ROZDZIAŁ XIX - DWIE SMOŁY

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


   Nim dojechaliśmy na miejsce, wybiła ósma dwadzieścia. Wysiadłam z auta i ściągnęłam chustę, by chwilę się rozejrzeć po okolicy. Generalnie, faktycznie stał tam stary, opuszczony magazyn. Wewnątrz ogromnego budynku z blachy, paliło się światło, a przy ogromnych drzwiach stało już trzech typów, palących ochoczo papierosy. W okól stare, opuszczone kamienice z czerwonych cegieł, pordzewiałe ogrodzenia niczym w Czarnobylu. Nie bałam się, a wręcz przeciwnie, przy Smole czułam się całkiem w porządku. Podeszliśmy z deka bliżej po popękanym, betonowym placu, z którego szczelin wyrastały chwasty i zatrzymaliśmy się przy wejściu:

- O nic nie pytaj, nikogo nie zaczepiaj i się nie rzucaj - wepchnął mnie lekko do środka, gdzie przerabiane były jakieś samochody. Jeden spawał, drugi nakladał szpachlę, a trzeci malował taką dziwną maszynką, zresztą... Ja nawet nie miałam czasu się na to przyglądać. Szłam i wodziłam wzrokiem za Smołą, który przemieszczał się w głąb śmierdzących olejem pomieszczeń.

  Po kilkunastu sekundach byliśmy już w korytarzu pełnym drzwi. Bylo ich siedem, może osiem, nie pamiętam, ale ściany były jak z blaszaka i świeciła się tylko jedna lampka zawieszona kablem na odstającym gwoździu.
Z drugich od naszej strony drzwi wyszedł Borys. Spojrzał na mnie psim wzrokiem i wskazał palcem na klamkę:

- Wchodzi? - zapytał.

- Oboje wchodzimy... - Smoła dopchał mnie lekko do środka i dopiero wtedy zapalił światło.

Na środku naprawdę brudnej podłogi, stało metalowe, zaspawane krzesło, a nim z zasłoniętymi oczami i związanymi dłońmi siedział Aleksy. Było mi trochę przykro, ale złość przeważała nad wszystkimi innymi uczuciami, które wtedy mną targały. Smoła przsunął mi drewniane krzesło i postawił je naprzeciwko niego:

- Kto tu jest? - zapytał.

Wtedy Smoła podszedł bliżej niego i jednym ruchem zdjął mu opaskę z oczu. Najpierw pokręcił głową, z przymrużonymi oczami się porozglądał, aż na koniec wzrok za trzymał na mnie:

- Nie sądziłeś, że się jeszcze spotkamy? - zapytałam czując napływające łzy.

- Nie. - odparł obojętnie.

- Dlaczego mi to zrobiłeś? Przecież wyciągnęłam cię z więzienia, dałam ci mieszkanie, pomogłam ci z zebraniem pieniędzy i zalatwiłam ci pracę...

- Daj mi spokój...

- Chyba zasłużyłam na jakieś słowo wyjaśnienia? Na prawdę. Na to jak było... - spojrzałam na niego.

- No właśnie, może niech chłopaki ci powiedzą prawdę... - spojrzał na smołę, a ten podszedł bliżej i strzelił mu w łeb:

- Dlaczego zrobiłeś ją w chuja? Mów.

- Bo chciałem tych pieniędzy. Wolałem kasę niż ciebie, tą twoją pomoc, te cholerne wspomnienia. - pokręcil głową obojętnie.

- Fajnie... - przetarłam łzy.

- Ale to chyba jeszcze nie jest koniec łzawej prawdy - zaśmiał się patrząc na Smołę, który po raz kolejny zdzielił go dłonią po głowie - Możesz mnie bić ile chcesz, prawdy i tak nie ukryjesz! - powiedział pomiędzy kolejnymi uderzeniami.

Zastanawiały mnie jego słowa i to, dlaczego po każdym wspomnieniu o prawdzie, Smoła tak bardzo się denerwował. Bił go, kopał i brutalnie prawie nim rzucał, a ponoć nie miał nic do ukrycia:

- O czym on mówił, Smoła? - zapytałam, idąc za nim w stronę wyjścia. - Grzesiek zaczekaj! O jakiej prawdzie on gadał?!

Biegłam za nim i biegłam, a on zwyczajnie odparł, że nie wie. Na siłę chciał wsadzić mnie do samochodu i odwieźć do domu, ale ja czułam, że coś było nie tak. Zapięłam pasy, zaczekałam aż wsiądzie i naszykowałam swój pakiet denerwujących pytań, na które Smoła oczywiście nie chciał odpowiadać. Obiecał, że gdy dojedziemy do mieszkania, to spróbuje mi pomóc.
Przez całą drogę siedział w ciszy i wtedy już wiedziałam, że coś ukrywa, bo zazwyczaj nawijał jak opętany. Ja po prostu czułam:

- Wejdź do środka i wszystko mi wyjaśnij... Powiedz o czym on mówił, i dlaczego go za to biłeś... - powiedziałam spokojnie.

- Pieprzył głupoty... - odparł spokojnie.

- Grzesiek, przecież widzę, że mnie okłamujesz. Nie rób tego... - pokiwałam palcem. - Jestem na to wyczulona i dobrze o tym wiesz.

- Ale co mam ci powiedzieć? Typ wymyślił sobie coś, a ty już wariujesz.

- Ja widzę po twojej minie i zachowaniu, że ty wiesz o co chodzi...

- Przestań - machnął ręką i odwrócił wzrok.

To dziwne, ale ja miałam przeczucie. Od samego wyjścia z tego cholernego magazynu wiedziałam, że Smoła ma coś na sumieniu. Jego zachowanie, zdenerwowanie, drżenie rąk. To wszystko świadczyło o tym, że coś ukrywał, a mnie zaczynał powoli drażnić, zwłaszcza, że Aleksy sugerował, iż ta prawda może dotyczyć też mnie, tak? A to już chyba była i moja sprawa?

Zaprowadziłam go na górę niemal siłą. Wiedziałam, że tego nie chciał, ale nie mogłam odpuścić, bo naprawdę nie zamknęłabym w nocy oczu ani na minutę. Poprostu dopchałam go do swojego mieszkania i tam zaczęłam przesłuchanie, jak na prawdziwym komisariacie. Posadziłam go przy stoliku, sama stanęłam naprzeciw, no i pytałam:

- Ale co mam ci powiedzieć? - zaśmiał się.

- Ja w ogóle nie rozumiem co cię do cholery bawi. Im bardziej ty się śmiejesz, tym bardziej ja się denerwuję.

- Boże... - zaczął się śmiać i zakrył twarz rękawem. - Daj mi spokój kobieto...

- Smoła! - strzeliłam cukiernicą o stół.

- Żadnej prawdy nie ma. Przyjaciel cię wkręcił żeby zmienić temat, a ty połknęłaś to jak spermę.

- Czy to dziwne i złe, że w tej kwestii  w ogóle ci nie ufam? Widzę po tobie, że coś ukrywasz, tylko nie wiem co...

- Daj sobie spokój i przestań widzieć wszędzie kłamstwa. - podniósł się z krzesła i zasunął bluzę - Jadę do domu, a ty się opanuj. Jutro przywiozę ci słodycze, okej?  

- Okej. Na razie... - uśmiechnęłam się z lekka niezręcznie i odprowadziłam go do wyjścia, niemniej jednak nie zamierzałam się poddać, bo wiedziałam, że coś jest na rzeczy.

Następnego dnia po pracy, wróciłam do domu, by obmyślić jakiś plan, bo przecież siłą nie udałoby mi się wyciągnąć od niego prawdy. Myślałam o tym, by go upić, ale zaraz wyrzuciłam ten plan z głowy, bo jego się przecież upić nie dało. On sam był jak chodzący spirytus. W głowie kiełkował też powoli pomysł na plan śledztwa, które miałabym po cichu przeprowadzić, ale po co miałabym się w to bawić? Postanowiłam zapytać Borysa, bo on jeden nadal miał do mnie słabość, a korzyść z tej sytuacji byłaby ogromna. Miałam tylko nadzieję, że ta "prawda", nie będzie bolesna tak, jak pewien okres mojego życia z ponad roku wcześniej:

- Po co chciałaś się spotkać? Ponoć nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego... - zaciągnął się papierosem i wypuścił dym, patrząc przed siebie.

Staliśmy właśnie przy starym, zarośniętym skate parku. W okół było kompletnie pusto i tak właśnie miało być, bo bardzo nie chciałam wybrać miejsca, w którym ktoś miałby nas razem zobaczyć. Trochę bałam się iść w to miejsce. Tam spotykali się narkomani, alkoholicy i w ogóle wszyscy, których bliżej spotkać bym nie chciała, ale zależało mi i naprawdę nie chciałam odpuścić:

- Bo nie chcę, ale liczę na to, że zechcesz w ramach przeprosin coś dla mnie zrobić... Nie chciałbyś rozstać się w zgodzie? - spojrzałam na niego spokojnie, unosząc brew w górę.

- Nie chciałbym w ogóle się z tobą rozstawać - oznajmił. - Chodzi o Aleksego? Nie wypuszczę go. Możesz zapomnieć.

- Nie, nie chodzi o Aleksego... Chodzi o to co mi wczoraj powiedział. Gdy weszliśmy do środka i chwilę pogadaliśmy, on spojrzał na Smołę takim dziwnym wzrokiem, a potem powiedział coś, że to nie jest koniec łzawej prawdy, a kiedy już Smola go bił, on dodał, że prawdy i tak się nie ukryje. O czym on mówił? Ja wiem, że Smoła na pewno wie, tylko on nie chce mi o tym powiedzieć.

- Dlaczego sądzisz, że ja wiem coś na ten temat?

I wtedy spojrzałam na niego:

- Bo nie stwierdziłeś, że żadnej prawdy nie ma ani  nie stwierdziłeś, że nie wiesz nic na ten temat, tylko zapytałeś, dlaczego sądzę, że coś wiesz... Mów.

- Nie potrafię cię okłamywać... - szepnął. - Ale obiecałem, że pary z ust nie puszczę. Rozmawiaj ze Smołą, najbardziej to was ta sprawa dotyczy.

- Borys, musisz mi teraz powiedzieć o co do cholery chodzi. Gdyby rozmowa ze Smołą była taka prosta, to nie stalibyśmy tutaj - pokręciłam głową.

- Nie mogę, nawet jeśli będziesz mnie prosić na kolanach, rozumiesz? Obiecałem, że nie puszczę pary z ust i tyle... Nie dopytuj, tylko idź do domu.

- Nie pójdę dopóki mi nie powiesz. Jeśli to dotyczy też poniekąd mnie, to muszę wiedzieć i to w tej chwili...

Borys spojrzał na mnie i wywrócił oczami:

- On mnie zabije, jak się dowie, wiesz? Skazujesz mnie na pewną śmierć.

- Ponoć to ty jesteś największym gangsterem w Rosji, a boisz się zwykłego Smoły? - włożyłam ręce do kieszeni, obserwując otaczające nas okolice.

- Sprawa w tym miejscu się troche komplikuje. - nabrał powietrza w płuca. - Ja nie jestem Borys Ivanov. - oznajmił nagle.

- Co? A kim jesteś? - spojrzałam na niego, a słysząc jego słowa, zwyczajnie mnie zatkało.

- Wiesz... Jakby ci to powiedzieć... - pomyślał chwilę -  To ja jestem Smoła. Grzesiek Smoliński.

- Żartujecie sobie ze mnie, tak? - zaśmiałam się. - Wczoraj Smoła pękał ze śmiechu, dzisiaj ty, ale czas wrócić do rzeczywistości, mów prawdę.

- Ja jestem Grzesiek, a on to Borys... - spojrzał na mnie poważnie, a mnie jakby wbiło w ziemię.

- Nie wierzę. W konia mnie robicie... - pokiwałam głową, mając niemal pewność, że to jakieś żarty, ale po chwili wyjął z portfela swój dowód osobisty i właśnie wtedy do mnie dotarło.

- Nie chcieliśmy, żeby tak wyszło. Nie planowaliśmy tego.

- Nie planowaliście robić mnie w chuja? A co z dziewczynami, one też grały?

- Nie. Majka naprawdę chciała dać ci pieniądze, żebyś dała spokój Borysowi, a moja Anka... - niedokończył.

- Nie wierzę... Smoła nie może być Borysem, on by mnie nie okłamał. On taki nie jest...

Tłumaczenie sobie, że on by tego nie zrobił było kompletnie bezsensowne, bo to właśnie zrobił, w tamtej chwili, tylko dlaczego? Po co mnie okłamywał? Ja, nigdy nawet nie wyobrażałam sobie, że Smoła mógłby być zły, ja go bardzo kochałam, a wtedy okazało się, że zwyczajnie mnie okłamywał. Smoła jako Borys i największy gangus Rosji... Przecież to samo w sobie brzmiało jak żart:

- Miał swój powód żeby robić cię w chuja, ale o to już możesz go zapytać osobiście. Nic więcej ci nie powiem. I tak już mam zdrowo przejebane.

Spojrzałam na niego i bez słowa odeszłam w stronę wyjścia. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Przecież to było głupie i... Prawdziwe.  Jak najszybciej zmierzałam w stronę mieszkania, w którym czekał już zapewne Smoła, a raczej prawdziwy Borys Ivanov, który towarzyszył mi od początku.
Weszłam po schodach na piętro, pociągnęłam za klamkę i wlazłam do środka. Borys siedział w salonie przed telewizorem i rozkładał na stoliku wszystkie czekolady, cukierki i inne wyroby, które przywiózł z Moskwy. Nie wiedziałam jak mam zacząć. Czułam się nieswojo, trochę też się bałam, ale... Czułam do niego coś więcej i chyba nie umiałam ukrywać emocji:

- Gdzie się szlajasz? Mówiłem wczoraj, że będę żeby dać ci słodycze... - oznajmił, skupiając się na układaniu.

- Spotkałam się ze Smołą - oznajmiłam, siadając obok.

- Ta? - zaśmiał się - I co ci powiedział?

On myślał, że ja zwyczajnie żartuję:

- Że to ty jesteś Borys Ivanov.

Wtedy on spojrzał przed siebie i nadal układając czekolady, kontynuował:

- Wkręca cię...

- To pokaż dokumenty - odparłam, licząc na jakąś reakcję obronną, ale on tylko siedział i układał tę cholerną czekoladę. Prawda boli bardziej, niż najokrutniejsze kłamstwo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro