Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


 Ciepły wiatr co raz plątał kosmyki rudych włosów Sary. Zapach morza zwykle nie docierał aż do piaskowej skarpy, na której medytowała, lecz dziś bryza wyjątkowo mocno drażniła jej wrażliwe nozdrza. Zmarszczyła brwi, kiedy kolejny podmuch rozproszył jej uwagę, pozwalając niechcianym myślom uciec poza mur, który skrzętnie od wielu tygodni budowała.

Wdech i wydech.

Jeden. Dwa. Trzy.

Wdech i wydech.

Zebrała niechcianych gości, zacisnęła na nich wyimaginowane palce i cisnęła z powrotem do ogromnej, ozdobionej srebrem szkatuły. Wieko zamknęło się z hukiem, wzbijając z podłogi tumany księżycowego pyłu. Z ust Sary wyrwało się ciężkie westchnienie, odwróciła się do szkatuły plecami, chcąc jak najszybciej wyjść z tej części swojej świadomości.

Wdech i wydech.

Zrobiła krok do przodu i przeklęła siarczyście pod nosem, kiedy dotarł do niej znajomy zapach palonego szafranu. Zmrużyła oczy, chcąc dostrzec cokolwiek w gęstej mlecznoróżowej mgle. Skryła się między drzewami o szarych liściach, plecy przykleiła do najbliższego pnia, przyglądała się niewyraźnej, smukłej sylwetce, z zaciśniętym gardłem. Puls przyspieszył, a szum w uszach przybrał na sile, kiedy dwukolorowe tęczówki zwróciły się w jej stronę. Zacisnęła mocno powieki, licząc na to, że jej nie dostrzeże. Mocne szarpnięcie pchnęło Sarę do tyłu.

Padła, trąc kolanami o marmurową posadzkę niedawno wybudowanego pałacu pamięci i zamknęła kopniakiem srebrnoróżowe wrota. Serce waliło jej jak oszalałe, pompując wściekle krew.

Wdech i wydech.

Skup się, kajała swój umysł, chcąc opanować wzbierające w niej emocje. Nie wracaj do tego.

Czemu?

Zignorowała dziwne pytanie, które nijak pasowało do jej myśli.

Znów skoncentrowała się na szumie letniego wiatru. Chciała powściągnąć emocje jak najszybciej, by esencja, którą tak skrzętnie skrywała od miesięcy, ponownie nie zatańczyła pod jej skórą. Po raz kolejny wyobraziła sobie czerwone cegły, z których sumiennie, co noc, budowała mury wokół myśli, zamykając je w niewielkich, skromnych komnatach, ustawiała na półkach, niczym książki, zamykała w ozdobnych szkatułkach, stojących na małych drewnianych stoliczkach w każdej z nich. Dużo więcej uwagi poświęcała miejscu z altaną i strzelistą wieżą, należącą do umysłu Sebastiana. Nie chciała, by mężczyzna ją odnalazł.

Kiedy przybyła tam po raz pierwszy, po tym, jak się teleportowała, ogarnęła ją panika i histeria. Wiedziała, że jeżeli trafi na Władcę Gniewu, natychmiast ją odnajdzie, dlatego skryła się czym prędzej w szkarłatnym lesie, rosnącym nieopodal jeziora i, jakby jej umysł sam chciał jej pomóc, miejsce natychmiast spowiła gęsta mgła. Nieświadomie, wracała tam co jakiś czas, słyszała desperackie nawoływania mężczyzny, lecz ani razu nie odważyła się odpowiedzieć na jego rozpaczliwe krzyki, mimo że nieznana siła ciągnęła ją w tamtą stronę.

Czuła, że nie przyszła jeszcze na to pora. Miała czas, aby przemyśleć wszystko, czego się o sobie dowiedziała, choć nie było tego wiele. Spotkanie z – jak sami siebie określali – bogami sprawiło jedynie, że miała większy mętlik w głowie. Straciła całkowicie kontrolę nad swoim życiem, co przytłaczało ją i miażdżyło, wyciskało tlen z płuc i ściskało serce tak mocno, że odnosiła wrażenie, że nie jest w stanie złapać tchu.

Zniecierpliwione szczeknięcie wyrwało ją z potoku myśli. Zerknęła przez ramię na smukłe, szare psisko, stojące tuż przy boku Mii. Blondynka uśmiechnęła się do Sary promiennie, jednak trzymała się na dystans. Mia wciąż nie rozumiała, dlaczego, za każdym razem, kiedy Sara medytuje, wokół niej panuje trudna do opisania atmosfera, jakby powietrze drżało i coś nie z tego świata kradło tlen w promieniu dwóch metrów.

– Skończyłaś? – zapytała melodyjnym głosem, trącając łebek psa. – Chciałabym już wrócić do miasteczka.

– Nie musiałaś tu ze mną przychodzić. – Sara podniosła się z ziemi i otrzepała tył spodni. – Wiesz, że świetnie sobie radzę sama.

– Niespecjalnie ufam tutejszym facetom. – Wzruszyła ramionami. – Szczególnie po ostatnich informacjach o tych dziwnych atakach. W pracy nic nie wspominali?

– Nie – skłamała.

Niedługo po tym, jak trafiła do Inverness, doszło do niewyjaśnionych ataków na mieszkańców miasteczka. Stróże prawa przebąkiwali o pustych ciałach, pozbawionych krwi co do jednej kropelki, lecz Sara nie zamierzała dzielić się tymi rewelacjami z przyjaciółką. Sam fakt, że słyszała zbyt wiele zza zamkniętych drzwi małej klitki, w której segregowała policyjne dokumenty, sprawiał, że czuła się z tymi informacjami źle. Domyślała się, że to wampiry, choć w tym świecie nie natrafiła na żadne wzmianki o nadnaturalnych, nawet w najstarszych księgach, znajdujących się w miejskiej bibliotece. W pierwszym odruchu pomyślała, że przybyły tu za nią, z drugiej strony, niby po co i jak miały się dostać do świata, równoległego z Jorden?

Zorientowała się, że to nie jej dom dopiero w chwili, gdy minęła Henrego na ulicy, w samym środku dnia, wśród całkowicie nieznanych jej ludzi. Podeszła do niego z duszą na ramieniu, lecz on sam powiedział do niej coś w języku, którego Sara nie rozumiała, i odszedł zniesmaczony. Wtedy Mia wyjaśniła jej, że to jakiś ważny lord z kraju, graniczącego ze Scenth, i zaczepianie go nie było zbyt dobrym pomysłem i mogło skończyć się publiczną egzekucją.

To było kilka tygodni po tym, jak obudziła się w niewielkiej, drewnianej chacie, położonej na skraju lasu, leżącego nieopodal Inverness. Wtedy poznała Marię Eunike, babkę chłopca o imieniu Kai, który znalazł ją w zatoce, leżącą na mokrym piasku, nieprzytomną i błyszczącą w blasku wschodzącego słońca, od nadmiaru wytrąconej z wody soli. Sądził, że jest posągiem z jakiegoś zatopionego statku, a niespokojny podwodny nurt wyrzucił ją na brzeg w środku nocy, i mało nie padł na atak serca, kiedy chłodna, blada dłoń Sary oplotła chłopięcy nadgarstek.

Zeszły wolnym krokiem po stromym zboczu, porośniętym kępkami niebieskozielonej trawy. Pies biegał beztrosko między nimi, przynosząc coraz to dłuższe patyki obdarte z kory. Sara spojrzała w niebo. Księżyc w kształcie sierpa wisiał wysoko, przyćmiewając blask gwiazd, szczodrze rozsianych po granatowo czarnym niebie. Był zdecydowanie mniejszy niż ten w Jorden.

Gdzieś głęboko w jej sercu tliły się szczątki tęsknoty za miejscem, w którym się urodziła, lecz nie była w stanie tam wrócić. Zwyczajnie nie potrafiła. Sara nie wiedziała, co sprawiło, że przeniosła się do innego świata. Nie mogła tego rozgryźć. Nie używała prawie swoich mocy, wydawało się, że Inverness pozbawione było jakichkolwiek okruchów magii, a każdy przejaw odstępstwa od normalności spotykał się z dezaprobatą mieszkańców. Wiele tygodni Maria Eunika ukrywała ją w swojej chatce, zanim wymyśliła w miarę sensowną historyjkę, która tłumaczyła pojawienie się Sary w mieście. Kategorycznie zabroniła również używania jakichkolwiek mocy i pokazywania umiejętności władania bronią.

– Ciotka nie boi się puszczać cię po nocy nad morze? – Mia wzięła ją pod ramię, równając z nią krok.

– Pewnie by się bała, gdyby wiedziała, że wychodzę. – Sara uśmiechnęła się zadziornie.

Brwi Mii poszybowały w górę. Rozwarła pełne usta w niemym zdziwieniu, lecz natychmiast opanowała mimikę twarzy, krzywiąc się w udawanym gniewie.

– Saro Kalerain! To nie przystoi! – Dąsała się z majaczącym uśmiechem w kącikach ust. – Jako dama, nie powinnaś wymykać się w środku nocy!

Sara zachichotała, słysząc, jak dziewczyna przedrzeźnia starszą kobietę, która perfekcyjnie odgrywała przed innymi swoją rolę niezadowolonej ze wszystkiego ciotki.

To właśnie ćwiczyły przez kolejne długie tygodnie, zanim Maria Eunika zabrała Sarę na targ w centrum miasteczka, by pomogła jej w zakupach. Sara miała być bratanicą, która przyjechała do kobiety po ogromnym skandalu, jednak ta nie mogła podać powodów z oczywistych względów. Wyrażała jedynie niezadowolenie z niesubordynacji bratanicy. Informacja rozeszła się błyskawicznie, a ludzie od razu dodali coś od siebie, tworząc zupełnie nową historię o jej romansie z jakimś ważnym lordem, który nie miał racji bytu ze względu na jej średniej klasy urodzenie.

Początkowo niesamowicie przeszkadzały jej krzywe spojrzenia kobiet mijanych na ulicach i zbyt zuchwałe zaczepki mężczyzn, lecz z czasem każdy przeszedł nad tym do porządku dziennego, a ona mogła spokojnie funkcjonować pośród nich i szukać informacji o sobie i o tym, jak odzyskać rzekomo utraconą pamięć.

⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆

Mia stosunkowo szybko dowiedziała się, że wszystko, co społeczność wie o Sarze to kłamstwo. Niechętnie, lecz wyjątkowo często, wracała do dnia, w którym się poznały. Późnym wieczorem poszła na spacer ze swoim psem, który po wielu latach wciąż nie miał imienia. Spacerowała beztrosko po piaszczystej plaży zatoki, chłonąc morską bryzę, którą kochała całą sobą. Nie zauważyła grupki pijanych mężczyzn, bawiących się w najlepsze nieopodal brzegu. Drżała na samą myśl o tym, co mogłoby się z nią stać, gdyby Sara nie przybyła z pomocą.

Jeden z mężczyzn był niesamowicie natarczywy, zagrodził Mii drogę, a reszta jego kompanów, zachęcona procentami, okrążyła ją, opowiadając o rzeczach, które za chwile jej zrobią. Ten, który zagrodził drogę, złapał ją, unieruchomił nadgarstki i przyciągnął do siebie. Jego oddech cuchnął niesamowicie, aż zebrało się dziewczynie na wymioty.

– Hej! – Usłyszała z oddali, nieznany jej dotąd, kobiecy głos. – Zostaw ją, dupku!

Mężczyźni natychmiast zwrócili uwagę na zbliżającą się doń postać. Mia również spojrzała na szczupłą, rudowłosą kobietę, szczelnie zakrytą peleryną, mimo iż noc była ciepła. Jej oczy wydawały się płynnym złotem, a aura jakby rozjaśniała mrok trwającej nocy.

– Ej patrzcie, to ta, co lubi romansować! – wybełkotał ten, który stał najbliżej Sary. – Z tobą też możemy się zabawić!

Obrzydliwy rechot rozniósł się po pustej zatoce. Brwi Sary zbiegły się ku sobie, a usta zacisnęły w wąską linię. Wpatrywała się w przerażone oblicze Mii, jakby chciała coś przekazać dziewczynie.

– Chcecie się zabawić, tak? – Usta Sary wykrzywił pogardliwy uśmieszek. Sięgnęła ręką do zapięcia szaty, a ta po chwili spłynęła po smukłych ramionach, tworząc nieregularny okrąg wokół jej nóg. Ubrana była wyjątkowo męsko jak na tak delikatną urodę. – To chodźcie.

Dwa razy nie trzeba było im powtarzać. Ruszyli chwiejnym krokiem ku kobiecie. "Zamknij oczy" – powiedziała niemo do Mii, uśmiechając się miękko, jakby chciała równocześnie przekazać jej, że wszystko będzie dobrze.

Mia zacisnęła powieki tak mocno, że skóra wokół oczu zaczęła ją piec. Mimo wszystko bała się je otworzyć, słysząc krzyki, postękiwania, jęknięcia i łoskot obijających się o siebie ciał. Ktoś krzyknął, że to nie człowiek, inny rzucił słowem wiedźma, a jeszcze inny przepraszał błagalnym głosem, lecz szybko ucichł, jakby jego słowa zostały zduszone głęboko w przełyku, wciśnięte z powrotem w struny głosowe.

Cisza, jaka zaległa na plaży w pewnej chwili stała się nie do zniesienia, lecz Mia wciąż nie otwierała oczu. Bała się. Powietrze wypełnił ciężki, metaliczny zapach, a niespodziewany chłód osiadł na ramionach, wywołując gęsią skórkę.

– Hej – usłyszała szept tuż przy uchu. Poczuła, jak obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. – Możesz już otworzyć oczy, tylko się nie odwracaj.

Przełknęła rosnącą w gardle gulę i uchyliła niepewnie powieki. Wbiła spojrzenie w hipnotyzujące oczy Sary, to nie było wrażenie, jej tęczówki naprawdę wyglądały jak płynne złoto, poprzetykany srebrną nicią, jakby ktoś rozpuścił mleczną czekoladę i posypał posypką z tych dwóch szlachetnych minerałów. Jej wzrok przeniósł się na karmazynową plamę na policzku kobiety i przeszył ją nerwowy dreszcz. Ta jednak nie zwróciła uwagi na jej niepokój. Uśmiechnęła się jedynie smutno i pociągnęła w stronę ścieżki, którą Mia przyszła.

– Słyszałam, co mówili. – mruknęła po dłuższym, wypełnionym drażliwością, milczeniu. Mia jedynie skinęła głową.

Nie odwróciła się ani razu. I nigdy nie zapytała kobiety, co zrobiła z mężczyznami. I więcej nie przechadzała się samotnie po zatoce.

Tak poznała Sarę Kalerain.

A dwa dni później przeczytała w gazecie artykuł o sześciu martwych mężczyznach, którym zostały wyrwane serca.

⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆

Sara szturchnęła blondynkę łokciem, kiedy nie uzyskała odpowiedzi na swoje pytanie. Stały przy ścieżce, prowadzącej do drewnianej chatki Marii Euniki.

– Ej! – warknęła. – Słuchasz mnie, czy znów bujasz w obłokach?

Mia zamrugała i potrząsnęła głową, chcąc wyrzucić z niej wspomnienie tamtej nocy.

– Przepraszam. – Uśmiechnęła się. – Nic nie poradzę na to, że wciąż wywołujesz we mnie skrajne emocje.

Sara przewróciła oczami, domyślając się, o czym myślała przyjaciółka. Doskonale pamiętała ten dzień, wiele ryzykowała owego wieczoru, lecz gniew, jaki wezbrał w jej trzewiach, sprawił, że nie była w stanie się opanować. Dodatkowo wampirzy głód, który wciąż odczuwała od czasu do czasu, rozgościł się w organizmie dziewczyny, nie chcąc odpuścić, dopóki nie zaspokoiła nieznośnego uczucia.

– Pytałam, czy pójdziesz ze mną jutro do antykwariatu – powtórzyła.

Wyraz twarzy Mii zmienił się w mgnieniu oka. Rozciągnęła usta w uśmiechu, zatrzepotała ciemnymi rzęsami, przebierając nogami, niczym mała dziewczynka na myśl o tym, że dostanie tacę słodkości. Sara za każdym razem była pełna podziwu dla umiejętności zmiany nastroju przyjaciółki, jakby w jej głowie został naciśnięty jakiś przycisk.

– Och, skarbie, oczywiście, że tak! – zaszczebiotała, łapiąc Sarę za ręce. – Nie przepuściłabym okazji, by popatrzeć na to bożyszcze, które tam pracuje.

Rude loki Sary poruszyły się chaotycznie, kiedy kręciła głową z politowaniem. Nawet przykre wspomnienia związane z mężczyznami nie były w stanie ostudzić zapału Mii, jeżeli chodzi o poszukiwania wybranka swojego ogromnego, empatycznego serca. Właściwie Sarze wydawało się, że byłaby w stanie pomieścić tam co najmniej tuzin większych i mniejszych miłostek, gdyby tylko nastroje społeczne na to pozwalały.

A ładnym kobietom z Inverness pozwalano na więcej niż tym mniej urodziwym. Przyjaciółka zdecydowanie zaliczała się do tej pierwszej grupy i bez cienia zastanowienia korzystała z przywilejów, jakie dawała jej uroda. Długie, naturalne blond włosy, niebieskie oczy, symetryczna buzia i kształtna, smukła sylwetka uplasowały ją gdzieś na szczycie piramidy tychże, pozwalając jej przebierać w ofertach matrymonialnych. Sama aspirowała do roli swatki, co niesamowicie irytowało Sarę, ponieważ nie miała czasu na towarzyskie spotkania. Zresztą – nawet jej nie interesowały.

Była wojowniczką i poszukiwaczką. Zabójczynią. Szukała samej siebie wśród starych legend i bajek, bo w tym świecie właśnie tym było Jorden – mityczną krainą, w której żyły wszystkie magiczne stworzenia. Och! Gdyby tylko ludzie wiedzieli, jak bardzo się mylą co do istnienia tego miejsca...

Sara pożegnała się z Mią i ruszyła wąską, żwirową ścieżką w stronę drewnianej chatki. Domek, choć wydawał się niewielki, posiadał sporych rozmiarów izbę dzienną, połączoną z kuchnią oraz poddasze, na którym znajdowały się sypialnie.

Zajęła tę dla gości, głupio jej było z początku korzystać z dobroci starszej kobiety. Chciała znaleźć jakieś mieszkanie na wynajem, podjąć mało absorbującą pracę i szukać. To był jej główny cel.

Szybkim ruchem otworzyła drzwi wejściowe, wiedziała, że jeżeli zrobi to powoli, zawiasy zaśpiewają swoją nieszczęśliwą arię. Zdjęła buty i przemknęła zwinnie ku schodom, wstrzymując powietrze, jakby to miało sprawić, że zniknie na tę jedną krótką chwilę, w której mogła spotkać panią domu.

Do izby nie docierał blask księżyca, pomieszczenie spowite było w mroku, przedmioty powoli nabierały kształtów, wyłaniając się z ciemności. Wspięła się po schodach, najciszej jak potrafiła, skrzywiła się, kiedy jedna z desek zaskrzypiała złowrogo pod naciskiem bosej stopy. Wślizgnęła się do pokoju i oparła o drzwi z cichym westchnieniem.

– Gdzie byłaś? – Podskoczyła, zaskoczona wyszeptanym pytaniem i zmieliła przekleństwo w ustach.

– Na klifie – odparła, również szepcząc. Błyszczące oczy Kaia migotały w leciwym świetle dopalającej się świecy. Okrył się szczelnie białą kołdrą, zawijając się w nią jak naleśnik. – Co tu robisz?

– Miałem koszmar. – Przygryzł dolną wargę, Sara była pewna, że chłopak się rumieni.

Choć Kai miał już niemal piętnaście lat i nie należał do najbardziej umięśnionych i wysokich chłopców w Inverness, nadrabiał sprytem i niesamowitą inteligencją. Duże, ciemne oczy błyszczały mądrością, a prosty nos marszczył się w niesamowicie uroczy sposób, kiedy nad czymś intensywnie główkował.

Sara lubiła chłopaka, to on pokazał jej pierwszą księgę, w której autor wspominał o Jorden. Zaimponowało jej to, jak wiele szczegółów zapamiętał, kiedy opowiadała mu oraz Marii Eunice o miejscu, z którego pochodzi. To Kai wprowadzał ją w tajniki funkcjonowania w Inverness, wytłumaczył, czym jest wideofon, autobus, poduszkowiec, jak działa podniebny rower i jak pije się z tej dziwnej metalowej rurki, którą dają do niesamowicie słodkich, bąbelkowych napojów, chociaż to wcale nie jest piwo ani szampan. Choć niechętnie korzystała z tych cudów nauki, jak określił to Kai, wciąż wolała pisać listy i czytać przy świetle woskowej świecy, skrzętnie uczyła się nimi posługiwać, by nikt nie nabrał podejrzeń dotyczących jej pochodzenia.

– I przyszedłeś tu, bo doszedłeś do wniosku, że...? – zaczęła, podchodząc do szafy, skrytej za parawanem, po czym zaczęła się przebierać.

– Może... weszłabyś jakoś do mojej głowy i je usunęła?

Sara wyjrzała zza białego materiału z szeroko otwartymi oczami. Kaj już dawno poskarżył się w tajemnicy, że nawiedzają go koszmary o śmierci rodziców. Sara odniosła wrażenie, że ostatnio pojawiały się coraz częściej.

– Kai... – Smutek ścisnął ją za serce – Nie potrafię wchodzić do umysłów innych, a nawet jeśli by mi się udało, to nie sądzę, bym potrafiła usunąć jakiekolwiek wspomnienia – skłamała. Usta chłopaka zacisnęły się w wąską linię. – Poza tym, Maria...

– Zabroniła ci używać tych magicznych mocy – dokończył za nią, przewracając oczami. Padł na poduszki z rezygnacją. – Może gdybyś ich użyła, to ktoś by cię odnalazł?

– Pewnie tak właśnie by było. – Usiadła obok niego. – Ale wolałabym sama wrócić do Jorden.

– Dlaczego?

Zamyśliła się.

Nie powiedziała im wszystkiego. Nie wspomniała słowem o Sebastianie i Panteonie bogów ani o wojnie między aniołami i magami, zatrzymała dla siebie również informację o wampirach i o tym, że należy właśnie do nich. Choć jej wampirze umiejętności z dnia na dzień malały, wciąż od czasu do czasu pragnienie przytępiało zdolność logicznego myślenia, wciskało zapach krwi w nozdrza, a głód krzyczał z każdego zakamarka ciała. Bardzo dyskretnie wymykała się wtedy na polowania, celując w żebraków lub pijanych, gryzła w tętnicę udową bądź bardzo wysoko za uchem, by ślady były jak najmniej widoczne.

– Ponieważ nie do końca wiem, kim jestem – odparła, wracając do małego pokoiku gościnnego na poddaszu. – Chcę się tego najpierw dowiedzieć. Sądzę, że to pomoże mi wrócić do domu. – Uśmiechnęła się smutno, zerkając na chłopaka.

Kai podsunął się pod ścianę, robiąc tym samym miejsce dla Sary. Ułożyła się obok niego i podparła ręką głowę, a drugą zaczęła gładzić chłopca po kruczoczarnych włosach.

– Właściwie to chyba nie chcę, żebyś tam wracała – mruknął sennym głosem, a powieki zaczęły niebezpiecznie ciążyć.

– Też bym za tobą tęskniła – szepnęła, kiedy oddech Kaia zaczął stawać się coraz płytszy.

Skupiła wzrok na zmarszczonym czole młodzieńca i delikatnie położyła na nim wskazujący palec. Wiązka srebrnej energii przeskoczyła z jej dłoni na chłodną skórę, wślizgnęła się niepostrzeżenie do jego umysłu, wyobrażając sobie, że przechodzi przez małe drewniane drzwi. Dokładnie tak samo, jak wchodziła do umysłu Sebastiana. Rozejrzała się pospiesznie po zgliszczach murowanego dworku, aż zawiesiła wzrok na małym chłopcu, siedzącym między dwoma zwęglonymi ciałami. Łkał i szlochał głośno, lecz nikt go nie słyszał. Podeszła doń i położyła mu rękę na ramieniu. Chłopiec odwrócił się i spojrzał na nią wielkimi, zaszklonymi oczami, jego nos podrygiwał delikatnie z każdym pociągnięciem. Podała mu dłoń, a jego rączka była tak mała, że dał radę objąć tylko dwa palce Sary.

Wdech i wydech.

Pociągnęła go do drzwi, które pojawiły się po prawej stronie. Były drewniane, lecz wyglądały na solidne, sądziła, że dla kogoś, kto nie za wiele ma wspólnego z magicznymi umiejętnościami, będzie to wystarczająca zapora. Przeszli przez nie bez trwogi w sercu, drzwi zamknęły się za nimi z cichym jęknięciem. Sara wyobraziła sobie, że stawia wysoki, drewniany płot, zamykając koszmar za sękatymi deskami. Swąd spalonej skóry coraz mniej drażnił jej nozdrza, a szloch cichł z każdym kolejnym przybitym gwoździem.

Wdech i wydech.

Powoli wycofała się z umysłu Kaia. Spojrzała w okno, znajdujące się tuż nad jej łóżkiem. Księżyc przysłoniła ogromna chmura, odbierając jedyne źródło wątłego światła.

Usłyszała szelest, więc zwróciła się ku drzwiom rzeczywistego pokoju. Maria Eunika wpatrywała się w kobietę z zatroskaną twarzą. Ręce splecione miała na piersi, a spod pachy wystawały drewniane druty i motek włóczki. Jednak nie spała.

Sara wzruszyła jedynie ramionami. Rano to przedyskutują. Nie chciała budzić Kaia, widząc jego spokojną, wciąż dziecięcą twarz, pogrążoną w beztroskim śnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro