Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Xavier

Obserwowałem jak Claire małymi kęsami je gofra, który był pokryty bitą śmietaną. Nie miałem pojęcia gdzie ta drobna dziewczyna pakuje taką ilość śmietany, ale wyglądała cholernie uroczo, gdy kolejny raz ubrudziła nią swój zadarty nosek.

Uśmiechnąłem się pod nosem i cicho się zaśmiałem.

— Co? — zapytała dziewczyna, marszcząc w zabawny sposób brwi.

— Brudas — prychnąłem, ścierając palcem bitą śmietanę, którą brunetka miała na nosie.

— Pff — prychnęła Claire, nabierając na palec białą maź i pocierając nią moje czoło. — Simba. — Zachichotała, a ja dostałem chyba palpitacji serca.

Nie miałem pojęcia co miałem w głowie dwa lata temu, ale z pewnością popełniłem wielki błąd zostawiając wtedy Claire. Teraz docierało do mnie to, że ta dziewczyna była wszystkim co najlepsze.

Była moim spokojem. Moim słoneczkiem w ponury dzień. Moim deszczem, gdy panowała susza. Moimi oczami, gdybym nagle oślepł. Była moimi skrzydłami, abym mógł sięgać gwiazd. Była dla mnie wszystkim. Była moją definicją wszystkiego co najlepsze.

Popatrzyłem na jej idealny profil, gdy brała kolejny kęs gofra. Idealnie zadarty nos, idealnie uwydatniona szczęka i idealnie wystające kości policzkowe. Idealnie długie rzęsy i... Cała była po prostu idealna. Żałowałem, że zacząłem to zauważać tak późno.

Brunetka obróciła się w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały. Jej arktyczne oczy wpatrywały się w moje, a atmosfera w pokoju nagle zgęstniała. Przybliżyłem się do dziewczyny, a jej malinowe usta się rozchyliły, zachęcając mnie do dalszych działań. Kurwa, moje serce biło szybciej niż potrafił wiać wiatr. Coś niezidentyfikowanego zakręciło się w moim brzuchu.

— Przeszkadzam? — męski głos przerwał naszą chwilę, a ja miałem ochotę udusić właściciela tego gejowskiego tonu.

Chłop chyba mutacji nie przeszedł.

Spojrzałem w stronę drzwi wejściowych i już wiedziałem. Dosyć wysoki chłopak, którego włosy były w odcieniu jaskrawej zieleni stał przede mną i wpatrywał się w nas, jakby był dumny ze swojego nagłego wparowania tutaj. Sam się prosił o zdzielenie w pysk. To był Dustin. Chłopak, o którego przez moment byłem zazdrosny.

— Nie.

— Tak — powiedziałem jednocześnie z Claire, co spotkało się z jej morderczym spojrzeniem skierowanym w moją stronę.

Wzruszyłem ramionami i nie odrywając wzroku od chłopaka, wygodniej się usadowiłem. Brunetka wstała z siedzenia i poszła w stronę zapewne jej przyjaciela. Wzrok chłopaka spoczął na mnie.

— Xavier. — Syknął oschle.

— Duxtin. — Celowo udałem, że nie znam jego imienia.

— Dustin, ale byłeś blisko — odparł zielonowłosy, puszczając do mnie oczko. Prychnąłem.

Claire pociągnęła chłopaka do kuchni, a ja wyszczerzyłem słuch. Oczywiście, że nie powinienem był podsłuchiwać, ale ciekawość mnie zżerała od środka.

— Nie wiedziałem, że go tutaj zastanę — usłyszałem szept chłopaka. Mimowolnie zacisnąłem dłonie w pięści.

— Dustin, tylko nie rób cyrku. Proszę — wyszeptała Claire. Miałem wrażenie, że za chwilę się tam rozpłacze.

— Ja cyrku? Kurwa ty siedząc tu z nim odpierdalasz cyrk.

— Nie wiedziałam, że tu będzie.

— Więc już czuję się jak u siebie — prychnął Dustin. — Nie pamiętasz co zrobił ci ten skurwiel?

I tym wywołał lawinę. Jak oparzony zerwałem się z kanapy i szybkim tempem skierowałem się do miejsca, w którym rozmawiali.

— Jak mnie, kurwa, nazwałeś? — syknąłem, przez zaciśnięte zęby, ledwo się hamując przed przypierdoleniem mu w ten cwaniacki wyraz twarzy.

Widziałem jak Claire ciężko przełknęła ślinę i cofnęła się o krok do tyłu. Bała się?

— Skurwielem — prychnął beznamiętnie. — A jak inaczej miałbym cię nazywać? Księciem z bajki?

Krew zawrzała mi w żyłach. Byłem zły. Wściekły, bo zdawałem sobie sprawę z tego, że zasłużyłem na takie wyzwisko. Zacisnąłem mocniej szczęki i rzuciłem mu ostre spojrzenie.

— Zostawiłeś ją — powiedział, przywołując bolesne wspomnienia, które przywołała do mojej głowy Claire. — Złamałeś jej serce. Ledwo żyła.

— A to niby ty ją uratowałeś? — syknąłem prześmiewczo. Dustin zacisnął pięści.

— Z pewnością nie ty. Nie było cię w momencie, gdy życie waliło się jej na...

— Kurwa! — pisnęła dziewczyna, wybudzając nas obu z transu. — Oboje nie wiecie co ja przeżywałam. Możecie sobie tylko wyobrażać skrawek bólu, który we mnie tkwił. Nie zdajecie sobie sprawy co ja czułam. Więc ani ty — wskazała na Dustina z bólem w oczach. Jej wzrok wyglądał jakby się na nim zawiodła. — Ani ty — pokazała palcem na mnie. Jej oczy były puste, a dolna warga delikatnie drżała. — Nie macie prawa mówić o tym w mojej obecności. Schowajcie męską dumę w kieszeń i się zamknijcie.

— Nie wyjebiesz tego skurwiela z domu?

I to był zapalnik, który sprowadził pożar. W jednym kroku znalazłem się obok chłopaka i solidnie zacząłem go uderzać. Dustin próbował się bronić, jednak nie dawałem mu za wygraną. Kłykcie zaczęły mnie piec, ale nie to spowodowało, że przestawałem okładać chłopaka pięściami. Zasłużył sobie na całe zło.

— Xavier! — krzyknęła Claire, ale ja nie przestawałem. Wpadłem w trans. — Xavier, proszę. Proszę przestań. — I to ten głos, okazał się moim lekiem na uspokojenie.

Zszedłem z bioder chłopaka i spuściłem głowę, bo nie byłem w stanie spojrzeć w oczy brunetki. To by mnie zabiło.

Dustin podniósł się z podłogi, wycierając krew cieknącą z nosa. Poza tym, nie miał za wielu obrażeń. Zaciekawił mnie tym, że potrafił się obronić. Nie wyglądał jak kompletna pizda, bo jakieś tam mięśnie miał.

— Pójdę już — powiedział, zerkając w moją stronę.

Usłyszałem ciche mruknięcie Claire. Ona wybrała mnie? Nie zatrzymała swojego przyjaciela. Byłem niemalże pewny, że byłem skończony w jej oczach. A jednak, tuż po trzaśnięciu przez chłopaka drzwiami, złapała mnie za dłoń i pociągnęła w nieznanym mi kierunku. Uśmiechnąłem się pod nosem, a coś ciepłego osiadło na moim sercu.

Nagle cała złość ze mnie wyparowała, a pojawiło się tylko uczucie spokoju. Ta dziewczyna potrafiła zdziałać cuda.

Po chwili drogi zorientowałem się, że byliśmy w jej pokoju, a już zaraz w łazience. Pchnęła mnie na toaletę, a ja grzecznie na niej usiadłem. Złapała mnie za brodę i uniosła ją, abym patrzył prosto w jej oczy.

— I po co ci to było? — zapytała, spoglądając w moje oczy z kompletnym spokojem.

Nie była na mnie zła. Albo to dobrze tuszowała.

Wzruszyłem ramionami i potarłem kciukiem jej policzek. Ten odruch był silniejszy ode mnie. Po prostu w pewnej chwili czułem, że muszę ją dotknąć i to robiłem. Działała na mnie jak magnes. Przyciągała mnie do siebie w każdej możliwej chwili.

— Doprowadzisz mnie do rozstroju nerwowego, Xavier — powiedziała bezsilnie, otwierając lewą szufladę.

To tam trzymała gumkę recepturkę, pomyślałem.

Wyjęła z niej wodę utlenioną i kilka plastrów w wzorki z kucyków pony. Ona chyba nie myślała, że dam sobie to założyć.

— Masz rozciętą brew, wiesz? — bardziej zapytała niż stwierdziła, a ja odruchowo dotknąłem brwi dłonią. Faktycznie miałem na niej krew.

— Trudno. Brew nie serce, zrośnie się — prychnąłem, a dziewczyna zastygła. Miałem wrażenie, że nawet przestała oddychać. — Wszystko okej?

— Mhm — mruknęła, szybko odwracając wzrok.

Złapałem za jej brodę i przyciągnąłem twarz ku sobie. Przypomniałem sobie słowa Dustina, gdy powiedział, że złamałem jej serce.

— Złamałem ci serce Claire?

Brunetka patrzyła na mnie, a w jednej sekundzie w jej oczach pojawiły się łzy, jakby w jej głowie odtworzyły się bolesne wspomnienia. To było wystarczającym potwierdzeniem.

— Złamałem ci serce — oznajmiłem. — Ale teraz mogę ci coś obiecać — rozchyliła delikatnie wargi, jakby w oczekiwaniu na moje słowa. — Posklejam je na nowo. Złoże każdy pokruszony element w całość i zadbam o nie. Schowam w miejscu, do którego nikt nie będzie miał dostępu i nikomu nie pozwolę, aby na nowo się rozpadło. Nigdy więcej ani ja, ani nikt inny nie sprawi ci bólu, Claire. Obiecuję.

Przyciągnąłem twarz do siebie i złożyłem na jej czole pocałunek. Chciałem pokazać jej, że mówię prawdę. Bo choćby świat się walił, nie pozwolę aby znów działa jej się krzywda. Zrobię wszystko, aby była bezpieczna.

Brunetka wtuliła twarz w moją dłoń, a po chwili stanęła na palcach i zostawiła mokrego całusa na moim policzku. Mogłem przysiąc, że przez mój brzuch przetoczyło się teraz stado motyli.

— Siadaj, głupku — powiedziała, a w jej głosie usłyszałem nić radości. Udało mi się.

Usiadłem z uśmiechem na toalecie i czekałem co Claire będzie robić. Sięgnęła za wacik i wodę utlenioną, a po chwili poczułem zimną ciecz spływającą po mojej brwi.

— Auć — syknąłem.

— Myślałam, że jesteś duuużym i odwaaaażnym chłopcem, więc nie ostrzegałam, że będzie szczypać — zachichotała, delikatnie odkażając ranę.

— Czasami nawet dorośli chłopcy pozwalają sobie na chwilę słabości — odparłem.

— Doprawdy?

— Mhm — mruknąłem i jednym zwinnym ruchem pociągnąłem Claire na swoje kolana.

Przyjemny śmiech rozległ się przy moim uchu, a już po chwili zatkałem jej usta swoimi. Pocałunek był delikatny. Taki, który przekazywał wszystkie emocje. Dziewczęce malinowe wargi otworzyły się dla mnie, wpuszczając mnie do środka. Ostrożnie wtargnąłem językiem do jej podniebienia i pogłębiłem pocałunek. Poczułem drobne dłonie dziewczyny we włosach.

— Więc jestem twoją słabością? — przerwała naszą chwilę rozkoszy.

Pogłaskałem nosem jej szyje, powodując gęsią skórkę.

— Zdecydowanie, Claire Flores.

Brunetka zachichotała, znów łącząc nasze spragnione wargi w delikatnym i czułym pocałunku.

Wreszcie czułem, że odnalazłem swoje miejsce na Ziemii. Dotarłem do swojej bezpiecznej przystani. Mogłem przestać już szukać, bo byłem pewny, że jestem w dobrym miejscu.

A nawet mógłbym rzec, że byłem w idealnym miejscu.

#ED

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro