Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Xavier

— Zwalniam cię — powiedziałem spokojnym tonem, co zdziwiło mnie jak i mojego managera.

Mężczyzna spojrzał na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy i poprawił się na wygodnym fotelu. Podrapał się po brodzie i odchrząknął.

— Uratowałem cię od twojej matki ćpunki i teraz mnie będziesz zwalniał?

Złość zawrzała we mnie w takim stopniu, że moja skóra zaczęła parować. Może i moja matka jest pieprzoną alkoholiczką i ćpunką ale nikt nie ma prawa tak o niej mówić. Tym bardziej człowiek, który miał zajmować się moją karierą, a nie życiem prywatnym.

— Zwalniam cię!

Wrzasnąłem, trzaskając dłońmi o szklany blat biurka. Ivan drgnął przez ton mojego głosu, a po chwili wstał i zapiął guziki swojej szarej marynarki. Spojrzał na mnie z kpiącym uśmieszkiem, co wzbudziło we mnie jeszcze większą złość.

— Jeszcze będziesz mnie błagał...

— Masz trzy minuty na wyjście stąd. — Syknąłem, rzucając w nim najostrzejszym spojrzeniem na jakie mnie było stać.

Ten facet nie znał żadnych granic. Od samego początku się z nim nie dogadywałem ale myślałem, że to kwestia czasu, by nauczyć się współpracy z kimś innym niż Ellie.

Ivan wyszedł z mojego biura, a po chwili wstąpiła do niego rudowłosa kobieta, która spojrzała na mnie niepewnie. Głośno dyszałem i przewracając oczami, usiadłem z powrotem w fotelu. Ellie stanęła przed biurkiem.

— Za ostro go potraktowałeś.

Zacisnąłem mocno szczękę i zwinąłem dłonie w pięści. Jeszcze jej kazań potrzebowałem. Szlak mnie dzisiaj trafi.

— Czy ty się nazywasz Xavier Huxley i śpiewasz dla tysięcy ludzi? Bo mam wrażenie, że ostatnio za bardzo się wpierdalasz w moje życie. Też chcesz wylecieć?

Ellie popatrzyła na mnie swoimi wielkimi zielonymi oczami, które kryły się za dużymi okularami w czarnych oprawkach. Po chwili przełknęła ciężko ślinę i wyszła z gabinetu.

Wszyscy, którzy pełnili jakąś funkcję dla mnie, zdążyli mnie dzisiaj zirytować. Poczynając od mojego managera, który wyleciał, idąc poprzez przedstawiciela wytwórni muzycznej, która wydaje moje piosenki, a kończąc na Ellie, czyli osobie, która zajmowała się moimi mediami społecznościowymi.

Podwinąłem czarną koszulę do łokci i przeczesałem swoje czarne włosy. Spojrzałem w grafik wyświetlony na ekranie komputera, a później na godzinę. Za pięć minut miało odbyć się spotkanie całej ekipy na dole. Upiłem łyk wody i zszedłem na parter mojego domu.

— Z wczorajszego koncertu zyski są wyższe niż z dwóch poprzednich. To oznacza, że najwięcej fanów jest w stanie Georgia. — Powiedział mój manager od spraw budżetowych.

Miałem tych ludzi dziesiątki, a i tak bez problemu wskazałbym kto jest kim. Teraz jedynie brakowało mi managera, ale to nie był raczej problem, bo postanowiłem awansować Josha, który ewidentnie znał się na rzeczy.

— Josh awansujesz na managera.

Oznajmiłem, a wszystkie twarze zwróciły się na mnie. Blond czupryna, która ukryta była pod czapką z daszkiem ukazała się moim oczom. Josh porwał mnie w niedźwiedzi uścisk.

Josh pełnił funkcję takiego łącznika pomiędzy mną, a wytwórnią więc mogłem mu ufać w każdym aspekcie.

— Wracając — odchrząknął William. — Organizując kolejną trasę koncertową, która będzie się składała z najnowszych kawałków, najlepiej będzie dwa razy odwiedzić Georgie.

— I jest blisko Florydy, więc można zacząć tam trasę i skończyć. — Dopowiedział Charlie, facet, który był przedstawicielem wytwórni i moim najlepszym przyjacielem.

— Kiedy ogłaszamy trasę?

Ellie zabrała głos, stukając coś w swoim telefonie. Rudowłosa nie wyglądała jakby dotknęły ją moje wcześniejsze słowa.

— Piosenkę wypuszczamy dwudziestego czerwca, co nie? — Spytałem, upewniając się czy na pewno nie wypadło mi to z głowy. William skinął głową. — Więc wtedy ogłośmy trasę. Niech huczy w necie.

Charlie przytaknął, a Ellie wróciła wzrokiem do swojej komórki.

— Evan przygotowuje już grafikę. A co do nowego kawałka. Nie mamy jeszcze teledysku. — Powiedziała Evans, odkładając z hukiem swój telefon.

— Josh ogarnij jakieś fajne miejsca na jutro i pojutrze. Dzisiaj koniec. Dzięki — odparłem, wchodząc do kuchni.

Zaparzyłem wodę na kawę i spojrzałem w widok za oknem. Jeszcze rok temu nie sądziłem, że znajdę się w takim miejscu. Co więcej wyśmiałbym osobę, która by mi to powiedziała.

Wyczułem obecność Ellie, dlatego nie odciągając wzroku od okna, spytałem:

— Kiedy mam ostatni koncert?

Evans była jak mój chodzący grafik. Znała każdy szczegół. Wiedziała ile łyżek cukru sypie do kawy, a ile do herbaty, wiedziała o mojej przeszłości, wiedziała ile guzików w koszuli zawsze zapinam, wiedziała jakiego zapachu nienawidzę, albo w jaki sposób ma mi poprawiać włosy. Momentami znała mnie lepiej niż ja sam siebie.

I choć uznawałem ją za atrakcyjną. Nigdy nie pomyślałem o niej w inny sposób niż managerka od spraw mediów. Była dla mnie tylko pracownicą. I to się nigdy nie zmieni, tego byłem pewien.

— Za dwa dni w Panama City.

Skinąłem głową. Mieszkałem tam do dwudziestego roku życia. Od dwóch lat jednak mieszkam w Atlancie, w stanie Georgia. Tutaj mieści się wytwórnia i stąd pochodzi cała moja ekipa muzyczna. Nie myślałem nawet, by wrócić do tamtego miasta.

Zalałem kawę i wziąłem kubek do swojego pokoju. Ten dom był tak wielki, że każdy z moich pracowników miał swój własny pokój z garderobą i łazienką. Mogłem powiedzieć, że sram pieniędzmi, więc nie robiło mi różnicy z iloma ludźmi mieszkam.

Chwyciłem w dłonie swój telefon i zacząłem przeglądać Instagrama, gdzie liczba oznaczeń była potwornie wielka. Stuknąłem w wspomnienia w relacjach i zacząłem je oglądać, a niektóre wstawiać na swój profil.

Ludzie mnie kochali. Może nie tyle mnie, co osobę, którą byłem na scenie. W życiu prywatnym nawet nie przypominałem tamtego chłopaka, który cieszy się, że może wyrażać swoje uczucia przed tak wielką widownią.

Na scenie zakładałem jedną z wielu masek, którymi się posiłkowałem. Albo tak naprawdę na scenie byłem po prostu sobą, a to prywatnie wkładałem maskę zimnego drania, który za wiele przeżył w życiu i wszystkich nienawidzi.

Do drzwi dobiegło pukanie. Powiedziałem bezemocjonalne proszę, a do pokoju niepewnym krokiem weszła Ellie ze swoim tabletem w dłoni.

— Evan wysłał kilka grafik. Jedna to pomysł na płytę, której nie omówiliśmy na spotkaniu, druga to plakat informujący o trasie, trzecia też, a czwarta to jego koncepcja na okładkę nowej piosenki.

Spojrzałem w ekran urządzenia, które podała mi kobieta i uważnie przyjrzałem się okładce płyty. Spodobała mi się dlatego odpisałem do Evana, że jest w porządku. Stuknąłem teraz w zdjęcie okładki nowej piosenki i również zareagowałem pozytywnie. Zazwyczaj to co projektował Evan, wpadało w mój gust. Albo to on przyzwyczaił się do moich poglądów. Pozostałe dwa plakaty również mi się spodobały.

— O plakacie zdecyduj sama. Podobają mi się oba.

Kobieta skinęła głową i ruszyła do drzwi. Wychodząc omal nie wpadła na Charlie'go, który biegiem rzucił się na materac obok mnie. W jego dłoniach jednak był telefon.

Jedyne czego nienawidziłem w tej branży to, to że ciągle wszystko musiałem zatwierdzać, chwalić i rozkazywać. Zupełnie wolałbym gdyby ktoś robił to za mnie. Ale raczej nie urodziła się jeszcze taka osoba, która nadała by się na moje stanowisko.

— Mam kilka miejscówek, które są wporzo do twojej nowej nutki. Zerknij — powiedział, podsuwając mi pod nos komórkę z odpaloną stroną internetową.

Pierwsza grafika pokazywała most nad płynącą rzeką w samym centrum miasta. Nie miałem pojęcia jak zamierzał zorganizować to, w taki sposób aby nie było tam ludzi, ale to już był jego interes. Skinąłem głową. Na kolejnej stronie ukazana była siedziba CNN. Spojrzałem na blondyna pytająco.

— W piosence coś tam śpiewasz o tym, że słucha o tobie cały świat. Te momenty można nagrać w tym miejscu. — Wyjaśnił.

Charlie miał nosa do tych spraw. Zdecydowanie.

***

Kobieta, która dbała o mój wygląd na nagraniach, poprawiła właśnie kołnierzyk kolorowej koszuli, w której zmuszony byłem wystąpić. Odsunęła się ode mnie i spojrzała dumnie na moją sylwetkę. Przewróciłem oczami i ruszyłem w stronę ekipy.

— Zapal to światło, kretynie! — Krzyknął Josh do jednego z facetów od oświetlenia.

Nie mogłem zaprzeczyć, że Josh nie radził sobie na stanowisku managera. Wręcz przeciwnie, radził sobie nad wyraz dobrze. Charlie stał oparty o barierkę mostu, wgapiony w swój telefon. Ellie biegła w moją stronę.

Byłem zmęczony, a to oznaczało, że mój humor jest jeszcze bardziej nie do zniesienia, niż zwykle. Cieszyłem się, że to już ostatnie miejsce, w którym mamy nagrywać scenkę. Okazało się, że Charlie idealnie wszystko zaplanował.

— Jeżeli wrzucę na twoją relację coś takiego, nie będzie zbyt dużo zdradzało?

Spytała pokazując ekran mojego telefonu. Rzuciłem okiem na zdjęcie i skinąłem głową. Od samego rana dałem telefon w ręce Ellie, by na bieżąco zdawała tam jakąś relację. Lubiłem mieć kontakt ze swoimi fanami, dlatego zawsze wieczorem wchodziłem z nimi w konwersacje i co nieco pogadałem. Sprawiało mi to niesamowite uczucie, a im zapewne ekscytację.

— Ty to stanowisko w płatkach znalazłeś? Tacy ludzie to... — Wyzywał znowu kogoś Josh.

Stanąłem blisko swojego managera i poklepałem go po plecach, by nie kończył swojego wywodu. Często zdarzało mu się paplać za dużo, co się odbijało na naszej pracy.

— Miejmy to już za sobą. — Sapnąłem cierpiętniczo.

— Pamiętaj o świetle, kretynie! — Krzyknął Josh, w kierunku jednego faceta, stojącego za dużą lampą.

Pokiwałem bezsilnie głową i wczułem się w role. Zazwyczaj podczas nagrywania wychodziło mi wszystko za pierwszym razem, więc niewiele musiałem poprawiać. Dlatego zmieściliśmy się z całością w jeden dzień. Podchodziłem do swojej pracy dosyć luźno.

Skończyłem ujęcie i podszedłem do kamerzysty. Uruchomił mi krótki filmik i po dwukrotnym obejrzeniu, zatwierdziłem.

— Koniec na dziś. — Jęknął Josh, wciągając na głowę czerwoną czapkę z daszkiem.

Odpiąłem guziki koszuli, która mieniła się milionem kolorów i zgrabnym ruchem, podałem ją stylistce. Przeczesałem palcami rozczochrane włosy i wciągnąłem swoją czarną bluzę. Ekipa, która zajmowała się nagrywaniem, zaczęła zwijać swój sprzęt. Josh z uśmiechem na twarzy powędrował w stronę mężczyzny, którego wcześniej wyzywał i poklepał go po ramieniu.

Charlie zawzięcie dyskutował z jakimś facetem ubranym w idealnie skrojony garnitur, a Ellie jak zwykle zmierzała w moją stronę. Ta kobieta mnie kiedyś doprowadzi do rozstroju nerwowego.

#ED

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro