:

- Bo nie ma go w Polsce. Na czas wakacji wrócił do domu, poza tym szuka tego twojego ziomka.

- Smoła? Mogę ci zaufać? - zapytałam niezręcznie, czując uścisk w pęcherzu. Musiałam wyznać mu prawdę o kasie Majki. Czułam, że on może mi jakoś pomóc.

- No możesz, a bo co? - rzucił wzrokiem na mnie, na ulicę, a potem znów szybko na mnie.

- Bo wiesz... Zrobiłam coś bardzo głupiego i bezmyślnego — przełknęłam ciężko ślinę.

- Ja pierdolę... - westchnął — Coś odjebała?

Miałam mały opór, by mu powiedzieć, ale naprawdę mu ufałam i wiedziałam, że Smoła mi pomoże. W zasadzie nie wiem, dlaczego tak było. Może dlatego, że on od samego początku nie był do mnie wrogo nastawiony? W sumie zaczęliśmy ze sobą rozmawiać jak najlepsi przyjaciele. Jakbyśmy się już kiedyś znali:

- Obiecaj, że nikomu nie powiesz, a tym bardziej Borysowi i pomożesz mi się z tego wyplątać... - spojrzałam w oczy grubasa, a on zjechał z ulicy na polną dróżkę i zatrzymał się przy samym lesie.

- Czyli odjebałaś coś poważnego, tak?

Ja pokiwałam głową bez słowa i westchnęłam:

- Bo wiesz... Aleksy jest wam winien dwa i pół miliona, a nie tylko ten jeden milion... - rzuciłam psi wzrok w podłogę.

- Co? Czekaj... - rozpiął pas i spojrzał na mnie poważnie. - Mów szybko co jest...

- Bo zanim on uciekł i zanim mnie zatrzymali, ja musiałam wkraść się za posesję Majki i... - zatrzymałam się na chwilę. - I wykopałam jedną torbę z kasą, którą Borys dla niej zakopał na czarną godzinę...

Smoła patrzył na mnie z niedowierzaniem, a potem zaczął się śmiać. Myślałam, że to dobry znak, że po prostu go to bawi i wie, że nie zrobiłam nic złego, ale on mi nie wierzył. Myślał, że zwyczajnie robię go w konia. Pośmiał się chwilę, a gdy zobaczył, że ja siedzę z poważną, przerażoną miną, usiadł normalnie na fotelu i zlany potem układał sobie wszystko w głowie:

- Wiesz, że on cię zabije? - zapytał, patrząc na piękny, zielony las, który rozciągał się przed nami.

- Naprawdę?

- Dziewczyno, czy ty zwariowałaś?! - krzyknął, uderzając dłońmi o kierownicę.

- Nie miałam wyboru. Mieliśmy plan... - nie dokończyłam.

- Chujowy plan! Zapieprzyliście ponad milion. Gangsterowi. Ty wiesz, co ci za to grozi?

- Jeśli mu nie powiesz, to może nic...

- Kurwa mać... Z kim ja kurwa żyję? - spojrzał w boczną szybę, po czym oboje zamilkliśmy.

Przez chwileczkę nikt z nas się nie odzywał. Słychać było tylko auta przejeżdżające główną ulicą i jego zmęczony, głośny oddech, który przyspieszył po krótkiej awanturze. On wiedział, że popełniłam błąd:

- Jak to wykombinowaliście? - zapytał.

- Miał spłacić dług tymi kradzionymi pieniędzmi, ale z nimi zwiał. Nie wiem dokąd, wiem tylko, że mnie wykorzystał. Wiem, wiem! - krzyknęłam, łapiąc się za głowę. - Zrobiłam źle, ale robiłam to w dobrej wierze, Smoła. Chciałam pomóc Aleksemu. Mieliśmy tyle wspomnień, od dzieciaka mu we wszystkim pomagałam. Gdybym wiedziała...

- Przestań. Dopóki nikt się nie dowie, siedź cicho. W razie czego powie się, że on sam to zajebał.

- A jeśli on zacznie mówić?

- To powiesz, że chce cię wrobić, że chce zrzucić całą winę na ciebie. Ja zaręczę, że nic nie zrobiłaś, tylko nikomu nie mów... - odparł spokojnie, po czym ruszył.

- Myślisz, że to przejdzie?

- Jeśli będziesz trzymać gębę na kłódkę, to przejdzie. Ba... Nikt się nie dowie. Nigdy.

W myślach trzymałam kciuki, by tak było. By nikt, nigdy się nie dowiedział, że to ja stoję za kradzieżą jakichkolwiek pieniędzy Ivanova. Pytanie tylko ile czasu tak będzie i czy nagle nic nie wyjdzie na jaw, ale byłam dobrej myśli. Miałam za sobą Smołę, a to mnie podnosiło na duchu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro