Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


 Mroźne zimowe słońce chyliło się ku wzburzonemu morzu, ciągnąc za sobą granatową łunę. Woda przy brzegu pokryła się cienką warstwą lodu, utrudniając rybakom dotarcie na ląd. Kramy w centrum Irampass składały się powoli, przygotowując do kolejnej, skutej mrozem nocy. Zwierzęta pojękiwały cicho szczelnie chronione przez ciosane bramy stodół i upchnięte między szczelinami snopki siana. Szczęk broni, stukającej o żelazne kraty, świadczył o tym, że strażnicy robili kolejny, ostatni już dziś obchód.

Sebastian oparł ręce o kamienną balustradę, skóra na jego dłoniach niemal natychmiast zaczerwieniła się pod wpływem chłodnego wiatru. Przymknął powieki i skupił na melodii, rozchodzącej się echem pośród otaczających miasto i zamek gór.

Dźwięk poprowadził go stromym zboczem wprost na Pogranicze Jawy i Snu. Mury z palonej cegły otoczyły go ciasno, wskazując drogę ciemnym korytarzem ku wysokim wrotom, przedstawiającym rzeźbione kruki o obsydianowych oczach.

Nim zdążył postawić drugą nogę, przekraczając próg komnaty, wyrosła przed nim burza kasztanowych loków. Smukły palec wbił się niespodziewanie w klatkę piersiową bóstwa. Sebastian odchylił się, zaskoczony.

– Co tak długo? – Sara mrużyła oczy i brwi niezadowolona. – Już myślałam, że znów cię zamknęli.

– Nic z tych rzeczy. – Sebastian odsunął jej dłoń, najdelikatniej, jak potrafił, po czym wyminął Sarę i skierował się ku szezlongowi. Usiadł na nim, wzdychając ciężko. – Dwóch młodych Kalerainów przebywa w lochach naszego zamku.

– Tylko dwóch? – zapytała, bez zaskoczenia w głosie. Puściła mimo uszu wzmiankę o ich wspólnym dobytku.

– Bliźnięta. Nie dziwi cię to?

– Ani trochę. – Założyła ręce na piersi. – Skoro ja i Elijah mamy tendencję do pakowania się w kłopoty, to nie spodziewam się po reszcie mojego rodzeństwa niczego innego – zamilkła, a jej twarz przeszył smutek. – Mieliśmy...

Przyjrzał się uważnie emocjom, przelatującym przez jej twarz. Smutek mieszający się z rozpaczą, gniew przeradzający się we wściekłość. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, zanim oblicze Sary znów stało się spokojne, lecz Sebastian nie miał wątpliwości co do tego, że jej głowę zalały wspomnienia sprzed kilku tygodni.

– Opanuj myśli – rzucił rozkazującym tonem, na co przewróciła oczami. – Za chwilę wrócisz do własnego pałacu pamięci. Musisz zachować maksymalny spokój.

Wszystkie mięśnie Sary spięły się natychmiast, zanim jeszcze ostatnie słowo przestało dobijać się od sklepienia komnaty. Wizja powrotu do własnego umysłu przyprawiała ją o dreszcze. Płuca wypełniały się srebrną esencją, miażdżąc każdą ich część, już teraz czuła, jak ciężar mocy przygniata ją, łamiąc kości, gniotąc organy. Nie do końca wierzyła Sebastianowi, że jest w stanie pomóc jej okiełznać taką potęgę.

Władca Gniewu podniósł się ze swojego miejsca, po czym zwyczajowo wyprostował się i ruszył ku wyjściu. Wyciągnął dłoń w stronę Sary. Kobieta przez chwilę wpatrywała się w jego oblicze, po czym jej wzrok spłynął w dół na wyciągniętą ku niej rękę. Podała mu swoją, ciasno splątując ich palce.

Pociągnął ją za sobą w ciemny korytarz. Szybkie kroki odbijały się echem od ścian, naznaczonych co kilka metrów czarnym woskiem ściekającym z mosiężnych kandelabrów. Odbił w bok i zwolnił kroku, lecz niepotrzebnie. Sara doskonale pamiętała drogę do komnaty i tym razem nie zaskoczyły jej schody, prowadzące przez otchłań.

– Sebastianie? – szept Sary odbił się od wąskiego korytarza, kiedy zbliżali się do jasnego prostokąta, obiecującego świeże powietrze i niczym nieograniczoną przestrzeń różanego ogrodu. – Na pewno wiesz, co robisz?

– Tak – odparł po chwili milczenia, która Sarze dłużyła się w nieskończoność.

– Robiłeś to już kiedyś?

– Nie, ale ty tak.

Sarę zaskoczyły jego słowa, jednak nie dała po sobie tego poznać. To nie pierwszy raz, kiedy dowiaduje się czegoś o sobie, choć trudno jest jej w to uwierzyć. Przez długi czas Sara podawała w wątpliwość słowa Sebastiana i Dante. Uważała to wszystko za niedorzeczne, lecz gdy jej moc wybuchła w Inverness, a ona nie była w stanie w żaden sposób powstrzymać potoku energii, jaki zalał świat i jej umysł, zaczęła zadawać pytania sama sobie.

Przede wszystkim, dlaczego jej esencja ma inny odcień, niż ta z Urbos? I dlaczego jest jej aż tak dużo? Dopiero teraz wcześniejsze problemy z opanowaniem energii zaczęły mieć sens. Od początku srebro czaiło się między złotymi łunami esencji, kręcąc się wściekle niczym wodny wir. Miała wrażenie, że po tym, kiedy Henry pobrał od niej moc, zaczął się zmieniać, jakby miała realny wpływ na jego umysł. Oczywiście, nigdy nie był przesadnie wylewny, jednak po tym skala tajemnic, jakie przypadkiem odkryła, była przeogromna.

Nie miała więcej czasu na zastanawianie się. Nim zdążyła się zorientować, na jej ramionach zacisnęły się smukłe, długie palce Sebastiana i pchnęły ją wprost w srebrny wodospad mocy.

⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆

Nie udało się jej utrzymać równowagi, padła na kolana. Srebrne nitki oplotły ją ciasno, wpijając boleśnie w skórę. Sara wciągnęła w panice powietrze w płuca, jej mięśnie drżały z wysiłku. Próbowała się podnieść, lecz na nic się to nie zdało; energia przygniotła ją do podłoża. Czuła się coraz bardziej przytłoczona, a desperacja powoli ogarniała całe jej ciało.

Sara? – Baryton rozniósł się echem po jej głowie. Sara automatycznie wzniosła mur wokół swojego umysłu, chcąc ochronić myśli. – Wpuść mnie.

Próbowała opuścić barierę, jednak miała wrażenie, że im bardziej się starała, tym szczelniejszy się stawał. W panice wypuszczała z ust urywane oddechy, czuła, że traci kontrolę.

N-nie mogę – jęknęła, popadając w coraz większą desperację. Esencja jeszcze ciaśniej oplotła jej ciało.

Możesz.

Duszę się. – Czuła, jak jej oddechy stają się coraz płytsze, a klatka piersiowa pali niemiłosiernie. Rwąca rzeka mocy powoli brała ją w swoje objęcia, by porwać ze sobą gdzieś daleko, w odmęty ciemnej toni myśli. Serce pędziło galopem, próbując przetransportować krew do każdego zakamarka ciała, nie chcąc pozwolić na całkowite odcięcie od świadomości.

Wyobraź sobie drzwi – Głos Sebastiana był spokojny i opanowany.

Skuliła się, oplatając szczelnie kolana ramionami. Wyobraziła sobie, że rysuje w ścianie esencji wysokie drzwi. Ciemne, wykonane z hebanu deski połączone były miedzianymi gwoździami. Niemal natychmiast usłyszała skrzypienie zawiasów, szybkie kroki odbiły się echem od sklepienia jej czaszki. Poczuła obcą energię, wdzierającą się szturmem w jej umysł, otuliła ją delikatnie, po czym przesunęła się powoli wzdłuż ramion i złapała ją za ręce.

Otwórz oczy – Szept rozległ się tuż przed jej twarzą. Uniosła drżące powieki, ręce trzęsły się niesamowicie, więc zacisnęła palce jeszcze mocniej, wbijając paznokcie w nieznaną moc.

Sebastian przyglądał się jej spokojnie dwukolorowymi tęczówkami. Wyglądał niemal tak samo, jak w dniu, w którym pierwszy raz go spotkała na molo w swojej części Pogranicza. Całe jego ciało otaczała delikatna, srebrnozielona mgiełka, ledwie dostrzegalna na pierwszy rzut oka. Patrzyła mu w oczy i czuła, jak jej ciało rozluźnia się, serce przestaje galopować, a oddech stabilizuje się. Esencja wciąż szczelnie oplatała całe jej ciało, jednak nie ciążyła już aż tak bardzo, jak wcześniej.

Mężczyzna obrócił ją do siebie plecami, ręce Sary skrzyżowały się na wysokości mostka, ich palce wciąż były splecione, tym samym przycisnął ją do własnej klatki piersiowej. Uderzył ją silny zapach palonego szafranu, przytępiając inne zmysły.

Kiedy nie jesteś w stanie opanować własnej mocy, a gniew lub strach sprawia, że wylewa się z ciebie, niszcząc wszystko dookoła, pomyśl o spokojnej przystani lub jeziorze, skrytym w środku gęstego lasu – zaczął szeptać jej prosto do ucha. – Wejdź do wody, jest zimna, ale przyjemna. – Niemal natychmiast Sarę ogarnął chłód, zaczynając od stóp i pnąc się do góry. – Dryfujesz po tafli, chłonąc ten spokój, lecz nagle nadciąga przeraźliwa burza. Drzewa wokół gną się pod wpływem wiatru, a woda zaczyna szaleć, miotając twoim ciałem, chce cię pochłonąć, wrzucić w ciemne odmęty.

Sara poczuła chłodny powiew, który poruszył jej włosami. Zadrżała mimowolnie, a jej puls przyspieszył. Dopiero teraz dostrzegła, jak jej esencja porusza się chaotycznie, miota wokół, niczym ta wzburzona woda. Czuła, jak jej ciężar próbuje znów ją przygnieść, zmiażdżyć i zniszczyć.

Spokojnie – Sebastian zacisnął palce, chcąc dodać jej otuchy. – To minie. Ty wywołałaś tę burzę swoimi emocjami. Weź głęboki wdech, nie skupiaj swoich myśli na tym, że szaleje wiatr. Skup się na spokojnej tafli.

Wdech i wydech.

Sara wykonywała to ćwiczenie od tygodni, chcąc zapanować nad wylewającą się z niej esencją, by ukryć swoje położenie przed Sebastianem. Prawie każdej nocy wymykała się z chatki Marii Euniki na klif i skupiała swoje myśli na oddechu, budując przy tym pałac pamięci, by odegnać od siebie niechciane wspomnienia i emocje. Szczególnie te związane z pobytem w willi aniołów w Tenebris.

Wdech i wydech.

Spotkanie z Abbadonem wyważyło w jej umyśle drzwi, których miała nadzieję już nigdy nie otwierać. Fala skrajnych emocji, strachu, zagubienia, złości i bólu zalała jej umysł, wprowadzając chaos do dopiero co poukładanego na nowo świata, a to odblokowało kolejne pokłady esencji, których się nie spodziewała.

Wdech i wydech.

Oddech Sary stał się spokojniejszy, bardziej równy. Nie czuła już ścisku w klatce piersiowej, mięśnie nie paliły żywym ogniem. Miała wrażenie, że moc, wirująca wokół nich nabiera dystansu, zwalnia, uspokaja się i formuje, skupiając w jednym miejscu. Sebastian chciał poluzować ich splątane palce, lecz Sara na to nie pozwoliła, bojąc się, że kiedy tylko ją puści wróci do poprzedniego stanu.

Wdech i wydech.

Niespodziewanie esencja wokół nich nabrała tempa. Podmuch silnego wiatru omiótł ich ciała, rozwiewając poły ubrań. Sara na moment straciła równowagę, jednak silne ramiona Władcy Gniewu przytrzymały ją w miejscu. Energia wirowała coraz mocniej, oślepiając ich co chwilę kolejnymi, jasnymi rozbłyskami. W końcu zaświeciła białym płomieniem, pochłaniając ich całych. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro