Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Xavier

Siadam do długiego stołu, przy którym siedzi reszta mojej ekipy. Dawno nie spędzaliśmy tak wspólnie czasu, co było dziwne. William wpatruje się w ekran swojego telefonu, a Josh bawi się kolekcją kosmetyków Ellie, które leżą porozrzucane na stole. Nie rozumiem po co jej te wszystkie podkłady i inne gówna, skoro nawet po ich użyciu wygląda strasznie.

Żart. Ellie jest całkiem ładna.

— Trasa zaplanowana jest na trzydziestego pierwszego lipca, a kończy się dwudziestego siódmego września — wyjaśnił Michael, przeczesując swoje włosy palcami. — Płyta wychodzi dwudziestego dziewiątego.

Dzień po urodzinach Claire, myślę sobie, bo ta dziewczyna nie wychodzi z mojej głowy od wczoraj. Tak jakby znalazła tam sobie swoje miejsce i nie zamierzała go opuszczać.

— Xavier kontaktuj. To ważne — szturcha mnie Ellie, wskazując brodą na Michaela.

Kiwam głową i wracam do wsłuchiwania się.

— Trasa logistycznie jest już ustalona i tak jak dogadywaliśmy się wcześniej, odwiedzamy każdy stan. Wystarczy ustalić ostatnią kwestię. — dopowiada William.

— Kiedy ogłaszamy i kiedy start biletów — odzywa się Josh.

— Może za tydzień? — Proponuję, spotykając się z zaciekawionymi spojrzeniami pozostałych.

— Czternastego lipca? — pyta Ellie, spoglądając w ekran swojego telefonu, gdzie zapewne ma odpalony kalendarz. — Jest okej. O płycie też wtedy?

Kiwam głową i po chwili krótkiej rozmowy, odchodzimy od stołu, by wrócić do swoich zajęć. Zerkam na zegar, który pokazuje: 12:43. Sięgam z blatu swoją czapkę, nasuwam ją na głowę i poklepuje kieszenie jeansów, by sprawdzić czy wszystko mam.

— Wychodzisz? — pyta rudowłosa, zupełnie tak jakby wiedziała dokąd idę.

— Ellie. Zaufaj mi choć ten jeden raz. — Mruczę błagalnie, biorąc do ręki kluczyki.

— Po prostu nie złam jej znów serca. Nie zdajesz sobie sprawy ile przez ciebie przeszła — mówi kobieta, a mnie znowu serce niebezpiecznie przyspiesza. Kiwam głową i wychodzę z mieszkania.

Nie mam pojęcia co ona przeze mnie przeszła, ale z tego co zdążyłem się dowiedzieć, złamałem jej serce. Dlatego ile sił mam w nogach, tak szybko dostaje się do motocykla. Odjeżdżam z parkingu hotelowego i wyjeżdżam na główną drogę, aby jak najszybciej znaleźć się u Claire. Chce mieć za sobą już to pierwsze spotkanie i chcę chociaż zrozumieć jak to wszystko u niej wyglądało. Mam nadzieję, że się nie rozmyśliła i oferta, że mi pomoże wciąż jest aktualna.

Podjeżdżam pod biały domek kilka minut później. Na schodkach przy wejściu siedzi brunetka ubrana w dżinsowe szorty i krótki niebieski top na grubych ramiączkach, który kolorem przypomina jej oczy. Gdy dziewczyna tylko mnie dostrzega, widzę jak ociera policzki i krzywo się uśmiecha. Wygląda jakby płakała.

Schodzę z motocykla w tym samym momencie, w którym Claire mija furtkę. Ściągam z głowy kask i zniżam głowę, aby dokładniej się jej przyjrzeć.

— Co się stało? — pytam, gdy brunetka wciąż milczy.

— Nic. Wszystko w porządku.

Klnę w myślach, kiwam głową i w dwóch krokach znajduję się tuż przed jej drobnym ciałem. Czuje jak coś zaciska się na moim sercu, gdy widzę jej załzawione oczy. Nie znam tego uczucia, ale z pewnością nie powinno ono się pojawiać.

— Co mogę zrobić, abyś się tutaj nie rozpłakała? — pytam, dotykając delikatnie jej brodę i unosząc tak, aby patrzyła mi w oczy.

Teraz patrzymy sobie prosto w oczy i czuję jak coś w dole brzucha mnie łaskocze. I w żadnym stopniu mnie to nie zadowala.

— Bądź — mruczy, ledwo hamując łzy. Widzę jak walczy sama ze sobą. — Po prostu bądź przy mnie i nie odchodź. Nie zostawiaj mnie znów.

Coś w środku mnie pęka. Pierwszy raz coś czuję i... Jest to nowe. Ale nie wiem czy chcę coś czuć. Zdecydowanie łatwiej mi się żyję, gdy nic we mnie nie pęka.

— Tylko tyle?

Jej błękitne oczy patrzą na mnie, jakby nie dowierzała w to, co padło z moich ust.

— Aż tyle. — Odpowiada.

Z ledwością przyciągam ciało Claire do siebie i przyciskam jej twarz do swojej klatki piersiowej. Czuję coś mokrego na koszulce, a to zapewne jest pojedyncza łza dziewczyny. Teraz zaczyna do mnie docierać, że ja nie chcę jej zranić. A może po prostu nie dam rady?

Zaczynam rozumieć, że Claire Flores wyciąga ze mnie to, co zostało zakopane na dnie mojej duszy. Wyciąga ze mnie uczucia.

Gdy dziewczyna wreszcie się uspokaja, odsuwa się ode mnie i spuszcza głowę. Mam wrażenie, jakby wstydziła się, że przy mnie płacze. Ale przecież płacz to ludzkie uczucie, prawda? Każdy ma do tego prawo i... czuję się źle z tym, że ona się wstydzi przy mnie płakać. W jakiś dziwny sposób uraża mnie to.

— Nie wstydź się tego, że przy mnie płaczesz — mówię, a klatka piersiowa dziewczyny zaczyna coraz szybciej się unosić i opadać. Przenosi wzrok prosto w moje oczy.

— Pokazuję ci swoje słabości. A nigdy nie pokazuje się słabości obcym, bo mogą to wykorzystać — powiedziała oschłym tonem.

Nie nadążałem za nią. Naprawdę. Przez chwilę chciała abym był do niej przytulony i nigdy jej nie zostawiał, a już za minutę odpycha mnie od siebie. Tak jakby się mnie bała. A ja nie chcę żeby się mnie bała.

— Kurwa mać, Claire — klnę, a dziewczyna wzdryga się na mój podniosły ton. Karcę się w myślach. Przecież krzykiem nie sprawię, że przestanie się mnie bać. — Przepraszam. Po prostu nie chcę abyś się mnie bała. Wiem, że kiedyś cię zraniłem i chcę się dowiedzieć jak się to stało. Zdaję sobie sprawę, że już nie odkupie win, ale daj mi chociaż szansę. Nie odpychaj mnie za każdym razem, gdy się zbliżę. Wpuść mnie za te pieprzone mury, które ustawiłaś wokół siebie.

Brunetka kiwa nieznacznie głową i rozchyla wargi. Jednak nic nie mówi. Spuszcza wzrok i siada na motocykl, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Przeklinam się w myślach i sięgam kask, który po chwili wkładam na głowę dziewczyny. Sięgam swój spod siedzenia i wciągam go na swoje włosy, a po chwili siadam.

Drobne dłonie Claire dotykają delikatnie mojego brzucha, jakby pytając o pozwolenie. Zanim wyruszam, łapie jej dłonie, wkładam do kieszeni bluzy, którą mam na sobie i pozwalam się jej o mnie oprzeć. Bo w tej chwili nic nie działa na mnie tak bardzo, jak bliskość tej dziewczyny.

Jadę w kierunku kawiarni, w której ostatnio byliśmy tak jak w wiadomości prosiła mnie Flores. Nie wiem jakie stamtąd są wspomnienia, ale skoro uważa, że od tamtego miejsca powinniśmy zacząć, to nie zamierzam dyskutować. Całą pracę oddaję w jej ręce.

Parkuje na parkingu przy kawiarni kilka minut później. Claire schodzi ostrożnie z motocykla, trudząc się z jego odpięciem. Gdy w końcu odpuszcza, patrzy na mnie zza szybki i niemalże błaga samym wzrokiem. Do mojej głowy wpadają niestosowne myśli.

Ruszam jej na pomoc i pozbywam się kasku, a brązowe włosy dziewczyny, są rozwalone na całej głowie. Uśmiecham się na ten widok.

— Więc — zaczynam ostrożnie, chowając kaski do schowka. — Po co tu jesteśmy?

— Zanim ci opowiem, chcę cię o coś poprosić.

Spinam się na to jedno zdanie i opieram o motor, zginając nogi w kostkach. Zakładam ręce na piersi i kiwam głową, dając znak, że jestem gotowy usłyszeć jej prośbę. Bo choć wewnętrznie drgam z nerwów, co jest do mnie niepodobne, to chcę się dowiedzieć o co mnie poprosi. Przełyka ciężko ślinę i zakłada ręce za plecy, a ja orientuję się, że robi tak zawsze, gdy jest zdenerwowana. Jeden szczegół jej zachowania, odhaczony.

— Za tydzień w piątek w sierocińcu na obrzeżach miasta odbywa się festyn — wyjaśnia, a ja słucham jej melodyjnego głosu w skupieniu. — Dzieciaki są twoimi fanami — dodaje, a na mojej twarzy pojawia się uśmiech.

Pierwszy szczery uśmiech, który pojawia się na mojej twarzy, gdy słyszę, że ktoś jest moim fanem.

— Bardzo chcieliby, żebyś się poja...

— Będę. — Mówię, zanim Claire zdąży dokończyć.

Jej błękitne oczy otwierają się w zdumieniu, a pełne wargi delikatnie się rozchylają, ukazując rząd białych zębów. Wygląda komicznie, przez co znów się uśmiecham. Dziewczyna potrząsa głową, jakby próbowała się obudzić. Spuszczam głowę, czując, że mój uśmiech coraz bardziej się poszerza.

— Tak po prostu? Nie dyskutujesz? I w ogóle? — pyta, jakby nie docierało do niej, że się zgodziłem.

Prawda była taka, że zgodziłem się zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Wystarczyło jej jedno spojrzenie abym rzucił cały swój upór w kąt.

— Tak, ślicznotko. Tak po prostu — parskam.

Claire kiwa głową i widzę jak na jej blade policzki wpływa delikatny rumieniec. Chwile jej zajmuje zanim znowu spojrzy mi w oczy, ale to kompletnie nie jest mi potrzebne. Wystarcza mi to, że mogę napawać się jej widokiem. Gdy jest taka beztroska, nie ma łez w oczach i delikatnie się rumieni. Nie muszę czuć na sobie jej spojrzenia. Wystarczy, że czuję jej malinowy zapach, który delikatnie łaskocze moje nozdrza.

— Oh, okej — odzywa się w końcu, rozglądając się po ulicy. — W tej kawiarni ponad dwa lata temu pierwszy raz zaśpiewałeś. Przed ludźmi z mikrofonem w ręku, siedząc na ladzie. Pamiętam, że byłam tutaj wtedy sama, bo kolejny raz pokłóciłam się z... — nie kończy. — Zakochałam się w twoim głosie wtedy, wiesz? — kiwam głową, choć nie miałem o tym pojęcia. — Później dostałeś głośne oklaski i piski różnych dziewczyn, ale ty patrzyłeś wtedy tylko na mnie. Jakbym była jakąś gwiazdą, która razi cię w oczy.

Parskam śmiechem na jej dziwne porównanie, ale po chwili słyszę, że dziewczyna również zaczyna się śmiać, a jej śmiech jest tym, który chciałbym słyszeć już... Ja pierdolę, koniec. Po prostu ma przyjemny śmiech.

— Kupiłeś mi brownie i od tamtej pory to mój ulubiony słodycz — dodała, a mnie coś ciepłego rozlało się w sercu. — Przychodzę tutaj zawsze z nadzieją, że znów cię zobaczę i przeszłość okaże się głupim snem. — Tłumaczy, a ja wciąż nie rozumiem co takiego zrobiłem, że aż tak to w nią uderzyło. — Tęsknię za tobą wiesz?

— Claire, ale ja sam nie wiem kim jestem. Nie tęsknisz za mną, tylko za postacią, którą kiedyś byłem — odparłem, a uśmiech z twarzy dziewczyny drastycznie się zmył. 

— Nie — zaprzeczyła od razu i drastycznie pokiwała przecząco głową. — Ty wciąż jesteś tym samym chłopakiem, któremu.... Wciąż jesteś Xavierem tylko trochę się pogubiłeś.

— Chłopakiem, któremu?

Claire uniosła wzrok i zagryzła dolną wargę, a ja mógłbym przysiąc, że w tym momencie moje serce wykonało fikołka. Ja pierdolę, co ona miała w sobie takiego, że tak dziwnie reagowałem?

— Nic. Nie ważne. — Powiedziała, stawiając krok w stronę chodnika. Mimowolnie ruszyłem za nią. — Wiesz co zrobiliśmy później? — spytała, patrząc na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami. Uniosłem pytająco brwi. — Zabrałeś mnie tutaj. Na plażę. I zacząłeś nucić tą samą piosenkę, którą śpiewałeś w kawiarni.

Nagle wspomnienia uderzyły do mojej głowy i zburzyły jeden z wielu murów. Przypomniałem sobie tą chwilę. Siedziałem z Claire tuż przy wodzie i nuciłem jej melodię mojej pierwszej nagranej piosenki. Pamiętam, że siedziała wtedy ze mną do późna i odprowadziłem ją pod sam dom. Poczułem jak coś przewraca się w moim brzuchu. Pieprzony ludzki organizm.

— Odprowadziłeś mnie do domu i...

— ...poprosiłem o numer — dokończyłem za nią, a jej pełne malinowe wargi szeroko się otwarły.

— Pamiętasz to. — Mruknęła, jakby nie docierały do niej moje słowa.

Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. Złapałem za drobną dłoń dziewczyny i pociągnąłem ją w kierunku oceanu. Musiałem mocno zwolnić swoje normalne tempo, aby Claire nie musiała za mną biec. Wiatr rozwiewał jej ciemne kosmyki włosów, a ja poczułem się jak dawniej.

Jak dwa lata temu, gdy byłem zakochanym głupcem. Dopiero teraz zaczęło boleć mnie to, że zjebałem tak bardzo, że już nigdy jej tego nie wynagrodzę.

A Claire Flores nie zasługiwała na żadne zło, które spotkało ją na tym świecie.

#ED

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro