Akompaniator

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mijały dni. Dzięki długim rozmowom z Ego i jeszcze dłuższym z Klarą powoli akceptowałem to, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłem. Gdy w końcu powiedziałem Klarze o rozwodzie rodziców, zrobiła dla mnie najsłodszą rzecz jaką kiedykolwiek widziałem. Wybiegła z sali muzycznej, mówiąc mi, że zaraz będzie, a wróciła z pluszowym misiem w dłoni.

-Nazywa się Gienek- powiedziała- zawsze przytulam go, gdy jest mi smutno... Ale widzę że ty go bardziej potrzebujesz! Pomoże ci zawsze, na pewno!

I ona ma szesnaście lat, tak jak ja... Teraz Gienek jest moim najdroższym skarbem. Mały, pluszowy miś pozwalający mi w ciężkich sytuacjach uśmiechnąć się choć trochę.

Podczas tych paru dni doszło również do naszej przeprowadzki. Klara bardzo chciała odwiedzić mnie i mamę, więc w końcu jej uległem i się zgodziłem.

O dziwo, dogadywały się naprawdę świetnie. Zrobiły razem najlepsze spaghetti jakie w życiu jadłem, a potem słuchaliśmy grania Klary. Było naprawdę cudnie. Miałem poczucie, że to mój dom, mimo jednej brakującej osoby. Może nie będzie aż tak trudno się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości?

Gdy tak spokojnie rozmawialiśmy, nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Mama od razu poszła otworzyć.

-R-Robert?- usłyszeliśmy.

Ah, czyli tata przyszedł wszystko zepsuć.

-Muszę porozmawiać z Fryderykiem- powiedział.

Dobra, zaczynam się bać. Zdecydowanie zbyt dużo się boję. Po co on miałby tu przychodzić?

-Synu...- zaczął tak samo jak poprzednim razem- potrzebuję cię.

No cóż, nie spodziewałem się. Okazało się, że jego akompaniator zrezygnował z pracy, a on chciał dać ostatni, spektakularny występ- występ, który zapisze go w historii jako najlepszego skrzypka XXI wieku. Dlaczego ostatni, nie wnikam, ale nie wiem co musiałby zagrać, żeby tego dokonać.

-Zostań moim akompaniatorem- skończył swoją opowieść.

Przez dłuższą chwilę nie wiedziałem co powiedzieć. On, nie mogąc znieść milczenia, krzyknął:

-Czego cię nauczyłem?! Jesteś pianistą, czy nie?!

-Frycek, on cię podpuszcza- usłyszałem głos Klary.

"Nie mogę zagrać"- myślałem- "ale nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym nie zagrał. On też by mi nie wybaczył". Klara patrzyła jeszcze na mnie spojrzeniem "nie rób tego", ale wiedziałem, co muszę zrobić.

-Jestem pianistą- powiedziałem w końcu- i nic tego nie zmieni. Zostanę twoim akompaniatorem.

-Świetnie. Zagramy "Serenadę" Shuberta... Ale w mojej aranżacji. To będzie wirtuozeria- i to jeśli chodzi o oba instrumenty, więc lepiej się przygotuj. Nie popełnij żadnego błędu. Masz trzy miesiące. Nuty zostawiam na stole, liczę na ciebie. Umówimy się kiedyś na próby.

I wyszedł, nie żegnając się z nikim. Co za człowiek.

Gdy przeglądaliśmy te nuty razem z Klarą, wspólnie doszliśmy do wniosku, że to jest zbyt dalekie od oryginału żeby komuś się spodobało. Nawet pomimo luźnego podejścia Klary do muzyki (nadal uważam, że nie powinna wtedy dodawać żadnych akordów) powiedziała, że choć trochę szacunku do kompozytora by się przydało. Ale nic, miałem trzy miesiące, i nauczymy się tego.. Ale najpierw muszę w ogóle cokolwiek zagrać. Klara też zdawała sobie z tego sprawę.

-Chodź, zagraj mi "Odę do radości"- powiedziała.

"Oda do radości?"- pomyślałem- "przecież to śmieszne". Ale podszedłem do pianina i zacząłem.

Klara patrzyła z niepokojem, jak gram pierwsze takty. Grałem dłużej niż udało mi się to przy poprzedniej próbie, ale przy "Wszyscy ludzie będą braćmi" musiałem się poddać. Nawet przy tak prostym utworze.

-Rozumiem...- powiedziała Klara i zaczęła udawać, że notuje coś w zeszycie- potrzebujemy intensywnej terapii wspomnieniowej! Tuturu!

Wtedy po prostu nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Zaczęła tak poważnie, a skończyła w taki sposób. Jak ja kocham tę dziewczynę.

Gdy na nią patrzyłem, chciało mi się wierzyć, że jej terapia zadziała. Ufałem jej, naprawdę. Ufałem, że w te trzy miesiące uda nam się przełamać moje bariery, i że dam występ, który zapamiętają wszyscy obecni na sali. Trzy miesiące- niby długo, ale jednak to tak mało czasu. Ale obiecuję, zagram. Nie zawiodę Klary i ojca. Chociaż nie mam pojęcia, dlaczego zależy mi akurat na nim.

Zauważyłem, że mama była trochę zawiedziona moim postępowaniem.

-Dałeś się podpuścić, Frycek. Pamiętaj, że ten człowiek nie ma prawa cię do niczego zmusić.

"Ten człowiek"? Co się stało z tamtą dziewczyną, którą kiedyś była, zafascynowaną jego muzyką? Ludzie się tak zmieniają... A wielu nie jest takimi, jakimi się wydają na początku, choćby byli najlepszymi muzykami świata. Przykro jest patrzeć, kim stał się człowiek, którym ludzie się tak zachwycają.

Od tego momentu razem z Klarą ćwiczyliśmy codziennie. Znaczy, głównie rozmawialiśmy, a ona grała najpiękniejsze utwory Chopina, żeby pokazać mi, co będę mógł zrobić. I moje ulubione nokturny, w tym "Nokturn cis-moll"... Grała to tak cudnie, z takimi emocjami, jakby fortepian był jej całym życiem.

-Wiesz, przez wiele lat pianino było moim jedynym przyjacielem...- wytłumaczyła mi to kiedyś- ale potem poznałam ciebie! Wiesz, jeśli chcesz grać, też musisz je traktować jak swojego przyjaciela- i to najlepszego, który nigdy cię nie opuści. Musisz grać delikatnie, jakbyś go tulił na powitanie. Pamiętaj- wszyscy mogą odejść, ale on z tobą pozostanie. On nie jest twoim wrogiem- skończyła, głaszcząc delikatnie fortepian.

Byłem pod wrażeniem. Nikt, kogo dotychczas spotkałem nie traktował w ten sposób swojego instrumentu. Raczej właśnie jak... instrument, służący do osiągnięcia swoich własnych celów i ambicji. Ale Klara... Ona jest niesamowita, i tak wyjątkowa. Może to się wydawać strasznie dziecinne, ale patrząc na to jak gra... Te emocje były o wiele dojrzalsze niż w najlepszych występach jakie słyszałem, nie mówiąc już nawet o moim graniu. Mimo, że technicznie jest daleko z tyłu w porównaniu do mnie, dzięki mojemu ojcu, to muszę powiedzieć, że jest o niebo lepszą pianistką niż ja... Też chciałbym być kiedyś tak wyjątkowy.

Jednak mimo moich starań nie potrafiłem nadal grać więcej niż parę taktów. Ale muszę wierzyć. Muszę ufać Klarze, prawda? Mimo to, nie potrafiłem iść za jej radami. Nie potrafiłem spojrzeć na fortepian jako na przyjaciela- patrzyłem na niego jak na przeciwnika, przeszkodę, którą muszę pokonać. "I pokonam"- przekonywałem się w myślach- "jeszcze zagram". Chociaż, dzień za dniem, coraz bardziej traciłem wiarę w mój sukces.

Przez cały czas naszych ćwiczeń, Black Stones nie odezwali się ani razu. Klara bardzo się martwiła, że nie udało im się dostać kontraktu z żadną wytwórnią.

-Ale przecież to niemożliwe!- powtarzała- grają zbyt dobrze!

-Ale to punk- odpowiadałem wtedy- zapewne nikt nie chce ryzykować straty pieniędzy.

Tak, jak zwykle ten negatywny, ten który psuje innym humory. Często zastanawiałem się, czemu Klara jeszcze się ze mną zadaje?

Byłem naprawdę ciekawy odpowiedzi na to pytanie, więc w końcu powiedziałem:

-Klara... Właściwie to czemu tak super osoba jak ty się o mnie troszczy i takie tam?

-Jesteś moim przyjacielem, idioto!- odpowiedziała- poza tym sądzę, że ty też jesteś świetną osobą, sam to zobaczysz, gdy tylko zdejmiemy z ciebie tą smutną skorupkę. A zdejmiemy! Poza tym, wcale nie jestem super, chyba zbytnio mnie idealizujesz.

-T-to nieprawda! Ty po prostu taka jesteś!

Czy ona tego nie widzi? Przecież przez ten tak krótki czas zrobiła dla mnie tak wiele... Więcej, niż ktokolwiek kiedykolwiek. Powinna być z siebie zdecydowanie zadowolona...

Ale to nie jest tak, że tylko Klara namawiała mnie do powrotu do grania. Id, Ego i Superego też próbowali dodać swoją cegiełkę, chociaż Superego raczej nie pomagał.

-Masz grać, do cholery, masz grać! Obiecałeś to ojcu, wziąłeś na siebie odpowiedzialność!

Rozumiem już, dlaczego we freudowskiej psychoanalizie jest przedstawiany jako głos oczekiwań społeczeństwa i norm moralnych. Ciężko się z nim rozmawiać, trzeba to przyznać. Mimo to, kocham ich wszystkich, razem z zajadającym się ciasteczkami Id.

Na szczęście Ego próbowała mnie wesprzeć z całych sił.

-Wiesz, nie musisz się zmuszać Frycek. Wbrew temu, co mówi ten staruch, najważniejsze jest twoje zdrowie psychiczne. Co powiedziałaby Klara, gdybyś popadł w depresję przez jej ukochany instrument?

-Ona już myśli, że ją mam... Na szczęście ja i depresja to jak pizza z ananasem i dobra.

Bez urazy dla wszystkich fanów hawajskiej, oczywiście. Też was kocham.

Pewnie gdy to czytacie, sami nie orientujecie się w moich uczuciach- rozumiem, sam się w nich orientowałem. I właśnie dlatego kochałem rozmowy z Ego. Pomagały mi jakoś uporządkować chorą sinusoidę moich uczuć. Wiecie, mimo tego, że to było ciężkie i mimo tego, że nie wiem czy to w ogóle się uda- ta moja obecna droga do powrotu do gry to chyba najcenniejszy okres w moim życiu. Nigdy nie poznałem tyłu cudownych ludzi naraz. I te doświadczenia, które prowadzą mnie przez to wszystko...

Jeszcze dwa tygodnie temu nie mógłbym pomyśleć, że w mojej głowie kiedykolwiek pojawi się myśl "zagram", a co dopiero "wystąpię". A wszystko zmieniła jedna, mała osóbka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za jakość tego rozdziału, naprawdę. Mam nadzieję, że może następne będzie się lepiej czytało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro