ROZDZIAŁ XXIII - CZYJE?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


  Ciąg dalszy...

- Co? - zmarszczyłam brwi, patrząc na białe pudełeczko i to, co w nim było.

- Zostaniesz moją żoną? - Borys powtórzył.

- Tak, zostanę... - uśmiechnęłam się, mając łzy w oczach.

W tamtym momencie wypadła mi z głowy ta sytuacja z Majką, choć po chwili znowu wróciła.
Byłam zadowolona, ale i jeszcze bardziej zmieszana, bo on chyba jednak mnie nie zdradzał. Po co miałby się oświadczać? To wszystko kompletnie nie trzymało się kupy.

- Wprowadź się do mnie - oznajmił nagle. - Mam już naszykowane miejsce na twoje rzeczy.

- Wiesz... - zaczęłam delikatnie. - Nie uważasz, że to jeszcze za wcześnie? To znaczy, nie żeby mi się to nie podobało, tylko pytam tak z ciekawości.

- Rok to bardzo dużo, Elena. Ja nie chcę mieć jeszcze dzieci, ale to nie znaczy, że mamy żyć osobno. Naprawdę cię kocham, jak nigdy nikogo i chcę z tobą być.

- Ja ciebie też. Cieszę się, że to zaproponowałeś, tylko jest coś o czym chciałabym z tobą porozmawiać... - zaczęłam, gdy w zdanie wszedł mi kelner.

- Bardzo nam przykro, ale mamy mały problem na kuchni i zamówienia wyjdą nieco później. Czas oczekiwania na dania to około czterdziestu minut. W ramach przeprosin serwujemy klientom przystawki. Do wyboru sałatka z tuńczykiem lub mini pizzerinki z bakłażanem i krewetkami. Życzą sobie Państwo skosztować?

- Elena? - Borys spojrzał na mnie.

- Nie, ja dziękuję.

- W takim razie ja proszę tylko wino numer dwanaście - Borys oddał kartę i wrócił do rozmowy.

W tym czasie ja całkowicie straciłam odwagę, pytanie tylko dlaczego nie potrafiłam zapytać go wprost? Gadać Julce sto tysięcy razy w sklepie umiałam, ale przy Borysie już nie? Co było ze mną nie tak?

Pierścionek, który dostałam był piękny i wiedziałam też, że nie tani. Borys kiedyś napomniał, że nie kupuje zbędnie biżuterii na  prezenty, bo woli wykosztować się na specjalne okazje. Bądź co bądź, nigdy nie dostałam od niego kolczyków czy bransoletki, zawsze tylko książki i bieliznę. Nie wybrzydzałam, ale średnio podobały mi się jakieś detektywistyczne zagadki, zwłaszcza, że nie miałam czasu ich czytać, ale głupio było mu to powiedzieć. Jeszcze pomyślałby, że jestem niewdzięczna, a on się przecież stara:

- Nie chcę czekać ze ślubem... - oznajmił nagle, budząc mnie z transu. Oderwałam wzrok od brylantu i spojrzałam na niego:

- Słucham?

- Nie chcę czekać ze ślubem. Chcę żebyś wyszła za mnie jeszcze w tym roku.

Uśmiechnęłam się szeroko i znów zapomniałam o Majce i o całej tej sytuacji. Oczy zaczęły mi błyszczeć, a nosek przestał węszyć podstęp:

- Powiesz mi, dlaczego się tak spieszysz?

- Elena, ja naprawdę chcę z tym skończyć - odparł poważnie. - Chcę z tobą wyjechać. Uciec z tej pierdolonej, zapyziałej Polski do Moskwy. Tam mielibyśmy mieszkanie, dom letniskowy, samochody, samoloty, co tylko byśmy chcieli.

- Po to są te zaręczyny i po to jest ten szybki ślub, tak?

Cóż, trochę posmutniałam. Myślałam, że on to z miłości, a on chciał mnie po prostu udobruchać żebym z nim wyjechała. Nie miałam mu za złe tego wyjazdu, miałam mu za złe to, że zamiast normalnie zapytać, leci na okrągło i robi mnie w balona:

- Nie, nie po to. Kocham cię i chcę żebyś została moją żoną, ale chcę też wyjechać. Chcę wyjechać z tobą.

- To nie mogłeś od razu ze mną pogadać? Co ci w tej Polsce poza tym nie pasuje? Tu też masz dom, auta, znajomych... - zaczęłam.

- Tu nie mam domu ani aut, ani tymbardziej znajomych. Pojedziesz ze mną do Moskwy to zobaczysz jak wygląda prawdziwy dom, prawdziwe auta i znajomi. To to jakieś... Już nawet nie będę kończył. - odparł.

- A co z moją pracą? Rodziną?

- Z jaką rodziną? Bo nie bardzo wiem o kim mówisz? - zmarszczył brwi. - O twojej mamusi i tatusiowi, którzy kopnęli cię w dupę jak poszłaś siedzieć czy o tym twoim...

- Skończ już ten temat... - przerwałam mu, czując chmurę burzową.

Nie chciałam się kłócić, bo to nie był odpowiedni moment. W zasadzie ten dzień był najpiękniejszym dniem mojego życia, a ja zamiast się cieszyć, rozmyślałam o tym czy zostawić wszystko co mam i jechać z nim do Moskwy. Potrzebowałam czasu by się zastanowić. W zasadzie miałam tylko mieszkanie i Borysa. Z matką nie odzywałam się już ponad dwa lata, z byłą przyjaciółką i chłopakiem też, co więc miałam do stracenia? Kompletnie nic:

- Wyjedziemy, zamieszkamy w domu, nauczysz się języka i proszę bardzo. Chcesz? To idź do pracy, nawet do sklepu z takimi pierdołami. Tam życie jest lepsze niż tutaj i tylko tam będziemy mogli normalnie żyć, a za jakiś czas postarać się o dziecko. Nie tutaj.

- To ty jednak chcesz to dziecko czy nie?

- Mówiłem, że chcę, ale nie teraz... - oznajmił sciszając ton, gdy kelner podszedł do nas z lampką wina i nalał w kieliszki odrobinę czerwonego trunku.

- Wyjazd przemyślę, bo to jednak Moskwa. Obcy kraj, z dala od domu, ale... Nie spodziewałam się, że chcesz się oświadczyć.

- Już dawno chciałem, ale nie mogłem zebrać się na odwagę. Trzy miesiące temu zamówiłem pierścionek, okazało się, że za mały, potem, że brylant nie ten, potem, że kolor nie taki, aż się wkurwiłem, dzisiaj pojechałem stacjonarnie kupić. Wtedy, kiedy ty byłaś pod klubem, a mnie nie było. Wybrałem to, co mieli, ale i tak najładniejszy.

I wtedy zrozumiałam, gdzie był jak go nie było. Kupował pierścionek zaręczynowy. Chyba niepotrzebnie wpadałam w paranoję i wyobrażałam sobie różne, dziwne sytuacje:

- Piękny... - spojrzałam na Borysa. - Kocham cię.

Czy ktoś by kiedyś pomyślał, że będziemy razem? Przecież jakby mi kiedyś ktoś napomniał, że będę zaręczona ze Smołą, swoim przyjacielem, to naprawdę popukałabym się w czoło. Byliśmy ze sobą blisko, ten grubas był dla mnie ważny, ale nigdy nie wyobrażałam sobie nas w łóżku, zaręczonych, z dziećmi czy cokolwiek innego.
Może dobrze się stało, że jesteśmy w sobie zakochani. Przy nim w końcu odżyłam.

Po zjedzeniu kolacji, nieco opóźnionej, jego kolega odwiózł nas do domu. W zasadzie oboje byliśmy wiecznie nienasyceni i nie potrzeba było atmosfery, by wszystko zaczęło płonąć. Już od wejścia wpychał ręce pod bluzkę, ale dopiero po kolejnych lampkach wina zaczął naprawdę działać.
Tej nocy byliśmy już trochę pod wpływem, emocje po zaręczynach jeszcze nie opadły i to wszystko sprawiło, że Borys zwyczajnie przestał się kontrolować, ale nie to było najgorsze. On zwyczajnie nie wyciągnął za czas i mało tego, jeszcze się cieszył i szczerzył, że nigdy tego tak nie robił i w sumie mu się podobało. To mogło mieć przykre konsekwencje, dla nas, ja dzieci mieć chciałam, ale nie kiedy on ich nie chciał:

- Oj, nie zajdziesz. Jakby zachodzenie w ciążę było takie łatwe, to każda by z brzuchem latała. Opanuj się. - odparł, wchodząc do łazienki, gdy ja bezmyślnie próbowałam wypłukać z siebie resztki spermy.

- Mógłbyś się na chwilę zamknąć? Pieprzysz tak trzy po trzy, a ja próbuję nas ratować. Mówiłeś, że nie chcesz mieć dzieci.

- Bo nie chcę, ale od jednego spustu nie zajdziesz, przynajmniej masz na to małe szanse. Panikujesz, jak nie wiem... - pokręcił nosem i wyszedł z łazienki.

Zakręciłam wodę i machnęłam ręką. Może to i lepiej, że tak się stało? Miałam szansę na dziecko, on o tym wiedział i super. Co ma być to będzie.

W niedzielę rano obudziło nas słońce, które mimo zasłon, wdzierało się do sypialni. Borys przeciągnął się, pojęczał, że jeszcze przecież za wcześnie i w końcu wstał. Mi jakoś ciężko było się zebrać, łóżko miał wygodne, ale na nogach byłam już chwilę po nim:

- Jadę zaraz do klubu. Trzeba otworzyć, ogarnąć salę - oznajmił, wlewając wrzątek do kubka.

- No tak. Zapomniałam, że w niedzielę też otwierasz... - zeszłam ze schodów do kuchni i stanęłam obok niego.

- Jak tam, Pani Ivanov?

Przytuliłam go mocno i pocałowałam:

- Dobrze, a ty o której zamierzasz jechać?

- Gdzieś za godzinę, a co? Chcesz jechać ze mną do domu? - zapytał.

- Nie wiem właśnie. Jutro mam na ósmą do roboty, muszę się przebrać, wziąć prysznic, ale za cholerę nie chce mi się wracać.

- To zostań. Jak będę wracał z powrotem to wezmę ci jakieś ciuchy i rano cię zawiozę.

Poinstruowałam go, gdzie i jakie ciuchy powinien wziąć, po czym odpaliłam telewizor. Miałam nadzieję, że weźmie to, co trzeba i niczego nie pomyli.

Jakieś pół godziny po dziesiątej zadzwoniła Julia. Z początku nie wiedziałam czego chciała, bo w weekendy nigdy się do mnie nie odzywała, ale tym razem miała mi do powiedzenia chyba coś ważnego:

- Wiesz... Właśnie wracam z kościoła i mijałam przychodnię całodobową... - oznajmiła, jakby trochę plącząc.

- No i?

- Ech! Nie wiem jak mam ci to powiedzieć. No, widziałam Borysa z jakąś kobietą i z dzieckiem. To znaczy... Z nosidełkiem i dzieckiem w środku.

- Co?! Z jaką kobietą? Znasz ją? - podniosłam się z kanapy.

Wtedy naprawdę serce spadło mi do żołądka. Nienawidziłam tego uczucia:

- Nie , no skąd? Nie wiem kto to jest. Blondynka, szczupła, wysoka, ładna. Nie znam jej.

No i wtedy mnie olśniło. Kobieta z opisu pasowała mi do Majki. SMS-y w telefonie, teraz ta przychodnia, tylko dlaczego z dzieckiem? Nie chciałam wierzyć, że to jego, przecież by powiedział, może jej pomagał? Zdradzał mnie?

______________________________

Sytuacja znów skomplikowana. Jak myślicie? To dziecko Borysa czy Majki? Borys dobrze robi pomagając jej czy może nie powinien ze względu na Elenę? Dajcie znać w komentarzach!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro