ROZDZIAŁ XX - TY I ON

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Minął dzień, dwa, trzy nim w ogóle doszłam do siebie i mogłam na spokojnie przemyśleć tę sytuację. Z jednej strony było mi smutno, z drugiej bardzo wstyd, a z trzeciej byłam wściekła na Borysa za to, co odwalił. Jak mogłam się nie domyślić, że odgrywali jakieś scenki? Jak mogłam nie zauważyć, że zamienili się tożsamościami?
Borys wydzwaniał dzień i noc. Dosłownie. Zaczynał od siódmej, a kończył nawet o jedenastej w nocy. Drażniło mnie to, i choć mogłam zablokować numer, by więcej się nie dobijał, to chciałam, by się starał. Nie wiem dlaczego, po prostu chciałam wiedzieć czy mu zależy.
Już drugiego dnia grobowej ciszy zaczynał dobijać się do moich drzwi. Zostawiał na wycieraczce prezenty, kwiaty, słodycze, te które przywiózł z Moskwy i inne tego typu drobiazgi. Ja oczywiście je zabierałam i zostawiałam w domu, bo przecież mi też zależało, ale nie poddawałam się tak łatwo. Musiał poczekać i zacząć się trochę bać:

- Siedzę już w domu czwarty dzień, co będzie jak spotka mnie pod sklepem? Przecież wie, że jutro pracuję... - powiedziałam do słuchawki.

- Powiem ci, że z deka pojebana ta historia, ale ja bym się tam nie obrażała zbyt długo. Ivanov to zajebisty facet. Ktoś ci go może sprzątnąć spod nosa, jak zbyt długo będziesz kazała na siebie czekać... - odparła pewnie Paulina, koleżanka spod celi.

- Nie chcę jeszcze odpuszczać, wiesz? Po prostu czuję, że powinnam go jeszcze potrzymać w niepewności.

- Bierz go, nie pierdol. Tylko niech przeprosi.

Dla niej to było bardzo proste, bo przecież jak chłop dał kwiaty i coś słodkiego, to pewnie już skruszony i trzeba wybaczyć. Ja nie widziałam tego w ten sposób, ale później dotarło do mnie, że ile będę gwiazdorzyć? Jak spotkam go na mieście, to spróbuję z nim porozmawiać.

Niedzielę spędziłam już bez telefonów czy wizyt Borysa. Trochę się obawiałam, że naprawdę odpuścił i dał sobie spokój, ale nie napisałam do niego. Chciałam poczekać i nie okazywać słabości, w końcu go jego wina. To on mnie okłamał!

W poniedziałek wyszłam z domu jak zawsze przed ósmą rano. Spacerkiem przeszłam przez centrum miasta, na Kielecką i tam w spokoju otworzyłam sklep, pod którym o dziwo nikt nie czekał. Po cichu liczyłam, że może Borys...ale dotarło do mnie, że on może faktycznie sobie odpuścił albo może w ogóle nie chciał mnie przepraszać? Zaczynałam powoli wariować, dlatego przez ten dzień chciałam skupić się tylko na pracy:

- Kupiłam tu tydzień temu nożyce ogrodowe, wie Pani? W czwartek. I mi się zepsuły. To znaczy ta rączka się urwała i chcę wymienić. - podeszła bliżej lady.

- Ma Pani je przy sobie?

- Mam w samochodzie.

- To proszę przynieść i przygotować jakiś dowód zakupu - powiedziałam, wyciągając już kartkę, by napisać zwrot.

- Ale jaki dowód zakupu?

- Paragon, faktrukę. Cokolwiek.

Na koniec wyszło, że baba zwyczajnie poleciała ze mną w konia. Gumowa rączka była wydłubana i jakby siłą odklejona od metalu. Nie wymieniłam jej, nasłuchałam się jaka to nie jestem i zwyczajnie wypieprzyłam ją ze sklepu. Wiedziałam, że zaraz poleci skarga - każdy naburmusziny klient tak robił, ale szef był już przyzwyczajony i nawet nie zwracał na to uwagi.
Zaledwie kilka godzin później przyszła kobieta, która po zakupie wielu bardzo drogich sprzętów, w tym kosiarki spalinowej, zarządała ode mnie rabatu pracowniczego. Chciała bym oddała jej rabat, który mam w sklepie jako pracownik na wszystkie sprzęty, ale tym razem nie miałam ochoty się kłócić. Zmieniłam się miejscami z Kaśką i poszłam układać towar na półki, bo choć tyle dobrego mogłam wtedy dla siebie zrobić.

Gdy minęła dwudziesta pierwsza, skończyłam układanie i wbijanie towaru na kasę. Byłam naprawdę zmęczona całym dniem, a i Kaśka ledwo stała na tych swoich chudych nogach. W mroku, świecąc latarką zamknęła sklepowe drzwi na cztery spusty i wyruszyła ze mną w stronę jej auta. Miała mnie podrzucić do domu, bo o tej porze strach było raczej szlajać się samej, zwłaszcza, że Warszawa i niektóre jej dzielnice, wcale nie należały do najspokojniejszych:

- Co ty taka zamulona dziś jesteś? Ciągle zamyślona, zapatrzona... - zapytała, grzebiąc w torebce.

- Ja? A nic, mam ostatnio kilka poważnych spraw na głowie.

- Znowu coś z więzieniem?

- Nie, nie... - zaśmiałam się. - Po prostu jestem z kimś pokłócona i ciągle o tym myślę...

- Elena, zaczekaj! - usłyszałam znajomy głos dobiegający zza pleców.

Odwróciłam się szybko za siebie i gdzieś w ciemności, która otulała całe miasto dostrzegłam znajomą postać, zbliżającą się w moją stronę. Borys musiał tu czekać, aż zamkniemy sklep i pewnie trochę tu stał, bo miałyśmy pracować tylko do siódmej:

- Co ty tu robisz? - zapytałam, niepewnie.

- Chciałem z tobą pogadać. Nie odbierasz, nie otwierasz, nie odpisujesz... - zatrzymał się naprzeciw mnie, ściągając kaptur.

- Odwieziesz mnie do domu? Jak jesteś to nie będę ciągać Kasi - poprosiłam.

- No, odwiozę.

- Dobra, to do jutra - machnęła dłonią na pożegnanie i zniknęła gdzieś z tyłu.

- Pogadamy?

Ruszliśmy więc przed siebie w stronę samochodu, który stał naprzeciw sklepu i wsiedliśmy do środka:

- No pogadamy.

- Ale nie tutaj, co? Pojedźmy gdzieś... - wsadził klucz do stacyjki.

- Gdzie?

- Zobaczysz. Tam będziemy mieli ciszę i spokój, nikt nam nie wlizie, nie będzie przeszkadzał... - zapiął pasy i ruszył naprzód.

Nie bałam się, choć pewnie powinnam. Chciałam usłyszeć tłumaczenie Borysa, chciałam wiedzieć dlaczego tak zrobił, co chciał osiągnąć i po co. Gdzie jechaliśmy? Absolutnie nie miałam pojęcia. Może miał jakieś miejsce w plenerze:

- Powiesz dokąd jedziemy? - zapytałam patrząc na podświetlane, niebieskie liczniki.

- Na razie nie. Jak dojedziemy to zobaczysz.

Podobał mi się jego głos, każdy jego ruch i każde jego słowo. Cały on. Wiedziałam, że na obronę przed tym było za późno, ja nawet nie zauważyłam, kiedy to się stało, ale też nie miałam pewności czy i on czuje to samo. Co jeśli nie? Jeśli on tego nie chce? Śmiał mi się przecież w twarz, gdy mówił, że Aleksy kłamie, jakby miał to głęboko w nosie:

- Przyznałam ci się do kradzieży twoich własnych pieniędzy... - oznajmiłam nagle cicho, bez żadnego wyrazu twarzy.

Zdałam sobie sprawę, że naprawdę przyznałam mu się do kradzieży, wtedy w aucie. Teraz już widziałam, dlaczego był wściekły i walił dłońmi o kierownicę.
Bo ukradłam mu jego własne pieniądze:

- Wiem, i dobrze, że tak się stało... - odparł zupełnie spokojnie.

- A ty nawet słowem nie pisnąłeś...

- Wyjaśnię ci wszystko w domu.

Przez cały czas kierowaliśmy się na Wołomin i już wtedy, gdy minęło prawie pół godziny, wiedziałam, że właśnie tam zmierzamy. Domyślałam się, że mieszkał w tamtym miejscu, bo przecież mówił, że opowie wszystko w domu, ja na Wołominie nie mieszkałam, więc innej opcji nie było. Swoją drogą, Wołomin i historie mafijne związane z samą dzielnicą, zawsze mnie interesowały i fascynowały, tylko teraz sama miałam z nimi doczynienia. Lubiłam o tym czytać, oglądać filmy czy jakieś kroniki. Nie wiedziałam skąd ta fascynacja, ale chyba był to znak, którego w porę nie rozszyfrowałam.

Po kolejnych kilku minutach wjechaliśmy powoli za miasto. W okół stały jakieś stare domki, ulica była wąska i mokra od spadającego, zimnego deszczu. Nigdy wcześniej nie zwiedzałam tych okolic, bo rodzice opowiadali o nich jedynie te złe rzeczy, że niebezpieczeństwo, że bandyci, a mnie wygląd zza okna bardzo się podobał, chyba aż za bardzo...
Po krótkiej chwili znaleźliśmy się na wjeździe do jednego z wielu pięknych domów, które stały w okół. Automatyczna brama powoli się otworzyła wydając przy tym dziwny dźwięk, a Borys wjechał dalej, ukazując mi dom, który jak mniemałam należał do niego i był identyczny jak ten, w którym mieszkała Majka. Szklane drzwi, schody, kolorystyka, nawet ogród był piękny:

- Czyj to dom? - zapytałam znów przerywając ciszę.

- Mój. - odparł sucho, wyjmując z podłokietnika portfel i telefon komórkowy.

Wysiadłam razem z nim i powoli kierowałam się do wejścia, ciągle milcząc, bo i on przecież w ogóle się nie odzywał. Właśnie przez to z każdą chwilą traciłam pewność siebie i miałam wrażenie, że zaraz mnie udusi, a potem zakopie w ogródku:

- Wejdź... - otworzył mi szklane drzwi.

W środku było bardzo ładnie i elegancko, jak zresztą przystało na takiego człowieka. Pedancka czystość, zapach świeżości, piękne nowe meble, cholerne marmurowe blaty, ogromny telewizor, zestawy gier, kuchnia o jakiej marzy każda kobieta i wszystko w jasnych barwach, w bieli, beżu, kremie. Piekniejszego nigdy nie widziałam, nawet w piękniejszym nigdy nie byłam.

Borys posadził mnie na kanapie, podszedł do blatu kuchennego, spod niego wyjął wino, dwa kieliszki i nalał nam, choć przecież potem musiał odwieźć mnie do domu. Następnego dnia miałam zjawić się w pracy:

- Miałeś odwieźć mnie do domu... - przypomniałam cicho.

On rzucił na mnie wzrokiem, pociągnął za korkociąg wyciągając korek i napełnił lampkę:

- Jesteś w domu.

- Do mojego domu.

- Spokojnie. Napij się. - postawił ją naprzeciw mnie, a sam powoli degustował smak wina ze swojej.

- Po co tu przyjechaliśmy? Muszę przed północą wrócić do domu, bo na ósmą mam do pracy.

- Przywiozłem cię do siebie, bo tylko tu będę mógł powiedzieć ci prawdę. Zamknąłem drzwi, klucze mam w kieszeni, więc nie uciekniesz. - zaśmiał się.

- Mnie to nie bawi.

- To prawda. Ja jestem Borys Ivanov, Smoła nie kłamał. - spojrzał na wino w swojej lampce.

- To już wiemy.

- Musiałem cię okłamać z trzech powodów, których wtedy, na pewno byś nie zrozumiała. - oznajmił powoli i spokojnie, jak gdyby nigdy nic.

- Więc dlaczego teraz mam zrozumieć?

- Bo znasz prawdę - odparł. - Zakochałem się w tobie. Wtedy, potem, teraz, ale miałem Majkę i obawy, co będzie dalej. Co jeśli jebne swoje poukładane życie, dla kogoś, kogo nie jestem pewien. Nie wiedziałem czy nie będziesz chcieć mojej kasy i to był pierwszy powód, dla którego cię okłamałem. Udałem nic nie wartego sługusa żeby sprawdzić czy mimo to będziesz ze mną rozmawiać, dzwonić.

- A drugi powód?

- Nie wiedziałem czy będziesz chciała być z kimś takim jak ja - oparł się łokćmi o kolana, patrząc mi w oczy i spuścił głowę w dół. - Ty jesteś spokojna, inteligentna, chociaż zbyt łatwowierna i naiwna, a ja jestem kim jestem. W każdej chwili mogę pójść siedzieć. Nie miałem nawet grama pewności czy Borys wpadnie ci w oko, dopiero później, kiedy spałaś ze Smołą ogarnąłem, że tak...

- A trzeci?

- Majka. Nie byłem pewny, nie chciałem żeby się dowiedziała, dlatego na jakiś czas się zamieniliśmy tożsamościami. Ja wziąłem Smołę, a Smoła Borysa. Sypnęło się, kiedy Majka nas razem widziała na mieście...

- Dlatego nie chciałeś nigdzie ze mną wychodzić, tak? Bo ktoś mógł nas zobaczyć... - pokiwałam głową, zaczynając rozumieć.

- No. Mój stary pokochał Majke jak córkę, ja miałem swoje normalne życie, dopóki się nie pojawiłaś... - odparł spokojnie.

- Nie wiem nawet kiedy to się stało. Jednego dnia myślałam o Borysie, który mnie uwiódł i wykorzystał, a drugiego myślałam już tylko o tobie, a ta prawda bardzo mnie zaskoczyła, wiesz? Ja nawet nie spodziewałam się, że to nabierze takiego obrotu.

- Ja też nie, ale czasu nie cofnę.

- Więc...? Co dalej? - zapytałam.

- Nie wiem. Chcę z tobą być, chcę się z tobą ruchać, tu i teraz, ale nie wiem co dalej, bo wszystko zależy od ciebie.

Jego słowa i otwartość sprawiły, że chyba straciłam głowę. Całkowicie.
Podeszłam do niego, usiadłam mu na kolanach i zaczęłam go całować. Tylko to mogłam w tej sytuacji zrobić, bo co innego? Miałam siedzieć i ciągnąć temat? Po co?

Z każdą minutą spuszczania z siebie złej energii, traciliśmy kontrolę nad swoimi działaniami. Nim zaczęłam myśleć, byłam już w samych majtkach, z penisem w gębie. Czułam się dobrze, było mi dobrze i nie chciałam przestawać. W ramionach Borysa czułam się bezpiecznie i ciepło, a gdy wchodził we mnie najgłębiej jak tylko się dało i przymrużonym wzrokiem spoglądał na przyjemność, którą ja przeżywałam po swojemu, czułam po prostu, że mu zależy, że go podniecam i należę tylko do niego.

_______________________

Śpiąca i opóźniona, ale się melduję. Piszcie koniecznie jak widzicie ten związek, no i oczywiście, jak zareaguje na to Majka. Zadowolona na pewno nie będzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro