ROZDZIAŁ IX - OSTATNIA SPRAWA

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  

Jeszcze chyba nigdy w życiu nie czułam takiego zdenerwowania, jak wtedy, gdy miałam dojechać na rozprawę. Zasadniczo, wiedziałam, że już pozamiatane. Wszystko powiedziałam na komendzie, więc jedyne co pozostało, to tylko przypieczętować zeznania, powtarzając wszystko w sądzie. Dziewczyny mówiły mi, że będzie okej, że jak tylko powiem co mam powiedzieć, to będę dziękować Bogu, że już po wszystkim. Ja jednak nie patrzyłam na to w ten sposób. Byłam załamana tym, że będę musiała wrócić z powrotem, że na sto procent dostanę spory wyrok i będę mogła zapomnieć o jakiejkolwiek wolności.
Dwa tygodnie wcześniej do moich rodziców dzwonił prawnik. Prosił, by zjawili się w pudle z ubraniami na rozprawę, musiałam przecież jakoś wyglądać, ale wbrew moim przekonaniom, oni w ogóle się nie zjawili. Zawiodłam się trochę, ale na co liczyłam? Skoro mieli pretensję o to, że zadawałam się z marginesem, to nie dziw, że zachowali się tak, gdy sama się nim stałam. Do samej rozprawy miałam nadzieję, że dadzą mi tę paczkę i okażą jakiekolwiek uczucia, więc można sobie wyobrazić, co czułam wychodząc z celi w pomarańczowym, wychodnym wdzianku:

- Sąd Okręgowy w Warszawie otwiera posiedzenie. Oskarżona, Pani Elena Weremko stawiła się wraz ze swoim pełnomocnikiem? - sędzina o przyjemnej twarzy spojrzała na mnie i na Wyszyńskiego. - Stawiła się. Sprawa z artykułu dwieście dwudziestego dziewiątego kodeksu karnego: Wręczanie łapówek pieniężnych. Oskarżona, proszę wstać.

Wszystko było już przesądzone. Odpowiedziałam na te same pytania, co wcześniej, pozwoliłam się umoralniać i czekałam, aż na salę wejdzie pierwszy świadek.
Mój prawnik mnie pocieszał. Mówił, że być może dostanę zawiasy, że tego samego dnia wyjdę i będę mogła wrócić do domu, ale ja wiedziałam, że tak łatwo nie będzie. Do pracy już wrócić nie mogłam. Nie mogłam już nigdy pełnić funkcji publicznej, co oznaczało, że mogłam zapomnieć o pracy jako kurator, pracownik gminy, urzędu, kancelarii czy nawet o rozkręceniu własnego biznesu związanego z poprzednią robotą. To też mnie załamało i to cholernie mocno. Po ki chuj ja mu zaufałam? Cisnęły mi się na usta okropne słowa. Miałam ochotę go zabić, tak by cierpiał:

- Na dzień dzisiejszy wystarczy. Posiedzenie zamykam, a na termin następnego, wyznaczam piętnasty maja, o godzinie dwunastej.

No i pięknie. Kolejna rozprawa za dokładnie miesiąc. Jeszcze jeden miesiąc siedzenia w celi, bo tej sprawy, mając wszystkie zeznania pod nosem, nie można załatwić na jednej rozprawie. Szlag mnie trafiał i chciało mi się ryczeć jeszcze bardziej:

- No niestety. Wszystko zależy od sędzi, ale takie sprawy strasznie się ciągną i niech się Pani nie nastawia na to, że skończy się po dwóch czy trzech sprawach — oznajmił adwokat, stając ze mną na korytarzu obok wielu ciężkich, drewnianych drzwi do różnych sal.

- Wiem, że to się ciągnie, ale... Wewnętrznie liczyłam na to, że jedna, dwie sprawy i będę miała wszystko z głowy.

Strażnik, który stał zaraz obok mnie, położył mi rękę na ramieniu, sugerując, że już czas by wracać. Już czas by wracać do tego cholernego więzienia, na myśl którego, rzygałam ze strachu i niechęci. Tyle dobrego, że choć chwilę pobyłam na wolności, choć trochę wolnego miasta zobaczyłam.
Po dojeździe, zameldowaniu się i powrocie do klatki, zdałam dziewczynom relację z całej sprawy. Wcale się nie dziwiły, że trwa to aż tyle, one o tym wiedziały. Same przecież przez to przechodziły i choć nie przez to samo, to jednak kilka różnych spraw miały już za sobą.

Tak minęły kolejne miesiące i po wiośnie, przyszło lato. Nadzieja mijała równie wolno, co czas, aż w końcu całkowicie zniknęła. W zasadzie przyzwyczaiłam się już do tego, że tam byłam, że tam miałam zostać. Po raz pierwszy od pięciu miesięcy poczułam się tam normalnie. Jakbym była w domu lub zwyczajnie znalazła swój kąt. Co prawda sytuacja z innymi osadzonymi się nie poprawiła, ale ważne dla mnie było to, że z dziewczynami się nie kłóciłam, bo w zasadzie z nimi spędzałam najwięcej czasu.
Nie odwiedzał mnie nikt, a kolejne rozprawy cały czas kończyły się tak samo: jeden przesłuchany świadek? Koniec. Trzeba wyznaczyć termin kolejnej. I po co to wszystko? Bym na koniec tej cholernej męki dostała sześć lat?

- Werenko, masz gościa-powiedział klawisz, otwierając celę. Byłam strasznie zdziwiona tym, że miałam gościa tak wcześnie, że w ogóle ktoś do mnie przyszedł. Na zegarze dochodziła dziewiąta, dopiero co wróciłam ze śniadania, a już miałam kogoś na wizycie? Toż to jakieś święto! Pomyślałam sobie, że to może matka, która wbrew woli ojca zdecydowała się jednak odezwać. Przynajmniej taką miałam nadzieję, bo na Aleksego i Kamila nie miałam co liczyć:

- Jestem Weremko — poprawiłam go, podając mu dłonie do skucia.

- Możesz być i Tusk — założył ciasno kajdanki i wyprowadził mnie powoli z celi. Ten gość ciągle mylił moje nazwisko. Na początku mnie to drażniło, ale potem się z tego śmiałam. Za każdym razem, kiedy mnie wołał, zmieniał literki, jakby moje nazwisko było najtrudniejszym do zapamiętania. Jakbym miała na nazwisko Konsantynopolitańczykowianeczkówna. Przeszliśmy korytarzem w stronę drzwi sali widzeń i tam się zatrzymaliśmy. Klawisz stanął naprzeciw mnie i szybko zdjął mi kajdanki z rąk, a potem otworzył mi drzwi i samą wpuścił do środka. Nie ukrywam, że wtedy trochę mnie to zdziwiło, ale gdy tylko zobaczyłam Ivanova przy stoliku, od razu wiedziałam, dlaczego mimo kamer, zostałam wpuszczona samotnie:

- No chodź, siadaj — wskazał palcem na krzesło — Zamierzasz tak stać na środku?

Przełknęłam więc ciężko ślinę i podeszłam bliżej niego, a potem posadziłam tyłek na drewnianym krześle. Ivanov był tak przystojny i tak bardzo podniecający, że w zasadzie patrząc mu w oczy, nie bardzo wiedziałam, co dzieje się wokół. Czy było coś dziwnego w tym, że po prawie pół roku siedzenia pod celą, podniecali mnie przystojni mężczyźni? Że w ogóle pragnęłam mężczyzn? Dziewczyny z cel wokół albo zabawiały się same, albo szły do intymniaka z klawiszami, bo to też było tam możliwe, ale ja tak nie mogłam:

- Znalazłeś Aleksego? - zapytałam cicho.

Ivanov zapiął guzik w beżowym fraku i parskna:

- Zapadł się pod ziemię, ale z czasem go znajdę i odzyskam pieniądze, które jest mi winien.

- Więc co tu robisz? - zmarszczyłam brwi i faktycznie, nieco się zdziwiłam. Jeśli nie chodziło mu o Aleksego, to dlaczego zjawił tu się tak nagle?

- Przyszedłem załatwić z tobą deal. Mam znajomości, mogę pomóc ci wyjść z pudła wcześniej niż za sześć lat.

- A co ja mam zrobić?

- Pomożesz mi znaleźć pare osób, które już się zresocjalizowały. Masz znajomości w tej swojej poprzedniej robocie i z nich skorzystasz. - oznajmił, a mi od razu wydało się to podejrzane, ale chciałam przecież wyjść, a uzyskanie kilku adresów nie było dla mnie żadnym problemem.

- Po co chcesz ich szukać?

- Niech twoja robota zacznie się i zakończy tylko na szukaniu. Reszta ma cię nie interesować.

Jego obojętność i strach, który wzbudzał, działał na mnie jak afrodyzjak. Nigdy w życiu nie zauroczył mnie żaden gość spod ciemnej gwiazdy, bo zawsze uważałam ich za tych, których trzeba unikać, a on miał w sobie coś wyjątkowego, coś, czego nie miał w sobie nawet Kamil, który był moją największą miłością. Nie wiedziałam, czy mi nie odbija. Sądziłam, że to może ta cholerna tęsknota za wolnością albo tęsknota za Kamilem:

- No dobrze, ale... - rozejrzałam się, sprawdzając, czy nikt nie słyszy. - Kiedy stąd wyjdę?

- W swoim czasie. Nie chwal się nikomu i bądź gotowa. - Podniósł się i zapiął guziki. - Jeśli będziesz potrzebowała mieszkania, a na pewno będziesz, to mów. Popracujesz u mnie trochę, bo musiałem zwolnić gosposię.

- Nie będę potrzebowała. Mam gdzie mieszkać.

On zaśmiał się i pokiwał głową:

- Nie byłbym tego taki pewny.

Jego słowa, te ostatnie znów wzbudziły mój niepokój. Co oznaczało to: „Nie byłbym tego taki pewny"? To znaczyło, że nie miałam już dokąd wrócić? Zadawałam sobie mnóstwo pytań, bo przecież miałam pół mieszkania Kamila, a on sugerował, że wręcz przeciwnie. O co w końcu chodziło? Przez to, że mnie nie odwiedzał, już dawno zdałam sobie sprawę, że robił mnie w konia, ale mieszkania nie mógł mi zabrać. Po prostu nie mógł zabrać mojego mieszkania:

- Kto cię odwiedza? - zapytała Paulina.

- Znajomy.

- To chyba mocno cię lubi skoro stara się o widzenia z miesiąca na miesiąc — zaśmiała się.

- Mamy wspólne sprawy do załatwienia.

Nie mogłam im powiedzieć o tym, że Ivanov do mnie przychodzi. Nikomu nie mogłam o tym mówić:

- Jakieś biznesy? Ciemne sprawki? - zaśmiały się obie.

- Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu mamy wspólny cel i oboje chcemy go zdobyć.

Całe kolejne trzy tygodnie przesiedziałam jak na szpilkach. Nie mogłam doczekać się, aż mnie wypuszczą, aż wyjdę do parku, miasta czy gdziekolwiek indziej. Byleby wolno. Tęskniłam za smakiem kawy karmelowej i kebaba, tęskniłam też za spaghetti i ulubionym kurczakiem. Wszystko to chciałam zjeść po wyjściu. Od razu po wyjściu. W dniu rozprawy w ogóle się nie denerwowałam. Miałam stuprocentową pewność, że mogę liczyć na pomoc Ivanova, niemniej jednak nie miałam pojęcia co będzie dalej. Na razie, skupiałam się tylko na tym, jaki zapadnie wyrok, a potem zamierzałam martwić się o powrót:

- Sąd okręgowy w Warszawie uznaje oskarżoną za winną wręczania łapówek i wymierza jej karę pięciu lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, a także dożywotnio zakazuje pełnienia funkcji publicznych. Rozprawę uznaję za zakończoną.

Wyrok mnie nie zaskoczył, ale prawnik już nie krył zdziwienia. Powiedział, że taki wyrok za łapówki to szansa od Boga i właściwie nie miał pewności czy sędzina nie zwariowała:

- Cóż, wiele czynników wpływa na wielkość kary. Może łagodząco zadziałał fakt chęci pomocy koledze, może fakt, że jest Pani bardzo spokojna, niekarana wcześniej.

- Ważne, że jestem wolna i będę mogła wrócić do domu — uśmiechnęłam się.

- Tak i oby, jak najmniej takich akcji — odparł.

- Okej. Dziękuję bardzo za pomoc przy tej sprawie, ale muszę uciekać, żeby nacieszyć się wolnością — zaśmiałam się — Do widzenia.

- Powodzenia i do widzenia — machnął ręką, a ja wyszłam pędem z budynku.

Nie chciałam zostawać tam ani minuty dłużej. Miałam dosyć wszystkiego, co związane z pudłem i pracą. Patrząc na kraty w oknach, chciało mi się płakać i rzygać jednocześnie, ale co miałam zrobić? Jedyne co byłoby najsłuszniejszym krokiem, to ucieczka do domu.

Spacerkiem przeszłam niemal trzy godziny drogi, napawając się pięknem stolicy. Cholera, wolność była tak cudowna, że nie sposób tego opisać. Wreszcie wróciłam do życia, po pół roku. Chciałam jeszcze tylko rozliczyć się z Kamilem, który przez ten czas ani razu mnie nie odwiedził. Dlaczego? Tego chciałam się dowiedzieć, a potem kąpiel w domu i jedzenie. Nie ważne czy z nim, czy bez niego. Ważne, że w moim mieszkaniu.
Pociągnęłam za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Myślałam, że może jest w pracy, ale wyraźnie słyszałam, że ktoś mi się tam plątał. Zadzwoniłam dzwonkiem, aż w końcu ktoś zaczął szarpać za zamki. Jeśli to był Kamil, to musiał liczyć się z tym, że dostanie po mordzie:

- Co ty tu kurwa robisz...?! - krzyknęłam, patrząc na postać w różowym szlafroku, która stała w drzwiach mojego mieszkania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro